Zdać sobie trzeba sprawę, że najlepiej rozbudowany port na pobrzeżu, nie zastąpi nam Gdańska, który jest naszym portem naturalnym, posiadającym już gotowe urządzenia. [...] Połączenie zaś pobrzeża z Wisłą pod Tczewem, natrafi na bardzo poważne trudności, i trudno przypuszczać, ażeby było rentowne. [...]
Miejsce, wybrane do budowy na północ od osady Gdynia, [...] należy uznać za dobre. Osłonięte cyplem Oksywia od wichrów północnych, przed zapiaszczeniem i działaniem prądu przybrzeżnego, zaś półwyspem Hel – od wiatrów wschodnich, posiada stosunkowo znaczne naturalne głębokości, blisko przebiegającą linję kolejową i osadę rybacką, która również portu potrzebuje.
Warszawa, 11 października
Archiwum/Ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni, cyt. za: Gdynia. Biznesplan II RP, red. Maciej Kowalczyk, Fundacja Ośrodka KARTA, Warszawa 2011.
[...] dzień przysięgi nie zwiastował nic dobrego. Prezydent Rzeczypospolitej Narutowicz został obrany większością, na której zaważyły głosy mniejszości narodowych, zwłaszcza Żydów. Gazety narodowo-prawicowe od razu uderzyły w ton nieprzejednany. Rozdrażnienie wzrastało. Na drodze do Sejmu, którą miał jechać Prezydent, aby złożyć przysięgę, nieprzychylne elementy urządziły naprędce barykadę. Otwarty powóz Prezydenta, zaprzężony w białe konie (dawniej Piłsudskiego), zmuszony był przejechać chodnikiem. Demonstranci obrzucili powóz garściami śniegu. Przed sejmem burzył się niespokojny tłum. Żaden z posłów obozu narodowego na akt przysięgi się nie zjawił. Posłowie lewicy zostali przytrzymani na ulicy przez „narodowców”. Zawrzała walka uliczna. Padły strzały, przy czym zabito dwóch ludzi, rannych zaś było kilku.
Warszawa, 11 grudnia
Maria Kasprowiczowa, Dziennik, Warszawa 1968.
11 grudnia w południe odbyć się miało w Sejmie uroczyste złożenie przysięgi, ale już od chwili kiedy wyniki wyborów doszły do publicznej wiadomości, w mieście rozpoczyna się agitacja prawicowa na wielką skalę. Od rana 11-go na ulicach przylegających do Sejmu zebrały się tłumy, z którego donoszą się okrzyki protestu. Na jednego z najstarszych wiekiem senatorów z partji lewicowej rzucono się z laskami. […]
O 12 godzinie 40 minut zatelefowano z Sejmu do Belwederu, że przysięga podpisana przez Prezydenta.
O godz. 1-ej minut 15 znów telefon – że tłum nie wypuszcza nowego Prezydenta z gmachu Sejmu.
Natychmiast zostały wysłane przed Sejm jeszcze dwa szwadrony szwoleżerów – z kulomiotami…
Co za ciężkie i smutne chwile przeżywałem wtedy – chyba nie ja jeden w Warszawie.
Cały koszmar przeżyć w okresie rewolucji rosyjskiej wstaje przed oczyma…
Prezydent przyjechał do Belwederu nie Alejami Ujazdowskimi, a przez park Łazienkowski.
Do powozu rzucano kawałki lodu.
Warszawa, 11 grudnia
Jan Jacyna, 1918–1923 w wolnej Polsce. Przeżycia, Warszawa 1927, [zachowana pisownia oryginału].
13 grudnia odbyło się pożegnanie Naczelnika Państwa [Józefa Piłsudskiego] z najbliższem otoczeniem i ministrami.
Premjer p. Nowak miał dłuższe przemówienie do Naczelnika Państwa, na które Naczelnik Państwa odpowiedział krótko, życząc powodzenia i szczęścia „młodej Polsce”, swoją mowę zakończył żartobliwie, że od jutra on będzie „wesołym”, a nie „pochmurnym Józefem”. […]
Wieczorem odbyła się w Belwederze kolacja na 40 z górą osób, bez pań, siedziałem naprzeciw Naczelnika Państwa i miałem w imieniu zebranych do niego krótkie przemówienie; żadnych innych przemówień nie było.
Nastrój był bardzo dobry, skończyło się to około 12-ej, po kolacji Naczelnik Państwa pojechał do prezydenta Narutowicza.
