Potęgę rewolucji przed rewolucją stanowi technika czy co innego? Nie! Siłę rewolucji stanowi to, co się dzieje w głowach ludzkich: wzrost namiętności ludzkich; one stanowią bazę, bez której żadna rewolucja istnieć nie może. W podobnych zjawiskach dziejowych dajcie najwspanialszą technikę, a niech namiętności nie będzie — nie będzie rewolucji; dajcie gorszą technikę, ale przy silnej namiętności — a rewolucja będzie. W tym jest siła, w tym jest podstawa rewolucji. [...]
Ludzie w siłę wierzą. Powolne narastanie techniki obok tej żywiołowej namiętności sprawia wrażenie, że tam jest siła, robi wrażenie, że tu głównie na sile namiętności oprzeć się trzeba. [...]
Jeżeli rozważymy warunki, w których jakakolwiek rewolucja zwycięża, to powiedzieć musimy, że żadna zwyciężyć by nie mogła, gdyby na technice oparła swe rachuby.
Kraków, 14 lutego
Józef Piłsudski, Pisma zbiorowe, t. 3, Warszawa 1937.
Polacy!
W Warszawie utworzył się Rząd Narodowy. Obowiązkiem wszystkich Polaków jest skupić się solidarnie pod Jego Władzą. Komendantem polskich sił wojskowych mianowany został ob[ywatel] Józef Piłsudski, którego rozporządzeniom wszyscy ulegać winni.
Warszawa, 3 sierpnia
Rok 1914 w dokumentach i relacjach, oprac. Janusz Cisek, Kraków 2005.
Odtąd nie ma ani Strzelców, ani Drużyniaków. Wszyscy, co tu jesteście zebrani, jesteście żołnierzami polskimi. Znoszę wszelkie odznaki specjalnych grup. Jedynym waszym znakiem jest odtąd orzeł biały. Dopóki jednak nowy znaczek nie zostanie wam rozdany, rozkazuję, abyście zamienili ze sobą wasze dawne oznaki, jako symbol zupełnej zgody i braterstwa, jakie muszą wśród żołnierzy polskich panować. Niech Strzelcy przypną do czapek blachy Drużyniaków, a oddadzą im swoje orzełki. Wkrótce może pójdziecie na pola bitew, gdzie, mam nadzieję, zniknie najlżejszy nawet cień różnicy między wami.
Żołnierze!... Spotkał was ten zaszczyt niezmierny, że pierwsi pójdziecie do Królestwa i przestąpicie granicę rosyjskiego zaboru, jako czołowa kolumna wojska polskiego idącego walczyć za oswobodzenie ojczyzny. Wszyscy jesteście równi wobec ofiar, jakie ponieść macie. Wszyscy jesteście żołnierzami. Nie naznaczam szarż, każę tylko doświadczeńszym wśród was pełnić funkcję dowódców. Szarże uzyskacie w bitwach. Każdy z was może zostać oficerem, jak również każdy oficer może znów zejść do szeregowców, czego oby nie było... Patrzę na was, jako na kadry, z których rozwinąć się ma przyszła armia polska, i pozdrawiam was, jako pierwszą kadrową kompanię.
Kraków, 3 sierpnia
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Wybiła godzina rozstrzygająca! Polska przestała być niewolnicą i sama chce stanowić o swoim losie, sama chce budować swą przyszłość, rzucając na szalę wypadków własną siłę orężną. Kadry armii polskiej wkroczyły na ziemię Królestwa Polskiego, zajmując ją na rzecz jej właściwego, istotnego jedynego gospodarza - Ludu Polskiego, który ją swą krwawicą użyźnił i wzbogacił. Zajmują ją w imieniu Władzy Naczelnej Rządu Narodowego. Niesiemy całemu narodowi rozkucie kajdan, poszczególnym zaś jego warstwom warunki moralnego rozwoju.
Z dniem dzisiejszym cały Naród skupić się winien w jednym obozie pod kierownictwem Rządu Narodowego. Poza tym obozem zostaną tylko zdrajcy, dla których potrafimy być bezwzględni.
