Zostaliśmy zaatakowani, więc walczymy. [...]
Oświadczam Wysokiej Izbie, że rząd staje do dyspozycji Naczelnego Wodza z niezłomną wolą pokonania każdej przeszkody, stojącej w poprzek jego woli w dziele obrony państwa. (huczne oklaski) Szczegółowy i ścisły przebieg wydarzeń i ich ocena będą niebawem przedstawione opinii kraju w całej rozciągłości. Jesteśmy spokojni — spokojni o losy narodu i państwa.
Narzuconą nam wojnę wygramy, bo nauczył nas Józef Piłsudski, jak się zdobywa niepodległość i jak się jej broni. (huczne oklaski) Wojnę tę wygramy, bo na wezwania Pana Prezydenta pójdziemy do walki wszyscy — ramię przy ramieniu. (huczne oklaski)
Warszawa, 2 września
Prawdziwa historia Polaków. Ilustrowane wypisy źródłowe 1939–1945, t. 1: 1939–1942, opr. Dariusz Baliszewski, Andrzej Krzysztof Kunert, Warszawa 1999.
Nie świecić w nocy latarkami, zapałkami itp. Obserwować, co się wokół dzieje; orientować się co do kierunku wiatru; słysząc wybuchy bomb, nie ruszać się z miejsca, lecz przylgnąć do muru, ziemi, dołu itp. Jeżeli wyczuwa się obecność gazu bojowego w otoczeniu, należy nałożyć maskę przeciwgazową lub zastosować prowizoryczne środki indywidualnej obrony przeciwgazowej i zaalarmować najbliższe otoczenie, następnie przeczekać około 3–5 minut, sprawdzić, czy zapach gazu ustąpił, gdy zapach gazu trwa nadal zmienić miejsce (idąc w poprzek wiatru, a jeśli to jest możliwe pod wiatr).
Warszawa, 2 września
„Kurier Poranny” nr 242, z 2 września 1939.
Siedzieliśmy z bratem na najwyższej morwie [...]. Nieoczekiwanie znad zielonej ściany naszych lip z hukiem i niesamowitym gwizdem przeleciała dosłownie nad naszymi głowami eskadra stalowych maszyn z czarnymi krzyżami na skrzydłach. Nie zdążyliśmy nawet obrócić za nimi głów, gdy za naszymi plecami odezwały się wybuchy. [...] Spojrzeliśmy w stronę rynku. Spod skrzydeł samolotów odrywały się ciemne, wrzecionowate kształty, które wybuchały, podnosząc z ziemi strzeliste słupy ognia. [...] Wyszków palił się w wielu miejscach.
Wpadłem do domu zziajany. [...] Gdy przyszedłem do siebie, zacząłem szybko mówić: „Tam wszystko się pali — domy, bóżnica, rzeźnik klęczy na chodniku z rozprutym brzuchem, Żydówka rozdaje towar za darmo...”. Zasapałem się. Zresztą, nie musiałem nic mówić. Z dala niósł się lament i trzask ognia. Wyszków rzęził jak ranione zwierzę, któremu nic już nie może pomóc.
Wojna wkroczyła do nas bez żołnierzy i armat.
Wyszków, 2 września
Eugeniusz Daszkowski, AW, sygn. II/3092.
Zebrała się, jak dnia poprzedniego, Izba Gmin [...]. Trzymam się jako tako, ale w duszy mam — jak mówią Francuzi — śmierć. Zza krzesła speakera wychodzi premier [Neville Chamberlain], gorąco witany. Atmosfera jest naelektryzowana, ale nie ta sama, co wczoraj, zdaje się napełniona podrażnieniem i niepokojem. Premier mówi cicho i wyraża przypuszczenie, że jeżeli Francja ujawniła wahanie w postawieniu ultimatum Hitlerowi, to być może zrobiła to „pod wpływem oczekiwania na rezultat pokojowej inicjatywy Mussoliniego”.
Izba wysłuchuje tych słów w niemym zdumieniu. Ale kiedy po premierze wstał poseł [Arthur] Greenwood, aby zająć stanowisko imieniem Partii Pracy, z różnych stron padają okrzyki: „Speak! Speak!” [Mów!], „Speak for Britain!” [Mów w imieniu Wielkiej Brytanii!]. Okrzyki te wychodzą od liberałów i konserwatystów. Greenwood mówi z największym umiarem, ale i z widocznym wzruszeniem. Dobiera słowa, aby wyrazić to, co wszyscy czują, a kiedy improwizując w pewnym momencie stwierdza, że wystąpienia po stronie polskiej wymaga „interes Wielkiej Brytanii” — z wielu ław podnoszą się głosy prostujące: „Honour!”.
Nastrój w Izbie jest tak stanowczy, a nawet gniewny, że w końcowych słowach premiera jest znaczne usztywnienie. Premier obiecuje na dzień następny, niedzielę 3 września, na godzinę 12.00 w południe, definitywną odpowiedź na dręczące wszystkich pytanie.