Warszawa, 13 grudnia
Jan Jacyna, 1918–1923 w wolnej Polsce. Przeżycia, Warszawa 1927, [zachowana pisownia oryginału].
Nazajutrz o 12 zrana odbyło się urzędowe objęcie władzy przez pierwszego Prezydenta Rzeczypospolitej w konstytucyjnem Państwie.
Muszę się przyznać, że robiło przygnębiające wrażenie, że Prezydent dla objęcia władzy jechał jakby po kryjomu, przez park, który był okrążony wojskiem, jakby to się działo w Rosji za czasów Caratu lub bolszewików.
P. Car i ja czekaliśmy na nowego Prezydenta przy wejściu – i razem z nim poszliśmy na górę, gdzie czekał Naczelnik Państwa, w otoczeniu obu marszałków – pp. [Macieja] Rataja i [Wojciecha] Trąmpczyńskiego, premjera i pp. ministrów czekających na niego.
Charakterystyczny szczegół: Naczelnik Państwa był w swoim legjonowym mundurze, bez żadnych odznak. […]
Zeszliśmy wszyscy na dół, gdzie został odczytany akt wyborczy przez Prezydenta Ministrów; w chwili kiedy Prezydent podpisywał akt, rozległa się salwa armatnia.
Nowemu Prezydentowi zostali przedstawieni oficerowie i urzędnicy, następnie wszyscy wyszliśmy na dziedziniec, gdzie złożyłem mu meldunek i Prezydent obszedł kompanję i szwadron, następnie odbyła się defilada; na mój rozkaz Oddziały Przyboczne wzniosły trzykrotny okrzyk „niech żyje”.
Potem odbyły się ostatnie dwa przemówienia – byłego Naczelnika Państwa do Prezydenta i jego odpowiedź.
Warszawa, 14 grudnia
Jan Jacyna, 1918–1923 w wolnej Polsce. Przeżycia, Warszawa 1927, [zachowana pisownia oryginału].
Warszawa. Przekazanie władzy prezydentowi Narutowiczowi przez Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego
O godzinie 12[.00] przejecie władzy.
Weszliśmy z p. [Wojciechem] Trąmpczyńskim i kilku ministrami na I piętro w Belwederze. Stojąco czekał na środku sali Piłsudski – ponury. Wchodzi Narutowicz wprowadzony przez [Wacława Jana] Przeździeckiego. Powitał go przemówieniem Piłsudski – przemówienie niesmaczne, egotyczne: „Wszedłem do Belwederu w tym oto mundurze I brygady i w tym mundurze odnosiłem zwycięstwa – w tym mundurze znosiłem bezecne napaści… w tym mundurze opuszczę Belweder… Zanim przekażę władzę, muszę się domagać sporządzenia dodatkowego protokołu… […]”.
Zdumienie u wszystkich! Co za dodatkowy protokół?
Wchodzimy do drugiego pokoju. Tam prezentuje Piłsudski majora Świtalskiego i jakiegoś dr. P.(?!) jako swoich pełnomocników. Przechodzimy do trzeciego pokoju i tam wyjaśnia się, o co chodzi.
„Otworzyć kasę! – rozkazuje Piłsudski. – Oto pieniądze, proszę policzyć i skontrolować księgi”.
Pełnomocnik komunikuje, że jest 400 kilkadziesiąt tysięcy marek.
„Proszę przeliczyć!”.
Nikt się nie rusza – zakłopotanie, niesmak.
Podchodzę do Piłsudskiego: „Panie Naczelniku, ja biorę na siebie odpowiedzialność i podpiszę bez liczenia…”
Idziemy do dalszego pokoju. Podobna scena: „Oto są insygnia ofiarowane mi przez Wilno; nie wiem, czy są moją własnością, czy nie; są moje inicjały, ale nie wiem; będę w Wilnie, to zapytam…”.
Znowu cisza, niesmak, Minister [Kazimierz Władysław] Kumaniecki wyrywa się:
„Coś napisane na szkatułce, może z tego napisu będzie można wywnioskować…”. Nikt nie ma ochoty iść po tej drodze, a Trąmpczyński jeszcze raz protestuje, iż nie jesteśmy kontrolerami. Sprawa pozostaje nierozstrzygnięta.
