Siły przeciwne nie dały się już powstrzymać. W Lublinie powstał w nocy z 6 na 7 listopada „Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej" pod przewodnictwem przywódcy socjalistów galicyjskich Ignacego Daszyńskiego. [...] Pierwszym czynem tego rządu było ogłoszenie: po pierwsze, złożenia z urzędu ustanowionej przez mocarstwa okupacyjne Rady Regencyjnej, a po wtóre — siebie jako najwyższej władzy dla całego Narodu Polskiego. Łączyła się z tym zapowiedź daleko idących reform społecznych oraz radykalnej reformy rolnej. W ten sposób i lewica niepodległościowa zgłaszała się jako kandydatka do objęcia całej władzy w państwie. Lubelski rząd rewolucyjny miał jednak poważnych przeciwników. Stronnictwa umiarkowane w Warszawie, zarówno Koło Międzypartyjne, jak aktywiści, odpowiedzieli wspólnym protestem przeciw narzucaniu rządów partyjnych lub lokalnych, zaznaczając konieczność utworzenia Rządu Narodowego z reprezentantów wszystkich kierunków z przewagą przedstawicieli stronnictw ludowych i robotniczych.
Lublin–Warszawa, 7 listopada
Bogdan Hutten-Czapski, 60 lat życia politycznego i towarzyskiego, t. II, Warszawa 1936.
W dniu 10 listopada około pół do ósmej rano udałem się na dworzec, aby być świadkiem tego wielkiego wydarzenia. Trzymałem się jednak na uboczu, gdyż w mym charakterze komisarza Rzeszy nie mogłem oficjalnie brać udziału w przyjęciu. Z pewnego oddalenia śledziłem rozwój tego dla Polski historycznego wydarzenia. Piłsudski i Sosnkowski ukazali się, prowadzeni przez kapitana Gilpena. Tłumnie (hmmmm..., a to ciekawe, jedni piszą, że tłumy były, a inni, że nie było tłumów, bo ludzie nie wiedzieli...) zebrana publiczność przyjęła ich okrzykami radości. Książę Lubomirski przystąpił do komendanta, który powracał, aby objąć władzę. Obydwaj mężowie dość długo z sobą rozmawiali. Po przywitaniu się z kilku stojącymi na dworcu przyjaciółmi i przyjęciu meldunku komendanta naczelnego POW, którym był kapitan Tadeusz Kasprzycki, komendant odjechał samochodem księcia do rezydencji jego na Frascati.
Warszawa, 10 listopada
Bogdan Hutten-Czapski, 60 lat życia politycznego i towarzyskiego, t. II, Warszawa 1936.
Udałem się więc — a była to godzina około 8 rano — na Zamek do Beselera. W przedpokoju spotkałem hrabiego Sierstorpffa, zastępcę adiutanta osobistego, bawiącego na urlopie. Wysłuchał mnie i następnie powiedział, że jego zdaniem jest moim obowiązkiem, jako wiekiem najstarszego z podwładnych Beselera i jako człowieka będącego z nim tak blisko, otwarcie powiedzieć mu swoje zdanie. Pomimo że wizyta ta nie była dla mnie łatwa, musiałem uznać, iż byłoby tchórzostwem nie podzielić się z Beselerem swym zdaniem. Z ciężkim więc sercem wszedłem. Zapewne domyślał się, co mnie sprowadza, a ja miarkowałem, że jestem mu nie na rękę. W krótkich słowach prosiłem go, by został i dzielił nasz los niepewny. Mówiłem, że teraz nikomu nie wolno odjeżdżać, zwłaszcza kapitan powinien ostatni opuszczać tonący okręt. W odpowiedzi pokazał Beseler telegram Hindenburga, w którym była mowa o „dotychczasowym” generał-gubernatorstwie warszawskim. Widzi w tym potwierdzenie rozwiązania generał-gubernatorstwa i zgodę na jego odwołanie. Dodał, iż nie ma tu już nic do czynienia ani do rozkazywania i nie chce, żeby długoletni przedstawiciel cesarza został znieważony na miejscu swej działalności. Odpowiedziałem, że podróż w najbliższych dniach przedstawia dla niego samego i dla całości niedające się przewidzieć niebezpieczeństwa. Raz jeszcze prosiłem go usilnie, aby pozostał z nami. Na próżno. Jedyny raz w swym życiu był dla mnie nieuprzejmy i powiedział w tonie służbowym, że jest strażnikiem swego własnego honoru i że uczyni, co uważa za właściwe.
Tym się skończyła rozmowa i pożegnałem się z nim, ale sposób, w jaki dłoń moją uścisnął, był dla mnie dowodem, że stara miłość nie zardzewiała. Obraz, jaki osoba jego przedstawiała, zdradzał, że choroba złamała jego zdolność czynu. Jestem przekonany, że będąc zdrowym, byłby w ostatniej chwili wytrwał na stanowisku.
Warszawa, 11 listopada
Bogdan Hutten-Czapski, 60 lat życia politycznego i towarzyskiego, t. II, Warszawa 1936.