Spytałem się konkretnie, co mają nam do zaproponowania [Bronisław Geremek i Tadeusz Mazowiecki], bo my naprawdę potrzebujemy pomocy. A Geremek na to: „My jesteśmy intelektualiści. My się do tego nie nadajemy, my możemy występować w roli doradców, ekspertów”. I to była myśl! Brakujące ogniwo znalazło się samo. [...] Nie było czasu na zbieranie referencji o naszych ekspertach. Na pytanie: „Jak długo tu z nami będziecie?”, Mazowiecki odpowiedział: „Do końca”.
Przyjechali w samą porę. Te 21 postulatów było świetnych, ale w negocjacjach, a potem w praktyce mogły z nich zostać strzępy. [...] Powstawał pomost i było to też na rękę władzy. Ona się chyba, i słusznie, bała radykalizmu sformułowań zdenerwowanych, prostych ludzi.
Gdańsk, 22 sierpnia
Lech Wałęsa, Droga nadziei, Kraków 1990, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Zagrożenie było łatwo wyczuwalne, lecz rzadko poruszane w rozmowach. Tylko jeden z nas miał odwagę mówić: „Ja się boję, czerwoni nas wykończą”. Właściwie temat ten powracał dopiero w rzadkich chwilach relaksu — podczas nocnych posiłków lub spacerów do miejsca noclegowego (parę razy spaliśmy u pallotynów) oraz w dzień największego napięcia. Raz tylko zareagowaliśmy histerycznie. Właśnie idąc do pallotynów, po burzliwych negocjacjach i złych przeciekach, słyszeliśmy odgłosy przypominające czołgi (a to był wolno wlokący się pociąg towarowy). Zapytałem wtedy Bronka: „Jak myślisz, piętnaście?” (w domyśle: lat więzienia). Bronek na to zwięźle: „Kapita” (od capita, czyli maksymalny wymiar kary).
Gdańsk, 24 sierpnia
Janusz Rolicki, Edward Gierek. Przerwana dekada. Wywiad rzeka, Warszawa 1990, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Po powrocie do domu spotkałem Teresę Kuczyńską. Dowiedziałem się, że jej brat Maciek też zakłada NSZZ. Dziś nikt nic innego nie robi.
Bronek Geremek powiedział, że Wałęsa po wizycie u Prymasa przywrócił nam, grupie ekspertów strajkowych, rolę jedynego zespołu ekspertów MKZ, odsuwając Jacka Kuronia, który nadal energicznie walczy o wpływ, opierając się na części gdańskiego Prezydium. Jest to już wyraźna frakcja. Znalazłem się w kłopotliwej sytuacji. Przecież Jacek i KOR to nie są moi przeciwnicy, lecz przyjaciele, a teraz faktycznie nie jestem z nimi. Rozwój wypadków popchnął mnie i Tadeusza Kowalika — co ze względu na jego lewicowość jeszcze bardziej zaskakuje — ku KIK-owi i współpracy z Tadeuszem Mazowieckim. Uważamy, że oni zajmują dziś stanowisko bardziej realistyczne.
Gdańsk, 10 września
Wrzesień 1980, „Karta” nr 36/2002.
Kowalik i Geremek zaczynają mieć wątpliwości, czy pracować nadal z Mazowieckim bez zaznaczenia swej odrębności ideowej. Powiedział mi to dziś Bronek w pracowni u Kowalika, przed pójściem do Mazowieckiego. Chodzi o to, że KIK i Kościół coraz bardziej włączają się w tworzenie nowych związków. Kowalik obawia się też, że KIK może przyczynić się do głębokiego rozłamu z KOR-em. [...]
KOR-owcy podejmują nowe próby rozmów i pogodzenia się, ale Mazowiecki nie zdradza do tego ochoty. Uważa, że są oni nie dość odpowiedzialni politycznie, że skutkiem ich działań może być rozchwianie państwa, nawet jeżeli sobie tego nie życzą. Nie ufa im. Uważa za błąd kolportowanie tekstu programowego NSZZ, podpisanego przez MKZ, a napisanego przez Jacka.
13 września
Wrzesień 1980, „Karta” nr 36/2002.