„Jest jeszcze – ciągnie dalej Piłsudski – sprawa auta ofiarowanego mi przez Dowbór-Muśnickiego. Uważałem je za swoje, ale od czasu, jak Dowbór-Muśnicki miał sprawę sądową o drugie takie auto zabrane Moskalom, które sobie przywłaszczył, nie chcę uważać daru za swój i chciałbym go ofiarować wojsku…”
Znowu cisza – zakłopotanie. Wreszcie ktoś wyraża zgodę:
„Dobrze!”
Przykra, niesmaczna scena skończona. Protokołu dodatkowego nie podpisałem. Czy kto inny podpisał, nie wiem. Przy całej scenie obecny był Narutowicz z miną wysoce zakłopotaną. Schodzimy na parter. Piłsudski przedstawia Narutowiczowi dom cywilny i wojskowy.
Wreszcie w pokoju żółtym następuje przejęcie władzy wedle przepisów ustawy.
Warszawa, 14 grudnia
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Było to podczas otwarcia jesiennej wystawy obrazów. Dziwnym trafem byłam wówczas na sali, gdzie się dokonał mord, stałam nawet o parę kroków od Prezydenta. Przed chwilą razem z przyjaciółką przyglądałyśmy się jemu uważnie. Tłumiłam trochę przesadny zapał Loli żartami, że ma z lekka wyrudziały paltot i że spodnie jego nie są idealnie zaprasowane. Szłyśmy tuż za nim. Zaczęłam właśnie oglądać obrazy, przed którymi Prezydent dopiero co przechodził w towarzystwie dwóch panów z Zachęty. I nagle... trzy prędkie, następujące jeden po drugim strzały. Chwila straszliwego popłochu, kilka osób rzuca się ku drzwiom [...] i nagle popłoch ustępuje miejsca ponuremu przerażeniu wobec dokonanej zbrodni. Kobiety dostają spazmów. Jakiś siwowłosy pan płacze. Ktoś wykrzykuje nieskoordynowane wyrazy.
[...]
Wszyscy odruchowo cofnęli się ku ścianom, jedynie po środku został leżący człowiek z otwartym skrwawionym gorsem. Potem przeniesiono go sztywnego i nieruchomego na kanapę. Zdaje się, że już wtedy nie żył. Jedna z kul trafiła w samo serce. Publiczność wyprowadzono do przyległej sali, gdzie trzymano nas przez parę godzin. Z gmachu Zachęty nie wypuszczano i nie wpuszczano nikogo prócz przedstawicieli rządu i policji, wezwanych telefonicznie na miejsce wypadku. W hallu ogólne wzburzenie długo nie ustawało. Słychać było poszczególne okrzyki:
— Kto to zrobił?... Kto sprawcą mordu?... Eligiusz Niewiadomski?
Dziwili się wszyscy, że właśnie malarz... artysta dokonał tego czynu. [...]
Po jakiejś godzinie wyniesiono na noszach ciało, pokryte sztandarem narodowym. Przez okna widziałam plac przed Zachętą, czarny od zebranych tłumów.
Warszawa, 16 grudnia
Maria Kasprowiczowa, Dziennik, Warszawa 1968.
Zaraz po 12.15 wywołuje mnie do telefonu porucznik Laszkiewicz i melduje, że przed chwilą Prezydent w Zachęcie został ciężko ranny.
Nie wiedząc w jakim stanie mogę zastać Prezydenta, daję rozkaz by oprócz otwartego auta przygotować lando i zaalarmowałem szwadron, z którym wyruszyłem do Zachęty.
Kiedy przyjechałem, ciało Prezydenta jeszcze leżało na podłodze.
Przybyły władze sądowe, minister spraw wewnętrznych.
[…]
Po ukończeniu niezbędnych sądowych formalności, wyniesiono na noszach ciało, złożono w otwartem lando i przykryto flagą…
Wraz z doktorem pułkownikiem Piestrzyńskim, stanęliśmy na stopniach otwartego powozu i zawieźliśmy ciało do Belwederu…
Warszawa, 16 grudnia
Jan Jacyna, 1918–1923 w wolnej Polsce. Przeżycia, Warszawa 1927, [zachowana pisownia oryginału].
O godzinie 11.50 – wizyta u kardynała Kakowskiego. Spotkałem tam prezydenta Narutowicza. Przez jakiś czas rozmawialiśmy we trójkę. Kardynał w sposób dość nieprzyzwoity mówił o PSL – dyskusja na temat reformy rolnej. Prezydent Narutowicz odjechał. Zostałem jeszcze parę minut i rozmawialiśmy z kardynałem o stosunku PSL do kleru, o stosunkach sejmowych itp.
