W schronie naszym [w piwnicy domu przy Świętojerskiej 36] zapadło postanowienie, iż codziennie wychodzi jeden z młodych chłopaków na gruzy wypalonych domów, celem obserwowania terenu okolicznego oraz systemu prowadzonej akcji przez Niemców. Gdy wieczorem wróciła pierwsza czujka, opowiedziała nam, że nic godnego uwagi tego dnia nie zaszło w pobliżu nas. Ale niepokojące wydało się czujce to, że na podwórku jednej z oficyn przez cały dzień stała jakaś starsza kobieta, wpatrując się tępym wzrokiem w klatkę schodową. O zmierzchu kobieta ta poszła na środek podwórka, gdzie stał ręczny wózek przewozowy, na którym kładła się spać. Kobieta ta powtarzała jakieś zaklęcia i imiona. [...]
Postanowiono kobietę tę sprowadzić do schronu. Lecz kobieta ta stawiała opór i broniła się rozpaczliwie, nie pozwalając ruszyć się z podwórka. Dr Krukowski stwierdził, że ta osoba dostała pomieszania zmysłów na tle wstrząsu nerwowego. Mieszkańcy schronu, którzy rozpoznali tę kobietę, słysząc z jej ust wymawiane imiona, skonstatowali, że chodzi tu o jej dwoje dzieci, które spaliły się żywcem w schowku, zrobionym we własnym mieszkaniu na drugim piętrze. Matka w dniu pożaru nie mogła się tam dostać. Kobieta ta przez kilka dni dzień w dzień stała w oficynie, a w nocy odpoczywała na wózku. Aż pewnej nocy [...], gdyśmy wyszli ze schronu, zauważyliśmy leżące jej zwłoki na podwórku tegoż domu, a zakrzepła kałuża krwi w pobliżu trupa była jaskrawym dowodem, iż tego dnia na podwórzu grasowali Niemcy.
Warszawa, 1 maja
Pamiętniki z getta warszawskiego, fragmenty i regesty, oprac. Michał Grynberg, Warszawa 1993.
O piątej rano czujka nasza zaobserwowała maszerującą ulicą Gęsią ekipę bandytów, którzy prowadzili ze sobą dwóch Żydów, kapusiów z Befehlstelle [komendy SS kierującej akcją wysiedleńczą z getta]. Nagle cała ta falanga zatrzymała się na posesji zgruzowanego domu Gęsia 3. Dały się słyszeć [...] nawoływania do wyjścia Żydów z bunkra — wykrzykiwane po żydowsku. I w tym wypadku użyto tego samego podstępu wołając: „Żydzi wychodźcie już, koniec wojny”. Nikt się jednak nie zjawiał. Wówczas bandyci zaczęli odrzucać gruz i wiercić otwory w ruinach. Robota ta zajęła im cztery godziny. Ale nie zrezygnowali z dalszych poszukiwań. O godzinie 10.00 rano wywiercili gdzieś otwór. [...]
Po chwili usłyszeliśmy rozkaz jakiegoś SS-mana „Schmeis ran das gift” [Puść tam gaz], skutki tego zarządzenia nie dały długo na siebie czekać. [...] Spod ziemi zaczęły wypełzać pierwsze postacie kościotrupów, które zanosiły się okropnym kaszlem, rzężeniem — donośnie charcząc, co wskazywało, że nowe ofiary dusiły się jakimś gazem. Wśród morderców zapanował ogólna wesołość, a niemilknące salwy śmiechu do rozpuku z okrzykiem „Jude halt” trwały z piętnaście minut.
Z podziemnej nory wyszło 25 osób: mężczyzn, kobiet i dzieci. Bandyci otoczyli ich zwartym kołem i ustawili w dwuszeregu koło muru. Gdy wreszcie minął napad wściekłej wesołości bandytów i atak duszności u Żydów, jeden z SS-manów wszedł do koła i przemówił do naszych ofiar: „Ihr Alle Männer kommt zu Arbeit nach Poniatowo. In eine Metalwerk von W.C. Toebbens” [Wy wszyscy mężczyźni pojedziecie do pracy w fabryce metalowej W.C. Toebennsa w Poniatowej]. [...]
Bandyci ustawili na nowo swe ofiary, tym razem w jeden szereg i rozkazali wszystkie bagaże ułożyć na stos w jednym miejscu. Po czym padła komenda po niemiecku, aby Si wszyscy w przeciągu pięciu minut rozebrali się do naga. [...] Mężczyźni stanęli w kalesonach, a kobiety w bieliźnie — nie wiedząc o tym, że dają wspaniałe pole do popisu. SS-man dopadł do jednego mężczyzny, potężnym kopnięciem zdarł mu kalesony, inny chwycił go (w rękawiczkach) za członka i szarpał. Gdy człowiek ten krzyczał w niebogłosy — SS-man zanosił się rechotliwym śmiechem. [...] Potem dobrali się do jednej z kobiet, zdarli z niej bieliznę, nie szczędząc przy tym uderzeń. I tak obrabiali każdą osobę kolejno, szafując hojnie razy pięścią między oczy [...].
Po skończeniu ogólnej rewizji o godz. 16.00 kazali Żydom wytrzepać swą odzież, wstać (dotychczas siedzieli na bruku nago, oparci o mur getta) i ubrać się, po czym zapowiedzieli, że bez bagaży pomaszerują na Umschlagplatz, skąd wyjadą do Poniatowej na roboty. [...] Po pół godzinie słychać było serię strzałów z ogródka na ul. Zamenhofa i serie następujące szybko po sobie, nie milknące przez 15 minut. [...] Po godzinie do nozdrzy naszych wiatr przyniósł swąd spalenizny — to trupy spalały się już zamieniając się w popiół.
Warszawa, 30 czerwca
Pamiętniki z getta warszawskiego, fragmenty i regesty, oprac. Michał Grynberg, Warszawa 1993.
Zmasakrowane ciała polskich oficerów pod Smoleńskiem są dziełem bestii hitlerowskiej! [...] Wypróbowanym sposobem bandyckim, krzykiem „Łapaj złodzieja” chce święte oburzenie każdego Polaka odwrócić od właściwych zbrodniarzy [...]. Nie pomogą prowokatorom hitlerowskim „delegacje”, szmatławce i szczekaczki. Nie pomogą również ohydne napaści reakcyjnych pisemek sanacyjnych i oenerowskich. Społeczeństwo polskie z obrzydzeniem piętnuje wszelkiego rodzaju agentów hitlerowskich. Cała nienawiść i chęć zemsty, krwawej i zasłużonej, kieruje się przeciwko katom hitlerowskim.
Warszawa, 1 maja
Piotr Gontarczyk, Polska Partia Robotnicza. Droga do władzy (1941–1944), Warszawa 2006, cyt. za: Łukasz Bertram, Kłamstwo katyńskie, „Karta” 2011, nr 66.