Nad ranem zadzwonił do mnie Mazowiecki i poprosił, żebym zaraz przyjechał do mieszkania [Władysława] Siły-Nowickiego. Prócz Tadeusza i gospodarza zastałem tam jeszcze Bronka Geremka i Janka Olszewskiego. Zdenerwowani powtarzali w koło, że zrobili wszystko dla Polski, że trudno, zdecydowali i niech na nich spadnie odium, ale ojczyznę ocalić musieli i będą nieśli ten krzyż. Nie mogłem pojąć, po co mnie zaprosili. Dopiero po wyjściu zrozumiałem, że podjęli decyzję o podpisaniu porozumienia oraz odwołaniu strajku i chcieli mnie o tym uprzedzić.
Warszawa, 30 marca
Jacek Kuroń, Gwiezdny czas. „Wiary i winy” ciąg dalszy, Londyn 1991, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Stwierdziliśmy, że sytuację charakteryzuje zmęczenie społeczeństwa, kryzys władzy czy brak umiejętności zaproponowania sensownego programu i także kryzys opozycji. […]
Przedmiotem naszego spotkania były reformy społeczne i polityczne. Pytaniem podstawowym nie było to, jaką Polska powinna być, bo to wiemy, ale czy istnieje możliwość wytworzenia takich mechanizmów, które działałyby na rzecz demokratyzacji, które czyniłyby nieuchronnym marsz ku rozszerzeniu praw człowieka jako obywatela. Co oznacza — i tu trzeba sobie z jasnością powiedzieć — że nie tylko aspiracje społeczeństwa w tym procesie muszą się realizować, ale także interesy władzy, bo inaczej nie będzie możliwości na drodze układów między jedną a drugą stroną.
Warszawa, 7 listopada
Komitet Obywatelski przy Przewodniczącym NSZZ „Solidarność” Lechu Wałęsie. Stenogramy posiedzeń: 7 listopada 1987, 18 grudnia 1988, 23 kwietnia 1989, oprac. Małgorzata Strasz, Warszawa 2006.
Na spotkaniu Wałęsy z Polakami [...] zauważyłem w pierwszym rzędzie Jerzego Giedroycia i Zofię Hertzową. Nieco z boku, a więc bardziej dostępny, siedział Gustaw Herling-Grudziński, z którym od razu mogłem się przywitać. Powiedziałem mu, że Geremek wyraził nadzieję, że i on sam, i Wałęsa będą mogli poznać redaktora „Kultury”, która wówczas krytykowała dość ostro zarówno przewodniczącego „S”, jak i stanowisko „S”. [...] Sprowadzenie Wałęsy z podium na zatłoczoną salę okazało się niemożliwe, zresztą nie godziła się na to obstawa. Wróciłem więc do pana Jerzego, wyjaśniłem mu sytuację i zapytałem, czy zgodzi się sam podejść. „Ależ naturalnie”. Wałęsa powitał go z entuzjazmem, powiedział „Wychowałem się na Was, dziękuję” – ale potem [...] wypomniał dwukrotnie, że „ostatnio na niego najeżdżają i nie dają mu szans”. Pan Jerzy milczał, uśmiechając się uprzejmie.
Paryż, 11 grudnia
Zdzisław Najder, Jaka Polska. Co i komu doradzałem, Kraków 1993.
11 grudnia na spotkaniu Wałęsy z Polakami, zorganizowanym przez nieocenionych pallotynów, zauważyłem w pierwszym rzędzie Jerzego Giedroycia i Zofię Hertzową. Nieco z boku, a więc bardziej dostępny, siedział Gustaw Herling-Grudziński, z którym od razu mogłem się przywitać. Powiedziałem mu, że Geremek wyraził nadzieję, że i on sam, i Wałęsa będą mogli poznać redaktora „Kultury”, która wówczas krytykowała dość ostro zarówno przewodniczącego „S”, jak i stanowisko „S” przy Okrągłym Stole. Pod koniec spotkania przepchaliśmy się z Geremkiem przez gęsty tłum i przedstawiłem go Giedroyciowi — z którym sam nie rozmawiałem już od paru lat. Giedroyc, bardzo uprzejmy, przedstawił następnie Geremka Hertzowej. Herling gdzieś się zapodział.