Kraków, 6 sierpnia
Polska w latach 1864-1918. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, pod red. Adama Galosa, Warszawa 1987.
Na ziemię polską zaboru rosyjskiego, do kraju niewoli i najokrutniejszego gwałtu wszedł polski żołnierz.
Strzelcy zdobyli Miechów i okoliczne miejscowości i w zupełnym porozumieniu z armią austriacką maszerują na Jędrzejów, Kielce ku Warszawie. [...]
Nieugięta dążność do Niepodległości przetwarza się w czyn, w rzeczywistość! Pułki strzeleckie posuwające sie ku Warszawie stworzyły w dziejach Polski nową kartę. Nigdy okoliczności nie składały się bardziej pomyślnie do walki z Rosją. Jesteśmy sprzymierzeńcami Austrii — w dzisiejszym układzie stosunków im więcej ziem polskich zajmą wojska austriackie, tym dla nas lepiej, gdyż walcząc o swoje interesy mocarstwowe, Austria popiera równocześnie sprawę polską.
Od nas samych, od naszej ofiarności, siły organizacyjnej i zdecydowania zależy przyszłość narodu.
W obliczu Niepodległości nie ma miejsca na waśnie społeczne i partyjne [...].
Kraków, 10 sierpnia
Rok 1914 w dokumentach i relacjach, oprac. Janusz Cisek, Kraków 2005.
Kilka tysięcy polskich strzelców wkroczyło zwycięsko na ziemię Królestwa Polskiego [...].
Szeregi strzeleckie rosną z dniem każdym na terenie Królestwa. Tysiące ochotników miejscowej ludności zgłasza się dobrowolnie pod sztandary polskie. [...]
Zajęte przez polskich strzelców obszary organizują władzę cywilną pod hasłem państwowości polskiej.
Potężna armia austro-węgierska, która w imię kultury podjęła walkę z barbarzyńskim caratem, pozostaje w zupełnej harmonii z Naczelną Komendą wojsk polskich, uznaje i opiera się na zorganizowanych przez nią władzach cywilnych. [...]
Cel wojny, którą prowadzi dziś monarchia austro-węgierska z Rosją, pokrywa się z naszym. [...]
Nie ma dziś większego niebezpieczeństwa dla sprawy polskiej, jak brak jedności w samym polskim narodzie, jak groza rozbicia, groza osłabiania dokonanych już czynów, groza wahań i kunktatorstwa.
Z ramienia Rządu Narodowego i Naczelnego Wodza — komisarz wojskowy dla Galicji — w imię honoru narodowego i dobra naszej świętej sprawy, wzywam wszystkich Polaków w Galicji do jedności i zgody, wzywam wszystkich, w których piersiach bije polskie serce, by niezależnie od stosunków, jakie do dziś dnia panowały, niezależnie od stanowisk, jakie ktokolwiek dotąd w hierarchii społecznej zajmował i zajmuje, nikt nic nie przedsiębrał w sprawie polskiej na własną rękę bez porozumienia z Komisariatem Rządu Narodowego, jakim na terenie Galicji jest K.S.S.N.
Orientacja strzelców polskich zapanować dziś winna nad sprawami i kłótniami w Polsce. Komendzie strzeleckiej poddać się musi wszystko, co jest w Polsce żywe, jeżeli uratować mamy przyszłość naszą.
To jest pierwsze moje wezwanie. A wezwanie drugie tyczy się świadczeń i ofiarności, na jakie społeczeństwo zdobyć się musi na rzecz armii polskiej. [...]
Wszelką broń i amunicję należy składać w miejscowych Komendach strzeleckich, buty, mundury, pasy, worki, bieliznę, siodła, materiał aprowizacyjny itd. — do Intendentur strzeleckich, materiał opatrunkowy — do strzeleckich oddziałów sanitarnych, pieniądze i kosztowności — do Polskiego Skarbu Wojskowego. [...]
Polacy! Zdobądźcie się na czyn! Spełnijmy nasz obowiązek!
Kraków, 12 sierpnia
Rok 1914 w dokumentach i relacjach, oprac. Janusz Cisek, Kraków 2005.
