Poszczególne elementy władzy w państwie muszą odzyskać swe prawa i atrybuty. Najpierw należy rozszerzyć władzę Prezydenta. Jego rola obecnie jest zbyt nikła. Nie może nic zrobić bez kontrasygnaty. Do czego jest na każdym akcie potrzebna kontrasygnata? Rząd powinien mieć możność rządzenia krajem, to jest jego zadanie. Sejm, jako całość, jako instytucja, gra rolę w państwie, ale w żadnym razie nie poszczególny poseł. Jeżeli prezydent nie jest na wewnątrz państwa przedstawicielem narodu, to jakim sposobem sobie poseł ma prawo ten przywilej brać?
Wskutek niechlujnego opracowania Konstytucja stała się podobna do rękawiczki. Metoda pracy kompromituje instytucję Sejmu. 5 do 10 posłów może przeszkodzić i zahamować pracę. […] Wskutek niemożliwego regulaminu metodyka pracy stała się gorsza od Konstytucji. Musicie pójść na rewizję Konstytucji, ale to praca bardzo długa, gdyż tam jest tyle zagadnień i spraw, że szybko ich wyczerpać niepodobna. Natomiast na razie najważniejszym jest regulamin i ten musicie przepracować. Jedną z ważniejszych rzeczy jest ta, by porządek dzienny Sejmu był razem z rządem układany. Tymczasem Sejm, jako instytucja, się zatraca. Sejm nie jest od tego, by zamęczać rząd. Zresztą, o ile Sejm nie będzie chciał z rządem współpracować, to będzie rozpędzony. […] Ja nie idę na skasowanie Sejmu, chcę uszanować obecne formy państwa, ale również chcę ochronić Prezydenta od wstydu prezydentowania, toteż jeszcze raz idę na próbę współpracy z Sejmem. Trzeba na tyle przepracować regulamin i ustalić metodę pracy, by uniknąć szukania okazji do zbierania się, a pracować w Sejmie tylko wtedy, gdy jest nad czym.
Warszawa, 13 marca
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
Zbliżające się wybory mają dla nas znaczenie bardzo ważne. Chodzi bowiem o zmianę naszego państwowego ustroju (o zmianę konstytucji). Mamy do wyboru… Z jednej strony zblokowane szeregi chłopów-robotników i część inteligencji pracującej, czyli lewicę z listą Nr 7, a po drugiej stronie tak zwany BBWR, który w większości swojej jest złożony z ludzi niegodziwych, spryciarzy i zaprzańców, którzy idą wszędzie tam, gdzie widzą dla siebie dobre żerowisko. A zatem wybór bardzo prosty i łatwy.
We własne siły wierzyć musimy, tem bardziej, że sił tych mamy pod dostatkiem. Zbliżające się wybory do sejmu i senatu wygrać musimy, bo w razie przeciwnym przyszłe pokolenia będą nasze prochy przeklinać, jako prochy zdrajców sprawy chłopskiej… Zdrajców Polski Ludowej.
Niech więc żyje zjednoczenie ludzi pracy!
Niech żyje lista Nr 7
W dniu wyborów 16-go i 23-go listopada wszyscy światli, uczciwi i szanujący swą godność chłopi oddadzą swe głosy na listę Nr 7 i ja Was, Szanowni Obywatele, do tego wzywam. Cześć!
Kombornia, wieś na Podkarpaciu, 5 listopada
Pisma ulotne stronnictw ludowych w Polsce 1895–1939, zebrali i opracowali Stanisław Kowalczyk, Aleksander Łuczak, Kraków 1971.
Z wywodów dotychczasowych o samorządzie i autonomii wynika wniosek następujący: zarówno administracja samorządowa, jak i rządowa posiadają wspólną cechę: władzę zwierzchniczą, czyli suwerenną z tą tylko różnicą, iż w samorządzie jest ona pochodną, w administracji rządowej bezpośrednią. Obie administracje tj. samorządowa i rządowa nie są niczym innym, jak administracją państwową. Pojęcia te są często mylone przez działaczy samorządowych, jak i naszą Konstytucję, która administrację rządową nazywa państwową, jakkolwiek obie są państwowe.
Warszawa, 10 marca
Kazimierz Duch, Z zagadnień konstytucji, dotyczących samorządu terytorjalnego w Polsce, Warszawa 1932.
Przecież każda cząstka ziemi winna być jednako droga dla każdego Polaka, bo to jest ziemia polska, której niepodległość została okupiona męczeństwem pokoleń. Niestety znaczna część urzędników centrali nie posiada szerokiego horyzontu myślenia państwowego. W urzędach centralnych zagnieździły się tu i ówdzie rożne kliki, które kultywując uprzedzenia dzielnicowe, traktują Polskę jakoby kraj podbity, eksploatują Państwo na wszelkie możliwe sposoby popierając się wzajemnie bez względu na dzielące ich przekonania polityczne i drwiąc sobie zarówno z rządu jak i społeczeństwa. [...] Wszystkie te niedomagania zostaną złagodzone przez rozbudowę samorządu wojewódzkiego, jeżeli będzie on szeroki. Znajdzie w nim pole do pracy cały szereg wybitnych działaczy miejscowych z pośród Polaków i mniejszości narodowych, umożliwi on wydobycie na zewnątrz produkcyjnych sił Państwa, stworzy on szeroką spójnię pracujących na dole kół obywatelskich z Państwem i wychowa dużą ilość doświadczonych, umiarkowanych i rozumnych polityków państwowych.
