Nasilamy tematykę partyjną, bo już za dwa tygodnie odbędzie się III Zjazd PZPR. [...]
Byłem na kilku konferencjach przedzjazdowych i setnie się nudziłem. Nie tylko ja. Sala w drugiej i trzeciej godzinie czytania referatu przedstawia widok arcyciekawy. Starzy znajomi, a tacy są na każdej konferencji, siedzą razem i opowiadają sobie dowcipy. Niektórzy czytają gazety, z nudów nawet ogłoszenia drobne. Widziałem dwóch delegatów, którzy grali „w okręty”. Wcale bym się nie zdziwił, gdybym nagle zobaczył towarzyszkę robiącą na drutach.
Warszawa, 24 lutego
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Dzisiaj pierwszy dzień zjazdu partii. Po raz pierwszy uczestniczę w takim zgromadzeniu. Znam już sporo towarzyszy, zwłaszcza z centralnego szczebla. Rozpoznaję także niektórych delegatów z terenu, z województw, w których byłem na konferencjach przedzjazdowych. Ze sprawozdania komisji mandatowej wynika, że największą grupę delegatów stanowią robotnicy (na 1411 – 924). Można ich łatwo rozpoznać zarówno po twarzach, jak i ubiorze. Szczególnie wyróżniają się górnicy. W czarnych mundurach, wielu z nich błyska odznaczeniami. Najciekawsze są przerwy w obradach. Delegaci tłoczą się przy bufetach oraz przy ważnych towarzyszach i gdy napatoczy się fotoreporter, to natychmiast tworzą grupę i proszą, by zrobił im zdjęcie. Widać, że dla wielu z nich przyjazd do Warszawy i możliwość choćby otarcia się o wysoko postawionych towarzyszy jest wielkim przeżyciem. Przykro to powiedzieć, ale wrażliwy nos z łatwością wyczuje, że zużycie mydła na głowę delegata nie jest chyba wysokie.
Gomułkę powitano oklaskami, na stojąco. [...] Delegaci Warszawy siedzą w pierwszych rzędach parteru. Mogłem więc przyglądać się towarzyszom w prezydium. Ciekawe, co też oni sobie myślą, patrząc na nas. W czasie wygłaszania referatu przez Gomułkę siedzieli nieruchomo. Czasem tylko jeden lub drugi zerkał w jakieś papiery.
Warszawa, 10 marca
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Już zaczynam się nudzić, siedząc na sali. Dyskusja toczy się według pewnego schematu. Dużo o osiągnięciach i prawie tyle samo o słabościach, niedociągnięciach itp. dyskutanci, zwłaszcza z terenu, deklarują pełne poparcie dla linii partii, ten i ów wyraża zadowolenie, że dzięki pryncypalnej polityce kierownictwa rozbity został rewizjonizm, a dogmatyzm nie spotyka się z poparciem mas partyjnych. A w ogóle to wszyscy aż się palą, by realizować linię partii. Po wysłuchaniu kilku takich przemówień człowiek ma już dość. Po kilku dniach w kuluarach nic nowego nie można usłyszeć. Jeszcze nie zaczęła się gorączka wyborcza, choć zapewne kandydaci do władz zostali już wytypowani.
Warszawa, 13 marca
Mieczysław Rakowski, Dzienniki, Warszawa 1996.