Pod wpływem mrozu raczej zmniejszyła się liczba sprzedawców ulicznych — w ogóle bowiem mimo nowego zarządzenia, działają oni dalej i dotąd represje w stosunku do nich jeszcze się nie zaczęły. Zamożniejsze grupy ludności, zwłaszcza z dawnych pracowników umysłowych i warstw mieszczaństwa, pośredniczą w obrotach hurtowych czy quasi-hurtowych: krążą po mieście, a zwłaszcza po cukierniach i kawiarniach, które znów — jak podczas wojny światowej i lat inflacji — stały się punktami zebrań „czarnej giełdy”. Jest to znów konsekwencja wytrącenia handlu z torów normalnych, legalnych obrotów, tym razem nie przez obawę przed walczącymi z sytuacją rynkową cennikami maksymalnymi, ale przez działanie rekwizycji i grabieży, odbywających się w formach nie dających się przewidzieć, a uniemożliwiających — obok trudności transportowych, celnych (granica między Rzeszą a gubernatorstwem!) itp. — działanie normalnym przedsiębiorstwom. Szczególnym przedmiotem tych obrotów czarnogiełdziarskich są kosztowności, złoto i waluty.
Warszawa, 10 stycznia
Ludwik Landau, Kronika lat wojny i okupacji, Warszawa 1962.