Wybiła godzina rozstrzygająca! Polska przestała być niewolnicą i sama chce stanowić o swoim losie, sama chce budować swą przyszłość, rzucając na szalę wypadków własną siłę orężną. Kadry armii polskiej wkroczyły na ziemię Królestwa Polskiego, zajmując ją na rzecz jej właściwego, istotnego, jedynego gospodarza – Ludu Polskiego, który ją swą krwawicą użyźnił i wzbogacił. Zajmuję ją w imieniu Władzy Naczelnej Rządu Narodowego. Niesiemy całemu Narodowi rozkucie kajdan, poszczególnym zaś jego warstwom warunki normalnego rozwoju.
Z dniem dzisiejszym cały Naród skupić się winien w jednym obozie pod kierownictwem Rządu Narodowego. Poza tym obozem zostaną tylko zdrajcy, dla których potrafimy być bezwzględni.
Kraków, 12 sierpnia
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Żołnierze!
Wystąpiliśmy jako garstka. W Kielcach i pod Brzegami wstrzymaliśmy przemoc odwiecznego wroga, zasłaniając sobą to, co już było wolne od stopy najeźdźcy. Obecnie naród budzić się zaczyna i nie chce nas zostawić samotnymi tak, jak byliśmy dotychczas.
W Krakowie zawiązał się Naczelny Komitet Narodowy ze wszystkich stronnictw polskich, który za zgodą austro-węgierskiej monarchii ma wystawić Legiony Polskie dla walki z Rosją.
Po porozumieniu się z tajnym Rządem Narodowym w Warszawie, zgłosiłem w swoim i waszym imieniu przystąpienie do organizacji szerszej, zapewniającej wojsku polskiemu większe środki i silniejsze działanie. Według umowy zawartej między Naczelnym armii austriackiej, oddziały nasze mają być kadrami dla formujących się Legionów.
Dziękuję wszystkim szarżom i żołnierzom za trudy i prace dotąd uczynione i chcę wierzyć, że zapał i dyscyplina wojskowa, które dotąd wykazujecie, będą dostateczną siłą, by przyszłe Legiony natchnąć pewnością zwycięstwa.
Kazimierz Sosnkowski, szef sztabu generalnego
Józef Piłsudski, komendant główny
Kwatera Główna, Kielce, 22 sierpnia
Rok 1914 w dokumentach i relacjach, oprac. Janusz Cisek, Kraków 2005.
Żołnierze!
Obecnie naród budzić się zaczyna i nie chce nas zostawić samotnymi tak, jak byliśmy dotychczas.
W Krakowie zawiązał się Naczelny Komitet Narodowy ze wszystkich stronnictw polskich, który za zgodą Austro-Węgierskiej Monarchii ma wystawić Legiony Polskie dla walki z Rosją.
Po porozumieniu się z tajnym Rządem Narodowym w Warszawie zgłosiłem w swoim i waszym imieniu przystąpienie do organizacji szerszej, zapewniającej wojsku polskiemu większe środki i silniejsze działania.
Według umowy, zawartej między Naczelnym Komitetem Narodowym a Dowódcą naczelnym armii austriackiej, oddziały nasze mają być kadrami dla formujących się Legionów.
Dziękuję wszystkim szarżom i żołnierzom za trudy i prace, dotąd uczynione, i chcę wierzyć, że zapał i dyscyplina wojskowa, które dotąd wykazujecie, będą ostateczną siłą, by przyszłe legiony natchnąć pewnością zwycięstwa.
Kielce, 22 sierpnia
Polska w latach 1864-1918. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, pod red. Adama Galosa, Warszawa 1987.
Za kilka godzin opuszczają wojska Legionów Polskich, pod moją komendą zostające, gościnne mury prastarego wawelskiego grodu, by udać się na pole walki z odwiecznym wrogiem Polski.
W tej poważnej chwili odczuwam gorącą potrzebę złożenia całemu polskiemu Narodowi na ręce Jego jedynej obecnej reprezentacji, Naczelnego Komitetu Narodowego, tak imieniem własnym, jak i imieniem podległych moim rozkazom oficerów i żołnierzy, z głębi serca płynącego podziękowania za tak troskliwe zajęcie się Polskimi Legionami.