Sprowadzenie Wałęsy z podium na zatłoczoną salę okazało się niemożliwe, zresztą nie godziła się na to obstawa. Wróciłem więc do pana Jerzego, wyjaśniłem mu sytuację i zapytałem, czy zgodzi się sam podejść. „Ależ naturalnie”. Wałęsa powitał go z entuzjazmem, powiedział „wychowałem się na was, dziękuję” — ale potem, mimo interwencji Geremka, przypominającego o zasługach „Kultury” i o mikrofonach, wypomniał dwukrotnie, że „ostatnio na niego najeżdżają i nie dają mu szans”. Pan Jerzy milczał, uśmiechając się uprzejmie. Kiedy już odchodziliśmy, w towarzystwie wzruszonego Yves Montanda, który twierdził, że tego wieczora wszystko rozumie po polsku, zobaczyłem na skraju podium Józefa Czapskiego. Złapałem Wałęsę za ramię i pociągnąłem w kierunku Józia. Ku mojemu miłemu zaskoczeniu — wiedział, kto to jest, uścisnął go i wycałował, co przy wielkiej różnicy wzrostu było nie lada wyczynem. Podczas tej operacji Józio o mało nie spadł z podium. Dziękował mi potem ze łzami w oczach za „zaszczyt i przyjemność”, którą mu sprawiłem.
Paryż, 11 grudnia
Zdzisław Najder, Co i komu doradzałem, Warszawa 1993.
Sam w „Trybunie Ludu” wyczytałem, że dla opozycji przewiduje się 30-40% miejsc w parlamencie. Uważam, że to bardzo trudny problem. Jesteśmy gotowi akceptować zasadę niekonfrontacyjności wyborów i urząd prezydenta jako gwaranta ustroju. Jesteśmy gotowi na wspólną deklarację na temat tego, co łączy Polaków w ratowaniu kraju, i jesteśmy gotowi zaakceptować komitet porozumiewawczy, który by kończył Okrągły Stół. Ale jeśli ma powstać urząd prezydenta, to niech Sejm będzie Sejmem wolnym, mającym suwerenną rolę. Wydaje się, że może udałoby się nam sformułować zasadę konieczności spokoju społecznego i określić sposób działania „Solidarności” dla dobra kraju. Niezbędne jest jednak uchylenie uchwały Rady Państwa. Wydaje się, że przy przyjęciu takiej deklaracji i przyjęciu ustaleń łatwiej nam będzie obradować. Musi być jednak deklaracja określająca intencje. Takiej deklaracji oczekujemy [...]. Dla „Solidarności” zasada wolnych wyborów jest wartością podstawową. Przyjmujemy, że obecnie potrzeba pewnego ograniczenia tej zasady. [...]
Są także inne problemy, kwestia niezawisłości sądów i sprawiedliwych praw, wyborów do samorządu terytorialnego. Wybory do rad narodowych były nie tylko błędem, ale i porażką. Trzecia sprawa to dostęp do środków masowego przekazu. Nie możemy akceptować monopolu w tej dziedzinie. Te sprawy to część reformy systemu; trzeba je podjąć. Jesteśmy gotowi do dyskusji w kierunkach, które Panowie proponujecie, i to jest nasza cena za legalizację.
Magdalenka k. Warszawy, 27 stycznia
Andrzej Garlicki, Karuzela, czyli rzecz o okrągłym stole, Warszawa 2004.
Trwały one 11 godzin i przebiegały w niełatwej, momentami wręcz dramatycznej atmosferze. Kilkakrotnie groził im impas. Jego przełamanie było efektem negocjacyjnej elastyczności przedstawicieli strony rządowej, koncyliacyjnych wysiłków biskupa Gocłowskiego oraz realizmu i wyraźnej woli dialogu reprezentowanej przez dwóch głównych negocjatorów ze strony „Solidarności” — Tadeusza Mazowieckiego i Bronisława Geremka. [...]
