Urzędowa „Berliner Corresp.” mówiła niedawno o „polskiem niebezpieczeństwie” i ogłosiła o niem cały szereg artykułów. Owo polskie niebezpieczeństwo, o którem tyle mówią, istnieje mojem zdaniem tylko o tyle, o ile je rząd państwa i prowincyi sam maluje na ścianie. Prawda, w ostatnim czasie nagromadziło się u nas wiele niezadowolenia i rozgoryczenia, ale na uśmierzenie tego potrzeba innych środków, aniżeli te, które się przedsiębierze. Środki to nieszczęśliwe i zgubne. Mamy uroczyste przyrzeczenia królewskie, że narodowość polska ma doznawać obrony; jeżeli ich się jednak nie dotrzymuje, nie można się dziwić, że naród, posiadający 1000-letnią historyą, popada w wzburzenie i rozgoryczenie. Tymczasem co się czyni? Tępi się stare nazwy polskie, przeszkadza się urządzaniu zebrań, zabrania przedstawień amatorskich, usiłuje się polskich wlaścicieli rugować z gleby ojczystej; polskich przedsiębiorców nie dopuszcza się do submisyi na wykonywanie robót publicznych, piędzi ziemi nie wydzierżawia się polakom!
Przed sądem i urzędem nie wolno polakowi posługiwać się językiem ojczystym. [...]
Gorące zanieść musimy skargi na obecny system nauki religii. Hr. Zedlitz i dr. Bosse uważali jeszcze za obowiązek sumienia, żeby ta nauka udzielaną była w języku ojczystym dzieci. Tymczasem po nich przychodzi p. Studt i rozporządza naukę religii w niemieckim, a więc w obcym języku. To się sprzeciwia konstytucyi! Minister wykroczył przeciw 25 artykułowi konstytucyi przez to, że przy zastososwaniu owej zmiany nie pytał wcale o zdanie odnośnych władz kościelnych. Pan minister Studt powinien przybyć raz na jaki nasz więc ludowy. Przekonałby się, jakie rozgoryczenie i oburzenie panuje na jego rozporządzenie. Jeżeli się nie wahał obrazić uczuć ludu w dziedzinie tak delikatnej jak nią jest religijna, to nie trzeba się dziwić, że powstaje „polskie niebezpieczeństwo”.
Berlin, 15 stycznia
„Dziennik Poznański” nr 14, 17 stycznia 1901, w zbiorach Biblioteki Narodowej.
Obowiązany jestem zwrócić uwagę, że pewne koła polskie usiłują zmusić ludność niemiecką i pocztę, żeby używały polskiej pisowni róznych miejscowości. W pewnem piśmie polskiem podano długi spis takich miejscowości, pomiędzy niemi Wrocławia. (Głosy: Oho! i wesołość.) Uważałem także za stosowne prosić ministra poczt, żeby nie pozwolił ekspedyować kart pocztowych z rewolucyjnemi wspomnieniami (!) z historyi polskiej (!). Tak daleko idzie wielkopolska agitacya!
[...]
My pragniemy szczerze żyć w zgodzie z ludnością polską (!!). Nie wiem doprawdy, jaki interes mielibyśmy w utrzymaniu stanu wojennego. Jeżeli jednak nie doszliśmy jeszcze do pokojowych stosunków, to pochodzi to ztąd, że wobec polaków znajdujemy się w stanie narzuconej nam walki obronnej (!!!) Nie trąbiliśmy ani pobudki wojennej (fanfare) ani też nie zatrąbiliśmy hasła do odwrotu (chamade). Nie potrzebowaliśmy zatrąbić fanfary, ponieważ nie przechodzimy do walki zaczepnej, ani też chamady, ponieważ nie mamy powodusię cofać. Ale musimy bronić niemczyzny wobec niesprawiedliwych napaści (żywe oklaski na prawicy). Jest wprost niesłychanem, co dzisiaj na gruncie konstytucyi pruskiej pozwalają sobie mówić na niemczyznę.
[...]
Głównym zadaniem działalności rządu jest – i to jest tu decydującem – wzmacnianie niemczyzny w dziedzinie kulturnej i ekonomicznej.
[...]
