Wyjechałem na rewizję do Technikum Rolniczo-Suszarniczego w Jabłoniu, powiat Parczew. Szkoła mieściła się w pięknym pałacu, należącym przed wojną do hrabiego Augusta Zamoyskiego. [...] Pałac otoczony był dobrze jeszcze zachowanym parkiem, który dochodził do kanału Wieprz–Krzna — chluby lubelskich meliorantów, a przekleństwa okolicznych rolników. Kanał długo jeszcze po uroczystym otwarciu, w obecności pierwszego sekretarza KC PZPR Władysława Gomułki, nie spełniał swojego zadania. Miał usuwać w mokrych latach nadmiar wody z łąk i pól, a w latach suchych nawadniać je. Spełniał tylko jedno z wyznaczonych zadań — usuwał wodę, wysuszając okoliczne łąki. Wykonanie było spartaczone. Winnych brak.
W tym czasie też wybudowano w gospodarstwie pomocniczym przy technikum suszarnię pasz, sprowadzoną za ciężkie dewizy. Surowcem dla tej suszarni miała być trawa z łąk, której po oddaniu kanału powinno być, według obliczeń speców agronomów, pod dostatkiem. Okazało się jednak, że moce produkcyjne suszarni były wykorzystywane tylko w 25%, a to głównie z braku surowca, czyli trawy. [...] Przynosiła [suszarnia] corocznie około pół miliona złotych strat [...]. Gdyby moce produkcyjne suszarni były w pełni wykorzystane, też byłaby strata, ponieważ koszty produkcji znacznie przewyższały dochody. [...] Należało przecież kupić i przywieźć ze Śląska kilkadziesiąt wagonów węgla, by móc suszyć trawę. Tymczasem w lecie trawę można wysuszyć na słońcu całkowicie za darmo.
Jabłoń, 10 grudnia
Bronisław Stafiej, Wspomnienia w zbiorach Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Lublinie, [cyt. za:] Barbara Odnous, Z pamiętnika rewidenta, „Karta” nr 41, 2004.
Przebywałem na rewizji w Rolniczym Rejonowym Zakładzie Doświadczalnym w Końskowoli, w powiecie puławskim. Przedmiotem rewizji były działki pracownicze, inwentarz żywy u pracowników i wykorzystywanie samochodów prywatnych do celów służbowych. Sprawdzałem wykonanie postanowień poprzednich kontroli. [...]
Według przepisów pracownikom stałym należy się ziemia pod ziemniaki — 25 arów, ogródek przydomowy — 5 arów. [...] Zakład ma też obowiązek wykonać nieodpłatnie wszystkie prace związane z uprawą ziemniaków. Pracownik może zrezygnować z ziemi pod ziemniaki i wtedy przysługuje mu pieniężny ekwiwalent w kwocie równej 25 kwintalom ziemniaków. [...] Znaczna część pracowników w Końskowoli nie chciała jednak korzystać z tych dobrodziejstw i wolała otrzymać mniejszą działkę, 15-arową, by móc uprawiać inne rośliny — porzeczki i róże, a właściwie ich sadzonki. [...] Z działki 15-arowej można zebrać około 15.000 krzewów i sprzedać po 3 złote, co dawało 45.000 złotych. (Za taką sumę można było już nabyć samochód marki „Syrena”.) Pracownicy przeznaczali te pieniądze przede wszystkim na budowę własnych domów. [...]
Inspektorzy NIK uznali taką działalność, zwaną pogardliwie badylarstwem, za szkodliwą. [...] Lustracja wykazała, że kilku pracowników (w tym dyrektor naczelny i wszyscy kierownicy) miało przydomowe ogródki większe niż przepisowe 5 arów. [...] Uprawą porzeczek i róż zajmowało się przede wszystkim kierownictwo zakładu. [...]
Dokonaliśmy także przeglądu pracowniczych kurników i chlewików. Przepisy zezwalały na utuczenie w ciągu roku dwóch świń i trzymanie 30 sztuk drobiu. Tymczasem w kurniku żony dyrektora naliczyliśmy 93 kury. [...]
Przejazdy samochodami prywatnymi były stosowane nagminnie i bez zachowania elementarnych zasad przyzwoitości. [...] Każdy, kto miał własny samochód, pisał bez ograniczeń, że nim służbowo jeździł. [...] W księgowości nie wymagano żadnych dokumentów uzasadniających wyjazdy. [...] Nic dziwnego, że niektórzy przejeżdżali własnymi samochodami kilkanaście tysięcy kilometrów miesięcznie, zgarniając sumy przewyższające wynagrodzenie.
