Doszliśmy do wniosku, że potrzebna jest jakaś ochrona dla ludzi działających w terenie. Komitet Obrony Robotników (nazwę wymyślił Macierewicz) miał być „czapką” złożoną z ludzi z uznanym autorytetem, a przez to trudnych do ruszenia przez władzę. 4 września w mieszkaniu profesora Edwarda Lipińskiego zebrało się około 20 osób. To spotkanie było trochę śmieszne, ponieważ Starsi Państwo doszli do wniosku, że nie widzą możliwości powołania takiego komitetu, bo nie mogą nas, młodych, narażać. Po czym opodatkowali się po 500 złotych na rzecz poszkodowanych i rozeszliśmy się. W tej sytuacji dzień czy dwa później Wojtek Onyszkiewicz, Antek Macierewicz i ja postanowiliśmy, że sami, we trzech powołamy Komitet Obrony Robotników.
Warszawa, 4 września
KOR — Komitet Ruchu Społecznego, red. Maria Buczyło, Warszawa 2006.
Za trzecim wyjazdem, a było to 16 września 1976 roku, wymyśliłem coś innego. Że pójdę do sądu. Może trafię na jakąś rozprawę uczestnika wydarzeń. Wszedłem do Sądu Rejonowego, spojrzałem na wokandę na drzwiach i zorientowałem się, że dobrze trafiłem: chuligaństwo i pobicia. Tak kwalifikowano czyny protestujących robotników. Wszedłem na salę. Miałem ze sobą miniaturowy magnetofon, który dostałem od Jeglińskiego. Nagrałem przebieg rozprawy i gdy się skończyła, wyszedłem na korytarz. A tam cała grupa młodych ludzi z Warszawy, niektórzy ze śpiworami. Wśród nich był syn Jana Józefa Lipskiego — Tomasz. Znałem go, bo kontaktowaliśmy się przy okazji listów w obronie studenta KUL Stanisława Kruszyńskiego i studenta Pomorskiej Akademii Medycznej w Szczecinie Jacka Smykały. Spytałem Lipskiego, co tutaj robi. Przyjechał z kolegami na rozprawę. Powiedziałem, że ja też, że byłem na rozprawie, nagrałem ją. Poprosiłem go, żeby przechował taśmę, bo mogli zauważyć, że nagrywam i jeśli zabiorą mi magnetofon, stracę taśmę. Wszedłem na następną rozprawę, potem na jeszcze jedną. Wyszedłem i zobaczyłem, że grupa tajniaków obserwuje korytarz. Wyglądało na to, że zamierzają nas zwinąć. Oddaliłem się. Po nawrocie zobaczyłem, że otaczają warszawiaków. Był w tej grupie Lipski, byli Antoni Macierewicz, Ludwik Dorn, Zofia Winawer, późniejsza żona Seweryna Blumsztajna. Gdy ich zatrzymywali, skręciłem delikatnie w bok, po schodach na dół i szybkim sprintem za róg budynku.
Radom, 16 września
Edmund Szczesiak, Borusewicz. Jak runął mur, Warszawa 2005.
Wczoraj wieczorem przyjęcie u Jana Józefa Lipskiego z okazji uwolnienia korowców. Poszedłem z Tośką i Jurkiem. Było około stu osób. Wszyscy szczęśliwi, oszołomieni, jeszcze niezupełnie dowierzający. […] Rozglądam się wkoło po uczestnikach fety. Zatrzymuję wzrok na energicznych, stanowczych twarzach Jacka Kuronia, Chojeckiego, Macierewicza, Lipskiego. Nie, oni nie pozwolą odebrać sobie KOR-u.
Warszawa, 24 lipca
Marian Brandys, Dziennik 1976−1977, Warszawa 1997.