Od kardynała wróciłem do sejmu. W kilka minut potem otrzymuję telefoniczną wiadomość od wiceministra Studzińskiego z Prezydium Rady Ministrów, że na p. Narutowicza dokonano zamachu – „ciężko ranny!”. Mam natychmiast jechać na Radę Ministrów.
Wzburzony i oszołomiony, jadę autem. Na ulicach ruch zwykły.
W prezydium zataję zebranych ministrów. Chodzą bezradni! Żadnych zarządzeń nie wydano. Dowiaduję się, że Narutowicz zmarł. Żądam od ministra Sosnkowskiego postawienia załogi wojskowej w pogotowiu.
Ponieważ nie wszyscy ministrowie przyjechali, jadę na chwilę do „Zachęty”, gdzie dokonano zamachu. Zastaję zwłoki Narutowicza na ziemi, owinięte w chodnik czy kapę ze stołu.
Warszawa, 16 grudnia
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
19 grudnia o 2.30 odbyła się eksportacja ciała Prezydenta na zamek do Sali rycerskiej.
Podczas pochodu nie zakłócono spokoju.
Za trumną szła rodzina, następnie marszałek Sejmu, ja za nim; następnie gabinet ministrów, członkowie Sejmu i Senatu, generalicja, różne delegacje, i ogromna ilość publiczności, stały szpalery wojsk. Był mroźny dzień, prószył drobny śnieg… pochód trwał z górą 2 godziny.
Warszawa, 19 grudnia
Jan Jacyna, 1918–1923 w wolnej Polsce. Przeżycia, Warszawa 1927, [zachowana pisownia oryginału].
20 grudnia o 1-ej godzinie odbył się wybór nowego Prezydenta.
Postawiono tylko dwie kandydatury: p. [Kazimierza] Morawskiego (przez prawicę) i p. [Stanisława] Wojciechowskiego (przez lewicę).
Został wybrany p. Wojciechowski 270 głosami, a p. Morawski otrzymał 220 głosów.
Tegoż dnia na 7 godzinę wyznaczono zaprzysiężenie nowego Prezydenta.
Kiedy 20-go zrana przyjechałem do Belwederu, znalazłem drzwi od Sali, gdzie spoczywało ciało Prezydenta jeszcze zamknięte.
Gdy kazałem otworzyć, ujrzałem z przerażeniem, że nie zabrano katafalku; wszystko zostało tak, jak w chwili eksportacji.
Za kilka godzin miał przyjechać nowy Prezydent.
Gdyby nie moja przypadkowa interwencja, kto wie, byłby zastał w Sali recepcyjnej katafalk!...
Między 7 a 9/1/2 w szybkim tempie odbył się cykl uroczystości, w których brałem udział, jako czasowy Generalny Adjutant nowo obranego Prezydenta – a mianowicie: uroczyste zaprzysiężenie nowego Prezydenta w Sejmie, objęcie władzy i następnie przyjęcie korpusu dyplomatycznego.
Z Sejmu Prezydent pojechał na Zamek, gdzie złożył wieniec na trumnie ś.p. [Gabriela] Narutowicza, potem pojechał do Belwederu, gdzie odbyła się prezentacja personelu, defilada oddziałów przybocznych, a następnie przyjęcie ministrów.
Warszawa, 20 grudnia
Jan Jacyna, 1918–1923 w wolnej Polsce. Przeżycia, Warszawa 1927, [zachowana pisownia oryginału].
Wczoraj [30 grudnia] skazano [Eligiusza] Niewiadomskiego na śmierć. Bolesne jednak i niebezpieczne dla przyszłości, iż nie wyszedł moralnie unicestwiony. „Gazeta Poranna” podała obronę Niewiadomskiego in extenso, natomiast przemówienie prokuratora w kilku wierszach! Czyż naprawdę jesteśmy narodem anarchicznym?! A może tylko nienawiść partyjna bielmem moralnym pokrywa oczy?
Ciekawe też, iż ci, którzy najgłośniej domagali się głowy Niewiadomskiego, po wyroku są niezadowoleni. „Raczej niechby siedział dożywotnio w więzieniu i uświadomił sobie ogrom zbrodni!”
