Walczymy w tej chwili na całym froncie z głównymi siłami niemieckimi, broniąc każdej piędzi naszej ziemi. Nawet załoga Westerplatte walczy w dalszym ciągu.
Wroga akcja całej masy niemieckiej siły lotniczej staje się coraz brutalniejsza. [...]
Rząd polski przypomina artykuł 1 porozumienia o wzajemnej pomocy pomiędzy Zjednoczonym Królestwem a Polską, w którym każda umawiająca się Strona podejmuje się dać drugiej umawiającej się Stronie w wypadku agresji „natychmiast” — „całe poparcie i pomoc [będącą] w jego mocy”, i ma nadzieję otrzymać bezzwłoczną wiadomość o decyzji powziętej w tej sprawie przez rząd Jego Królewskiej Mości.
Londyn, 3 września
Dokumenty z dziejów polskiej polityki zagranicznej 1918-1939, t. 2, Warszawa 1996.
W oświadczeniu, jakie miałem zaszczyt złożyć Panu w dniu 1 września, poinformowałem Pana z polecenia Sekretarza Stanu do Spraw Zagranicznych Jego Królewskiej Mości, że Rząd Jego Królewskiej Mości w Zjednoczonym Królestwie wypełni niezwłocznie swe zobowiązania wobec Polski, jeżeli Rząd Niemiecki nie okaże gotowości udzielenia Rządowi Jego Królewskiej Mości w Zjednoczonym Królestwie zadowalających gwarancji wstrzymania przez Rząd Niemiecki wszelkich agresywnych działań przeciw Polsce i wycofania niezwłocznie swych sił zbrojnych z obszaru Polski.
Mimo że od chwili złożenia tego oświadczenia minęły już przeszło 24 godziny, nie wpłynęła żadna odpowiedź, natomiast wzmagały się ataki na Polskę. W związku z tym mam zaszczyt poinformować Pana, że jeśli najpóźniej do dziś, dnia 3 września, do godziny 11.00 przed południem brytyjskiego czasu letniego Rząd Niemiecki nie udzieli, a Rząd Jego Królewskiej Mości w Londynie nie otrzyma zadowalającego zapewnienia we wspomnianym wyżej sensie, od tej godziny istnieć będzie stan wojny między obu krajami.
Berlin, 3 września
Prawo międzynarodowe i historia dyplomatyczna. Wybór dokumentów, oprac. Ludwig Gelberg, t. 2, Warszawa 1958.
Znienawidzone słowo „wojna” zostało wypowiedziane przez Anglię jako zrealizowanie jej gwarancji i wyraz niezłomnej chęci obrony Polski, a tym samym obrony wolności Europy. [...]
Przez 54 godziny Polska stała sama u wrót cywilizacji, broniąc nas i wszystkich wolnych narodów, wszystkiego, co jest nam drogie. Stała z bezprzykładną dzielnością, z epickim heroizmem, nim chwiejni przyjaciele przyszli jej z pomocą. Pozdrawiamy Polskę jako towarzysza, którego nie opuścimy. [...] W tej tytanicznej walce, bez precedensu w historii świata, hitleryzm musi być ostatecznie zniszczony.
Londyn, 3 września
Maria Turlejska, Prawdy i fikcje. Wrzesień 1939 – grudzień 1941, Warszawa 1966.
Udałem się z dokumentem o wypowiedzeniu przez Wielką Brytanię wojny Niemcom do Kancelarii Rzeszy, gdzie oczekiwali mnie [Adolf] Hitler i [Joachim von] Ribbentrop. Obaj spojrzeli na mnie z napięciem. Stanąłem w pewnej odległości od biurka Hitlera i przetłumaczyłem mu powoli ultimatum brytyjskiego rządu. Gdy skończyłem, zapanowała głęboka cisza. [...] Hitler siedział jak skamieniały i patrzył przed siebie. Nie był zmieszany — jak później twierdzono, ani nie wpadł we wściekłość — jak chcieli inni. Siedział w całkowitym milczeniu i bezruchu. Po chwili — wydawała mi się ona wiecznością — zwrócił się do Ribbentropa, który jakby skamieniały stał nadal przy oknie. „Co teraz?” — zapytał Hitler swego ministra spraw zagranicznych z błyskiem wściekłości w oczach, jakby chciał w ten sposób wyrazić, że Ribbentrop fałszywie informował o reakcji Anglików. Ribbentrop odpowiedział cicho: „Sądzę, że w najbliższym czasie Francuzi wręczą równobrzmiące ultimatum”.
