Von Ribbentrop przyjął mnie wyraźnie chłodno. [...] Stwierdził z pewnym podnieceniem, że otrzymano doniesienia o naszych „zarządzeniach mobilizacyjnych”. Zaobserwowano również pewne ruchy wojsk na Pomorzu. Wywołało to bardzo złe wrażenie. [...] Przypomina mu to podobne ryzykowne kroki podjęte przez inne państwo (miał oczywiście na myśli Czechosłowację). Dodał, że wszelka agresja z naszej strony przeciwko Gdańskowi byłaby agresją przeciwko Rzeszy.
W odpowiedzi stanowczo podkreśliłem, że w istniejących warunkach nasze zarządzenia były najzupełniej naturalne. Dodałem, że nie ma mowy o mobilizacji.
Berlin, 26 marca
Dokumenty z dziejów polskiej polityki zagranicznej 1918–1939, t. 2: 1933–1939, pod. red. nauk. Tadeusza Jędruszczaka i Marii Nowak-Kiełbikowskiej, Warszawa 1996.
W godzinach rannych w sobotę przybyliśmy do Berlina [...]. Do wagonu wszedł szybkim krokiem [Józef] Lipski w towarzystwie attaché wojskowego pułkownika [Antoniego] Szymańskiego [...]. Lipski bardzo zaaferowany, lecz spokojny, stwierdził, że atmosfera w Berlinie stała się ciężka, cała prasa niemiecka pełna jest artykułów o Umkreisungspolitik [polityka okrążania Niemiec przez ich sąsiadów].
Z uwagi na to, że pociąg stał na tym dworcu tylko kilka minut, trzeba było się spieszyć. Lipski prędko dodał, że w Polsce, począwszy od Zbąszynia, organizują się wielkie manifestacje w związku z powrotem ministra. Usłyszawszy to, Beck polecił natychmiast, by [Karol] Kraczkiewicz [sekretarz ambasady] połączył się co prędzej z Poznaniem i z Warszawą, aby nie wznoszono okrzyków antyniemieckich. [...]
W drodze do granicznego Zbąszynia pociąg przystawał kilkakrotnie w otwartym polu — pod świeżym wrażeniem słów Szymańskiego o przygotowaniach wojennych, nasuwała się myśl, czy to nie one blokują nam tor. Po niemieckiej stronie Zbąszynia kręciło się teraz więcej niż zazwyczaj koszul czarnych i brunatnych. Po polskiej stronie witała Becka liczna delegacja, by wyrazić radość z zawartego układu. Poznań zaś dosłownie szalał — tłumy wiwatowały, dworzec był przepełniony, a przedział ministra zapełnił się w jednej chwili naręczami kwiatów wiosennych. [Beck] Wychylił się z okna, ucieszony i uśmiechnięty ściskał dłonie.
Berlin–Poznań, 8 kwietnia
Paweł Starzeński, Trzy lata z Beckiem, Warszawa 1991.
Ludność stolicy już od wczesnego ranka zaczyna się gromadzić wzdłuż trasy defilady prowadzącej od Belwederu, Alejami Ujazdowskimi, Krakowskim Przedmieściem do placu Zamkowego. Wszystkie ulice udekorowane są flagami państwowymi, w oknach portrety Pana Prezydenta Rzeczpospolitej i Marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza. [...]
Dźwięki orkiestry i dobiegające od strony Belwederu okrzyki: „Niech żyją!” — sygnalizują zbliżanie się pierwszych oddziałów. [...] I oto dźwięki orkiestry przygłusza twardy, głuchy łomot, jakby taranem uderzał kto o ziemię — idzie kolumna w szyku ósemkowym, twardym krokiem żołnierskim, aż dudni asfalt uliczny, aż drżą szyby w okolicznych domach. Idzie piechota, królowa broni. [...]
Oczy wszystkich kierują się ku górze. Lecą eskadry samolotów, wygrywając na motorach pieśń najpiękniejszą, pieśń polskich skrzydeł. Jeden za drugim lecą klucze samolotów, tłum na dole wiwatuje, bije brawa, podrzuca do góry kapelusze.
Warszawa, 3 maja
„Kurier Poranny” nr 122, z 4 maja 1939.