Końskowola, 19 grudnia
Bronisław Stafiej, Wspomnienia w zbiorach Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Lublinie, [cyt. za:] Barbara Odnous, Z pamiętnika rewidenta, „Karta” nr 41, 2004.
Wyjechałem w teren, do gospodarstwa pomocniczego przy Technikum Rolniczo-Suszarniczym w Jabłoniu. [...] Widać tam było na każdym kroku bałagan i brak jakiejkolwiek gospodarności. Budynki gospodarcze nie były remontowane i groziły zawaleniem. Dawny budynek administracyjny folwarku wykorzystywany był obecnie na mieszkania dla pracowników. Nie remontowano go od upaństwowienia dóbr hrabiego Zamoyskiego, czyli od zakończenia wojny. [...] Do pojenia krów przywożono wodę beczkowozem, pomimo że obok gospodarstwa przebiegał wodociąg. Wszystkie zaniedbania spowodowane były niegospodarnością kierowników, którzy byli też często zmieniani, przeważnie za nieudolność i pijaństwo. [...]
Powołałem komisję [...]. Udałem się na czele tej komisji do gospodarstwa na lustrację prywatnych kurników i chlewików, pozbijanych z desek, dykty, blachy i papy. U kilku pracowników stwierdziliśmy dobrze rozwinięte hodowle trzody chlewnej. Kosztem państwowej kasy tuczono prywatne świnie. [...] Oborowy Stefan P. miał w swoich chlewikach 21 świń (dopuszczalne były dwa tuczniki w ciągu roku).
[...] Opisałem wszystkie nieprawidłowości w protokole rewizji [...]. Czy to przyniosło jakikolwiek skutek, miałem poważne wątpliwości. Przecież nieujęcie w ewidencji księgowej suszarni o wartości 8 milionów złotych było ustalone z jednostką nadrzędną, której zależało na tym, aby wykazywać w dokumentach księgowych jak najmniejsze straty.
Jabłoń, 7 maja
Bronisław Stafiej, Wspomnienia w zbiorach Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Lublinie, [cyt. za:] Barbara Odnous, Z pamiętnika rewidenta, „Karta” nr 41, 2004.
Wyjechałem do Ośrodka Doświadczalno-Eksploatacyjnego Regionu Kanał Wieprz–Krzna w Sosnowicy, powiat Parczew.
Rewizję przeprowadziłem w zakresie gospodarki energią elektryczną. [...] Kontrolę zarządzono na wniosek głównej księgowej Marii B., która nie mogła poradzić sobie z nadużyciami, jakie tu prowadzono, a które tolerowane były przez jednostki nadrzędne. [...]
Edward T., zatrudniony jako inspektor techniczny, założył sobie [obok Ośrodka] wytwórnię materiałów budowlanych. Do szopy, w której produkował płyty wiórowe, tzw. supremy, podłączył od linii elektrycznej w Ośrodku zasilanie silnika. Ponadto wybudował na terenie Ośrodka drugą szopę, do której przeprowadził nielegalne zasilanie od słupa betonowego przewodem ukrytym w ziemi. Groziło to śmiertelnym porażeniem. [...] Dyrektor jednostki nadrzędnej nie reagował. Kierowca Jan H. [...] dołączył prowizoryczną instalację bez licznika do piwnicy, gdzie miał spawarkę elektryczną. [...] W mieszkaniach służbowych liczniki były rozplombowane. [...]
Rachunki płacił Wojewódzki Zarząd Melioracji Wodnych. Jego dyrektor inż. Walerian Cz. nie wyciągał żadnych dyscyplinarnych wniosków. [...] Dyrektorzy często chcą uchodzić wśród załogi za „równych chłopów” lub też współdziałają w machinacjach. Nie należy się temu dziwić, wystarczy przejrzeć ich życiorysy. Dyrektor Walerian Cz. był niedawno jeszcze zastępcą dyrektora W[ydziału] R[olnictwa] i L[eśnictwa] P[rezydium] W[ojewódzkiej] R[ady] N[arodowej] w Lublinie, gdzie wykazał się kompletną indolencją, i jako zasłużony działacz ZSL dostał kopniaka w górę.
