Ściśle tajne [...]
Poniżej podajemy kilkanaście wyciągów z listów pisanych przez robotników i chłopów do krewnych za granicę. Wyciągi te wzięte są z listów ludzi, którzy starają się w sposób obiektywny podać wiadomości z kraju.
Adresat – S., Garenne. Nadawca – P., Łódź. 1 października 1945:
„Jestem wściekły na myśl, jak strasznie Was tam okłamują, że postanowiłem szerzej powiadomić Cię o tym, jak się u nas żyje. Przede wszystkim nigdzie na świecie, nawet nie wyłączając Rosji, nie osiągnął robotnik i chłop tyle, co u nas. Począwszy od utworzenia Rad Zakładowych, poprzez płatne i długie urlopy, zmniejszone podatki i świadczenia socjalne, w wielu wypadkach polepszone warunki mieszkaniowe, skrócony czas pracy młodocianych, przy jednoczesnych możliwościach kształcenia się, aż do silnych Związków Zawodowych – to dla robotnika. Ziemia obszarnicza, kredyty, maszyny rolnicze i minimalne przy tym kontyngenty – to dla chłopa.
Znając moje lewicowe przekonania, rozumiesz chyba, że na taką Polskę czekałem, o takiej «marzyłem». «Londyn» straszy Was chyba jakimś totalizmem, że niby u nas nie ma prawdziwej demokracji. Otóż okazuje się, że ludzie i narody interpretują pojęcie demokracji. Ale prawdziwy sens słowa demokracja to ludowładztwo. Nigdzie nie jest to lepiej zrozumiane niż u nas. Tak, mamy demokratyczny ustrój, a nie plutokratyczny. Jeśli chodzi natomiast o tzw. swobody demokratyczne, to według wielu i mnie zarazem mamy ich aż nadto...
A` propos sytuacji i trudności gospodarczych, to wątpię, by w tej chwili gdziekolwiek w Europie jadano lepiej niż u nas. Coraz mniej ludzi wykupuje kartkowy chleb, zwłaszcza po ostatniej podwyżce płac, przy jednoczesnej powolnej, lecz stałej zniżce cen rynkowych. Zdziwiłbyś się, mogąc odbyć spacer po Piotrkowskiej. Wystawy dużo zaciemniają, jeszcze wojenno-warszawskie. Przy tym eleganckie kobietki, wytworni panowie. Trochę za dużo nawet kawiarń, barów i restauracji. Kontrasty jeszcze oczywiście są i rażą, ale biedoty na miarę przedwojenną mimo wszystko nie widać”. [...]
Adresat – M., Stanisławów. Nadawca: [...] Wrocław. 8 września 1945:
„Przejechaliśmy przez Przemyśl, Katowice aż do Bytomia. (Nasz konwojent w Katowicach uciekł.) W Bytomiu nasz maszynista [...] mówi «wygrużajties» [wysiadajcie]. A tu tysiące ludzi, ci co wcześniej wyjechali z różnych miast – Stanisławów, Kołomyja, Lwów, wszystko czeka w polu (wyładowani z wagonów) pod gołym niebem na deszczu. Ci biedni ludzie porobili sobie nad głowami dachy z desek albo małe domki i tak czekają po 3–4 tygodnie, aż się komitet zlituje, a śpią razem z krowami, końmi, psami itp. Tam panował tyfus, cholera, a bydło też tam bardzo chorowało. A maszynista każe nam się wyładowywać – deszcz pada i już wieczór... A on chciał wódki, to my mu powiedzieli, że dostanie wódki, ale jak nas zawiezie dalej. Posłuchał nas. [...]
Dalej [...] patrzymy, a tu też 7–9 tysięcy ludzi czeka, też porobili sobie chatki, a przed każdym domkiem rozpalone ognisko. To całkiem wygląda jak cygańskie życie. Ale nic, pojechaliśmy dalej. W nocy, jak jechaliśmy, to strzelali, gdzie – ja nie wiem, czy do wagonu, czy nie. Dwa razy to ostatnie wagony chcieli rabować, lecz ci ludzie, co tam byli, strasznie krzyczeli, a oni się wystraszyli i pouciekali. To wszystko działo się na dawniejszych niemieckich terenach.
Zawiózł on nas do Prochowa. Tam już musieliśmy się wyładować. Raniutko poszliśmy do polskiego komitetu z zażaleniem, lecz niestety, nic nie pomogło. Tu znowu
10 tysięcy Polaków wyładowanych, bydło razem z ludźmi. Istna rozpacz. Oni też czekali po 3–4 tygodnie”. [...]