Na pole boju niesiemy serca pełne gorącej wdzięczności dla Narodu za Jego nadzwyczajną ofiarność.
Nie wątpię, że Naczelny Komitet Narodowy także i dalsze formacje Legionów Polskich otoczy tą samą opieką.
Staraniem moim i moich żołnierzy będzie odwdzięczyć się Narodowi czynami wojennymi, które nowym blaskiem okryją imię polskiego żołnierza.
[Karol] Durski[-Trzaska] m.p.p.
Kraków, 30 września
Rok 1914 w dokumentach i relacjach, oprac. Janusz Cisek, Kraków 2005.
Żołnierze!
Dziękuję I i III batalionowi w imieniu sprawy, której wszyscy służymy, za ten dzień chwały. Z dumą patrzyłem na spokój i pewność siebie, z którymi oba bataliony wytrzymały dnie próby boju pod Laskami. Ostatni zeszliście z pozycji, gdy nadeszła ciężka godzina opuszczenia jej nie z waszej winy. Honor naszego żołnierza został uszanowany nawet przez tych, którzy dotąd z głębokim niedowierzaniem i nieufnością patrzyli na nasze usiłowania. Ponieśliśmy duże ofiary, lecz te sowicie sprawie się opłacą.
Teraz, Żołnierze, przychodzą inne terminy i nowe boje. Musimy dla samych siebie zdobyć dowód, że stać nas nie na jeden tylko wysiłek woli i serca. Musimy dowieść, że w stałej pracy żołnierskiej możemy być starymi wiarusami, choć nie szkolił nas kułak kaprala i połajanka feldfebla. Chcę wierzyć, żeście się nie spalili duchowo w jednej chwili i że wytrzymacie z podniesionym czołem długą próbę wojny. Przeciwko Wam idzie teraz gwardia moskiewska, czyż gwardia polska okaże się niższą i gorszą od niej?
Do boju więc! I niech bój pod Górnem, który teraz stoczycie, będzie nowym listkiem wawrzynu na czołach Polaków, w imię Polski walczących.
Brzechów, 1 listopada
Rok 1914 w dokumentach i relacjach, oprac. Janusz Cisek, Kraków 2005.
Szanowni Panowie! [...]
Być może, jestem romantykiem, być może, że dlatego, że nigdy nie byłem zwolennikiem pracy organicznej, wszedłem w tę wojnę. Ale porwało mnie w niej coś wielkiego i to, że otworzyła się możność czynu polskiego. Byłem w tym tylko wyrazicielem tego w Polsce, co się dusiło w atmosferze niewoli. Dzięki tej części, która postawiła pierwsze wojenne kroki, mogliśmy pociągnąć za sobą choć część narodu. Trzeba było bowiem, aby to, co było szaleństwem, stało się także i rozumem polskim. Ten głos, ta odpowiedź na nasze zbrojne wezwanie odezwała się z kraju, który z dawna wolności zakosztował, nie z kraju niewoli, nie z zaboru rosyjskiego. W Galicji znaleźliśmy poparcie i zrozumienie. Szaleństwem wiele zrobić można, ale uratować nim nic nie można. Mówiono, że Legiony walczą w obronie honoru Polski. Ale sama walka i poświęcenie w obronie honoru nam nie wystarcza. Jako rycerze walczący musimy mieć nie tylko siłę ramienia, ale moc głowy i serca. Tym uzupełnieniem jest zjednoczenie narodu w NKN. Rozum stanu musi uzupełnić naszą pracę i krwawe nasze ofiary. Wznoszę więc zdrowie na cześć Naczelnego Komitetu Narodowego w ręce prezesa NKN. Niech żyje prezes Jaworski!