W ciągu ostatnich 35 lat wielokrotnie usiłowano nas ze sobą skłócić. Inteligencji przeciwstawiano robotników. Robotników przeciwstawiano chłopom. Wojsko — narodowi. Robiono wiele, by uwikłać nas w fałszywe konflikty i pozorne sprzeczności. Grudniowa tragedia polega też na tym, że robotnicy Wybrzeża byli wtedy samotni. Ten dług musimy spłacić. Testament poległych to także lekcja, iż wobec przemocy obowiązuje przede wszystkim solidarność.
Robotniczy protest nie był bezowocny. Od tego czasu władze komunistyczne bardziej muszą się liczyć z postawą społeczeństwa. Od tego czasu łatwiej nam się ze sobą porozumieć, lepiej widzimy, że system totalitarny jest naszym wspólnym wrogiem. [...]
Jesteśmy przekonani, że nie można podejmować decyzji politycznych i gospodarczych bez zgody narodu, że wolne związki zawodowe, swobodne zrzeszenia to gwarancja ładu demokratycznego, że tylko wolność słowa zapewni prawdę w życiu społecznym, że Niepodległość to wartość, do której Polacy muszą dążyć. [...]
Dziś chodzi o to, byśmy umieli coraz lepiej działać wspólnie, byśmy umieli zawsze korzystać z przysługujących nam praw, byśmy umieli odmawiać wykonywania poleceń godzących w te prawa, godzących w Polskę. Byśmy umieli żyć bez kłamstwa.
Bronisław Komorowski, Marian Piłka, Ludwik Dorn, Urszula Doroszewska, Antoni Macierewicz, Piotr Naimski, Andrzej Czuma, Kazimierz Janusz, Emil Morgiewicz, Wojciech Ziembiński.
17 grudnia
Dokumenty uczestników Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela w Polsce 1977-1981, wstęp i oprac. Grzegorz Waligóra, Kraków 2005.
Jestem jednym z pierwszych, którzy się zorientowali, co założyliśmy. To moje pierwszeństwo w tej sprawie jest takiej podejrzanej, powiedzmy, próby – my to najpierw założyliśmy [KOR] na zasadzie dawania świadectwa. Spodziewaliśmy się raczej, że nas zamkną. Mówili nam, że jeśli siedzi 10 tysięcy ludzi, a wy założycie Komitet Obrony Robotników w piętnaście osób, to będzie was siedzieć 10 tysięcy i piętnaście.
I raczej sądziłem, że ci, co tak mówią, mają rację. Sądziłem, że o to chodzi. Skoro w Grudniu zabrakło świadectwa intelektualistów, to teraz będzie świadectwo najwyższej próby – pójdziemy do więzienia. Oni będą siedzieć i my. Jeśli w jakimś kraju siedzą w więzieniu uczciwi ludzie, to miejsce uczciwych ludzi jest w więzieniu. Tak to się zaczynało. Jeszcze nie do końca to sobie powiedzieliśmy, a okazało się, że działamy – i to działamy skutecznie.
Tak, prawdę mówiąc, dwóch ludzi to sobie uświadomiło równocześnie i niezależnie od siebie – ja i Antek Macierewicz – że to jest zupełnie nowy sposób wyjścia z totalitaryzmu. Ja napisałem to szybciej – powstały Myślioprogramiedziałania. Napisałem – on nie napisał. Ale zawsze pamiętam, że to on wymyślił, że nasza organizacja ma się nazywać Komitet Obrony Robotników. Zwykle mnie się to przypisuje. Trochę się tego wstydzę.
Największym osiągnięciem jest idea samoorganizacji, którą Komitet Obrony Robotników zrodził samym swoim powstaniem. Komitet Samoobrony Społecznej powołaliśmy już po pobudzeniu samoorganizacji. Zrozumieliśmy wszyscy, że to jest pomysł: ludzie sami się organizują. Jest to rewolucja – najbardziej pokojowa, jaką sobie można wyobrazić – która obala system. Bo system ten to monopol państwa na organizację – i nagle obywatele to zabierają. Mogą to zabrać. I w momencie kiedy zabierają, zmienia się wszystko.
14 grudnia
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.