Bronisław Geremek uznał też, że możliwe jest określenie stosunku „Solidarności” do ustroju socjalistycznego. Stosunek ten polega na akceptacji kluczowych wartości socjalizmu, takich jak sprawiedliwość społeczna, uspołecznienie środków produkcji. Uznał, że należy dążyć do uczynienia państwa wartością nadrzędną dla wszystkich Polaków. W tych stwierdzeniach przedstawiciele „Solidarności” widzą możliwość znalezienia wspólnej drogi dla wszystkich stron dialogu.
[...] Jeśli chodzi o kwestię spornych nazwisk — Kuronia i Michnika — to strona solidarnościowa przyjęła nasze warunki. Uznano potrzebę zadeklarowania z ich strony poszanowania prawa i porządku konstytucyjnego. Wałęsa oświadczył, że te „dzieci nomenklatury” złożą taką deklarację.
Warszawa, 31 stycznia
Andrzej Garlicki, Karuzela, czyli rzecz o okrągłym stole, Warszawa 2004.
Wałęsa: Na jedną sprawę pragnę zwrócić uwagę, na problem prezydenta. Winien być on tak usytuowany w naszym systemie, by był to prezydent demokratyczny, ale nie o takich kompetencjach, by jego odejście mogło nastąpić tylko przez rozstrzelanie. Oczywiście zaostrzyłem to, ale chodzi nam o to, że nie możemy się zgodzić na więcej niż zapłacimy.
[Lech] Kaczyński: Przedstawiony model prezydenta jest to model autorytarny. Dysponuje on olbrzymimi prerogatywami.
[...]
Kwaśniewski: Czy Senat mógłby być wybierany tak jak Sejm?
Geremek: Senat powinien być wybierany w wolnych wyborach.
Sekuła: Czy mamy rozumieć, że wy zgodzilibyście się na to, iż zgromadzenie narodowe złożone z Sejmu i drugiej izby wybierałoby prezydenta?
Geremek stwierdził, iż byłaby to propozycja interesująca.
Sekuła: Proponujecie więc, aby Sejm był wybierany tak, jak to ustaliliśmy, druga izba wybierana by była w wolnych wyborach, a obie izby wybierałyby prezydenta.
Magdalenka k/Warszawy, 2 marca
Alojzy Orszulik, Czas przełomu. Notatki ks. Alojzego Orszulika z rozmów z władzami PRL w latach 1981–1989, Warszawa–Ząbki 2006.
Wtedy gen. Kiszczak dorzucił, że jest to prywatna propozycja pana Kwaśniewskiego: „Proszę nie traktować jej poważnie, bo ta rozmowa ma tylko charakter sondażowy”. Na tym posiedzenie praktycznie się zakończyło. Gdy wstaliśmy już od stołu, wziął mnie jeszcze na bok Janusz Reykowski i powiedział, że propozycja Kwaśniewskiego jest nie do przyjęcia. „Nie możemy jej zaakceptować — mówił — bo dobrze wiemy, że w obecnej sytuacji, przy ogólnym niezadowoleniu, w wyborach tego rodzaju mamy nikłe szanse albo wręcz nie mamy żadnych szans.” [...] Idąc do samochodu, mówiłem biskupowi Gocłowskiemu, iż gdyby udało się taki Senat uzyskać, mielibyśmy instytucję, w której realizowałby się majestat niepodległej Rzeczpospolitej.
Magdalenka, k/Warszawy, 2 marca
Rok 1989. Geremek opowiada, Żakowski pyta, Warszawa 2008.
Ku naszemu zdziwieniu, na spotkaniu w węższym gronie [...] podtrzymali ofertę Kwaśniewskiego, a nawet przedstawili dość szczegółowy zarys tej koncepcji. [...] Tym razem spotkaliśmy się w Pałacu Namiestnikowskim. Muszę powiedzieć, że byłem szczerze zaskoczony, kiedy Gdula przedstawił projekt kontraktu: „Prezydent za demokratyczny Senat”. Także wtedy pierwszy raz wymienili nazwisko gen. Jaruzelskiego jako kandydata do urzędu prezydenckiego. [...] Przy Okrągłym Stole partia jako kierownicza siła w państwie ustępowała miejsca prezydentowi.
Warszawa, 7 marca
Rok 1989. Geremek opowiada, Żakowski pyta, Warszawa 2008.
