[...] 3. Przeżywamy całem sercem smutną tragedię stolicy. Nie mając dość słów uznania dla bohaterstwa ukochanych naszych braci, nie możemy jednak zrozumieć, kto i dla jakiego celu, mimo wyraźnego zakazu Pana Generała, wpłynął na tak tragiczną decyzję dowódcy Armii Krajowej.
Żołnierze 2 Korpusu są zdumieni i pełni oburzenia obecnym stanowiskiem naszego Rządu za to, że: wobec morderstw i aresztowań dokonywanych przez bolszewików w stosunku do żołnierzy Armii Krajowej oraz administracji krajowej, których pchnęło do współpracy z bolszewikami, Rząd Polski okłamuje opinię świata. Komunikaty Rządu głoszą o współpracy A[rmii] Kraj[owej] z armią czerwoną — omalże idylla.
4. Zamiast krzyczeć na świat cały o zbrodniach bolszewickich, Premier Rządu, Minister Spraw Zagranicznych oraz Prezes Rady Narodowej, pomijając godność Narodu, pertraktują w tej chwili ze zdrajcami Kraju. Niesłychane zakłamanie dla celów nikomu nie znanych, ani nie dających się niczem wytłumaczyć, przeraża i do głębi oburza nas żołnierzy, a przyjaciołom naszym amerykańskim i brytyjskim wytrąca broń z ręki.
Jak mogą oni zrozumieć idyllę współpracy w Kraju z bolszewikami i nasze obawy oraz wrogie nastawienie do bolszewików i zdrajców Kraju.
Proszę Pana Generała, aby przedstawił mój meldunek Panu Prezydentowi.
Uważamy, że chwila obecna jest ostatnią dla powzięcia decyzji. [Dalej tekst skreślony: Ludzie, którzy śmią pertraktować ze zdrajcami Kraju, sami stają się takimi].
Anders
9 sierpnia
Michał Zarzycki, Anders wobec Powstania, Karta nr 42, 2004.
Mikołajczyk oświadcza, iż uważa za wielki zaszczyt to, że Marszałek Stalin, nie bacząc na swoje liczne zajęcia, zdołał przyjąć jego, Mikołajczyka, przed odjazdem. Wczoraj W.M. Mołotow przyjął jego, Mikołajczyka, w kwestii rozmów przedstawicieli polskiego rządu emigracyjnego z przedstawicielami PKWN. On, Mikołajczyk, chciałby jak najszybciej dotrzeć do Londynu, żeby zreferować swoim kolegom te rozmowy, ponieważ nie ma pełnomocnictw, by rozmowy te doprowadzić do końca. On, Mikołajczyk, jest pewien, że rząd polski w Londynie będzie współpracować z Komitetem, bowiem w rządzie polskim jest wola, by to zrobić.
Tow. Stalin zauważa, że tak byłoby bardzo dobrze.
Mikołajczyk mówi, że — jak rozumie — Marszałek Stalin chciałby, aby rząd polski był demokratyczny.
Tow. Stalin oświadcza, że tak jest. (...)
Mikołajczyk oświadcza, że chciałby prosić Marszałka Stalina o pomoc dla Polaków walczących w Warszawie.
Tow. Stalin pyta, o jakiej pomocy mowa.
Mikołajczyk odpowiada, że mowa o pomocy w dostawach broni. Rzecz w tym, że Niemcy teraz nie są na tyle silni, żeby wyrzucić Polaków z tych rejonów Warszawy, które zajmują. Polacy potrzebują broni, by się utrzymać.
Tow. Stalin oświadcza, że on całe to przedsięwzięcie z powstaniem polskiej armii podziemnej w Warszawie uważa za rzecz nierealną, ponieważ powstańcy nie mają broni, podczas gdy Niemcy tylko w rejonie Pragi mają trzy dywizje pancerne, nie licząc piechoty. Po prostu żal tych Polaków. (...)
Tow. Stalin pyta, czy są w mieście miejsca, gdzie można zrzucić broń.
Mikołajczyk oświadcza, że takie miejsca są, ale teraz nie może ich podać. (...)
Tow. Stalin oświadcza, że zrobi wszystko, co możliwe.
Mikołajczyk mówi, że żegnając się z Marszałkiem Stalinem, chciałby wyrazić wiarę w to, że między Polską i Związkiem Radzieckim powstanie zaufanie i przyjaźń.