Berlin, 3 września
Lech Wyszczelski, O czym nie wiedzieli Beck i Rydz-Śmigły, Warszawa 1989.
O godzinie 12.00 nadeszła wiadomość, która przyprawiła nas o szał radości. Anglia wypowiedziała wojnę Niemcom. Spiker drżącym ze wzruszenia głosem wołał na cały świat tę radosną nowinę, a my samochodem transmisyjnym pojechaliśmy natychmiast na Nowy Świat pod ambasadę brytyjską. Na wiadomość o przystąpieniu Anglii do wojny — kto żyw pędził pod ambasadę. Kiedy przybyliśmy na miejsce, już było tam kilka tysięcy ludzi i wciąż przybywali nowi. [...] Mało kto znał hymn brytyjski, więc ludzie śpiewali: „Jeszcze Polska...”, Warszawiankę — i wołali, ile sił w piersi: „Niech żyje Anglia!”.
[...] Tłum oszalał po prostu — ludzie krzyczeli bezładnie, ściskali się, rzucali się sobie na szyję. [...]
Ktoś krzyknął: „Śmierć najeźdźcom” — tłum podchwycił to i w kilka sekund z tysięcy piersi zerwał się podobny do grzmotu krzyk. Wołałem do mikrofonu: „Halo, halo, tu Warszawa — niech słucha cała Polska, niech słucha cała Europa, niech słucha cały świat. Gniew ludu polskiego jest straszny”. — Odpowiedział mi nowy krzyk tłumów.
Warszawa, 3 września
Józef Małgorzewski, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 10600.
Jadąc do ambasady brytyjskiej na Nowym Świecie, trzeba było przepychać się krok za krokiem przez nieprzebrane tłumy ludności walącej w tym samym kierunku. Znaczny odsetek mieszkańców Nalewek [Żydów], biorących udział w tym pochodzie, dodawał kolorytu i wesołej ekscytacji. Minister [Beck] był przedmiotem niekończących się owacji i radosnych okrzyków. [...]
Ambasador oczekiwał ministra przy wejściu, w otoczeniu wszystkich współpracowników. [...] Podczas gdy Beck rozmawiał z [Howardem] Kennardem, omawialiśmy z Anglikami przebieg wojny, a Hankey wyraził więcej niż przypuszczenie, bo chyba pewność, że dziś jeszcze RAF zacznie naloty na Niemcy, „In the first place the Ruhr” [W pierwszej kolejności Zagłębie Ruhry]. „Oby, oby” — powiedział Beck, gdy mu potem o tym wspomniałem.
Warszawa, 3 września
Paweł Starzeński, Trzy lata z Beckiem, Warszawa 1991.
W niedzielę już od rana był alarm. [...] Samoloty krążyły nisko, rzucając bez przerwy bomby. [...] Ojciec zdecydowanym tonem oświadczył, że natychmiast uciekamy. [...] Gdy wyszliśmy z krętaniny ogrodów na ulicę, ujrzałam widok jedyny w swoim rodzaju [...]. Z bocznych ulic ciągnęli ludzie — kobiety, mężczyźni i dzieci, pieszo lub na wózkach albo wozach, wyładowanych zabranymi naprędce gratami wszelkiego rodzaju. Wszystko to przewalało się olbrzymią masą, niepohamowanie parło naprzód gęstymi, ciasnymi szeregami. Powiększały się one z minuty na minutę, zewsząd nadciągały nowe gromady. [...]
Znaleźliśmy się na szosie. [...] Kurz i spiekota były nie do zniesienia. [...] Droga stawała się coraz uciążliwsza, mijały nas auta i motocykle z wojskowymi i cywilami, szosa zaczęła się też zapełniać chłopskimi wozami — z każdej zagrody wyjeżdżano w pośpiechu.
Zduńska Wola, 3 września
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, Ośrodek KARTA, Warszawa 2008.