Musimy dalej wzmacniać niemiecki stan chłopski, który niestety bardzo się cofnął liczebnie, musimy utrzymać niemieckie rzemiosło, jeżeli pragniemy zaludnić małe gminy miejskie. Dla Poznania robi rząd, co może. Budowa niemieckiego teatru w Poznaniu jest nadzwyczaj ważnym środkiem dla wzmocnienia niemczyzny.
Berlin, 16 stycznia
„Dziennik Poznański” nr 15, 18 stycznia 1901, w zbiorach Biblioteki Narodowej.
Niebywałe utrudnienia, z któremi się spotyka ludność polska, skoro przesyłki pocztowe opatrzone są polskiemi adresami, jest powodem, że zwołujemy wiec niniejszy, żeby zaprotestować przeciwko nowym porządkom i nieporządkom.
Wielokrotnie przy zaprowadzaniu nowych porządków oraz prześladowań języka polskiego spotykał nas niekiedy zarzut, że poniekąd zgadzaliśmy się na nie milcząco, bo ani zażaleń, ani protestów nie wnosiliśmy. Na zarzut taki nie chcemy się nadal narażać. Podnosimy zatem głos nasz stanowczo i wyraźnie. [...]
A nie tylko protestować chcemy, ale i zapowiedzieć solennie, że wszelkich będziemy używali środków prawnych, żeby się oprzeć skutecznie prześladowaniom antipolskim na tem jak i na każdem innem polu.
Zwołujemy więc więc
na 27 stycznia r. b. do Poznania.
Kazimierz Adamski [i in.]
Poznań, 23 stycznia
„Dziennik Poznański” nr 19, 23 stycznia 1901, w zbiorach Biblioteki Narodowej.
My na wiecu powiatowym we Wrześni zebrani polacy, uważamy obecny system nauczania w szkołach za nieodpowiedni i przewrotny, - gdyż dzieci, opuszczające szkoły, nie umieją ani po polsku, ani po niemiecku porządnie czytać i pisać.
Ostatnie rozporządzenia, nakazujace dzieci polskie uczyć religii św. w języku niemieckim, uważamy za największą krzywdę, wyrządzoną nam rodzicom i dzieciom naszym.
Spoglądamy z wielką obawą na moralną przyszłość dzieci naszych, których nauka religii tą metodą udzielana, umocnć nie może w zasadach religii – raczej je odda na pastwę zdziczenia, złych obyczajów i nauk socyalnej demokracyi.
Jako obywatele państwa konstytucyjnego, gwarantującego wszystkim obywatelom równe prawa, czujemy się wysoce upośledzonymi w porównaniu z naszymi współobywatelami niemieckimi, którym li tylko rząd pruski daje sposobność przyswojenia sobie prawd religii według jedynie rozsądnych zasad pedagogicznych, t. j. W języku ojczystym.
Obawiamy się, iż istniejący już stosunek nienawistny między nauczycielami a dziećmi przez naukę religii w języku niemieckim znacznie się wzmoże. Jak bowiem rozsądnie udzielana nauka wywołuje uznanie i szacunek dla nauczycieli, tak dresura języka niemieckiego na temat religii św. wywołać musi u dzieci niechęć i nienawiść dla nauczycieli.
Ostatnie zarządzenia pocztowe są znowu jednym dowodem więcej nie uwzględniania potrzeb i praw, gwarantowanych trzymilionowej ludności polskiej, w większej części zresztą nie władającej językiem niemieckim; są zaprzeczeniem charakteru instytucyi pocztowej jako międzynarodowej, obowiązanej uwzględniać i język polski. - W tych zarządzeniach widzimy wprost wielkie lekceważenie obywateli polskiej narodowości.
Z wszystkich wymienionych racyi i powodów protestujemy jak najenergiczniej
1)przeciw usunięciu i usuwaniu języka polskiego ze szkół elementarnych i wyższych;
2)przeciw zaprowadzeniu wykładu religii w języku niemieckim;
3)przeciw najnowszym rozporządzeniom pocztowym, tyczącym się języka polskiego na adresach, jako też przeciw sposobowi, w jaki się te rozporządzenia wykonuje, t. j. przeciw szykanom pocztowym.
Równocześnie żądamy zniesienia wszystkich pomienionych rozporządzeń, jako uwłaczających prawom ludu polskiego.
Września, Wielkopolska, zabór pruski, 16 maja
„Dziennik Poznański” nr 114, 19 maja 1901, w zbiorach Biblioteki Narodowej.