Wiedeń, 21 grudnia
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Przedwczoraj [6 sierpnia] znowu piękny był dzień: rocznica wkroczenia pierwszych polskich oddziałów do królestwa, uczczona uroczystymi obchodami. Rano nabożeństwo u Bernardynów – po nim odśpiewanie po jednej zwrotce Boże Ojcze i Chorału – wieczór przedstawienie teatralne na dochód fundacji im. Piłsudskiego dla wdów i sierót po Legionistach. Prześliczny był wieczór: polskie pieśni odegrane przez orkiestrę, przemówienie posła Lisiewicza o Legionach, fragmenty z Dziadów, Nocy Listopadowej i Wesela – odśpiewanie Pieśni Legionów, starych i dzisiejszych, przez Okońskiego w mundurze polskiego ułana z 31-go [sic!] roku – to mię tak wzruszyło, że szlochałam – na koniec wzruszająca mię także zawsze do głębi duszy scena przysięgi z Kościuszki pod Racławicami.
Lwów, Galicja Wschodnia, 6–8 sierpnia
Zofia Romanowiczówna, Dziennik lwowski 1842–1930, t. 2, 1888–1930, Warszawa 2005.
Żołnierze! Stoicie na posterunku najcięższym, jaki wypaść może polskiemu żołnierzowi. Bez błyskotek zewnętrznych, które daje wojsko, bez moralnej satysfakcji walki z wrogiem, pierś w pierś i oko w oko, stoicie zagrożeni zewsząd przez niewidzialnego nieprzyjaciela, jak żołnierz, postawiony na posterunku, powszechnie uważanym za stracony. […]
Żołnierze! Znam warunki pracy Waszej, wiem, jak szalenie wpływają one na rozkład energii i woli ludzkiej, jak łatwo wprowadzają w stan zdenerwowania, najniebezpieczniejszy w każdej wojnie. Gdym tu wykuwał duszę nowoczesnego polskiego żołnierza, za jedno z pierwszych swych zadań uważałem wyrobienie w ludziach spokoju i wewnętrznej równowagi – bez względu na to, co się dzieje dokoła. I oto teraz jesteśmy sławni właśnie z powodu nadzwyczajnego spokoju, z którym przeprowadzamy pracę wojenną. Wam tego spokoju, tych nerwów, ze stali wykutych, więcej niż nam potrzeba. – I, jeżeli tu udało mi się w prędkim czasie uczynić to, co uważam za niemożliwe, dzielne wojsko bez żołnierzy i oficerów z powołania, tak chciałbym z Was wytworzyć inną tzw. „niemożliwość” – żołnierza w całym tego słowa znaczeniu w warunkach pracy konspiracyjnej.
Pracy, odwagi i spokoju!
Łączki w Lubelskiem, 25 sierpnia
Polska w latach 1864-1918. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, pod red. Adama Galosa, Warszawa 1987.
Szkoda, że nie pisałam pod świeżym wrażeniem. To cudne dnie były, 17 i 18 – dla mnie samej tylko pierwszy z nich – Piłsudski był we Lwowie!... Nie tak był przyjmowany jak zasługuje – to było wzbronione – ale jednak bardzo, i tak serdecznie. W piątek [17 marca] był w N[aczelnym] K[omitecie] N[arodowym] i w Lidze – tam przemówił na powitanie Lisiewicz, u nas, na moją prośbę, pani Tomicka. Odpowiedział krótko, z prostotą, słowami uznania dla pracy i poświęcenia kobiet. We wszystkim taki prosty i szczery, naturalny a szlachetny – ogromnie sympatyczny. Wyraz twarzy mówi o duszy niesłychanie prawej, czystej, silnej i głębokiej. Taki Litwin…
Panowie z N[aczelnego] K[komitetu] N[arodowego] urządzili wspólną fotografię, ale nie uprzedzili nas, z czego wyniknęły wielkie przeoczenia i błędy przykre. Ja dostąpiłam tego zaszczytu, że umieszczono mię koło Niego – no, jako przewodniczącą Ligi, ale to tak niezasłużone, że mię aż bolało ze wstydu. Chciałam uciec – przytrzymano mię za rękę.
Potem zwiedzono Schronisko Inwalidów i Ochronkę – ja tam już nie poszłam, bo byłam nieopisanie zmęczona i wzruszeniami i po bezsennej nocy. Aż żal mi bardzo. Wieczór – przedstawienie Halki – bez innych owacji (były zakazane), prócz powstania wszystkich z miejsc, gdy wszedł do loży, no i kwiatów. Byłam w loży dla prezydium Ligi, więc też obok Niego. Po pierwszym akcie wszedł do nas na chwilę, ale właściwie nie mówił z nikim – pani P. [Walewskiej] odpowiedział zaledwie parę słów. – W przedstawieniu raził mię balet – w takiej strasznej, krwawej chwili i dla takiego człowieka!...
