Koło godziny 11.00, pijąc kawę, usłyszałem głos samolotów. [...] Z jakiegoś dachu odezwał się karabin maszynowy, a za chwilę drugi, ale nie było słychać artylerii. [...] Za chwilę nadleciały [...] 4 samoloty, w rozproszonej eskadrze, kierując się na Polmin. Powietrze zadrgało od wybuchów. Nie słyszałem nigdy artylerii, myślałem, że to działa przeciwlotnicze, ale to były bomby. Ledwie zdążyłem wrócić do domu, kiedy ponownie odezwał się warkot samolotów i towarzysząca im natychmiastowa seria potężnych wybuchów, od której u nas zatrzęsła się ziemia i zabrzęczały szyby w oknach. Ktoś krzyknął „Polmin się pali!”. Nad ziemią zmykało 7 bombowców, zostawiając za sobą kilka płonących zbiorników benzyny i wznoszącą się coraz wyżej ku niebu czarną chmurę dymu. U góry rozszerzała się ona we wszystkie strony, aż potężnym parasolem przesłoniła słońce i okryła znaczną cześć nieba na wschodzie. Psy zaczęły szczekać, bydło ryczeć, kobiety, płacząc, tuliły zastraszone małe dzieci. [...]
Po południu, patrząc z wieży ratuszowej, cały ogrom pożaru Polminu miałem jak na dłoni. Istne piekło płomieni i czarnego dymu. Dawniej mówiono nam, że w razie wojny Polmin będzie broniony przez artylerię przeciwlotniczą i samoloty myśliwskie. A tu nie było ani jednego działa przeciwlotniczego.
Drohobycz, 10 września
„Ziemia Drohobycka”, nr 13/2000, cyt. za: Rodzima energia. Nafta i gaz na polskich ziemiach, wybór i oprac. Maciej Kowalczyk, Ośrodek KARTA, Warszawa 2012.