5 września rano stanęliśmy na miejscu na stacji Błudeń w pobliżu Berezy Kartuskiej. [...] Wyładowano z pociągu powyżej tysiąca osób. [...] Po dwóch godzinach marszu przyszliśmy do obozu odosobnienia w Berezie Kartuskiej. [...] Przy furtce stało dwóch policjantów z gumowymi pałkami policyjnymi w rękach, którymi okładali przechodzących i nawoływali: „Szybciej, biegiem”. Biegnąc dalej, zauważyłem wyciągnięte dwa sznury policjantów i cywilów (jak się później dowiedziałem — przestępców kryminalnych), zaopatrzonych w specjalne „bykowce”, sękate kostury, koły. Każdy z więźniów musiał przejść przez wyciągnięty w ten sposób „korytarz” policjantów i kryminalistów, którzy wrzeszcząc w niebogłosy: „Biegiem, skurwysyny, biegiem, kurwa wasza mać, biegiem, nie bójcie się, jeszcze was nie wieszamy!” — okładali trzymanymi w rękach narzędziami biegnących więźniów. [...]
Kiedy znaleźliśmy się na placu, każdy musiał położyć się twarzą do ziemi w następstwie wydanej komendy: „Od czoła padnij, kłaść się na pyski!”. Następnie policjanci na tę zbitą masę ludzi wchodzili i depcząc po ludziach, bili ich pałkami gumowymi, krzycząc: „Nie podnosić łbów, mordy do ziemi!”.
Bereza Kartuska, 5 września
Protokół przesłuchania Franciszka Klimy z 2–5 stycznia 1942, zesp. Komisja powołana w związku z wynikiem kampanii wojennej 1939 r., Archiwum Instytutu Polskiego i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie (AIPiMS), sygn. A.20.5/18.
Jak i uprzednio, nie należy atakować Francji. Podobnie nie należy reagować na znamienną okoliczność, że na froncie niemiecko-francuskim nie padł dotąd żaden strzał, mimo iż komunikat francuski głosi, że działania wojenne na wodzie, lądzie i w powietrzu już się rozpoczęły. [...]
W informacjach o Francji należy szczególnie podkreślać, że naród francuski wplątany został w wojnę przez Anglię.
Berlin, 5 września
Prawo międzynarodowe i historia dyplomatyczna. Wybór dokumentów, oprac. Ludwik Gelberg, t. 2, Warszawa 1958.
5 dni temu wybuchła wojna i już mieliśmy uciekać. [...] W Konstancinie w tym czasie mieliśmy do dyspozycji tylko dwa samochody osobowe. [...]
Każda ambasada pozostawiła jednego urzędnika w Warszawie. Mianowałem dyrektora biura — Mara i wystawiłem mu coś w rodzaju pełnomocnictwa, ale zaadresowałem je już do dowództwa niemieckiego. W większości wypadków jednemu dyplomacie przypadło pilnowanie placówki do czasu wkroczenia wojsk niemieckich. [...]
[...] Z rezydencji zabrałem najważniejsze dokumenty i razem z pieniędzmi wcisnąłem je do małego nesesera. Wytłumaczyłem członkom poselstwa kierunek jazdy i wyruszyliśmy. [...]
W nalotach, o dziwo, nastąpiła przerwa. Na ulicach jechał jeden samochód za drugim. Na moście dudniły ciężkie platformy wojskowe. Na Pradze, na drugim brzegu Wisły, widać było wyraźne ślady ataków z powietrza. Najbardziej ucierpiały fabryki i domy robotnicze w ich pobliżu.
Za mostem jechaliśmy już bardzo powoli. Na całej szerokości jezdni: fury chłopskie, ciężarówki, luksusowe samochody, motocykle, rowerzyści, stłoczeni piesi usiłowali poruszać się do przodu. Mój szofer zmuszony był co chwilę hamować. Co 30–40 metrów stawaliśmy i czekaliśmy długie minuty. [...]
Na furach i ciężarówkach jechały piętrowo zgromadzone meble, skrzynie, maszyny do szycia, dywany, pościel i tobołki na tobołkach. W małych czteroosobowych samochodach po 8–9 osób, głównie kobiety, starcy, dzieci, a na ich kolanach koty i klatki z kanarkami. Ludzie stali nawet na samochodowych zderzakach. Zapłakani, z czerwonymi oczyma, bladzi, z malującym się na twarzach przerażeniem, zmiętoszeni, zmęczeni. Uciekinierzy.
Warszawa, 5 września
András Hory, Bukaresttől Varsóig (Od Bukaresztu do Warszawy), Budapeszt 1987, przełożył Ákos Engelmayer, [cyt. za:] „Karta”, nr 64, 2010.
Przed Dęblinem, kiedy zbliżaliśmy się do miasta, roztaczał się przed nami coraz straszliwszy widok. Na lewo od szosy zburzone domy i magazyny, zniszczone nasypy kolejowe. Najbardziej przerażająco wyglądało lotnisko. Obok siebie leżały dziesiątki zwęglonych szkieletów samolotów. Nieco dalej doszczętnie spalony samolot leżący na boku. Na prawo od szosy, w rzadkim lesie, również spalone maszyny.
Straszne i nie do wiary. To znaczy, że i ta okolica przeżyła koszmary bombardowań. Sądząc po śladach, stało się to przed kilkoma dniami. Teraz cała okolica jest wymarła, pusta, nigdzie ani śladu człowieka.
Okolice Dęblina, 5 września
András Hory, Bukaresttől Varsóig (Od Bukaresztu do Warszawy), Budapeszt 1987, przełożył Ákos Engelmayer, [cyt. za:] „Karta”, nr 64, 2010.