Lwów, Galicja Wschodnia, 17–22 marca
Zofia Romanowiczówna, Dziennik lwowski 1842–1930, t. 2, 1888–1930, Warszawa 2005.
Gdy słyszę szum komplementów, gdziekolwiek staję w Polsce, czuję się tylko symbolem tego nowego w Polsce zjawiska: samodzielnie wytworzonego żołnierza. Jeżeli czym zasługuję na wasze pochwały, to przeświadczeniem, że niech się stanie, co chce, a praca nasza nie hańbę, lecz chwałę imieniu polskiemu przyniesie.
W tych przełomowych chwilach, kiedy państwa rzucają na szalę wszystko, co mają, w Polsce trzeba się trzymać w ściślejszych granicach. Nie wolno było rozwinąć się tak szeroko i potężnie, jak tego serce nasze pragnie. Ale w tych granicach jest zawsze wielka samodzielność pracy polskiej na wszelkich polach stwarzania wartości polskiej, wbrew wszelkim niewolniczym zakusom. Wam, panowie, sądzono stwarzać poczucie, że żołnierz nasz nie jest żołnierzem bez ojczyzny – nie tylko materialnej, ale i moralnej. Jeżeli tu staję między wami, jako symbol samodzielnej wojskowej pracy polskiej, to życzę, aby wasza, w określonych granicach prowadzona, praca stała się tak samo samodzielną. Niech żyje, niech się rozwija Naczelny Komitet Narodowy!
Kraków, 29 marca
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Żołnierze!
Dwa lata minęły od pamiętnej naszemu sercu daty – 6 sierpnia 1914 r., gdy na ziemi polskiej naszymi rękami dźwignęliśmy zapomniany dawno sztandar wojska polskiego, w obronie ojczyzny stającego do boju. Gdym na czele waszym szedł w pole, zdawałem sobie jasno sprawę z ogromnych przeszkód, które nam na drodze stają. Gdym wyprowadzał was z murów nieufnego w wasze siły Krakowa, gdym wchodził z wami do miast i miasteczek Królestwa, widziałem zawsze przed sobą widmo upiorne powstające z grobów ojców i dziadów – widmo żołnierza bez ojczyzny.
[...]
Dopóki stoję na waszym czele, będę bronił do upadłego, nie cofając się przed żadną ofiarą, tego, co jest naszą własnością i co oddać musimy w całości nienaruszonej naszym następcom – naszego honoru żołnierza polskiego. Tego też od was, żołnierze, z całą surowością wymagam. Czy w ogniu na polu bitwy, czy w obcowaniu z otoczeniem, oficer i żołnierz ma się zachowywać tak, by w niczym na szwank nie narazić honoru munduru, który nosi, honoru sztandaru, który nas skupia. Ofiary krwawe czy bezkrwawe, gdy trzeba, muszą być w tym celu złożone. Dwa lata minęły! Losy ojczyzny naszej ważą się się jeszcze. Niech mi wolno będzie wam i sobie życzyć, by rozkaz mój następny w naszą rocznicę był odczytany wolnemu polskiemu żołnierzowi na wolnej polskiej ziemi.
Kolonia Dubniaki, 6 sierpnia
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Polska w tej wojnie miała to nieszczęście, że przed tym, nim powstał jej rząd, zjawił się na świat jej żołnierz. Stąd płyną wszystkie fikcje rządowe, które nikogo zadowolić nie mogły, a które wszystkie zadowalać miały choć w części tę naturalną tęsknotę żołnierza do prawomocnej politycznej reprezentacji jego dzieł i pracy.