Jest alarm, ale nikt się nie chowa, tylko patrzą, czy widać jakiś samolot. Ja nic nie widzę, choć słyszę dalekie detonacje. Nagle kilka krótkich serii z karabinu maszynowego, gdzieś bardzo blisko. Z Piusa wyjeżdża mały wojskowy samochód otwarty, z ustawionym karabinem maszynowym wycelowanym w niebo. To oni strzelali do samolotu. Za samochodem biegnie sporo ludzi, krzycząc: „Zestrzelili niemiecki samolot, zestrzelili Niemców, samolot spadł na Powiśle! Niech żyją nasi żołnierze!”. Samochód skręca w Marszałkowską w kierunku Koszykowej, ale publiczność, której nagle zebrał się duży tłum, zatrzymuje ich, zagradza przejazd, wiwatuje, krzyczy, raduje się.
Warszawa, 3 września
Stanisław Bukowski, zbiór rękopisów Archiwum Państwowego m.st. Watszawy, sygn. 25.
Stoję w bramie szkoły, aż tu dobiega do mnie gromadka cywili Polaków i krzyczy w podnieceniu: „Panie poruczniku, na wieży pobliskiego kościoła są niemieccy cywile i silnie strzelają, że nie można podejść”. Był w tym momencie przy mnie podoficer sanitarno-weterynaryjny i na wydane polecenie zabrał najbliższych kilku żołnierzy. Niemcy, widząc że atakuje wojsko, zaraz się poddali. Ulicą były prowadzone całe oddziały dywersantów z podniesionymi rękami — to robota kolejarzy, harcerzy i wojska.
Bydgoszcz, 3 września
Bydgoszcz 3–4 września 1939. Studia i dokumenty, red. Tomasz Chińciński, Paweł Machcewicz, Warszawa 2008.
Oczekujemy, że armia polska w ciągu kilku tygodni zostanie całkowicie rozbita. Terytorium, które w Moskwie ustaliliśmy jako niemiecką strefę interesów, będzie więc przez nas okupowane militarnie. Ale z przyczyn wojskowych będziemy musieli wkroczyć na te tereny polskie, które należą do rosyjskiej strefy interesów, by ścigać jednostki armii polskiej.
Proszę omówić tę sprawę natychmiast z Mołotowem i ustalić, kiedy Związek Sowiecki uzna za konieczne, żeby rosyjskie siły zbrojne zostały użyte do działań przeciwko polskim siłom zbrojnym w rosyjskiej strefie interesów, w celu wejścia w posiadanie tego terytorium. Dla nas byłoby to nie tylko odciążenie, lecz także działanie w duchu moskiewskich porozumień, leżące w sowieckim interesie.
Berlin, 3 września
Agresja sowiecka na Polskę 17 września 1939 w świetle dokumentów, t. 1–3, red. Czesław Grzelak, Stanisław Jaczyński, Eugeniusz Kozłowski, Warszawa 1994–96.
Łatwo jest wam i mnie wzruszyć ramionami i powiedzieć, że konflikty mają miejsce tysiące mil od półkuli amerykańskiej i nie mogą poważnie zagrozić Ameryce i to, co Stany Zjednoczone powinny zrobić, to po prostu zignorować je i zająć się własnymi sprawami. Choć byśmy chcieli trzymać się z dala od tego, emocjonalnie jesteśmy zmuszeni przyznać, że każde słowa, każdy okręt, który płynie po morzu, każda bitwa wpływa na przyszłość Ameryki. [...] Ten kraj pozostanie neutralny, lecz nie mogę prosić, aby każdy Amerykanin pozostał neutralny w myślach. Nawet osoba neutralna musi uwzględniać fakty. Osoba neutralna nie może być proszona, aby przestała myśleć lub pozbyła się sumienia.
Waszyngton, 3 września
Longin Pastusiak, Pół wieku dyplomacji amerykańskiej 1898-1945, Warszawa 1974.
Tłum warszawiaków zbierał się przed naszą ambasadą. Napływ był tak wielki, że ruch kołowy stał się niemożliwy. Reprezentowane były wszystkie klasy społeczne. Młodzi i starzy, studenci, kobiety, robotnicy, mieszczanie i intelektualiści gromadzili się tysiącami przed oknami pałacu na Frascati. [...] Padały okrzyki na cześć Francji i jej przedstawiciela, śpiewano poszczególne zwrotki Marsylianki.
