W maju i czerwcu tegoż roku bolszewicy rozpoczęli już ostatnie przygotowania [do wojny z Niemcami]. Wojsko wycofano z oberży miejskiej i ratusza dalej od granicy, w lasy. Pojawiło się więcej samochodów ciężarowych, które bez przerwy zwoziły kloce drzewa, kamienie, sztaby żelazne i cement, tak w dzień, jak i w nocy. Rozpoczęto kopać olbrzymi rów przeciwtankowy, wzdłuż całej granicy. Ponieważ czas naglił, a przedsięwzięcie było niemałe, dlatego bliżej granicy ściągnięto tysiące ludzi z głębi kraju. W Oleszycach pojawili się ludzie aż spod Lwowa (Janów). [...]
W niedzielę 15 czerwca 1941 wezwano do łopat wszystkich, co do jednego. Nawet robotnicy kooperatywy, tartaczni, nawet nauczycielstwo radiańskie tak męskie, jak żeńskie musiało stanąć z łopatą przy rowie. Bo! Sam hołowa Serkis zaszczycił łopatę swą ręką. Gospodyni księża poszła również z łopatą w obronie „ojczyzny”, a księża zostali bez obiadu. Była to jednak pierwsza i ostatnia (na tak wielką skalę) taka „skopana” niedziela.
Oleszyce, 15 czerwca
Ks. Józef Mroczkowski, Wojna w Oleszycach, „Karta” nr 24/1998.
Lwów, 1 czerwca
21 miesięcy minęło pod władzą Sowietów. [...] Boimy się najwięcej tego, że nas już stąd nigdy nie wypuszczą. Granice Związku Sowieckiego to gorsze niż mur chiński. Odepchnięci od Zachodu, od swego kraju, od kultury burżuazyjnej, demokratycznej, zachodniej, drżymy, że już nigdy nie powrócimy do swoich, do domu, do kultury europejskiej. Ta obawa dożywotniego pobytu w raju bolszewickim najbardziej nas przytłacza. Z lekkomyślnością bardziej niż karygodną, bo mieliśmy już smutne doświadczenie, nie myślimy o możliwości wojny na tym terenie, prowadzimy strusią politykę „niech na całym świecie wojna”... Cieszymy się z bezpieczeństwa, jakie rzekomo daje pakt niemiecko-sowiecki, wzdrygamy się na myśl o bombach niemieckich i o tym wszystkim, co one ze sobą przyniosą, a co już raz przeżyliśmy, i udajemy przed sobą, że wierzymy w pokój, bo tak sobie życzymy. [...]
12 czerwca
[Polacy] z coraz większą nienawiścią odnoszą się do bolszewików i coraz nieufniej przyjmują oferty przyjaźni, choć wiedzą, że w razie konfliktu z Niemcami — Rosja pomoże w wyzwoleniu Polski. Tylko Żydzi nie wahają się, bez względu na swój uczuciowy czy rozumowy stosunek do Związku, choć ucierpieli, choć ich majątki skonfiskowano, ich rodziny wywieziono, mimo to liczą jedynie na Rosję, bo wszystko jest lepsze od Niemców. [...]
20 czerwca
Obawiamy się wojny [...]. Rozsądniejsi zaczynają już myśleć o czynieniu zakupów, a są nawet tacy, którzy marzą o tym, aby ich wywieźć na Sybir czy do Kazachstanu. Ludzie kupują sobie putiowki (karty podróży i pobytu w uzdrowiskach) na Krym i Kaukaz, byle dalej na wschód. Są i tacy, którzy wnoszą podania do swych urzędów z prośbą o przeniesienie ich na skromniejsze nawet stanowisko, ale do Charkowa, Donbasu i dalej. Niektórzy żałują, że ukrywali się rok temu przed NKWD, które szukało ich, aby wywieźć.
Lwów
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.