W sobotę 4 grudnia 1919 roku obchodziłem z załogą „Karsten-Centrum”, obecnie „Dymitrow”, nasze górnicze święto — Barbórka. [...]
W pierwszej części uroczystości przewodniczący Rady Zakładowej oraz dyrektor kopalni, inż. Gaertner, wygłosili przemówienia i zarządzono trzyminutowa cisza. W drugiej kolega Potyka wywoływał, a dyrektor wręczał zegarki, dyplomy i nagrody jubilatom i emerytom. Potem załoga ustawiła się na placu kopalnianym w czwórki, kapela pod batutą dyrygenta Gedygi odegrała marsz, z biura Rady wyniesiono sztandar i pochód ruszył do Bytomia.
W kościele proboszcz Schinneisen zgodził się na nasza prośba, aby podczas nabożeństwa grano i śpiewano polskie pieśni, a kazanie polskie wygłosił ksiądz franciszkanin. Po nabożeństwie — odmarsz z Bytomia na Karb.
W Karbiu, na końcu ulicy Tarnogórskiej, zakupiono została w maju 1919 roku za sumę 168 tysięcy marek restauracja, wyszynk ze składek członków ZZP oraz dzięki pomocy Banku Polskiego w Bytomiu. [...]
Do tej sali przyprowadziliśmy cały pochód. [...]
Policja porządkowa na sali sprawowali członkowie Rady Zakładowej: 8 członków ZZP i 2 PPS.
Niemieccy socjaliści i „spartakusy” urządzili sobie osobna zabawa w Bytomiu w restauracji Wajleta naprzeciwko parku.
Nasza zabawa odbyła się sprawnie, bez żadnych zakłóceń. Gdzie tylko Rada zauważyła, że jakiś barbórkorz ma już 40 stopni gorączki i zaczyna pięści zaciskać do boksu, to zaraz go trzech aniołów stróżów obstąpiło, zaprowadziło do stoiska, gdzie wypił sobie woda sodowa, i grzecznie odprowadzili go do bramy, prosząc, żeby się dobrze wyspał i jutro przyszedł zdrowy do pracy. Awantur żadnych nie było, kilka kieliszków i kufli stłuczono, ale to przez takich niezdarów z dziurawymi rękami.
Dyrektor Gaertner był bardzo zadowolony. „Pierwszy raz jestem na takiej zabawie” — mówił, podziwiał nas, że my takie coś zorganizowali. O pokrycie kosztów tej zabawy nie mamy się starać, w poniedziałek mamy mu przedłożyć rachunki i to przejdzie wszystko na „nieprzewidziane wydatki”. [...]
O godzinie szóstej wieczorem przyjechała jednokonna taksówka przed gospoda. Jeden członek Rady Zakładowej z niemieckiej Partii Socjaldemokratycznej, kolega Sznober, przyjechał po dyrektora, co by też poszedł na ich zabawa do Wajkta. Na sali dyrektora nie było, do domu też nie poszedł, bo się z kolegami nie żegnał. [...] Dopiero kierownik restauracji mówi, że jest, ale nie pozwolił, żeby mu przeszkadzano.
— Ale ja muszę koniecznie z nim mówić, sprawa jest bardzo pilna.
— No dobrze — mówi Nastula — ja go umówionym znakiem wywołam, ale jak będzie wściekły, to zwala na was.
Poszedł pod drzwi pokoika, ręką klamkę spuścił na dół, nie otworzył, tylko trzy razy klasnął w dłonie i powiedział:
— Tak, tak, tak.
Dyrektor wyskoczył czerwony ze złości, włosy miał rozczochrane i krzyczy: — Co jest do pioruna? — już się nauczył piorunować. — Człowiekowi ani na chwila nie dają spokoju. [...]
— Spokojnie, panie dyrektorze — mówię mu — to ci ta część załogi, te Niemce i „spartakusy”, co sobie urządzili zabawa u Wajkta, przysłali delegata i taksówka jednokonna z prośba, żeby pan dyrektor na ta zabawa przybył.
— Tylko tyle? I to panie Kręcigłówko — Nastula był inwalidą wojennym, Francuz przestrzelił mu jakiś tam nerw w kręgosłupie i borok Nastula jak stoi, to kręci głową, czy chce czy nie chce, a jak siedzi czy leży, głowa się nie rusza — to pan uważa za takie nadzwyczajnie ważne i bardzo pilne, żeby mnie wywołać i przerwać mi moja najpiękniejsza chwila zabawy barbórkowej?
— Panie dyrektorze, ja nie chciałem, ale sekretarz jest nie tylko sekretarzem w Radzie Zakładowej, ale i spółdzielni „Gospoda pod Białym Orłem”, to znaczy jest moim szefem i muszę go słuchać na pierwszym kroku.
— No dobrze już — mówi dyrektor — idź panie sekretarz do tej niemieckiej delegacji, odpraw ją z powrotem, mów że nie przyjadę tam — wymyśl, jaką chcesz wymówkę, że jestem chory, mam gorączkę — nie mów jaką, albo że polska Barbórka na Karbiu zalała mi już głowę, to już niemiecka Barbara nie miałaby gdzie lać, albo że pracuję nad nowym wynalazkiem, albo wymyśl jeszcze coś głupszego. [...]
Za jaka godzina po tym zajściu wpadł na sala dyrektor, wziął swoje futro, cylinder, ręką pomachał załodze mówiąc: „Bawcie się, bawcie, jak długo chcecie, do widzenia w poniedziałek na kopalni”.
Bytom, 4 grudnia
Franciszek Kaczmarek, Polska Barbórka, „Karta” nr 30/2000, [rękopis za: Praca Dawida Jóźwickiego na konkurs Historii Bliskiej].