Sosnowica, 2 czerwca
Bronisław Stafiej, Wspomnienia w zbiorach Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Lublinie, [cyt. za:] Barbara Odnous, Z pamiętnika rewidenta, „Karta” nr 41, 2004.
Zacząłem rewidować Gospodarstwo Pomocnicze przy Technikum Rachunkowości Rolnej w Klementowicach, o powierzchni 33 hektarów. [...] Przeanalizowałem zasady jego egzystencji i przyszło mi na myśl, że dyrektor takiej instytucji ma anielskie życie. Za każdą sprzedaną tonę zboża otrzymuje dotację w wysokości 50 procent ceny. [Ceny były wtedy ustalane odgórnie, za zboże z PGR-ów płacono 50 procent więcej niż od rolników indywidualnych.] Nikt się go nie pyta, skąd ma zboże. W takiej sytuacji wystarczy tylko podjechać z przyczepami pod punkt skupu, gdzie rolnicy sprzedają zboże państwu i kupić od nich ziarno, płacąc na przykład 10 procent więcej od cen państwowych. Następnie wykazać w dokumentach, że to zboże z własnego zbioru i sprzedać go państwu. Przy takiej transakcji pozostaje zysk w wysokości 40 procent. Można tym sposobem poprawić wydajność z hektara. Można dostać premię, a może i medal.
Klementowice, 10 kwietnia
Bronisław Stafiej, Wspomnienia w zbiorach Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Lublinie, [cyt. za:] Barbara Odnous, Z pamiętnika rewidenta, „Karta” nr 41, 2004.
W Lublinie kręcono radziecki film wojenny. Było ogłoszenie w gazecie, że potrzebują statystów i płacą po 100 złotych za dniówkę. [...]
23 sierpnia była wolna, odpracowana sobota, więc założyłem starą, pomiętą, popelinową koszulę i [...] poszedłem na plan. [...] Tego dnia statyści mieli witać oklaskami żołnierzy radzieckich wkraczających do Lublina. [...] Zatrzymano nas w wylocie ulicy Pstrowskiego [...]. Po drugiej stronie stała wysoka trybuna, na której ustawione były kamery i kręciło się mnóstwo przebierańców. Wyróżniał się facet potężnej postury, reżyser filmu Jurij Ozierow. [...] Był upalny, słoneczny dzień. Po chwili ukazały się szeregi radzieckiego wojska, czyli polscy żołnierze przebrani w mundury Armii Czerwonej. Za piechotą jechały czołgi. Przejazd czołgów powtarzaliśmy kilkakrotnie. Raz z winy starszej, tęgiej statystki, która wybiegła z szeregu z bukietem kwiatów w ręce i wrzuciła te kwiaty żołnierzom do czołgu. Zdenerwowało to Ozierowa oraz jego tłumacza. Napiętnował przez megafon wyskok „starej, grubej baby”. W filmie były przewidziane takie sceny, ale miały w nich uczestniczyć młode, przystojne i gibkie jak sarenki dziewczęta.
Lublin, 23 sierpnia
Bronisław Stafiej, Wspomnienia w zbiorach Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Lublinie, [cyt. za:] Barbara Odnous, Z pamiętnika rewidenta, „Karta” nr 41, 2004.
Kierownik [...] kazał mi jechać na rewizję do Gospodarstwa Pomocniczego przy Technikum Hodowli Roślin i Nasiennictwa w Sobieszynie. [...]
Dyrektorem gospodarstwa był Tadeusz W. [...] Poprzedni dyrektor inż. Zbigniew W. został odwołany [...], ale nadal mieszkał w pałacu i brał pieniądze, rzekomo za niewykorzystane urlopy wypoczynkowe z ostatnich trzech lat. Tadeusz W. został przeniesiony do Sobieszyna z PGR-u w Przytocznie. [...] Miał średnie wykształcenie i był nałogowym alkoholikiem. [...] Przypomniałem sobie, że kilka lat temu, gdy byłem w Przytocznie, [...] zastałem tam pijanego kierownika, śpiącego w stodole. To był właśnie Tadeusz W. [...] Księgowy Bolesław L. i jego zastępczyni Zofia K. namawiali mnie, żebym coś zrobił z tym pijakiem, bo się nie nadaje na dyrektora. [...] Powiedziałem, że [...] mnie interesuje tylko, czy on pije za swoje, czy za państwowe pieniądze, a problemami moralnymi pracowników powinna się zająć organizacja partyjna, do której należy dyrektor. [...]