Adresat – N., Wierzeja [...]. Nadawca: N. Gostyń. 5 maja 1945: „Do Gostynia zajechał transport 17 wagonów z 250 repatriantami. Coś podobnego w życiu nie widziałam. To nie ludzie. To nędznicy, szkielety w ostatnich łachmanach, bosi i nadzy. Wagony zawalone rupieciami, gratami, ostatnimi śmieciami. Każdej rodzinie w nich wolno zabierać 60 cetnarów. Możesz sobie wyobrazić, od tobołów nie widać było ludzi. Z kozami, krowami, kurami, dosłownie z rozebranym chlewem, no co tylko świat nie widział. Byli cztery tygodnie w podróży w otwartych wagonach, czy deszcz, czy pogoda, to chyba bohaterstwo. Łzy stanęły nam w oczach. Dwa dni potrzeba było, by ich zwieźć ze stacji do pałacu.
Najgorsza sprawa z żyjątkami, które ich oblazły i się kurczowo trzymają. Przeważnie wszystko mocno zawszone. Serdecznie mi ich żal. To poważny kłopot, gdyż wesz jest przyczyną zaraźliwych chorób. Otóż już się pojawił tyfus plamisty u dwu z nich. I dzisiaj przewieźliśmy ich do szpitala”.
Warszawa, 2 listopada
Maciej J. Drygas, Perlustracja, „Karta” nr 68, 2011.
Inspekcja stwierdziła, że:
Prowadzenie ewidencji w zupełności nie odpowiada instrukcjom Wydziału CW:
1) Księgi rejestracji pracowników nie było.
2) Sprawozdania w sprawie przeniesienia pracowników nie było.
3) Rozkładu etatów nie było.
4) Listy obecności nie było.
5) Nie zapisywano, od kiedy cenzorzy pełnią obowiązki st[arszych] cenzorów, wzgl[ędnie] inspektorów.
Dokumenty i pieczątki nie leżały na odpowiednim miejscu, były rozrzucone po szufladach. Brak zupełny zamkniętych szaf i szuflad, tak że dokumenty pozostawały w zamkniętym pokoju, lecz w niezamkniętych biurkach. [...] Sprzątaczki nie ma, sprzątają sami cenzorzy (dyżury). Na 13 pracowników jest jedna para nożyczek. Nie ma księgi dokumentów przychodzących. Nie ma księgi pochwał, upomnień, kar. Nie prowadzono księgi defektów technicznych. Dokumenty palono bez uprzedniego zezwolenia Wydziału CW.
Charakterystyki pracowników dane przez zastępcę kierownika:
Inspektor Staszewska Irena. Pracuje dobrze. Prowadzi z cenzorami konsultacje prawidłowo. Kieruje pracą całej grupy zgodnie z instrukcjami. Zajmuje się politycznym rozwinięciem cenzorów, przeprowadzając pogadanki i czytanie gazet.
Starszy cenzor Kłosowska Maria. Pracuje dobrze i chętnie. Wykreśla porządnie, czysto i kwalifikuje dokumenty prawidłowo. Bierze udział w pracy społecznej, jest członkiem Wojewódzkiej Rady Narodowej i członkiem PPR.
Pokała Bazyli, cenzor, wykonuje swoje obowiązki sumiennie. Jest to człowiek zrównoważony, spokojny, pracę swoją przeprowadza w myśl instrukcji, najlepszym dowodem jego sumienności jest to, że powierzono mu czynność powtórnego czytania opracowanych dokumentów. [...]
Czarnecka Wanda, cenzor, nie pracuje samodzielnie. Zadaje pytania inspektorowi, na które by mogła sama zadecydować. Wie, jaką odpowiedzialność bierze na siebie, stawiając stempel, więc boi się sama decydować o losie danego dokumentu i stara się opracować go wspólnie z inspektorem lub kierownikiem. Społecznie nie pracuje.
Na 527 przeczytanych dokumentów odkryto 5 defektów.
Kierszonowicz Izrael, cenzor, nie odnosi się do pracy poważnie. Dokumenty opracowane przez niego są brudne, źle zaklejone, stempel na niewskazanym miejscu. [...]
Walendzikówna Janina, cenzor, do pracy odnosi się niepoważnie, narusza dyscyplinę, pracuje samodzielnie i dopuszcza defekty. Na 50 dokumentów sprawdzonych wykryto 5 defektów. Jej praca podlega ścisłej kontroli. Społecznie nie pracuje, politycznie nie jest rozwinięta, bo nie przywiązuje wagi do rozwoju politycznego cenzora.
29 października–3 listopada
Maciej J. Drygas, Perlustracja, „Karta” nr 68, 2011.