Ilekroć pojawiał się na naszych polach naftowych szyb o wyjątkowo wielkiej sile wybuchów, o produkcji przekraczającej zwykłą miarę, tylekroć opanowywała nas obawa, by z elementarnymi siłami podziemia nie stowarzyszyła się elementarna siła atmosfery – „ogień niszczyciel”. Każda burza przeciągająca nad Tustanowicami wywoływała domysły i przypuszczenia na temat piorunów i można powiedzieć bez przesady, że co trzecia burza pozostawiała za sobą szyb płonący od pioruna [...], tym bardziej że sprawa gromochronów teoretycznie dla kopalń rozstrzygniętą nie była, chociaż paroletnie doświadczenie pokazało, że w szyby posiadające gromochrony pioruny nie uderzają. [...]
Dnia 4 bm. podczas silnej burzy, przed godziną drugą po południu uderzyły pioruny w trzech miejscach [...], w żelazny szyb Karpackiego Towarzystwa koło Mamci, na bliskich Tustanowicach w wybuchowy szyb nr 3 kopalni Litwa i na dalszych Tustanowicach w szyb „Oil City”. Okropniejszego zbiegu okoliczności trudno było kiedykolwiek szukać w dziejach naszego przemysłu naftowego. Szyb [„Oil City”] sam trzy tygodnie temu dowiercony, posiadał produkcję około 800 ton na dobę i mocne gazy, wybuch nie był ujęty żadnym urządzeniem do chwytania i regulowania go, i bił
deszczem ropnym przez liczne szpary i otwory wieży bezustannie. [...] Po uderzeniu pioruna pożar z nieopisaną
gwałtownością, ogromnymi skokami objął całą zaropioną przestrzeń, ropa ogrzana w dołach zaczęła wrzeć, skotłowana wylała przez brzegi i obwałowania i potężną rzeką spływać poczęła ku Tustanowicom.
Tustanowice, lipiec
„Nafta”, nr 14/1908, cyt. za: Rodzima energia. Nafta i gaz na polskich ziemiach, wybór i oprac. Maciej Kowalczyk, Ośrodek KARTA, Warszawa 2012.
Już na kilkadziesiąt kilometrów przed Borysławiem widoczna była wielka łuna, a gdy przybyliśmy na miejsce, oczom naszym przedstawił się niezapomniany w swej grozie widok rozszalałego żywiołu: ropa, paląca się w obwałowaniu szybu i w sąsiednich dołach, przedstawiała morze płomienia, spowite kłębami czarnego dymu. Fontanna ropy, tryskającej z szybu, zamieniła się w ognisty słup, strzelający ku niebu, oświetlający w chwili większego wybuchu całe Tustanowice, to znów zasłaniający wszystko gęstym dymem i mrokiem, gdy wybuch opadł. Na dalekiej przestrzeni – zdawało się, że płonie ziemia – to dogorywały resztki trawy i roślinności, skropione uprzednio wybuchami ropy.
O zgaszeniu wybuchającej ropy nie mogło być mowy. Przez kilka dni starano się tylko ochraniać sąsiednie szyby produktywne i wieże. Kilka wież jednak spalił ogień płynący z ropą zaraz pierwszego dnia. Dopiero po kilku dniach zaczęto próbować rozmaitych sposobów gaszenia, przez odprowadzanie rurami części nieopalonej ropy, przez sypanie piasku celem zwężenia terenu ogniowego oraz przez skonstruowanie specjalnego dzwonu dla zatkania otworu. Pożar ugaszono po 44 dniach.
Tustanowice, lato
Stefan Bartoszewicz, Wspomnienia z przemysłu naftowego 1897–1930, Lwów 1934, cyt. za: Rodzima energia. Nafta i gaz na polskich ziemiach, wybór i oprac. Maciej Kowalczyk, Ośrodek KARTA, Warszawa 2012.
Na południe od Sambora odziały nasze zajęły Turkę, gdzie wzięto 150 jeńców i zdobyto kilka wagonów i prowiant. Przednie oddziały nasze dodarły do Boryni (10 km od granicy węgierskiej). Przy zajęciu Medenic na północny zachód od Mikołajowa wzięto dwa działa nieuszkodzone, pociąg pancerny i ogromne zapasy materiałów wojennych. [...] Stryj został zajęty przez oddziały wielkopolskie [...]. Wzięto stukilkudziesięciu jeńców, zdobyto dwa działa, znaczną ilość amunicji, wielkie zapasy prowiantu w magazynach i wagonach. Ludność Stryja pomagała skutecznie przy opanowaniu
miasta.
Galicja, maj
„Kurier Poznański”, nr 118/1919, cyt. za: Rodzima energia. Nafta i gaz na polskich ziemiach, wybór i oprac. Maciej Kowalczyk, Ośrodek KARTA, Warszawa 2012.
Z Borysławia donoszą, że wojska nasze ocaliły 25 tysięcy cystern ropy, którą Ukraińcy usiłowali zniszczyć, do czego poczynione były przygotowania. [...] Ropę tę zamagazynowano, celem przechowania jej, by następnie w drodze zamiany uzyskać za nią od Węgrów potrzebne towary.
Przemyśl, 16 maja
„Kurier Poznański”, nr 118/1919, cyt. za: Rodzima energia. Nafta i gaz na polskich ziemiach, wybór i oprac. Maciej Kowalczyk, Ośrodek KARTA, Warszawa 2012.
