Przejęci niezłomną ufnością w ostateczne zwycięstwo ich broni i życzeniem powodowani, by ziemie polskie, przez waleczne ich wojska ciężkimi ofiarami panowaniu rosyjskiemu wydarte, do szczęśliwej wywieść przyszłości, Jego Cesarska i Królewska Mość Cesarz Austrii i Apostolski Król Węgier oraz Jego cesarska Mość Cesarz Niemiecki ułożyli się, by z ziem tych utworzyć państwo samodzielne z dziedziczną monarchią i konstytucyjnym ustrojem. Dokładniejsze oznaczenie granic zastrzega się. Nowe Królestwo znajdzie w łączności z obu sprzymierzonymi mocarstwami rękojmię, potrzebną do swobodnego sił swych rozwoju. We własnej armii nadal żyć będą pełne sławy tradycje wojsk polskich dawniejszych czasów i pamięć walecznych polskich towarzyszy broni we wielkiej obecnie wojnie. Jej organizacja, wykształcenie i kierownictwo uregulowane będą we wspólnym porozumieniu.
Sprzymierzeni monarchowie, biorąc należyty wzgląd na ogólne warunki polityczne Europy, jako też na dobro i bezpieczeństwo własnych krajów i ludów, żywią niepłonną nadzieję, że obecnie spełnią się życzenia państwowego i narodowego rozwoju Królestwa Polskiego.
Wielkie zaś, od zachodu z Królestwem Polskim sąsiadujące, mocarstwa z radością ujrzą u swych granic wschodnich wskrzeszenie i rozkwit wolnego, szczęśliwego i własnym narodowym życiem cieszącego się państwa.
Z najwyższego Rozkazu Jego Cesarskiej i Królewskiej Mości, Cesarza Austrii i Apostolskiego Króla Węgier.
[Hans] Beseler
Warszawa, 5 listopada
[Karl] Kuk
Lublin, 5 listopada
Polska w latach 1864-1918. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, pod red. Adama Galosa, Warszawa 1987.
To było wczoraj. O! dniu promienny i płomienny! dniu niezapomniany, raczej nie do zapomnienia, najpiękniejszy dniu mojego życia! Och poranku, od wiosny mej o Tobie marzyłam, pragnęłam Ciebie – nie powiem: wyglądałam… ja nie śmiałam pomyśleć, że to się stanie za moich dni, że moje oczy będą oglądać słońce wybawienia. Raz tylko jeden, jedyny, miałam taki sen. Byłam wtedy bardzo młodziutką, może 15-letnią… Pamiętam dotąd, że zbudziłam się z mocnym biciem serca i uczuciem szczęścia, które mi piersi rozpierało. A teraz, to rzeczywistość! I teraz serce mi wciąż mocno bije – dziw, że nie pęka – i szczęście czuję niewymowne. O! Boże, Boże, czym ja na to zasłużyłam?...
Lwów, Galicja Wschodnia, 5–6 listopada
Zofia Romanowiczówna, Dziennik lwowski 1842–1930, t. 2, 1888–1930, Warszawa 2005.
Życie jest tak złożone, tyle przynosi zmian, wrażeń, tak nieraz nasze uniesienia ludzie albo wypadki nagle zmrożą, jak pełnia szczęścia skurczy się bolem lub smutkiem dojmującym…, że naprawdę żadne dziś nie jest podobne do wczoraj, ani nawet godzina do godziny. […] Pamiętam i nigdy nie zapomnę, jak już 3-go wieczorem, po jakimś małym posiedzeniu naszym wszedł do Ligi pan Tomicki i powiedział: „Jutro będzie ogłoszony manifest cesarzy uznający Królestwo wolną i niepodległą Polską”. Pani Mościcka stała najbliżej, rzuciłam się jej na piersi i rozpłakałam się z radości – o! takimi łzami nie płakałam jeszcze nigdy w życiu – taka chwila jest jedyną a wielkość jej równa chyba tylko chwilom mistycznego zachwytu. Na razie nie zdawałam sobie sprawy z tego, że to dopiero, że to dopiero część naszych pragnień i dążeń, że tyle Polski jeszcze zostaje w niewoli, a i ta wolność częściowa jeszcze nie urzeczywistniona…
Chodziłam odtąd jak zaczarowana, jak w ciągłej ekstazie. Nazajutrz od rana (4-go, sobota) robienie biało-aramantowych kokardek – niesłychane mnóstwo się ich narobiło […]. Na koniec po pół do dziesiątej ktoś wpadł z oznajmieniem, że Prezes nasz idzie – „już jest na robotach!”. Serce uderzyło jak młot. Za chwilę byłyśmy w sali posiedzeń i panów bardzo wielu – Laskownicki, niezmiernie wzruszony, uroczyście, dobitnie odczytał manifest. Stałyśmy, a mnie prędko ktoś podsunął krzesło i rękę podał, tak okropnie zbladłam. Po odczytaniu L[askownicki] przemówił. Mówił przepięknie, serdecznie, mocno, płomiennie, z ogólną myślą, z najszlachetniejszymi uczuciami Polaka. Utkwiło mi szczególnie w duszy to, że my tu w Galicji powinniśmy stłumić ból i żal z powodu, że nie jesteśmy jeszcze wolni, a cieszyć się gorąco, że są nimi bracia nasi w Królestwie, że Gal[icja] miała być polskim Piemontem, tak się długo zdawało, a teraz staje się nim Królestwo – że to pierwszy krok, podwaliny, a gmach wolności naszej stanie cały i wielki z pewnością.
Lwów, Galicja Wschodnia, 3–26 listopada
Zofia Romanowiczówna, Dziennik lwowski 1842–1930, t. 2, 1888–1930, Warszawa 2005.