Strona rządowa była tym razem kategoryczna, ostra i agresywna. Zapytali nas wprost, czy chcemy przejąć władzę, czy po naszej stronie nastąpiła zmiana sposobu myślenia. [...] Znajdują się pod silnym naciskiem na unieważnienie wyborów i zdaniem części partyjnego kierownictwa klęska listy krajowej narusza kontrakt polityczny, z czego należy wyciągnąć konsekwencje. [...] Zdawaliśmy sobie sprawę, że ta tendencja jest w aparacie silna, że nie można jej wzmacniać naszym sztywnym stanowiskiem.
Warszawa, 6 czerwca
Antoni Dudek, Agonia Peerelu, "Karta" nr 27/1999.
Jeśli koalicja uformuje rząd, to „Solidarność” opowie się za prof. [Władysławem] Baką [na stanowisku przemiera]. Jeśli opozycja miałaby utworzyć rząd, to premierem byłby prof. [Bronisław] Geremek.
Warszawa, 4 lipca
Antoni Dudek, Agonia Peerelu, "Karta" nr 27/1999.
[Lech] Wałęsa powiedział: „Mam trzech kandydatów: [Bronisław] Geremek, [Jacek] Kuroń, [Tadeusz] Mazowiecki. Kogo z nich widzi pan na tym stanowisku?”. Odpowiedziałem, że z tych trzech kandydatur, nie umniejszając kwalifikacji żadnej, najlepsza jest Mazowieckiego. […] Zaproponowałem, żeby do prezydenta [Wojciecha] Jaruzelskiego iść już tylko z jedną kandydaturą — właśnie Mazowieckiego. Wałęsa na to: „A, wiedziałem, że Mazowiecki spodoba się panu najbardziej, dobrze, pójdziemy z jego tylko kandydaturą do prezydenta”.
17 sierpnia
Koniec Jałty. Przez Solidarność do Europy, red. Zbigniew Gluza, Warszawa 2004.
Nasze przesłanie przyjaźni i solidarności przynosimy w momencie dla Litwy dramatycznym, ale mamy za sobą polską lekcję, a lekcja ta powiada — nie można przemocą i siłą zdławić aspiracji narodu. Lekcja polska to także lekcja dialogu politycznego. Trzeba i można rozmawiać, i to właśnie jest droga rozwiązania wszystkich problemów.
W tej chwili Europa patrzy na Litwę i oczekuje rozwiązań. Jest to wielka próba: w jaki sposób demokratyzujący się Związek Radziecki potrafi zaakceptować aspiracje narodu litewskiego. Jest to także próba dla tego narodu, który tak cierpliwie i mądrze potrafi zrealizować swoje aspiracje.
Wilno, 27 marca
„Gazeta Wyborcza” nr 74, z 28 marca 1990.
Wielce Szanowny Panie Prezydencie
[...]
W chwili obecnej przystąpienie ponowne do pracy nad ordynacjami wyborczymi wymagałoby jednak czasu i zapisany w Konstytucji termin ogłoszenia przez Prezydenta wyborów oraz data przeprowadzenia wyborów znalazłyby się w niebezpieczeństwie. Uważam, że nie można jakimkolwiek grupowym interesom wyborczym podporządkowywać interesu Państwa. Wybory w październiku są nie tylko wymogiem konstytucyjnym, ale także odpowiadają potrzebom Rzeczypospolitej: jak najszybciej powinien pojawić się parlament powołany w demokratycznych i wolnych wyborach. Tą racją będzie się kierował Klub Parlamentarny Unia Demokratyczna głosując ponownie za ordynacjami uchwalonymi przez Sejm i Senat.
Wyrażam też przekonanie, że żadne tzw. radykalne rozwiązania polityczne, które niektóre ugrupowania polityczne postulują przeciwko porządkowi konstytucyjnemu, nie znajdą poparcia Pana Prezydenta.
Pragnę Pana zapewnić, Panie Prezydencie, że Klub Parlamentarny Unia Demokratyczna odnosi się z najwyższym szacunkiem do Prezydenta RP i ufa, że wszystkimi działaniami Prezydenta kieruje i będzie kierować poszanowanie prawa, demokratycznych zasad życia publicznego oraz dobra wspólnego, jakim jest nasze państwo.