Poprzedni dyrektor Zbigniew W. nie był zwolennikiem picia wódki, miał jednak inne hobby. [...] Budował dla siebie domy. Wykorzystywał do tego ciągniki i samochody z podległego mu gospodarstwa i nie płacił za transport. [...] Przy budowie domów wykorzystywał też podległych mu robotników. Żaden jednak nie chciał się do tego przyznać. Dyrektor nie wyrządził im krzywdy. Zapisywał im całą dniówkę i godziny nadliczbowe w gospodarstwie i jeszcze dopłacał z własnej kieszeni na piwo. [...] Robił dużo innych machlojek, ale tak, że trudno było to udowodnić. Na przykład 12-hektarowy sad oddał w dzierżawę Janowi M. [...] Z takiego sadu można było uzyskać około 900.000 złotych dochodu rocznie. Dyrektor wydzierżawił go za kwotę 22.000 złotych. Nie ulegało wątpliwości, że znacznie większą sumę dzierżawca zapłacił do jego kieszeni. Przy takim gospodarowaniu Zbigniewowi W. powodziło się nieźle. W gospodarstwie jednak ciągle były straty.
Sobieszyn, 22 września
Bronisław Stafiej, Wspomnienia w zbiorach Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Lublinie, [cyt. za:] Barbara Odnous, Z pamiętnika rewidenta, „Karta” nr 41, 2004.
Udałem się na planową rewizję do Wojewódzkiego Ośrodka Postępu Rolniczego w Końskowoli. [...]
Obecnie terenem działalności Ośrodka jest województwo, a poprzednio było kilka województw. Ciekawe, że choć teren działnia zmniejszył się pięciokrotnie, zatrudnienie wzrosło o 25 osób. Wszyscy fachowcy od rolnictwa pchają się tu do roboty na stanowiska inspektorów rejonowych, tzw. wdrożeniowców. Wynagrodzenie stosunkowo wysokie, a praca niewymierna. Siedzą faceci przeważnie w domach i uprawiają swoje działki z porzeczkami i różami.
16 lutego
Bronisław Stafiej, Wspomnienia w zbiorach Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Lublinie, [cyt. za:] Barbara Odnous, Z pamiętnika rewidenta, „Karta” nr 41, 2004.
Rozpocząłem rewizję doraźną w Wojewódzkim Zarządzie Inwestycji Rolniczych [WZIR] w Lublinie. Wpłynęła do naszego wydziału skarga chłopów ze wsi Stasin w gminie Józefów nad Wisłą, że wykonany w tej wsi wodociąg jest krótszy o 241 metrów niż wykazano w rachunku. [...] Rolnicy nie chcieli płacić i zaczęli odwoływać się najpierw do sołtysa, a później coraz wyżej. W związku z tym [...] naczelnik gminy inż. Jerzy Ch. powołał komisję, która stwierdziła, że wodociąg jest faktycznie krótszy o 241 metrów niż wykazano w protokole odbioru.
W WZIR zatrudnionych było czterech dyrektorów — naczelny i trzech zastępców. Każdy z zastępców miał pod opieką dział, w którym zatrudnionych było co najmniej dziesięć osób, a na czele tego działu stał, oprócz zastępcy dyrektora, także odrębny kierownik. [...] W sześciu rejonowych oddziałach WZIR zatrudnionych było 77 pracowników. [...] Wszyscy dyrektorzy, ich zastępcy i kierownicy mieli wyższe wykształcenie i byli członkami PZPR lub ZSL. Każdy miał odrębny gabinet z telefonem i dywanem. Wielkim nietaktem było wejść do takiego gabinetu bez pukania.
Na wszystkich tych kacyków padł blady strach, kiedy dowiedzieli się, że chłopi ze Stasina bez żadnych specjalistów, za pomocą zwykłego sznurka, udowodnili, że wodociąg jest krótszy niż wykazano w rachunkach. Najbardziej zdenerwował się dyrektor naczelny WZIR dr Czesław S. [...] Powołał komisję (10 osób) do ponownego zbadania długości wodociągu. [...]
Mnie zainteresowała sprawa zużytych materiałów. [...] Na podstawie dokumentów ustaliłem, że zostały wydane [...] na zawyżoną długość.
