Pewnego pogodnego dnia urządzono w Oleszycach sobótki żydowskie. Kazano gromadzić na rynku wszystkie bolszewickie książki ze sklepów i urzędów, polano je naftą i podpalono. Obowiązkowo obecni na tej uroczystości wszyscy Żydzi musieli najpierw urządzać udane lamenty i żale za utraconą komuną. Potem przymuszano ich do radości. Musieli tańczyć dookoła ogniska, wiwatować. Potem nadciągnął pochód z portretami zeszpeconych bolszewickich władców. Żydówka musiała całować Stalina, a młody Żyd tę starą Żydówkę. Z kolei zarządzono skakanie przez ogień, który ciągle podsycano. Tłumy gawiedzi szalały z uciechy. Przy stosie stanęli tędzy greccy katolicy — milicjanci, którzy lękających się przy skoku ściągali pałami przez plecy. Jeden z takich milicjantów Stepan Lończak puścił się w pogoń za uciekającym Żydziakiem i dogoniwszy go, z rozmachem palnął kolbą między łopatki — tak skutecznie, że Żydek chlusnął krwią ustami i nosem, zaczem padł martwy na ziemię.
Oleszyce, 27 lipca
Ks. Józef Mroczkowski, Wojna w Oleszycach, „Karta” nr 24/1998.