Bronisław Geremek
ok. 13 czerwca
„Gazeta Wyborcza” nr 605, z 13 czerwca 1991.
W chwili decyzji wyborca jest jak żyrant cudzego weksla: musi znać człowieka, na którego ma oddać głos, wiedzieć, czy dotrzymuje przyrzeczeń, orientować się w jego kompetencjach. Unia Wolności zasługuje na zaufanie. Ma program, jakiego Polska potrzebuje, i ludzi na pogodę i niepogodę.
„Gazeta Wyborcza” nr 196, z 23 sierpnia 1997.
Demokracja jest na pewno najmniej złym z ustrojów (pamiętamy przenikliwy i gorzki żart Churchilla, że demokracja jest fatalnie złym systemem, ale nikt lepszego nie wymyślił), ale też niezbyt ciekawym. Reguły jej i procedury są raz na zawsze ustalone i co kilka lat głosy wyborców decydują, komu mają przypaść rządy w państwie. We współczesnych państwach demokratycznych gra rzeczywista toczy się między kilku partiami lub też tylko dwiema najsilniejszymi, a różnice między sposobem, w jaki każda z nich sprawuje władzę po zwycięstwie, są niewielkie. Partie proponujące radykalną zmianę zostały zmarginalizowane.
„Gazeta Wyborcza” nr 196, z 23 sierpnia 1997.
Unia Wolności, w ślad za swoimi dwiema poprzedniczkami - Unią Demokratyczną i Kongresem Liberalno-Demokratycznym - wywodzi się z ruchu Sierpnia 1980 roku. Siedemnaście lat później pozostaje nie tylko podziw dla odwagi i wyobraźni, które towarzyszyły tamtym dniom, ale także przekonanie, że wola zburzenia systemu komunistycznego musi iść w parze z wolą zmieniania rzeczywistości, że wolność w gospodarce i polityce jest wartością nadrzędną, że solidarność ludzi może rozszerzać granice możliwego. Plan Balcerowicza w 1989 r. wyrastał z tego sposobu myślenia. Konieczne były działania odważne, odwołujące się do programu, a nie do taktyki gry politycznej. Działania te okazały się skuteczne - wiemy dziś o tym wszyscy.
Unii Wolności wróżono nieraz szybki rozpad, wewnętrzne podziały, Unia zaś trwa. Nie tylko „siła spokoju” i upór są u podstaw tego trwania - chociaż to ważne cechy - ale nade wszystko fakt, że Unia jest partią programu, a nie gry o stanowiska.
„Gazeta Wyborcza” nr 196, z 23 sierpnia 1997.
Dramatem obecnego okresu jest wysoki poziom bezrobocia i nie może być dla nas pociechą, że kraj nasz nie jest w tym wyjątkiem. Proponujemy szybki i intensywny rozwój gospodarczy jako jedyne skuteczne lekarstwo na tę chorobę, bo tworząc dobre warunki dla wysokiego wzrostu gospodarczego, uzyskujemy nowe miejsca pracy i niezbędne środki do polityki solidarności społecznej. Wysuwamy program unowocześnienia polskiego rolnictwa. Obecnie jedna trzecia gospodarstw rolniczych dostosowała się do nowych warunków. Rozwijając przetwórstwo płodów rolnych oraz sektor usług na wsi i w mniejszych miastach, zapewniamy możliwość stopniowych zmian strukturalnych.
Chcemy zmienić to, co można zmienić, i przekonywać, aby solidarnie znosić to, czego zmienić nie można.
„Gazeta Wyborcza” nr 196, z 23 sierpnia 1997.
Wyciągamy wnioski z doświadczeń polskiej historii. Uzyskaliśmy konstytucyjny przepis określający nieprzekraczalne granice zadłużenia publicznego, aby nigdy nie mogło się powtórzyć gospodarcze szaleństwo zadłużenia z okresu „realnego socjalizmu”. Uważamy, że należy promować przedsiębiorczość, inicjatywę gospodarczą, inwestycje – po to, by nie powtórzyło się doświadczenie czasów saskich, kiedy to „za króla Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa”. Słowem: aby nie przejadać przyszłości. Chcemy, żeby szybka prywatyzacja uzdrowiła gospodarkę, żeby z owoców prywatyzacji mogli skorzystać również pracownicy sfery budżetowej, żeby służyła ona potrzebom publicznym. Podatki powinny być z góry ustalone, ale przyrzekamy obniżenie ich do granicy stosowanej w krajach wysokiego rozwoju gospodarczego.
