Nie bierze pokusa, żeby uciekać — nie ma gdzie. Chwytamy się mocno pod ręce. Widać twarze pod przyłbicami hełmów. Prowadzący oficer wali spod pachy serię tuż ponad naszymi głowami, aż tynk się posypał i smuga odprysków wykwitła na murze. To już nie ślepaki. To, okazuje się, sygnał do szturmu na nas.
Przed rozjątrzonymi bandytami, zadyszanymi od pałowania i wrzasku, stać równie głupio, jak wobec iskrzących luf.
Świdnik, 16 grudnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Nagle zaczął narastać głuchy łoskot i dźwięki nakładających się na siebie samochodowych syren. Moment później na plac przed Pomnikiem wjechała pierwsza buda, pierwsza „suka”, pierwszy łazik. Następne wyłaniały się bez końca zza zakrętu, rosły w oczach, mnożyły się, wysypując janczarów w kaskach, z tarczami, z 70-centymetrowymi pałkami, od uderzeń których pękają ponoć słabsze kości. […] Zrobiła się nagła cisza i tylko przez chwilę jeszcze na bramie wyła boleśnie nasza strajkowa syrena.
Raptem w tej ciszy wywalił się ryk dotąd największy. U wylotu ulicy prowadzącej do Stoczni ustawił się i zastygł czołg. I wtedy my, ludzie z tej strony bramy, zaśpiewaliśmy nasz narodowy hymn. Mazurek to niby, jednak ciągnęliśmy go dostojnie, przedłużając każdą frazę i wynajdując w pamięci dalsze zwrotki. Wreszcie zabrakło nam słów i wtedy wybuchliśmy Boże, coś Polskę. Tego też nam było mało, wczepiliśmy się więc w Rotę. Co jeszcze? Pozostało powtórne odśpiewanie Hymnu, a głosy nasze brzmiały coraz słabiej. Oni słyszeli jak nas było mało, śpiewaliśmy więc niczym straceńcy — do bólu i zdarcia gardeł. […]
Kiedy zamilkliśmy, czołg nagle ruszył w naszą stronę. Początkowo jechał wolno, ale już po chwili przyspieszył i runął prosto w nas. Patrzyłem na to z zaciekawieniem, potem ze zdumieniem, ze zgrozą i... nagle pojąłem, że on wcale nie zahamuje ani nie wykręci. On walnie w bramę, rąbnie w ludzi, w barykadę... Jeszcze dziesięć metrów, pięć, trzy, dwa... Zgrzyt metalu o metal, snopy iskier — nasza zapora prysła niczym ślimak pod butem. Przez sekundę trzymałem się zimnych, metalowych sztachet, zanim zacząłem uciekać.
Gdańsk, 16 grudnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Jeden czołg ustawił się w poprzek ulicy i rozpędził się prosto na bramę, na której wisiał obraz Matki Boskiej i portret Papieża. Bramę oczywiście rozwalił, wspiął się na ustawione za nią wózki, lecz nie sforsował tego, zaplątał się w złomie, nawet szpulę z kablem górniczym wyciągnął za sobą. Drugi raz próbował, też bez skutku. Potem odjechał kawałek dalej. Obok bramy wjazdowej był mur, za murem drzewo – w tym miejscu znowu się rozpędził, rozwalił mur, wspiął się na drzewo, drzewo poszło. Jeszcze po tym rumowisku zaczął jeździć, poszerzył otwór, wyjechał i stanął z boku. Wtedy do akcji wkroczyło ZOMO.
Katowice, 16 grudnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
[Helmut] Schmidt powiedział, że nadszedł już najwyższy czas, by ktoś zaczął zaprowadzać w Polsce porządek. Mówię Ci to w zaufaniu, ponieważ Schmidt oczywiście nie chce występować w tym duchu, chociaż na konferencji prasowej oświadczył, że Wasze postępowanie jest wewnętrzną sprawą Polski, do której nie wolno się wtrącać. Obiecał mi też, że w takim kierunku będzie wywierał wpływ na swoich zachodnich partnerów oraz dołoży starań, by EWG nie przerwała swego poparcia dla Polski Ludowej.
16 grudnia
Zbigniew Gluza, Dekada polsko-niemiecka, „Karta” nr 39, 2003.
Trzeba odwagi, by bronić swoich praw, bronić swojej godności. Trzeba odwagi, a my pochowaliśmy głowę w piasek, milczymy, choć wokół dzieje się krzywda i bezprawie [...], gdzie nasza robotnicza solidarność? [...]
Śmierć dla górników nie nowina — zagląda w oczy aż nazbyt często, ryzykując życiem, ratując współbraci, za ginące ideały również przelali krew — i o tym nie wolno zapomnieć. Za ideały sierpnia 1980, za „Solidarność” przyszło im płacić w grudniu 1981 — płacić własną krwią i zapłacili. [...]
Nie bójcie się tych, co zabijają ciało, ale duszy nie mogą zabić. Raz jeszcze mówię — nie bójcie się.
Jastrzębie-Zdrój, ok. 16 grudnia
Jastrzębska Solidarność 1980-2005, Jastrzębie Zdrój 2005.