Lublin, 1 lutego
Bronisław Stafiej, Wspomnienia w zbiorach Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Lublinie, [cyt. za:] Barbara Odnous, Z pamiętnika rewidenta, „Karta” nr 41, 2004.
Otrzymałem zadanie przeprowadzenia kontroli akcji konkursowej zalesiania i zadrzewiania. [...] Konkurs prowadził od kilku lat Urząd Wojewódzki w Lublinie wspólnie z Wojewódzkim Komitetem Frontu Jedności Narodu [FJN]. [...] Wszyscy uczestnicy otrzymywali dość wysokie nagrody pieniężne. Nikt ze sztabowców nie pokusił się nigdy o sprawdzenie w terenie, czy dane ze sprawozdań [konkursowych] znajdują pokrycie w rzeczywistości.
W czasie kontroli wejrzałem na tę listę [nagród] i oko mi zbielało. Był tam mój bezpośredni przełożony, główny księgowy Witold Z., księgowa B. [...], przewodniczący Wojewódzkiego Komitetu FJN Stanisław Z. i prawie wszyscy pracownicy Oddziału Leśnictwa na czele z szefem, mgr. inż. Stanisławem G. Nagrody od tysiąca do kilku tysięcy złotych. [...]
8 lipca 1977 otrzymałem do dyspozycji samochód służbowy i rozpocząłem kontrolę. [...] Wybrałem najpierw Szkołę Podstawową w Niedźwiadzie Dużej, w gminie Łaziska. [...] Według sprawozdania, podpisanego przez dyrektora szkoły Alfreda W., w ramach konkursu zalesiono 2 hektary nieużytków. [...] Wysadzono 1200 topoli i 150 krzewów róż. [...] Drzewka i krzewy kupowały urzędy gminy. [...] Udało mi się odszukać dyrektora W. [...] Wił się jak piskorz w soli, gdy mu przedstawiłem cel mojej wizyty. Tłumaczył, że nie wie, gdzie zostały posadzone topole, bo sprawą zajmowała się inna nauczycielka, a teraz są wakacje i wyjechała do rodziny. [...] Przypomniał sobie jednak, że topole były posadzone w sąsiedniej wsi Wrzelowiec. [...]
Udaliśmy się tam. [...] Gdy wspomniałem chłopom, że chciałem obejrzeć topole, odpowiedzieli chórem, że nie ma czego oglądać, bo nie przyjęły się i stoją uschnięte w miejscu, gdzie był wybierany piasek. [...] Zapytałem, dlaczego się nie przyjęły. Odpowiedziano mi znowu chórem i ze śmiechem, że jak mogły się przyjąć, kiedy przywiezione na wiosnę, leżały na słońcu cały miesiąc. [...] Udaliśmy się z dyrektorem we wskazanym kierunku i wkrótce naszym oczom ukazała się plantacja suchych drzew, posadzonych krzyżowym rzędem. To ułatwiło mi ich liczenie. [...] Naliczyłem 450 sadzonek. [...]
Wicedyrektor W[ydziału] R[olnictwa] i L[eśnictwa], zaniepokojony wynikami mojej kontroli w Łaziskach, przydzielił mi [...] [pomocnika, który] pojechał do wsi Łopoczno, leżącej po sąsiedzku. Tam stwierdził, że wszystko się zgadza. [...] Zrozumiałem, że dyrektor specjalnie przydzielił mi pomocnika, aby pokazać, jak mam kontrolować. Dawano mi w nachalny sposób do zrozumienia, żeby wpisać w protokole, iż wszystko się zgadza. [...]
Napisałem, co ustaliłem, i narobiłem sobie wielu wrogów.
Lublin, 8 lipca
Bronisław Stafiej, Wspomnienia w zbiorach Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Lublinie, [cyt. za:] Barbara Odnous, Z pamiętnika rewidenta, „Karta” nr 41, 2004.
Rozpocząłem badanie bilansu w Wojewódzkim Ośrodku Postępu Rolniczego w Końskowoli. [...] Poddałem dość gruntownemu badaniu obrót i ewidencję inwentarza żywego. Między innymi przeprowadziłem analizę, ile zwierząt padło lub zostało z konieczności ubitych w ostatnim roku. Dane wywołały moje oburzenie. [...] Najwięcej padło tuczników wieprzowych: 110 sztuk, czyli 11,9 procent ogólnego stanu. Widać wieprzowina komuś smakowała. [...]