Do Borysławia wkraczaliśmy wśród niesłychanego entuzjazmu ludności witającej nas ze łzami wśród huku setek trąb i syren parowych i łomotu zrzucanych obcojęzycznych napisów. Dopiero gdyśmy byli z powrotem u siebie w domu, mogliśmy odetchnąć spokojnie, gdyż dobre przygotowanie i przeprowadzenie niespodziewanej szybkiej akcji koncentracyjnej umożliwiło odebranie zagłębia naftowego prawie zupełnie nieuszkodzonego.
Borysław, 19 maja
„Przemysł Naftowy”, czerwiec 1929, cyt. za: Rodzima energia. Nafta i gaz na polskich ziemiach, wybór i oprac. Maciej Kowalczyk, Ośrodek KARTA, Warszawa 2012.
Prosiłem o usunięcie z mej łąki, położonej na terytorium gminy Modrycz, kału ropnego naniesionego przez wylew potoku Wisznica w roku 1922. Ponieważ Sz. Dyrekcja prośbie mej zadość nie uczyniła, zmuszony byłem, aby nie dopuścić do całkowitego zniszczenia łąki, czyścić i wywieźć wspomniany kał na koszt i rachunek P.T. Firmy, [...] wobec czego pozwalam sobie przedłożyć [...] rachunek rzeczywiście poniesionych minimalnych kosztów [...] razem 2.192.000 marek polskich. Nadmieniam, że do całkowitej uprawy zniszczonej łąki potrzebne jest 10 fur gnoju i 2 kg mieszanki, proszę mi to dać w naturze, bo zmuszony będę kupić, nawieźć i wystawić ponowny rachunek.
Tustanowice, 9 września
Ze zbiorów Centralnego Archiwum Państwowego Ukrainy we Lwowie, zespół 235, opis 1, sygn. 7, cyt. za: Rodzima energia. Nafta i gaz na polskich ziemiach, wybór i oprac. Maciej Kowalczyk, Ośrodek KARTA, Warszawa 2012.
Wskutek ostatniej ulewy zostały poprzerywane na wielu kopalniach doły łyżkowe, a porwana przez nawałnicę deszczową ropa zanieczyściła liczne grunta nad Tyśmienicą i jej dopływami. Dochodzi do naszej wiadomości, że właściciele zanieczyszczonych gruntów okolicznych zwracają się sporadycznie do przedsiębiorstw naftowych z żądaniem
odszkodowania za zniszczone role i plony. Ponieważ za skutki działania siły wyższej nikt nie jest odpowiedzialny, przeto celem niniejszego jest przestrzec Wielmożnych Panów przed wypłatą odszkodowań choćby nawet w najdrobniejszych wypadkach, aby nie przesądzić słuszności żądań odszkodowawczych, a to tym bardziej, że z żądaniami podobnymi mogą się zgłosić wszystkie gminy położone poniżej Borysławia.
Borysław, 13 września
Ze zbiorów Centralnego Archiwum Państwowego Ukrainy we Lwowie, zespół 235, opis 1, sygn. 7, cyt. za: Rodzima energia. Nafta i gaz na polskich ziemiach, wybór i oprac. Maciej Kowalczyk, Ośrodek KARTA, Warszawa 2012.
W czwartek rano zaczyna się zbierać na burzę. Przed budynkiem, gdzie mieściło się NKWD, zbierają się tłumy ludzi żądając życia i krwi żydowskiej. Po południu zaczynają zatrzymywać na ulicy ludzi mających wygląd semicki, a następnie wywlekać z domów mężczyzn Żydów. Prowadzi się ich na NKWD, bijąc po drodze, tak że wielu ginie na ulicy pod pałkami. Wytrzymalsi, którzy przychodzą tam żywi, przechodzą z rąk cywilnych morderców w ręce żołnierzy niemieckich, którzy ich dziesiątkują, tzn. co dziesiąty zostaje na miejscu zastrzelony, a pozostali zostają wtrąceni do [nieczytelne] i tam w straszliwy sposób [nieczytelne] i zostają przez całą noc i połowę następnego dnia, aż do zakończenia pogromu w niepewności nie co do losu, bo o śmierci nikt nie wątpił, ale co do tortur, jakim jeszcze zostaną poddani.
Borysław, 3 lipca
Inny pogrom, oprac. Andrzej żbikowski, „Karta” nr 6/1991.
W piątek od świtu odbywa się dalej masowa masakra nie tylko mężczyzn, ale także kobiet. Te wyciąga się z domów pod pretekstem mycia trupów, tzn. ludzi zamordowanych poprzedniego dnia, i przy tym zajęciu bije się je żelaznymi pałkami na śmierć. Ludzi zatłuczonych do nieprzytomności „litościwi i humanitarni” żołnierze niemieccy uśmiercają strzałami rewolwerowymi i odwrotnie – ludzi tylko postrzelonych, ale jeszcze żywych, zatłukuje się ostatecznie pałkami. Trwa to do południa, kiedy to na rozkaz władz niemieckich pogrom zostaje przerwany.
Ja sama pogromu nie widziałam, bo przez cały czas jego trwania siedziałam schowana w komorze. Słyszałam tylko, jak przychodziły coraz to nowe grupy pogromczyków, jak rozbija się drzwi naszego domu, tłucze szyby, szkła i lustra w mieszkaniu, wynosząc przy tym, co się daje. Słyszałam także chóralny śpiew Niemców stojących (jak się potem dowiedziałam) szeregiem na chodniku i przypatrujących się, a nawet robiących fotograficzne zdjęcia tego ciekawego i już przez długi czas nie spotykanego widowiska. A poprzez śpiew, niejako na jego tle, słychać było dzikie krzyki ofiar.
Borysław, 4 lipca
Inny pogrom, oprac. Andrzej żbikowski, „Karta” nr 6/1991.