Wracałem ze Związku [Młodzieży „Wici”], który mieści się w Domu Ludowym w Łowiczu, gdy dopędził mnie jakiś cywil. Przeprosił, poinformował, że jest z Urzędu Bezpieczeństwa, zaprosił do bramy i kazał otworzyć teczkę.
Była w niej na szczęście tylko Lalka Prusa, mój pamiętnik, którym (aż mi było przykro) funkcjonariusz zupełnie się nie zainteresował, poza tym kałamarz, pióro, ołówek.
- Skąd pan idzie? Ze szkoły?
Powiedziałem skąd, nie miałem potrzeby kłamać. Zresztą pewnie szedł za mną od Domu Ludowego, więc kłamstwo nie przydałoby się na nic.
- Skąd mogę wiedzieć, że pan jest z bezpieczeństwa?
- Nie może pan poznać? – zdziwił się.
Potem spytał o nazwisko, podałem kenkartę, zapisał. Z datą urodzenia były kłopoty,
bo stało „September”.
Bardzo ciekawe zdarzenie. Trzeba uważać; czasem można wpaść ze zwykłej głupoty.
Łowicz, 25 września
Bronisław Sałuda, Z „Wiciami”, „Karta” nr 13/1994.