Były to sceny nie do opisania, a tłum stawał się tak wielki, że trzeba było zamknąć bramy pałacu, aby uniknąć jego zalewu. [...] Manifestanci wywoływali ambasadora. Stanąłem na chwilę w jednym z okien, dziękując gestem i kilku słowami. [...] Wojna francusko-niemiecka rozpoczęła się. Jakaż ulga dla sumienia, a jaka trwoga w sercu!
Warszawa, 3 września
Léon Noël, Agresja niemiecka na Polskę, Warszawa 1966.
Znowu naloty na Warszawę. Powoli zaczynamy się przyzwyczajać. Jakoś można żyć. Kina i teatry nadal czynne.
Radio podało wreszcie upragnioną wiadomość: Anglia wypowiedziała Niemcom wojnę. Przed ambasadą angielską na Nowym Świecie i przed francuską na Frascati burzliwe manifestacje. Lada dzień na zachodzie zacznie się ofensywa aliantów.
Czy aby zdążę do Grodna, zanim Francuzi i Anglicy rozprawią się z Niemcami?
Żegnam się z matką, która już przygotowuje mieszkanie na Mokotowskiej [39] na przyjęcie rodziny i znajomych. Mokotowska — to było dla mnie więcej niż mieszkanie, w którym mieszkałem przez dwadzieścia lat. […] To była dla mnie instytucja rodzinna, symbol domu, Warszawy, a później i Polski. Matka wierzyła, że Mokotowska będzie ostoją całej rodziny, że przetrwa bombardowania, że tam będzie najbezpieczniej. […]
Ojciec odprowadził mnie na dworzec. Mówiliśmy bardzo mało. Na dworcu tłok i bałagan. Duża niewykończona jeszcze hala dworca projektu profesora Przybylskiego, osmalona niedawnym, zagadkowym pożarem, pełna zmobilizowanych roczników i podróżnych z tobołkami i dziećmi. Rozkłady pociągów nieważne. Wiele pociągów na zachód nie odchodzi. Czuć zamieszanie już nie w skali jednego dworca czy miasta, ale w skali całego kraju.
Warszawa, 3 września
Stanisław Jankowski „Agaton”, Z fałszywym ausweisem w prawdziwej Warszawie. Wspomnienia 1939-1946, t. 1, Warszawa 1984.
Rano około 8.30, gdy zawiązywałem przed lustrem krawat, oprócz szumu silników samolotowych, do których przywykliśmy, usłyszałem potężną detonację, która wstrząsnęła budynkiem. Po niej drugą i trzecią.
[...] Okazuje się, że nawet w Konstancinie naziści nie pozwalają żyć spokojnie. Czego, do licha, w tej spokojnej letniskowej miejscowości szukały samoloty? [...] Leje powstałe na skutek uderzeń znajdowały się zaledwie kilkaset kroków od naszego domu. Jedna z bomb spadła w ogrodzie willi, którą ambasada amerykańska wynajmowała na biura. Nieoczekiwany atak wywołał panikę, wiele osób od razu zaczęło się pakować. [...]
Błyszczące samochody dyplomatów z dnia na dzień zmieniały kolor. Byli tacy, co auta oblepiali błotem, inni na ich dachach malowali barwy narodowe, aby lotnicy mogli rozpoznać narodowość pasażerów.
Konstancin, 3 września
András Hory, Bukaresttől Varsóig (Od Bukaresztu do Warszawy), Budapeszt 1987, przełożył Ákos Engelmayer, [cyt. za:] „Karta”, nr 64, 2010.
Trzeci dzień wojny. Jak błyskawicznie szły wypadki […]. Musiałem przerwać, bo nalot samolotów. Nic ważnego – cztery bomby. […] Noc. Ciemno. Wleczemy się po różnych wertepach. Wreszcie przyjechaliśmy. Nikt się nami nie interesuje. Nikogo nic nie obchodzi. Mały bałagan. Nic dziwnego – mobilizacja. Kładę się na jakieś łóżko i staram się usnąć. Rano zaczyna się przyjmowanie nas. Dostaję się do oddziału nadwyżek, ale już po południu zostaję odesłany na służbę podoficera służbowego dywizjonu.
Warszawa, 3 września
Marian Wyrzykowski, Dzienniki 1938–1969, Warszawa 1995.