W miarę upływu czasu można było dostrzec miażdżącą przewagę Wałęsy. Był opanowany, składnie mówił, używał chwytliwych, przekonujących argumentów. Miodowicz mógł na wiele z nich odpowiedzieć, ale nie uczynił tego. Cały czas był w defensywie i w zasadzie ciągle wracał do jednej myśli – w jednym zakładzie pracy musi być jeden związek zawodowy. Nie ulega wątpliwości, że po tej debacie pozycja Wałęsy w Polsce bardzo się umocni. Właściwie trudno będzie przekonać kogokolwiek, dlaczego nie godzimy się na uznanie „S”. [...]
Po audycji zadzwoniłem do W[ojciecha] J[aruzelskiego]. Był wściekły. [...] W istocie rzeczy, Miodowicz stworzył nową sytuację polityczną w kraju.
Warszawa, 30 listopada
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1987–1990, Warszawa 2005.
Do spotkania z Miodowiczem przygotowywałem się bardzo gruntownie, wiedząc, że mój przeciwnik liczy — jak to potem przyznał w wywiadach — na „słabszą dyspozycję intelektualną pana Wałęsy”. [...]
Osiem godzin przed wejściem do studia spotkałem się z zacnym gronem osób, które pomogły mi zebrać myśli i rozkręcić się psychicznie. Byli wśród nich Jacek Kuroń, Tadeusz Mazowiecki, Andrzej Wielowieyski, Adam Michnik, Bronisław Geremek, Janusz Onyszkiewicz... Zaproszono także redaktora Andrzeja Bobera (wyrzuconego z telewizji w stanie wojennym), który dał mi szereg fachowych porad dotyczących postępowania na planie, w świetle jupiterów. [...]
Kiedy wchodziliśmy już obaj do studia, poczułem się niczym zawodowy bokser przed walką o mistrzostwo świata, dlatego nagle wycedziłem przez zęby: „Zniszczę pana!”. Miodowicz spojrzał na mnie zdezorientowany, ale już obsługa telewizyjna zaczęła nas musztrować i ustawiać do świateł.
Warszawa, 30 listopada
Lech Wałęsa, Droga do wolności, Warszawa 1991.