W dokumentacji padnięć były liczne nieprawidłowości. Nigdy nie przeprowadzono postępowania zmierzającego do ustalenia, czy padnięcia nie nastąpiły z winy osób odpowiedzialnych za opiekę. Nie było także ani jednego przypadku ukarania kogokolwiek. [...] Protokoły stanowiące dowody padnięć były niekompletne, brakowało na przykład diagnozy lekarza weterynarii, [...] nie podano, gdzie się podziało mięso z ubitej krowy. [...] W jednym przypadku uboju z konieczności [...] diagnoza lekarza brzmiała: „zadławienie”, przy czym nie podano, co stało się z mięsem. [...]
Większość tych padnięć była fikcją. Zwierzęta ubijano, a mięso dzielono wśród grona osób pracujących, nie wyłączając dyrektorów.
Końskowola, 14 września
Barbara Odnous, Z pamiętnika rewidenta, „Karta” nr 41, 2004.
Przygotowałem projekt zarządzenia porewizyjnego [z kontroli w Zespole Szkół Rolniczych w Sobieszynie] i zaniosłem do akceptacji kierownikowi. Przejrzał protokół i na jego podstawie kazał zredagować jeszcze pismo do Prokuratury Rejonowej w Puławach. Zdziwiłem się, ponieważ Teresa O. zwróciła do kasy zagarnięte pieniądze [38.000 zł]. Uważałem, iż należało odstąpić w tym wypadku od powiadamiania prokuratury. [...]
Kilka miesięcy wcześniej byłem na rewizji w Biurze Geodezji i Terenów Rolnych w Urzędzie Wojewódzkim w Lublinie i wykazałem machlojki w ryczałtach za noclegi na kwotę prawie 233.000 złotych. W tamtej jednostce nikt nie zwrócił pieniędzy, a mimo to Witold Z. nie nakazał przekazania sprawy prokuraturze. Trzeba jednak wiedzieć, że w machlojki w geodezji zaangażowani byli znajomi moich przełożonych. Główny księgowy Geodezji Jerzy G. był partyjnym kombatantem wojennym, a dyrektor Mieczysław K. aktywnym członkiem PZPR. Nie wolno było ich kompromitować, gdyż rzucało to cień na całą PZPR. Natomiast Teresa O. była tylko zwykłą bezpartyjną sekretarką, rozwódką z dzieckiem. Taką osobę, według zasad moralnych mojego kierownika, należało ukarać. Dla przykładu. [...] 25 stycznia 1980 odbył się proces Teresy O. Podobno została skazana na dwa lata w zawieszeniu i grzywnę.
25 stycznia
Bronisław Stafiej, Wspomnienia w zbiorach Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Lublinie, [cyt. za:] Barbara Odnous, Z pamiętnika rewidenta, „Karta” nr 41, 2004.
Gdy wróciłem z urlopu, w biurze przebąkiwano, że w Fabryce Samochodów Ciężarowych jest strajk z powodu ogłoszonej podwyżki cen mięsa, szczególnie boczku. [...]
16 lipca, zgodnie z planem, wyjechałem na rewizję do Rejonowego Oddziału Weterynarii w Opolu Lubelskim. Poszedłem do autobusu, ale autobusy też strajkowały. Poszedłem więc na szosę kraśnicką i wraz z innymi łapaliśmy „okazję”. Udało mi się zatrzymać żuka. Dojechałem do Bełżca i dalej znowu nie miałem czym pojechać. Poszedłem za miasto, gdzie udało mi się złapać nysę, która jechała do Opola Lubelskiego przez Poniatową. W Poniatowej kierowca zatrzymał się przed Zakładami Elektrotechnicznymi „Eda” i poszedł coś załatwić. Gdy wrócił, powiedział, że cała „Eda” strajkuje. Przyjechałem do Opola na godzinę 12.00. Skontrolowałem kasę i o 14.30 udałem się na przystanek PKS, aby oczekiwać na jakiś transport.
Stałem dwie godziny i nikt do Lublina nie jechał. [...] Tłum ludzi czekał na jakikolwiek pojazd do Lublina. W końcu około 18.00 podjechał jakiś pusty autokar.
