Rząd Jego Królewskiej Mości prawdopodobnie uważać będzie, że na dłuższą metę najlepiej mu posłuży niezrywanie z tutejszym rządem, ale zakładam, że powinniśmy całkiem stanowczo odrzucić uznanie ważności jednostronnego twierdzenia ZSRR, że Polska przestała istnieć jako państwo.
Moskwa, 18 września
Henryk Batowski, Zachód wobec granic Polski 1920–1940. Niektóre fakty mniej znane, Łódź 1995.
Rząd brytyjski rozważył sytuację wytworzoną przez atak na Polskę dokonany z rozkazu rządu ZSRR. Agresja ta dokonana na sojusznika Wielkiej Brytanii, w chwili, gdy ten został powalony przez przeważające siły wystawione przeciw niemu przez Niemcy, nie może, zdaniem rządu Jego Królewskiej Mości, być usprawiedliwiona argumentami wysuniętymi przez rząd ZSRR.
Całkowite znaczenie tych wydarzeń nie jest jasne, ale rząd Jego Królewskiej Mości korzysta ze sposobności, by stwierdzić, że nic takiego, co się stało, nie może wpłynąć na postanowienie rządu Jego Królewskiej Mości, popierane w pełni przez społeczeństwo, by wypełnić nasze zobowiązania wobec Polski i by prowadzić nadal wojnę z całkowitą energią, aż do osiągnięcia wytyczonych celów.
Londyn, 18 września
Henryk Batowski, Zachód wobec granic Polski 1920–1940. Niektóre fakty mniej znane, Łódź 1995.
Dla uniknięcia wszelkiego rodzaju bezpodstawnych pogłosek odnośnie do zadań wojsk sowieckich i niemieckich, działających w Polsce, rząd ZSRR i rząd Niemiec oświadczają, że działania tych wojsk nie zakładają jakiegokolwiek celu sprzecznego z interesami Niemiec czy Związku Radzieckiego oraz przeciwstawnego duchowi i literze paktu o nieagresji zawartego między Niemcami a ZSRR. Przeciwnie, zadanie tych wojsk polega na tym, aby przywrócić w Polsce porządek i spokój, naruszone przez rozpad państwa polskiego, i pomóc ludności Polski w przebudowie warunków jej bytu państwowego.
Berlin–Moskwa, 18 września
Agresja sowiecka na Polskę w świetle dokumentów 17 września 1939. Geneza i skutki agresji, t. 1, red. Eugeniusz Kozłowski, Warszawa 1994.
Około godziny 18.00 ruszyliśmy i my w stronę mostu [...]. Tymczasem zapadła noc, w znacznej ciżbie jedni płakali i modlili się, inni klęli i pomstowali na wszystko i wszystkich. Były wypadki samobójstw. Ten i ów schylił się i schował ukradkiem grudkę ziemi do kieszeni. Patos tych scen był nie do opisania. [...]
Upokorzeni i z goryczą piołunu w ustach, jechaliśmy teraz przez terytorium Rumunii. W ulewny deszcz przez Starożyniec dotarliśmy o 2.00 do Czerniowiec. Miasto było zawalone uchodźcami. Pojechaliśmy do naszego konsulatu [...]. Tam dopiero dowiedziałem się, że granicę Polski przekroczył też Śmigły, co w ówczesnym położeniu, gdy biły się jeszcze poszczególne jednostki i przy panujących wtedy nastrojach — zrobiło straszne wrażenie.
Kuty–Czerniowce, 17/18 września
Paweł Starzeński, Trzy lata z Beckiem, Warszawa 1991.
Droga ze szkoły w Kutach nad Czeremoszem nie jest długa. W normalnych warunkach wystarczyłoby kilka minut nawet na marsz pieszy. Teraz jednak — choć „jedziemy” autem — ten niewielki kilometr wydłuża się bez końca. Mija kwadrans za kwadransem, a my ciągle tkwimy jeszcze wśród domków i ogrodów ostatniego polskiego miasteczka. [...] Posuwamy się wolno, krok za krokiem, zatrzymując się na długo co kilka metrów. Nie widać nic, czujemy jednak, że przed nami, za nami, obok nas — ścisk niewiarygodny. Przeładowane bagażem, przepełnione ludźmi wozy różnego typu — od olbrzymich ciężarówek i autobusów do małych motocykli — stłoczyły się w nieprzeniknionej ciemności na drodze [...]. Rumuni przepuszczają przez szlaban graniczny tylko po kilka aut naraz, zatrzymują je za szlabanem, sprawdzają dokumenty. [...]
Ludzie, przybici nieszczęściem — wyszarpani moralnie, znużeni i zmęczeni fizycznie — nie panują nad nerwami. Co chwila wybuchają awantury i wzajemne wymyślania. [...] Wszyscy chcieliby przekroczyć ten szlaban jak najprędzej.
Kuty, noc 17/18 września
Władysław Pobóg-Malinowski, Na rumuńskim rozdrożu. Fragmenty wspomnień, Warszawa 1990.