23 sierpnia
„Gazeta Wyborcza” nr 196, z 23 sierpnia 1997.
Nie stawiamy pytania, czy państwa ma być mało czy dużo, ale jakie to ma być państwo. Chcemy państwa obywatelskiego i sprawnego, które skutecznie gwarantuje swobody polityczne i poczucie bezpieczeństwa obywatela. Uważamy, że państwo opiekuńcze, scentralizowane i zbiurokratyzowane źle służy ludziom. Chcemy państwa pomocniczego, życzliwego, samorządowego. Wprowadzimy wyższe szczeble samorządu: powiat i województwo. Ostatnie miesiące zmagań z powodzią wykazały potrzebę takiej organizacji samorządu, jak też wprowadzenia nowego podziału administracyjnego. Oznacza to, że władza jest bliżej obywatela, a grosz publiczny wydawany jest oszczędnie i gospodarnie. Wymaga to także zwiększenia budżetu samorządów: czwarta część podatku od dochodów osobistych powinna pozostawać w gminach, zaś doprowadzić chcemy do sytuacji, gdy ponad połowa tego podatku pozostawać będzie w dyspozycji gmin i ponadgminnych struktur samorządu. Unia Wolności opowiada się za Polską lokalną, w której odnajdą swoje miejsce społeczności lokalne.
„Gazeta Wyborcza” nr 196, z 23 sierpnia 1997.
Ideę wolności wiążemy nierozdzielnie z niepodległością. Szacunek dla kombatantów polskiej niepodległości, dla żołnierzy Polski podziemnej i polskich żołnierzy wszystkich frontów ostatniej wojny oraz poszanowanie narodowej tradycji i kultury łączymy z wolą pełnego uczestnictwa w integracji europejskiej. Członkostwo w NATO i Unii Europejskiej jest gwarancją niepodległości i realizacji naszej szansy na pomyślność materialną. Wymaga to nadal wielkiego procesu przystosowania się, przyspieszenia prywatyzacji, dynamicznego rozwoju gospodarczego. Racjonalnym i właściwie zrównoważonym budżetem zapewnimy unowocześnianie armii i stopniowe dostosowanie jej do standardów euroatlantyckich. Taką politykę chcemy realizować. Nie ma co się bać otwarcia na Europę i na świat: Polska może uzyskać miejsce i rolę podmiotową w Europie.
„Gazeta Wyborcza” nr 196, z 23 sierpnia 1997.
Bill Clinton w swojej kampanii wyborczej odwoływał się do prowokacyjnego hasła "Economy, stupid!" ["Gospodarka, głupcze!"]. Że gospodarka jest ważna - wszyscy wiemy. Nie dociera jednak do nas w pełni prawda, że nasz sukces zależy teraz najbardziej od edukacji. Mamy wiele szkół wyższych i średnich na europejskim poziomie, ale zaczynamy pozostawać w tyle za innymi krajami europejskimi w poziomie wykształcenia masowego. Chcemy rozszerzyć dostęp do szkół średnich i wyższych nie tylko przez politykę promocji państwowej, ale także reformę systemu finansowania szkół, rozwój systemu bonów edukacyjnych, stypendiów i kredytów bankowych. Unia traktuje "skok" edukacyjny jako priorytet narodowy, który dotyczy losu każdej rodziny. Właśnie edukacja w powiązaniu z rozwojem gospodarczym i przedsiębiorczymi inicjatywami tworzy szanse dla małych miast i wsi, tworzy szanse dla młodego pokolenia.
„Gazeta Wyborcza” nr 196, z 23 sierpnia 1997.
