Przed 8 wieczorem przyjechało po mnie auto, którym jeszcze wstąpiliśmy do Hotelu Sejmowego po Nałkowską. Nie widziałam jej 20 miesięcy. Od razu wchodząc do auta zaczęła coś mówić, coś nie do zapamiętania. [...]
Zawieziono nas do Domu Akademickiego, gdzie się to odbywało. Po raz pierwszy miałam uczucie, że to jest coś demokratycznego. Przybyło – zamiast spodziewanych – 500–600 delegatów. Właśnie byli na kolacji w stołówce (tylko literatów przywabia się świetnymi bankietami). Sala – jak sala po całym dniu obrad. Przy zielonym, zaprószonym resztkami tytoniu, stole siedział Borejsza i pił z kubka herbatę zagryzając bułką. Nas też poczęstowano herbatą w ogromnych kubasach i bułkami z masłem i kiełbasą. Nałkowska doskonale się trzyma, gładka, nic na swoje lata nie wygląda. [...]
Nałkowska czyta pierwsza krótki utwór z „Medalionów”. B. słabe i makabra z czasów okupacji. [...] Iwaszkiewicz (któremu powiedziałam mnóstwo szczerych komplementów o jego książkach) przeczytał dwa wiersze dobre. Moja humoreska (jak i „osoba”) została dobrze i życzliwie przyjęta. Pierwszy raz w życiu słyszałam moje audytorium wybuchające śmiechem. Ale najbardziej zastanowił mnie Pruszyński. Przeczytał opowiadanie w stylu mysterious stories angielskich.
Warszawa, 14 grudnia
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 1, 1945–1949, Warszawa 1996.