Jestem reżyserem filmowym pracującym w Wytwórni Filmów Animowanych. Tam też należę do Związku Zawodowego „Solidarność”, będąc zwyczajnym członkiem. Nigdy nie należałem do żadnych organizacji politycznych ani tym podobnych ugrupowań. Nigdy nie zajmowałem się żadną działalnością polityczną, ani też nikogo do takiej działalności nie namawiałem. Nie występowałem przeciwko partii jako takiej ani tym bardziej przeciwko socjalizmowi […]. Zarzucanie mi, że w obecnej sytuacji swoim postępowaniem mogę stworzyć niebezpieczeństwo dla spokoju narodowego jest nieporozumieniem, nie mającym żadnych podstaw. Występując w zasłużonym dla polskiej kultury kabarecie Piwnica pod Baranami (ostatnio w listopadzie Grand Prix na festiwalu w Arezzo), przeciwstawiałem się przez kilkanaście lat w swoich satyrycznych tekstach temu wszystkiemu, czemu od sierpnia przeciwstawiali się wszyscy bez wyjątku i jeśli jest mowa o ewentualnym wytwarzaniu napięć (a to mi w akcie internowania zarzucono), to ja przez całą swoją działalność raczej je rozładowywałem. Rozładowywałem przez śmiech, który zawsze jest uzdrowicielski, działając na zasadzie wentyla upuszczającego powietrze. Wystarczy tylko to zrozumieć, żeby uznać moją kabaretową działalność za wręcz pożyteczną i wskazaną. Tak też ostatnio, jak to można było wyczuć, odbierały to władze, przyznając nam nagrody i odznaczenia. Osobiście we wrześniu tego roku zostałem wyróżniony odznaczeniem „Zasłużonego Działacza Kultury”, a poprzednio resortową nagrodą Wiceministra Kultury i Sztuki.
W całej tej sytuacji internowanie mnie jest po prostu niepotrzebnym wyrządzeniem mi krzywdy, niesłusznym poniżeniem […].
Nowy Wiśnicz, woj. tarnowskie, 16 grudnia
Jolanta Drużyńska, Stanisław M. Jankowski, Kolacja z konfidentem. Piwnica pod Baranami w dokumentacji Służby Bezpieczeństwa, Kraków 2006.
§ 1.
Zawieszam na czas obowiązywania stanu wojennego działalność Związku Artystów Scen Polskich z siedzibą w Warszawie.
§ 2.
1.Całość majątku Stowarzyszenia przejmie w zarząd i użytkowanie przedstawiciel wyznaczony przez Ministra Kultury i Sztuki.
2.Wyznaczony przedstawiciel obowiązany jest do czynności związanych ze zwykłym korzystaniem z majątku stowarzyszenia, nie może on dokonywać czynności przekraczających zakres zwykłego zarządu.
§ 3.
Zarządzenie wchodzi w życie z dniem podpisania.
Warszawa, 16 grudnia
„Przegląd”, Aktorzy, Nr 1, Warszawa 1983.
Po 13 grudnia wszystko potoczyło się inaczej. Ostrzeżony, bym nie wracał, bo moja rola w Polskim Porozumieniu Niepodległościowym została ujawniona przez jednego z przesłuchiwanych współpracowników, przyjąłem ponowioną (a wysuniętą już w 1978 roku) propozycję objęcia stanowiska dyrektora Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa.
Grudzień
[datowanie przybliżone]
PPN. 1976–1981. Język niepodległości, wybór i oprac. Łukasz Bertram, Warszawa 2012.
Nie chcieliśmy stanąć w tym dniu na placu z pustymi rękami. Zdecydowaliśmy się na zrobienie flagi biało-czerwonej. Był to niemały problem techniczny. Janusz w pewnym momencie zdjął swetr i ściągnął swój biały podkoszulek. Wydarliśmy z niego w miarę regularną formę prostokąta i dolną część podkolorowaliśmy na czerwono ogryzkiem kredki znalezionej w szafce po więźniach. Do flagi dowiązaliśmy po obu stronach sznurki, tak, by każdy z naszej 16-tki mógł ją trzymać. Kiedy nastąpiła nasza kolej na spacer, skupiliśmy się w kole, a otwierając je rozwinęliśmy flagę i stanęliśmy w szeregu twarzą do rzędu pawilonów, z których obserwowali nas nasi koledzy. Po minucie ciszy odśpiewaliśmy wraz z kolegami z obu pawilonów hymn i „Boże coś Polskę”. ZOMO-wcy i klawisze różnie reagowali. Część dyskretnie usunęła się na bok, niektórzy prowokacyjnie świdrowali nas wzrokiem, paląc papierosy i nie reagując na słowa hymnu. Czuliśmy się z każdą zwrotką mocniejsi i oni też to czuli.
Strzebielinek, 16 grudnia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.
Wieczory w celi zeszły nam na urządzaniu naszego pomieszczenia. Z listew oderwanych od stołu zbiliśmy krzyż. Chrystusa upletliśmy z pakunkowego konopnego sznura. Poniżej przymocowaliśmy zdjęcie papieża. Pod krzyżem na ścianie zawisła nasza flaga z kawałkiem kiru. O godzinie 21.00 przy otwartych oknach obu zajmowanych przez nas pawilonów wszystkie cele odśpiewały „Wszystkie nasze dzienne sprawy”. Za poległych w Grudniu 1970 odmówiliśmy „Ojcze Nasz”, „Zdrowaś Mario” i „Wieczne Odpoczywanie”.
Strzebielinek, 16 grudnia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.