Londyn, 2 września
Edward Raczyński, W sojuszniczym Londynie. Dziennik ambasadora Edwarda Raczyńskiego 1939–1945, Londyn 1960.
Włochy, które oczywiście pozostawiają Führerowi podjęcie wszelkich decyzji, informują, że ciągle jeszcze mają możność zwołania konferencji z udziałem Francji, Anglii i Polski, na następujących zasadach:
1. Zawieszenie broni z pozostawieniem armii na zajmowanych przez nie obecnie pozycjach.
2. Zwołanie konferencji w ciągu 2–3 dni.
3. Rozstrzygnięcie sporu polsko-niemieckiego w sposób, który wobec istniejącej sytuacji byłby oczywiście korzystny dla Niemiec. [...]
Gdańsk jest już niemiecki i Niemcy zabezpieczyli już większą część swych żądań; co więcej — otrzymali nawet „moralną satysfakcję”. Godząc się na proponowaną konferencję, osiągną wszystkie swoje cele i w ten sposób zapobiegną wojnie, która grozi przekształceniem się w niezwykle długą wojnę światową.
Berlin, 2 września
Sprawa polska w czasie drugiej wojny światowej na arenie międzynarodowej. Zbiór dokumentów, red. Tadeusz Cieślak i inni, Warszawa 1965.
Polska jest naszym sojusznikiem. Zawarliśmy z nią układy w latach 1921 i 1925. Układy te zostały potwierdzone. [...] Zostały one jeszcze wzmocnione na skutek ostatnich wydarzeń i w ich konsekwencji Francja znajduje się natychmiast u boku Polski, skoro ta chwyci za broń. Polska stała się przedmiotem agresji jak najbardziej niesłusznej i jak najbardziej brutalnej. Narody, które zagwarantowały jej niepodległość, są zobowiązane do bronienia jej. [...]
Nie chodzi tu jedynie o honor naszego kraju. Chodzi tu również o ochronę jego żywotnych interesów. Albowiem, gdyby Francja pozwoliła na dopełnienie się tej agresji, nie omieszkałaby stać się Francją pogardzaną, Francją izolowaną, Francją zdyskredytowaną, bez sprzymierzeńców i bez poparcia i nie wątpcie, że wkrótce narażoną na straszliwy atak. [...]
Jeżeli nie wypełnimy naszych zobowiązań, jeżeli pozwolimy Niemcom zmiażdżyć Polskę, za kilka miesięcy, być może za kilka tygodni, trzeba będzie na nowo stanąć w obliczu agresji.
Paryż, 2 września
Lech Wyszczelski, O czym nie wiedzieli Beck i Rydz-Śmigły, Warszawa 1989.
Rano skierowałem się najpierw do Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Odwiedziłem dyrektora politycznego Kobylańskiego, by poznać najnowsze wydarzenia. Chciałem dowiedzieć się, co bezpośrednio poprzedziło wybuch wojny. Niewiele mógł mi powiedzieć, bo sam nie miał pewnych informacji. Polacy nie otrzymali chyba ze swojej berlińskiej ambasady szczegółowych i wyczerpujących meldunków.
Kobylański mówił natomiast o doskonałym morale wojska polskiego i o udanych kontratakach sił powietrznych. Bardzo chciał być dobrej myśli, ale nie mógł ukryć zdenerwowania. Jego wypowiedzi zawierały tak mało konkretów, że nie widziałem potrzeby informowania o sytuacji Budapesztu.
Warszawa, 2 września
András Hory, Bukaresttől Varsóig (Od Bukaresztu do Warszawy), Budapeszt 1987, przełożył Ákos Engelmayer, [cyt. za:] „Karta”, nr 64, 2010.
Wieczorem udałem się do Konstancina. Gdy tylko minęliśmy miasto, przed Wilanowem zaczął się alarm przeciwlotniczy. Po kilku minutach nad naszymi głowami krążyły zygzakiem samoloty. Słyszałem, że Niemcy strzelają z karabinów maszynowych nawet w pojedyncze samochody, kazałem więc stanąć. Z kamerdynerem i szoferem usiedliśmy na brzegu rowu, gdzie chcieliśmy przeczekać do końca ataku. Wypaliliśmy po jednym papierosie i z przytłumionymi reflektorami pojechaliśmy dalej. [...] Dopiero o ósmej wieczorem dotarliśmy do willi. [...] Po kolacji słuchaliśmy wszyscy radia. Powtarzano komunikat: „Uwaga, uwaga”, oznaczający nadlatywanie coraz to nowych formacji samolotów.
Warszawa, 2 września
András Hory, Bukaresttől Varsóig (Od Bukaresztu do Warszawy), Budapeszt 1987, przełożył Ákos Engelmayer, [cyt. za:] „Karta”, nr 64, 2010.