Nauczyciel urządził większą uroczystość dla dzieci szkolnych na Gwiazdkę w szkole. Obchody te rozpoczynały się po obiedzie o godzinie 16.30. Dzieci same wystroiły dzień przedtem choinkę i całą klasę. Wielu rodziców, i Polaków, i Niemców, brało udział i wypełnili cały lokal szkolny. Uroczystość miała następujący program:
1. Anioł pasterzom mówił.
2. Kolęda.
3. Heilige Nacht auf Engelschwingen.
4. Przemowa.
5. Gwiazdka Michasia.
6. Gdy się Chrystus rodzi.
7. Zagrzmiała, runęła.
8. Alle Jahre wieder.
9. Wigilia.
10. Weihnacht.
11. Przybieżeli do Betlejem.
12. Cicha noc, święta noc.
Stare Polaszki, 21 grudnia
Kronika szkolna w Starych Polaszkach, [cyt. za:] Katarzyna Madoń-Mitzner, Zbigniew Gluza, Wokół Wilczych Błot, „Karta” nr 36, 2002.
Żydzi!
Wobec panującego obecnie ciężkiego kryzysu ekonomicznego, uważamy za swój święty obowiązek wystąpić do ludności żydowskiej z następującą odezwą.
Zbliżają się święta Wielkanocne [święta Pesach], wśród upośledzonych przez los, którym musimy przyjść z pomocą przez dostarczanie im produktów świątecznych, znajdują się obecnie oprócz ofiar wojny – ofiary kryzysu ekonomicznego. […]
Zeszłego roku o tej porze T[owarzystwo] „Bejt-Lechem” (Dom Chleba) było już zaopatrzone we wszelkie niezbędne produkty wielkanocne, w tym roku zaś brak mu produktów i funduszów do tego stopnia, że nie mogło jeszcze nawet rozpocząć wielkiej akcji Pesachowej. Nie przypuszczamy ani na chwilę, iż będziecie mogli spokojnie zasiąść do Sederu [wieczerza], wiedząc, iż bracia wasi głodni są w te uroczyste święta.
Żydzi! Macie wielkie zadanie do spełnienia, a czas na to bardzo krótki.
Spieszcie z wielką akcją ofiarną, którą musicie natychmiast przeprowadzić. Żaden Żyd nie może uchylić się od współudziału. Wzywamy Was w Imię Świętej Tory i Jej Świętych Przykazań do rozpoczęcia akcji ofiarnej.
Wszyscy Żydzi bez wyjątku obowiązani są kupić kartki „MuesChitim” Tow. „Bejt-Lechem”. Każdy Żyd zamożny i średniozamożny powinien spełnić ten święty obowiązek, i my, Rabinat Warszawski, żądamy kategorycznie, aby żaden Żyd nie zasiadł do tradycyjnego Sederu i nie spożywał pierwszego kęsa macy, dopóki nie spełni tego świętego obowiązku względem biednych braci, którzy pokładają jedyną nadzieję w T[owarzyst]wie „Bejt-Lechem”.
Warszawa, 31 marca
Rafał Żebrowski, Dzieje Żydów w Polsce. Wybór tekstów źródłowych 1918–1939, Warszawa 1993.
Będzie dziś „uczta” czy też nie będzie? To był temat prawie całego wczorajszego dnia. [...] Wieczór. Spokojnie – nikogo nie wołają. A więc będzie czy nie? Wreszcie sygnały światłem, trzy zgaszenia, więc wołają. Idzie Sperber, o ile będzie uczta, zawezwie światłem resztę. Mija pewien czas, straciliśmy nadzieję na pójście, ale są sygnały. Ruch, krzyk, hałas i ubieranie się. Kto idzie pierwszy? Drugi? Ja cieszę się na pójście, choć zazwyczaj niezbyt się z tym spieszę. Dziś chętnie chcę zjeść coś dobrego i... napić się. Napić się i być w dobrym humorze. Wreszcie towarzystwo wyłazi. My idziemy ostatni. Zabieramy przygotowane prezenty (leżały w budzie psa) i walimy prosto. Jędrzej już szedł nas wołać, bo Pola wyjątkowo dłużej dziś się zbierała (założyła aż... sukienkę i koszulę dzienną).
Wchodzimy, krótkie życzenia, Pola wręcza prezenty; małej Irce osobno, ta od razu rozpakowuje, bo jest ciekawa. Wszyscy gapią się na nas – co przynieśliśmy. Całe towarzystwo siedzi dookoła stołu, pierwszy raz w ciągu całego roku znajdujemy się w komplecie, w dziewięcioro, w mieszkaniu. Stół obficie zastawiony, siadamy więc do „roboty”. Idzie na pierwszy ogień wódka, a potem towarzystwo zmiata, że hej. Nikt nie puszcza ani słowa z gęby, tylko zęby i widelce szczękają. Jędrzej podaje półmisek za półmiskiem. Pyszne rzeczy – wędzonka, szynka, kiełbasa, salceson, wódka, babka, bułka, ciasto i piwo. Mieszamy to w różnych porządkach. Jeden łapie przed drugim, bo... zaraz nie będzie.
Pola była głodna, więc wódka od razu jej zakręciła w głowie, ja pomagam jej wypić resztę, a także piwo przeznaczone dla niej. Z wódką jest zawód. Wszyscy liczyli na parę litrów, ale dano zaledwie jeden litr. Okazało się potem, że to... Sperber nabuntował Jędrzeja, by więcej nie dał, obawiał się upicia i awantur. Jędrzej nie dał się prosić dwa razy.