Mówiono mi, iż p. Paschalski ma zamiar rekurować, opierając się na tym, iż nie przyznano jednej marki „odszkodowania” rodzinie Narutowicza po to, by sprawę dokładniej wyświetlić i pokonać Niewiadomskiego także moralnie. Dość już jednak tego babrania się w nieszczęściu i gnojowisku politycznym! Jak najprędzej zamknąć bolesny rozdział i przystąpić do wychowywania społeczeństwa w duchu państwowym!
Warszawa, 31 grudnia
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Dn. 16 grudnia ub.r. dokonano morderstwa na śp. Gabrielu Narutowiczu, Prezydencie Rzeczypospolitej.
Pół roku dzieli nas od tej przejmującej grozą chwili. Możemy spojrzeć na nią z pewnej odległości, z pewnej perspektywy. Mgłą niepamięci pokrywają się szczegóły, w cień zapomnienia usuwają się osoby, lecz bodajże z tym większą wyrazistością, w tym większej grozie występuje sam nagi fakt, fakt zbrodni dokonanej z zimną krwią już nie na człowieku tylko niewinnym, nie na Prezydencie Rzeczypospolitej tylko, lecz na państwie samym. Poprzez człowieka bowiem, poprzez Prezydenta Rzeczypospolitej kula zabójcy ugodziła w praworządność, a więc w państwo samo, bo praworządność jest podstawą państwa, jest fundamentum regnorum.
Któż bardziej aniżeli Sejm, ciało stanowiące prawo, Sejm będący częścią Zgromadzenia Narodowego, które obdarzyło śp. Gabriela Narutowicza godnością Prezydenta, któż bardziej, powtarzam, mógł odczuć krzywdę i zniewagę wyrządzoną prawu i państwu przez czyn szaleńczy. Któż bardziej niż Sejm mógł zrozumieć potrzebę zadośćuczynienia pogwałconej praworządności. Toteż Sejm dn. 16 stycznia powziął uchwałę, którą postanowił wmurować w gmachu sejmowym tablicę ku czci śp. Gabriela Narutowicza, Prezydenta Rzeczypospolitej. Uchwale stało się zadość! Tablica ta w murach Sejmu umieszczona, będzie dla pokoleń nie tylko znakiem czci dla człowieka wielkich zalet osobistych, nie tylko wyrazem hołdu dla pamięci pierwszego Prezydenta Rzeczypospolitej, niewinnej ofiary swego urzędu.
Będzie ona dowodem złożonym przez reprezentację narodową, iż mimo długich lat niewoli, które wykoślawiły duszę, mimo kilku lat przebytej wojny, która nauczyła ludzi używać przemocy fizycznej, mimo miazmatów wschodnich, mimo tego wszystkiego naród, jako całość jest zdrowy moralnie i zdolny do życia państwowego, opartego na praworządności.
Warszawa, 15 czerwca
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Panie Marszałku!
Dziękuję Zgromadzeniu Narodowemu za wybór. Po raz drugi w mym życiu mam w ten sposób zalegalizowanie moich czynności i prac historycznych, które, niestety dla mnie, spotykały się przedtem z oporem i niechęcią dosyć szeroką. Tym razem dziękuję wszystkim panom, że wybór mój nie był jednomyślny, tak jak to było w lutym 1919 r. Mniej może w Polsce będzie zdrad i fałszu.
Niestety, przyjąć wyboru nie jestem w stanie. Nie mogłem wywalczyć w sobie zapomnienia, nie mogłem wydobyć z siebie aktu zaufania i do siebie w tej pracy, którą już raz czyniłem, ani też do tych, co mnie na ten urząd powołują.
Zbyt silnie w pamięci stoi mi tragiczna postać zamordowanego Prezydenta Narutowicza, którego nie zdołałem od okrutnego losu ochronić, zbyt silnie działa na mnie brutalna napaść na moje dzieci.
Nie mogę też nie stwierdzić raz jeszcze, że nie potrafię żyć bez pracy bezpośredniej, gdy istniejąca Konstytucja od Prezydenta taką właśnie pracę odsuwa i oddala.
Musiałbym zanadto się męczyć i łamać. Inny charakter do tego jest potrzebny.
Przepraszam za zawód, który czynię nie tylko tym, co za mną głosowali, lecz i tym, co poza salą Zgromadzenia żądają tego ode mnie.
[...]
Dziękuję raz jeszcze za wybór i proszę o natychmiastowy – daj Boże – szczęśliwy wybór Prezydenta Rzeczypospolitej.
Warszawa, 31 maja
Józef Piłsudski, O państwie i armii. Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
„Gazeta Wyborcza” nr 217, 16 września 2000.