Uboga uliczka, zamieszkana przeważnie przez Żydów, zapchana jest — jak wczoraj jeszcze Kuty — wozami polskimi różnego typu. Ludzie niewyspani, pomęczeni gnieżdżą się jeszcze wewnątrz aut, wielu jednak powyłaziło już na zewnątrz. [...] W pewnym momencie ukazuje się i działać zaczyna rumuński Czerwony Krzyż. Panie z opaskami na rękach wynoszą z najbliższych domów tace. Chleb z masłem, pokrajany na duże kawałki biały ser. Będzie też gorące mleko dla dzieci. Dla dorosłych herbata. Wynoszą ją w konewkach, rozlewają do dzbanuszków i blaszanych kubków. Zbliżają się i do mnie. Dziękuję — czuję, jak coś mocno ściska mnie za gardło. Roztkliwiam się, taka nagła, gwałtowna zmiana! [...]
Jedni sięgają po posiłek gestem niepewnym, w zażenowaniu czy zakłopotaniu, czasami szepcząc wyrazy francuskiego podziękowania, częściej jednak bez słowa — w posępnym milczeniu. Inni zbyt hałaśliwie okazują swą radość i wdzięczność. [...]
Na placu — niedaleko stąd — Rumuni rozbrajają naszych żołnierzy. [...] Rozbrojonych ładują do polskich samochodów i wywożą w niewiadomym kierunku. [...] Podnosi się gorycz i żal do Rumunów. Czy nasz „sojusznik” nie może się zachować wobec nas — inaczej? [...] Żołnierza, który ma iść na zachód – bić się we Francji, rozbrajają tu i wywożą!... Gdzie?
Rumunia, Starożyniec, 18 września
Władysław Pobóg-Malinowski, Na rumuńskim rozdrożu. Fragmenty wspomnień, Warszawa 1990.
Marszałek Śmigły jest ogarnięty pesymizmem. Rumuni utrudniają nam egzystencję i pracę bardziej, niż wymagałaby tego ścisła neutralność. Rozdzielają nas. Pan Prezydent Rzeczpospolitej ma być umieszczony koło Bacău, rząd w Slănic, a Pan Marszałek wywieziony będzie do Craiovej, obok granicy bułgarskiej. Urzędnicy będą rozrzuceni w terenie, wojsko internowane, sprzęt zabrany.
Lepiej byłoby ewakuować się na Węgry.
Rumunia, Czerniowce, 18 września
Eugeniusz Kwiatkowski, Dziennik. Lipiec 1939 – sierpień 1940, oprac. Marian Marek Drozdowski, Rzeszów 2003.
Późnym wieczorem z daleka ze wschodu słychać było wystrzały armatnie. A tu panowała cisza. Przybył goniec na rowerze. Rozprowadzający wartę sierżant Harciarek pomaszerował ze mną i Jasiem Turkiem na kolejną zmianę. Niedługo trwaliśmy na tej ostatniej warcie honorowej przy sercu Komendanta. Kapitan Bohatyrewicz stanął przed płytą wraz z całą wyprężoną na baczność drużyną i zakomenderował: „Ostatnia warta honorowa przy grobie serca marszałka Piłsudskiego i jego matki, do szeregu wstąp!”.
Wybijając takt, zajęliśmy miejsce w dwuszeregu. [...]
Z megafonów ulicznych dochodziły dźwięki marsza legionowego. Słychać było słowa prezydenta miasta, zawiadamiającego, iż Wilno bronione nie będzie. Wojsko wycofuje się na Litwę.
Wilno, 18 września
Czesław Grzelak, Wilno–Grodno–Kodziowce 1939, Warszawa 2002.
Z pełnymi reflektorami karetki i auta szły na wyścigi, parło wszystko na szosę Ponary–Kowno. Zaczął padać ulewny deszcz, wzmogła się strzelanina z okolic dworca kolejowego, także z Lipówki dochodziły odgłosy strzałów, podobnie z Góry Bouffałowej i Antokolu. Miasto było oświetlone, odgłosy działa, świetlne rakiety, strzały karabinowe, jakby żenująco kryły upodlenie, nikczemność, brak poczucia godności i obowiązku zmykającej sfory. Zmylone, oszukane miasto, świecznik polskiej kultury na północy, zostało porzucone, wydane na łup moskiewskiej dziczy.
Wilno, 18 września
Wrzesień 1939 na Kresach w relacjach, opr. Czesław Grzelak, Warszawa 1999.
O godzinie 23.00 bateria plutonami wycofała się z Wilna, inne oddziały albo wcześniej, albo też razem z baterią, opuściły Wilno, udając się w kierunku Zawias. W Zawiasach zastałem sytuację wprost tragiczną. Część żołnierzy i dużo samochodów cywilnych przekroczyło już granicę litewską. Obok strażnicy KOP jakiś oddział śpiewał: „Nie rzucim ziemi...”. Kilku oficerów popełniło samobójstwo.
Wilno, 18 września
Wrzesień 1939 na Kresach w relacjach, opr. Czesław Grzelak, Warszawa 1999.