Tow. Stalin oświadcza, że podstawą naszej polityki jest sojusz z Polską. Jest konieczne, aby Polacy uwierzyli, że przywódcy dzisiejszej Rosji nie są tymi z czasów rządów carskich. Przywódcy ówczesnej Rosji chcieli podbić Polskę. Naszych polityków często mylą z politykami carskimi. To źle. Nie prowadzimy polityki podboju jakichkolwiek narodów słowiańskich. (...) Tow. Stalin mówi, że naród polski nie może iść za Związkiem Radzieckim. Powinien iść razem ze Związkiem Radzieckim. Naród polski ma swoją drogę, a Związek Radziecki swoją. (...)
Mikołajczyk oświadcza, że on dobrze zna Niemców. Trzeba, po pierwsze, mocniej bombardować niemieckie miasta, fabryki, trzeba rozbić Niemców na niemieckiej ziemi. Po zakończeniu wojny trzeba zamknąć wszystkie drogi ekonomiczne, którymi do krajów europejskich dąży ekspansja niemiecka. Niemcy trzeba okupować przez długi czas.
Tow. Stalin zauważa, że mimo wszystko Niemcy mogą się podnieść. Na wypadek tego trzeba trzymać w gotowości miecz; i tym mieczem powinien być sojusz między Polską a ZSRR oraz wojska w gestii międzynarodowej organizacji pokojowej, która powstanie. (...) Tow. Stalin zauważa, że Niemcom komunizm pasuje, jak wół do karety.
Żegnając się Mikołajczyk dziękuje tow. Stalinowi za gościnność i oświadcza, że przyjęcie przez tow. Stalina uważa za wielki zaszczyt.
Moskwa, 9 sierpnia
Mikołajczyk u Stalina, „Karta” nr 43/2004.
O dziesiątej rano posterunki obserwacyjne zaalarmowały, iż u wylotu Świętokrzyskiej gromadzi się na Nowym Świecie kilkadziesiąt osób cywilnych. Pośród nich kobiety, dzieci, starcy. Między tłumem kręcą się niemieccy grenadierzy z peemami. W przewidywaniu podstępu umocniliśmy natychmiast pozycje. Jakoż istotnie podstęp nie dał na siebie długo czekać. Pół godziny później przyjechały dwa czołgi i zaczęły pchać przed sobą żywy mur ochronny z ludności. Zbliżając się ulicą Świętokrzyską w kierunku Czackiego, obsypywali nasz teren seriami z cekaemów.
Na pozycjach poruszenie. Co robić? Granatów użyć nie można. Porobimy jatki z ludzi. Strzelać? Jak tu strzelać do swoich? Nikt z nas nie przeżywał podobnej sytuacji. Co czuli ochotnicy mieszkający na Nowym Świecie i ulicach przyległych, zbiegli stamtąd w pierwszych dniach na obszar polski? Nie mają do tej pory wieści o rodzinach. Może wypadnie im strzelać do najbliższych?
Tymczasem żywa ściana była coraz bliżej. Słyszeliśmy już płacz kobiet głuszony warkotem silników czołgowych.
Nie stracił głowy i uratował sytuację por. Harnaś. Zgromadził szybko koło siebie strzelców wyborowych i polecił im sprzątnąć kilku grenadierów, którzy za tłumem i czołgami szli z pistoletami, a nawet z bykowcami, i poganiali ludzi. Jednocześnie poprzez ruiny dzielące nas od Wareckiej wysłał silną grupę, która miała wziąć Niemców w ogień boczny z mniejszym narażeniem kobiet i dzieci.
Wszystko trwało może dziesięć minut. Salwy karabinów [kompanii] „Grażyna” zmieszały się z grzechotem cekaemów niemieckich. Po chwili ujrzeliśmy, jak dwóch grenadierów padło, gryząc asfalt. Nasza drużyna podchorążego Technika wyrwała się naprzód bez rozkazu na podwórze i zwaliska gruzu za domem Świętokrzyska 12, tam otworzyła ogień boczny, narażając się zresztą nie tylko na ostrzał niemiecki, ale także na ogień owej grupy „Grażyna”, w którego polu rażenia się znalazła.
Niemcy nie zdawali sobie sprawy, jak daleko się posuniemy i do jakiego stopnia będziemy szaleńcami. Kordon grenadierów za czołgami załamał się i cofnął do Nowego Światu. Ludność, ogłuszona strzelaniną ze wszystkich stron, przerażona rannymi, których kilku padło wśród tłumu, rozsypała się na wszystkie strony, kryjąc się po załomach murów. Niektórzy biegli na nasze pozycje, w stronę barykady, którą zamknęliśmy Świętokrzyską za rogiem Czackiego. Osamotnione czołgi w obawie przed naszymi benzynówkami zawróciły i podążyły śladem grenadierów.
Warszawa, 9 sierpnia
Leszek Prorok, Kepi wojska francuskiego, Warszawa 1973.