Powinniśmy wszyscy solidarnie, w odpowiedzialny sposób prowadzić walkę o nasze prawa, o naszą ludzką i narodową godność. [...] Bardzo wiele zależy od naszej postawy, od nas samych. Wierzymy, że jest to droga, która musi doprowadzić do stanu, w którym wolny naród polski żyć będzie w wolnym państwie, będzie gospodarzem na swej ziemi. [...]
Zbliża się czas, kiedy zdobędziemy to, o co walczymy — wolną Ojczyznę, gdzie będziemy rządzić według praw ustanowionych przez naród wolnych Polaków, w które żaden czynnik zewnętrzny nie będzie ingerował. To wymaga czasu.
Gdańsk, 18 grudnia
„Bratniak” nr 20, 1979, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Rozdawano wiele ulotek rozrywanych dosłownie przez ludzi. Nawet te, które upadły w błoto, były natychmiast podnoszone i starannie wycierane. Nigdy nie widziałem takiego pragnienia zdobycia kawałka zadrukowanego papieru. Wokół mnie stało wielu młodych chłopaków, w samych tylko koszulach. Dowiedziałem się, że są to uczniowie jednego z gdańskich techników, którym zamknięto szatnię na klucz.
Przemówienie D[ariusza] Kobzdeja przerywane było oklaskami i skandowaniem: „Żądamy wolności dla Andrzeja Czumy i innych”, „Precz z komunizmem”, „Wolność dla Czechów”, „Niech żyje niepodległa Polska”. [...] Pod koniec dotarł pod stocznię Lech Wałęsa. Przywieziono go w zaplombowanym kontenerze, gdyż Służba Bezpieczeństwa urządziła na niego obławę. Przywitano go entuzjastycznie.
Gdańsk, 18 grudnia
„Bratniak” nr 20, 1979, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Zawieziono nas do komendy MO przy ulicy Świerczewskiego, gdzie przebywali już Mirosław Rybicki i Dariusz Kobzdej. Po czterdziestu minutach zwrócono mi dowód osobisty i pozwolono odejść. Wychodząc z komendy, trzasnąłem drzwiami, co widać zdenerwowało tajniaków, gdyż rzucili się za mną.
Kilkadziesiąt metrów od komendy zostałem zatrzymany i na oczach wielu świadków pobity. Wsadzono mnie do gazika bez jakichkolwiek oznakowań milicyjnych i numerów bocznych. Wsiadło ze mną pięciu agentów, wśród których rozpoznałem kilku wcześniejszych napastników. W samochodzie zaczęto mnie znowu bić.
Gdańsk, 3 maja
Dokumenty uczestników Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela w Polsce 1977–1981, wstęp i oprac. Grzegorz Waligóra, Kraków 2005, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
W rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 Maja Ruch Młodej Polski zamówił w gdańskiej bazylice Najświętszej Marii Panny mszę w intencji Ojczyzny. Na mszy obecnych było 7-10 tys. osób. Po wyjściu z kościoła uformował się trzytysięczny pochód, który poszedł z transparentami pod pomnik Jana Sobieskiego. Tam przemawiał działacz Ruchu — Dariusz Kobzdej. Mówił między innymi o zbrodni dokonanej przez Rosjan na oficerach polskich w Katyniu w 1940 r. oraz o represjach, jakie stosuje obecnie SB wobec działaczy opozycyjnych. Zgromadzeni ludzie wznosili okrzyki „Uwolnić Chojeckiego!”. Po Kobzdeju zabrali jeszcze głos Tadeusz Szczudłowski i Nina Milewska. Do momentu rozejścia się zgromadzonych cała uroczystość przebiegała spokojnie. Dopiero później tajniacy rzucili się na grupki organizatorów, bijąc ich i wciągając do samochodu. Pobito około 10 osób (w tym 4 kobiety), najmocniej Kobzdeja, Mirosława Rybickiego, Marka M. Skuzę.
Gdańsk, 3 maja