Nie należy tutaj oczywiście popadać w skrajność przeciwną, co przydarza się naszym niektórym samorządowcom, którzy chcieliby Polskę rozparcelować na niezależne od rządu jednostki samorządowe, występujące w stosunku do Państwa z pretensjami do praw przyrodzonych. Należy dać samorządowi szerokie kompetencje, ale równocześnie roztoczyć nad nim dostatecznie silny nadzór Rządu, aby udaremnić złą gospodarkę oraz wszelkie próby skierowania samorządu na drogę niewłaściwą. Cała rzecz w tem, by ci, którzy mają wykonywać nadzór, byli więcej doświadczonymi od nadzorowanych.
Warszawa, 10 marca
Kazimierz Duch, Z zagadnień konstytucji, dotyczących samorządu terytorjalnego w Polsce, Warszawa 1932.
Zapowiedź założenia alei imienia Marszałka Piłsudskiego została urzeczywistniona 15 kwietnia 1935. W dniu tym dzieci tutejszej szkoły wraz ze starymi obywatelami zasadziły na łączce gminnej nad szosą dwa rzędy lip, które nadleśnictwo bezpłatnie ofiarowało tutejszemu kołu BBWR [Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem]. Aleję lip chroni od strony południowej i częściowo od szosy prymitywny tymczasowy płot, który zbudował p. Okupski, drzewo ociosał p. Gillmeister Marcin, a przywiózł p. Hinz Franciszek. Na zakup trzebionki potrzebnej do płotu urządzono składkę, która dała w sumie 14 zł. Największą kwotę złożyli obywatele narodowości niemieckiej. Niektórzy Polacy, jak p. Grychła Maksymilian, nie złożyli żadnej ofiary.
Wrogowie Marszałka Piłsudskiego postanowili piękny czyn dzieci i starszych zburzyć. Miejscowa Rada Gminna [...] wraz z sołtysem Blockiem Józefem, uchwałą zakazała sadzić drzewka w stronę szkoły i nakazała pod groźbą skargi sądowej usunąć okopane drzewka. Jednocześnie wnieśli niektórzy źli ludzie doniesienie do drogomistrza Grothy w Zamku Kiszewskim, iż aleja i płot jest na terenie powiatowym. Na skutek doniesienia drogomistrz nakazał usunięcie lip i płotu. Założyciele alei, tutejsze Koło BBWR oraz miejscowy nauczyciel Józef Dambek, nie pozwolili zniszczyć alei i będzie ona rosła, świadcząc o czci dla Marszałka Piłsudskiego.
Kobyle, 15 kwietnia
Kronika szkoły w Kobylu udostępniona przez Alojzego Dambka, [cyt. za:] Katarzyna Madoń-Mitzner, Zbigniew Gluza, Wokół Wilczych Błot, „Karta” nr 36, 2002.
Przed kilkoma tygodniami rozwiązałem parlament. W życiu kraju to czas szczególny. Kiedy nie ma parlamentu, a rząd zmuszony jest zajmować się tylko administrowaniem, odpowiedzialnym za sytuację staje się prezydent. Mam świadomość tej odpowiedzialności. Zwracam się dziś do Państwa. Przed nami ważne i trudne decyzje. Powinniśmy o tym rozmawiać, aby decydować mądrze.
Rozpoczęła się kampania wyborcza.
Ja jej nie prowadzę. Wykonuję obowiązki. Do nich należy troska o kontynuację przemian oraz poszukiwanie nowych i przyszłych rozwiązań. Przez najbliższe tygodnie będziemy rozważać: za jakim opowiedzieć się programem? Komu zawierzyć? Jakiego dokonać wyboru?
Rozumiem, że dla wielu z Państwa będzie to decyzja trudna. Nie dziwię się waszym wahaniom i wątpliwościom. Trudno mi jednak pojąć racje tych, którzy w ogóle nie zamierzają pójść do wyborów. Domyślam się, że chcą w ten sposób wyrazić niezadowolenie, rozczarowanie rządami demokracji. To zły sposób. Miał on sens w poprzedniej epoce. Nieobecność przy urnie wyborczej była formą protestu. Głosy wyborców nie miały wpływu na skład parlamentu. Dziś jest inaczej. Prawo pilnuje, aby żadna odgórna władza nie przesądzała o wynikach wyborów. Tylko od Was zależy, jacy ludzie zasiądą w parlamencie. Macie prawo głosu. Daje go Wam demokracja. Nikogo jednak nie zmusza, by z tego prawa korzystał. Wybiorą inni, ci, co do wyborów pójdą. Wybiorą swoich kandydatów.
Przypominam o tym nie po to, żeby agitować i namawiać. Nie jestem w tej kampanii jakąkolwiek stroną. Chciałbym jedynie, aby była pełna jasność. Wasz udział w wyborach to ani mój, ani rządu, ani nawet przyszłego parlamentu interes. To przede wszystkim Wasza, drodzy Państwo, sprawa. Jakich posłów i jakich senatorów wybierzecie, taki będzie Sejm i Senat. Jakie poprzecie programy, taki będzie kierunek polskich przemian.
„Gazeta Wyborcza” nr 162, z 14 lipca 1993.