W każdym razie humory były wyśmienite, zrozumiałe, gdy się podjadło i popiło. Były toasty, gadało się, pocieszało Jędrzeja, że będzie lepiej, że następne święta... to już na pewno na wolności będzie się obchodziło. Jędrzej miał pretensje, bo to samo w ubiegłym roku mu się przyrzekało.
Kołomyja, 27 grudnia
Marceli Najder, Dziennik z bunkra, „Karta” nr 68, 2011.
Była to Wielka Sobota Wielkanocna, po raz pierwszy obchodzona w wolnej ojczyźnie po pięcioletniej gehennie okupacyjnej święto wiosny i nadziei. Dostroiła się do niego pogoda owego pierwszego powojennego roku, było ciepło i słonecznie, po zimie ani śladu. W śródmieściu ruch jak w najlepszych latach przedwojennych, w sklepach tłok, restauracje i kawiarnie pełne, wszyscy radośnie ożywieni, zajęci zakupami. Aż się wierzyć nie chciało, że zaledwie trzy miesiące temu, tu i w innych rejonach kraju na zachó od Wisły, czyhała na każdym kroku śmierć w czarnym mundurze z trupią czaszką.
Górny Śląsk, 31 marca
Andrzej Konieczny, Jan Zieliński, Pierwsze sto dni, Katowice 1985.
Dzieliłam się z Wami jajkiem, całkiem prawdziwym – kupiłam sobie 2 – acha (po 5 rb. sztuka! jest to rozrzutność, ale zrobiona dla Wielkanocy, niech moje biedne „pogany” przecież coś zobaczą do ludzi podobnego), jedno pofarbowałam historycznymi papierkami z cykorii na śliczny czerwony kolor. Baźki moje dosyć słabo reprezentowały wiosnę, uzupełniały ją jednak Wasze karteczki, baranek robił mi wyrzuty, że zapomniałam mu posiać owies, o czym po tylu latach nie zapomniały moje tutejsze niemieckie katoliki – mogłam śmiało uszczknąć dwie garści z obroku naszego Orlika [...] czy źrebiąt. Mięsiwa reprezentuje pasztet z konserwy, autentyczną świnię „dziecięcina ciotki” (nie z ciotki) skrzętnie na ten cel przechowana. Poza tym są kotlety ze szczupaka (rybak jezdem, nie byle co), buraczki (z suszonych – można tu kupić kapustę, marchew i buraki ok. 10 rb. za kg, obiecano mi też cebulę, ale na razie obiecano), ze słodkich potraw – ryż (6,60 za kg) ozdobiony patriotycznie konfiturą z porzeczek leśnych (smorodina). [...] świętuję starannie, opracowując dekoracje mojej izbuszki [...].
Dienieżkino n. Jenisejem, Kraj Krasnojarski, 5 kwietnia
Zofia Stanek, Listy z Syberii. Lata 1951–1957, Kraków 1991.
Piszę w Wigilię – deszczową i mglistą. […]
Grudzień deszczowy, mglisty, smutny, mania świąteczna w pełni. Trzeba to odbyć, nie ma rady […].
No – rodzina przyszła, idę na wilię, jutro będę pisać dalej.
Dopisuję parę słów po wilii. Było troszkę smutno, trochę nudno – jakaś za bardzo świecka jest dziś wigilia – może przez stałą obecność radia, płyty itd. Dostałem w prezencie ostatnie wydanie pism Norwida – trzeba go będzie poczytać, bo w gruncie rzeczy mało kto go dobrze zna. Jest wieczór – Warszawa świętuje, obżera się, ta nowa Warszawa, którą niezbyt lubię – ale innej już nie będzie, przynajmniej za mojego życia. To śmieszna rzecz płakać nad tym, że przeszłość minęła – tylko że w Polsce poszczególne okresy tak są od siebie różne, że aż staje się to absolutne – jakaż tu może być ciągłość pokoleń i kultury? Niewesołe – ale prawdziwe.
Warszawa, 24 grudnia
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996.
Łaziłem trochę po mieście – bardzo jest w święta osobliwie: ogromne, zupełnie bezludne bloki, taki jakiś nowoczesny Utrillo. W kościołach kolorowe szopki, sporo ślubów i chrzcin, od czternastej za to już zupełna przyprószona śniegiem pustka. Wszyscy żrą w domu albo oglądają telewizję.
Warszawa, 25 grudnia
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996.
Wielki Piątek, pielgrzymka do Kalwarii. Nie chcę zbyt długo uczestniczyć w obrządku religijnym, odprawianym jak średniowieczne misterium, na górce z kaplicą, daję się więc porwać, jak na obrazie Breughla, grającym w kości i popijającym piwo, którzy zajmują dolne partie pejzażu. Wracam na miejsce obrządku, gdy dobiega on końca i gdy w dali znikają posrebrzane hełmy wojowników rzymskich; spotykam dwie staruszki w fartuchach – nagrywają odgłosy uroczystości na trzymanym w wyciągniętej ręce małym magnetofonie kasetowym.
Kalwaria Zebrzydowska, 17 kwietnia
Adrien Le Bihan, Gniewne Drzewo. Dziennik Krakowski 1976-1986, Kraków 1995.