1 listopada przed południem udaliśmy się z dr. Zikmundem Wittem [przewodniczącym Národnígo Výboru] do Bogumina, aby zająć ten węzeł kolejowy i przejąć wszystkie tamtejsze urzędy dla państwa czechosłowackiego. Szczęście nam wówczas niesłychanie sprzyjało! Na dworcu bogumińskim znajdował się garnizon wojskowy. [...] Kapitan Šváb naturalnie natychmiast oddał się pod nasze rozkazy i złożył przysięgę wierności państwu czechosłowackiemu. Powiedział jednak zaraz, że ma niepewną załogę i że zaczyna mu się ona rozpierzchać. [...]
Z Bogumina odjechaliśmy wkrótce w przeświadczeniu, że ten ważny węzeł kolejowy jest w rękach czechosłowackiego państwa. Nie liczyliśmy na opór miasta, w którym większość stanowili Niemcy, a co do Polaków — wydawało nam się, że pogodzą się z daną sytuacją.
Niestety nasza radość nie trwała długo. Chyba jeszcze tego dnia polska agitatorka Dora Kłuszyńska, podburzywszy pospólstwo, zmusiła naszych ludzi, którzy zapewne chcieli uniknąć rozlewu krwi, do kapitulacji. I tak miasto i dworzec znalazły się pod polską władzą. [...]
W momencie rozpadu Austrii i jej armii oraz tworzenia nowych państw najważniejszym elementem siły i władzy był lud i jego wola, a siła wojskowa wobec woli ludu wtedy prawie nic nie znaczyła. [...]
Byłem przekonany, że wkrótce wojska Ententy zajmą tereny byłych Austro-Węgier, jak to w tym czasie było rzeczywiście planowane [...], a w związku z tym nie ma dużego znaczenia, czy na przykład w Boguminie, gdzie bez lojalnego wojska nie mogliśmy się utrzymać, jest tymczasowa administracja nasza czy polska. W tym przekonaniu utwierdzani byliśmy przez Národní Výbor w Pradze, który na początku również wierzył w nadejście wojsk Ententy i dlatego po naszych raportach o konfliktach z Polakami wydał polecenie, abyśmy starali się z nimi porozumieć i uniknąć rozlewu krwi.
Bogumin, 1 listopada
Ferdinand Pelc, O Těšínsko, Slezská Ostrava 1928 (tłum. Dariusz Ałaszewski, Piotr Głogowski).
Rano nadszedł meldunek z placówki o pierwszym przekroczeniu linii demarkacyjnej przez większe oddziały czeskie, które po krótkiej walce z naszą placówką zajęły ogrzewalnię stacji kolejowej Bogumin. Zaalarmowano 11 kompanię i wysłano ją celem rozbrojenia załogi czeskiej, stacjonującej w Boguminie. [...] Po ciężkiej utarczce bierzemy wszystkich do niewoli. [...] Po naszej stronie dwóch zabitych, po czeskiej dziesięciu rannych. Rozbrojony oddział Czechów wysłano do Piotrowic, nas na patrole. [...]
Na dworcu kolejowym, bronionym przez 9 kompanię, Czesi znienacka z pociągu pancernego zdołali wyładować transport dużego oddziału. Byli to tak zwani legionarze czescy, świetnie wyekwipowani i uzbrojeni, przypominający swym ubiorem wojska francuskie. I teraz zaczęła się nierówna walka we wszystkich punktach obronnych miasta. Około godziny 15.00 dwa pociągi pancerne podjechały ze świeżymi transportami czeskimi. Poczęto nas oskrzydlać. Ppor. Jeschiva zostaje ranny. Czesi butniejsi, gdyż manewr oskrzydlenia został szybko uskuteczniony. Wszędzie chaotyczna strzelanina.
Wobec niemożności, mimo prób przebicia się na Skrzeczoń z resztkami sił, które skupił por. Bodaszewski, po zakomunikowaniu mu układu, godzi się na spokojną ewakuację ze cenę zwrotu jeńców czeskich z Piotrowic, nawet na złożenie broni w osobnym miejscu, celem uniknięcia starć między oddziałami rozjuszonymi całodzienną walką. Lecz, o zgrozo, gdy spełniono ostatni podyktowany przez Czechów warunek, gdy jeńcy czescy wrócili z Piotrowic — zaczął się formalny gwałt zawartej przed półgodziną umowy; rozpoczęła się istna masakra, splądrowano dobytek polskiej załogi, pobito do nieprzytomności żołnierzy polskich i rannego już ppor. Jeschivę. Znęcano się okrutnie, a w końcu oświadczono garstce obrońców, że są jeńcami wojennymi.
Bogumin, 23 stycznia
Nadolzie zrywa okowy, pod red. Roberta Danela, Cieszyn 1998.