Następnego dnia nie udało mi się złapać żadnej „okazji” do Opola, więc zawróciłem do domu. [...] Na targowisku obok dworca dowiedziałem się, że tego dnia do Lublina nie dotarł żaden pociąg, bo strajkują kolejarze. [...]
Lublin i okolice, 16 lipca
Bronisław Stafiej, Wspomnienia w zbiorach Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Lublinie, [cyt. za:] Barbara Odnous, Z pamiętnika rewidenta, „Karta” nr 41, 2004.
Miałem zbadać skargę na dyrektora Wojewódzkiego Ośrodka Postępu Rolniczego [WOPR] w Końskowoli, Kazimierza Ch. [...] Najważniejszy zarzut dotyczył tego, że dyrektor buduje dom, wykorzystując materiały i pracowników WOPR. [...]
Wszystko okazało się zgodne z prawdą. [...] Dyrektorowi włos z głowy nie spadł za to, że budował „altankę”, jak napisał w wyjaśnieniu, na koszt podległego mu Ośrodka. [...] Po kilku miesiącach w Końskowoli zaczęła rządzić „Solidarność”, a dyrektor Ch. włączył się aktywnie w jej działalność. W klapę marynarki wpiął sobie ogromną plakietkę z nazwą związku i oddał urządzenia poligraficzne w Ośrodku do dyspozycji „Solidarności” Ziemi Puławskiej. Drukowano na nich wszystkie związkowe biuletyny. [...] Dopiero gdy nadszedł stan wojenny, dostał kopniaka i odszedł do Instytutu Nawożenia i Gleboznawstwa w Puławach, gdzie poświęcił się pracy naukowej. Pieniędzy za „altankę” nigdy nie zwrócił.
Końskowola, 28 lipca
Bronisław Stafiej, Wspomnienia w zbiorach Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Lublinie, [cyt. za:] Barbara Odnous, Z pamiętnika rewidenta, „Karta” nr 41, 2004.
Pojechałem na rewizję do Zespołu Szkół Rolniczych w Klementowicach. Zacząłem badać dokumenty i stwierdziłem, że dyrektor Stanisław F. rządził tam jak na swojej zagrodzie. Kupił sobie kożuch za 5500 złotych z funduszu na odzież roboczą oraz udzielił sobie 60.000 złotych zapomogi z funduszu mieszkaniowego, ponieważ budował willę. [...] Kupił dla siebie kożuch, który mu się według przepisów nie należał, natomiast nie zaopatrzył w odzież roboczą magazynierki, choć miała do niej prawo. [...] Zakwestionowałem te machlojki. [...]
Zabezpieczyłem też szereg kwitów magazynowych, na podstawie których wydawano części zamienne, rzekomo do remontu ciągników, choć nie było żadnych dowodów, że ciągniki były faktycznie remontowane. [...] Podobne kwity powtarzały się nagminnie. Zabezpieczyłem dowody budzące podejrzenia, z zamiarem wysłania ich do organów ścigania.
Moi przełożeni byli jednak innego zdania. [...] W tym czasie w szkole w Klementowicach zaczęto organizować nowe związki zawodowe, więc dyrektor włączył się aktywnie w wir tego cyklonu, który mógł go wysadzić ze stołka, ale mógł też obronić przed konsekwencjami machlojek. I nie omylił się.
Klementowice, 7 października
Bronisław Stafiej, Wspomnienia w zbiorach Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Lublinie, [cyt. za:] Barbara Odnous, Z pamiętnika rewidenta, „Karta” nr 41, 2004.
Pojechałem do Zespołu Szkół Rolniczych w Kluczkowicach. W Opolu Lubelskim miałem przesiadkę, więc chciałem kupić coś tam do jedzenia. W stołówce w Kluczkowicach zatrułem się już kilka razy i nie zamierzałem z niej więcej korzystać. Niestety, w żadnym sklepie nie było nic oprócz chleba. Masła, sera ani jakiejkolwiek konserwy nie znalazłem. Był to okres największych spięć strajkowych. [...] Na każdej stacji cały czas zapowiadano ostrzegawcze pogotowie strajkowe i zgłaszano postulaty pod adresem rządu. Życie pracownika terenowego, a szczególnie rewidenta, było już całkiem nieznośne.
Kluczkowice, 1 grudnia
Bronisław Stafiej, Wspomnienia w zbiorach Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Lublinie, [cyt. za:] Barbara Odnous, Z pamiętnika rewidenta, „Karta” nr 41, 2004.