W polityce jest jak w życiu – warto się kierować uczciwością i przyzwoitością. Chodzi o to przede wszystkim, żeby państwo było uczciwe. Przywiązywaliśmy duże znaczenie do ustawy o zamówieniach publicznych i domagamy się jej przestrzegania, bo to ukróca korupcję. Nie pozwolimy, aby trwało „rozdawnictwo” urzędów i przywilejów, faworyzowanie „swoich”, wytwarzanie przez nadania władzy posłusznej jej klienteli politycznej. Urzędy trzeba poddać zasadzie służby cywilnej, przywrócić szacunek dla kwalifikacji, dobór kadr podporządkować kryterium kompetencji i umiejętności. Wszyscy muszą być jednakowo odpowiedzialni wobec prawa, dlatego nie pozwolimy, aby immunitet parlamentarny osłaniał przestępstwa i wykroczenia.
23 sierpnia
„Gazeta Wyborcza” nr 196, z 23 sierpnia 1997.
Znakomity historyk francuski Fernand Braudel napisał kiedyś, że ludziom potrzebne są trzy rzeczy: zdrowa gospodarka oparta na zasadach rynkowych, państwo demokratyczne i wolność oraz trochę braterstwa. Ostatnie dwa dziesięciolecia nauczyły nas ceny i skuteczności owego braterstwa, które określamy bardzo polskim słowem –solidarnością. W trudnej próbie obrony przed powodzią odnaleźliśmy znowu znaczenie solidarności. Chcemy, żeby wszyscy ci, którzy wołają SOS, mogli liczyć na zrozumienie i pomoc. Chcemy, żeby solidarność była traktowana nie tylko jako wartość, ale także jako dyrektywa polityki społecznej.
23 sierpnia
„Gazeta Wyborcza” nr 196, z 23 sierpnia 1997.
Wojna w Wietnamie była dla Amerykanów generacji Madeleine Albright traumatycznym doświadczeniem, ale dla niej samej takim traumatycznym doświadczeniem pozostawała ostatnia wojna i ekspansja komunizmu w Europie. Zarówno dla Albright, jak i dla wielu emigrantów z Europy Wschodniej i Środkowej Ameryka była właśnie bastionem obrony świata przed komunizmem. Powiedziała kiedyś o sobie, że jest dzieckiem Monachium. Można sądzić, że miało to wpływ na jej zaangażowanie się w rozszerzenie NATO. Wejście Polski, Czech i Węgier do Sojuszu stało się jednym z najważniejszych sukcesów administracji Clintona w dziedzinie polityki międzynarodowej. Niegdyś czeska emigrantka, a teraz sekretarz stanu USA Madeleine Albright w imieniu USA i NATO podpisywała protokoły akcesji Polski, Czech i Węgier do NATO, w Bibliotece Harry'ego Trumana w Independence, Missouri, 12 marca 1999 – trudno o bardziej symboliczny fakt u schyłku XX stulecia.
Uniwersytet Gdański, obdarzając Madeleine Albright tytułem doktora honoris causa, oddaje hołd akademickim zasługom badaczki świata współczesnego oraz politycznym osiągnięciom sterniczki polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych. W tym szczególnym momencie warto jednak też pamiętać o związkach Madeleine Albright z Polską. To z Polski właśnie pochodzili jej polityczni i naukowi mistrzowie – wystarczy wspomnieć o Edmundzie Muskie i o Zbigniewie Brzezińskim. To w Polsce w 1981 r. przeżywała uniesienia nad fenomenem polskiej „Solidarności”. To Polsce poświęcona jest jedna z jej głównych rozpraw naukowych. To Polska – wraz z Węgrami i Czechami, jej „starym krajem” – była podmiotem jej działań politycznych po przemianach 1989 r.
Madeleine Albright powiedziała kiedyś: „Jesteśmy odpowiedzialni wobec naszej epoki – jak inni byli wobec swoich czasów – abyśmy nie byli więźniami historii, ale byśmy ją formowali. Jesteśmy odpowiedzialni za to, aby używać i bronić naszej własnej wolności oraz pomagać innym, którzy podzielają nasze dążenie do wolności, pokoju i spokojnego cudu normalnego życia”. Jest w tych słowach doświadczenie własnej biografii, intelektualna prawda i mądrość polityczna.
„Gazeta Wyborcza” nr 147, z 26 czerwca 2000.