Nie odzywa się nikt. Słychać przyśpieszony, ciężki oddech porucznika Kosa. […]
– Kapitulować? Teraz kapitulować, gdy mamy tyle broni i amunicji? Gdy każdy żołnierz jest doświadczonym weteranem? Mieliśmy po parę starych karabinów na kompanię, pistolety bez nabojów, butelki przeciw czołgom, kamienie przeciwko karabinom maszynowym, gołe ręce przeciwko bagnetom… I wytrwaliśmy. Dwa miesiące! A teraz kapitulować?!... […]
– Głód? Głód?! – zacina się Kulawy – Widziałem gorsze głody! W koncentraku nikomu lepiej jeść nie dadzą…
– Bolszewicy nie przekroczą Wisły, dopóki my walczymy? Czort z nimi! – klnie Ursus. – Nie pilno mi do mamra, ani na Kołymę. […]
– Tysiące dalszych ofiar? – odważa słowa Siłkiewicz. – Kapitulacja Warszawy w 1939 roku nie uchroniła nas od ofiar. […] Teraz przynajmniej Niemcy drogo, coraz drożej muszą płacić za życie każdego z nas… […]
– Będziemy się bili sami.
– Sami? Jednym batalionem?
– A choćby.
Warszawa, 1 października
Wacław Zagórski, Wicher wolności, Londyn 1957.