Ulica pusta. Szybko wchodzimy do bramy. [...] Czekamy. Z obecnych ja tylko znałem [Ericha] Schultzego. Uwaga dwóch towarzyszy skupiła się na mnie. Naraz szepnąłem przez zęby: „Uwaga! On! On! On!”. Wybiegłem z wyciągniętą bronią, gotową do strzału. Zastąpiłem mu drogę. Chwila ciszy. Spojrzeliśmy sobie w oczy. [...] Schultze zamarł — oczy zaszły mu łzami. Padł strzał. Naczelnik policji niemieckiej runął mi do nóg. Usłyszałem tylko jęk: „Herr Jesus”. W tym momencie doskoczył Trojanowski i do leżącego dał jeszcze dwa strzały. Schultze już nie żył. Znowu chwila ciszy, lecz przerywa ją głos pewnej pani: „Kaziu, bierz pieska i uciekajmy do bramy!”. To nas poruszyło.
Z opuszczoną ku ziemi bronią ruszyliśmy środkiem ulicy w stronę mostu księcia Józefa Poniatowskiego, a za nami chodnikiem Trzciński. To jeden, to drugi z przechodniów zapytywał: „Kto to, panowie?”. „Naczelnik tajnej policji niemieckiej” — odpowiadaliśmy. „To dobrze, to dobrze — dobiegały nas głosy. — Uciekajcie, panowie, w dół, pod most, tam nie ma nikogo.”
Warszawa, 1 października
Warszawa w pamiętnikach pierwszej wojny światowej, oprac. Krzysztof Dunin-Wąsowicz, Warszawa 1971.
Nie wiedziałem, że brama ta w dzień jest zamknięta. Trzeba było zmienić pozycję, i to szybko, bo mogło być za późno. Według informacji naszego wywiadu na Smolnej stale kręcili się agenci policyjni. Dzisiaj, a przynajmniej teraz, nie widzimy żadnego, prawie nie ma przechodniów. Ulica pusta. Szybko wchodzimy do bramy nr 11. Trzciński czeka spokojnie, jak mówił, na przedstawienie. Tu nikt nam nie przeszkadza. Brama ażurowa. Wszystko widać doskonale. Czekamy. [...]
Naraz szepnąłem przez zęby: „Uwaga! On! On! On!”. Wybiegłem z wyciągniętą bronią, gotową do strzału. Zastąpiłem mu drogę. Chwila ciszy. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Poznaliśmy się wzajemnie. Schulze zamarł — oczy zaszły mu łzami. Padł strzał. Naczelnik policji niemieckiej runął mi do nóg. Usłyszałem tylko jęk: „Herr Jesus”. W tym momencie doskoczył Trojanowski i do leżącego dał jeszcze dwa strzały. Schulze już nie żył. Znowu chwila ciszy, lecz przerywa ją głos pewnej pani: „Kaziu, bierz pieska i uciekajmy do bramy!”. To nas poruszyło. Z opuszczoną ku ziemi bronią ruszyliśmy środkiem ulicy w stronę mostu ks. Józefa Poniatowskiego, a za nami chodnikiem Trzciński. To jeden, to drugi z przechodniów zapytywali: „Kto to, panowie?”. „Naczelnik tajnej policji niemieckiej” — odpowiadaliśmy. „To dobrze, to dobrze — dobiegały nas głosy. — Uciekajcie, panowie w dół, pod most, tam nie ma nikogo.”. Na ulicy Czerwonego Krzyża ruszyliśmy dopiero całą parą, wpadając na jakąś kobietę z dzieckiem, ta zaś, przewróciwszy się, obsypała nas stekiem przekleństw.
Warszawa, 1 października
Warszawa w pamiętnikach pierwszej wojny światowej, red. Krzysztof Dunin-Wąsowicz, Warszawa 1971.