Jestem żołnierzem z ducha i usposobienia, i dlatego – pomimo że się sam dla wielu stałem takim surogatem przedstawicielstwa polskiej władzy – tak samo, jak inni moi koledzy, tęsknię do istnienia formy, w którą się normalnie wylewa ojczyzna żołnierza – do rządu, który żołnierza reprezentuje na zewnątrz, który z niego wszelkie troski polityczne zdejmuje i daje poczucie zrozumiałe celu, dla którego krew się daje.
Dawałem temu wyraz w formie bardzo dosadnej w głównym naczelnictwie armii austro-węgierskiej, gdzie parokrotnie oświadczałem, że pozostawanie w szeregach obcej – niepolskiej – armii bez wyraźnego nakazu własnej polskiej władzy politycznej jest tak ciężkim i trudnym do zniesienia, że z każdym dniem staje się to bardziej niemożliwym dla ludzi z zaboru rosyjskiego.
Że, o ile by Królestwo miało reprezentację polityczną, uznaną przez oba państwa okupacyjne, sprawa byłaby zupełnie rozstrzygnięta. Dawałem po temu drastyczne przykłady, mówiąc, że gdyby mi w czasie wojny rząd mój nakazał czyścić buty, to bym to z całą nieumiejętnością czynił, gdyby kazał wstąpić do armii Syngalezów czy Botokudów, uczyniłbym to również bez wahania. Odwrotnie zaś – przy braku rządu własnego nie mogę nie dawać wyrazu w swym postępowaniu, że po to poszedłem na wojnę, by moja ojczyzna swój własny rząd miała.
Ten zasadniczy stosunek do głównego zagadnienia politycznego w życiu żołnierza zachowuję dotychczas i z chwilą uformowania czegoś, co jest polską władzą rządową, natychmiast zwrócę się do niej ze swymi powolnymi służbami.
Kraków, 6 listopada
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Poszłam na Krakowskie, którędy miał ze stacji przechodzić 6 pułk, udając się na kwatery do Nałęczowa. Po ulicach snuje się mnóstwo ludzi. Na każdym kroku spotyka się znajomych. Ranek cichy i ciepły. O 8[.30] od kolei wracają delegacje. Wtenczas wszyscy, a szczególniej młodzież zaczynają pędzić z bocznic ku Krakowskiemu. Dzieci coś wołają. Balkon Piłsudskiego w hotelu Viktoria ubrany w sztandary i dywany. Wkrótce ukazało się na koniach kilku oficerów austryjackich z generałem Grzesickim na czele. Przyjęci jak zwykle bardzo zimno – oficjalna komenda legionów. Potym jadą na koniach Norwid z adjutantem i oficerowie 6 pułku. Na balkon Viktorii teraz wyszedł Piłsudski. Oficerowie salutują. Za nimi oddają honory wojskowe Piłsudskiemu wszystkie kompanie pułku – przechodzące mimo. Wznoszą się okrzyki. Treści ich nie mogę dosłyszeć. Są słabe, powtarzają je garstki. Na chłopców sypią się kwiaty. Widok żołnierzy tego pułku był wzruszający. Nie wyobrażałam sobie, że to wszystko jest aż tak młode. Po prostu trudno uwierzyć, że na tychto barkach chłopięcych spoczywały tak długo te niesłychane zadania wojenne, jakie spełniali. Twarz wąsatą rzadko się widzi w szregach. Chłopcy mieli wygląd zmęczony. Kontakt serdeczny między nimi i publicznością bardzo mały. Gdy potym wracali z nabożeństwa w byłej cerkwi rosyjskiej, myśmy z Zośką Poniatowską ratowały honor Lublina, bośmy krzyczały: "Niech żyje 6 pułk", a za nami powtórzyli dopiero inni nieliczni te jedyne w czasie ich powrotnej drogi okrzyki. Na drodze Liga Kobiet nosiła chłopcom papierosy, jabłka i słodycze.
Lublin, 28 listopada
Maria Dąbrowska, Dzienniki 1914-1965, t. 1: 1914-1925, red. Wanda Starska-Żakowska, Warszawa 2009.
Brygadier Piłsudski zgadza się z zasadniczo z p. Studnickim, że najważniejsze sprawy Rady Stanu – to sprawy wojska. Wdzięczny jest ks. oficjałowi Przeździeckiemu, że obecnie cofa swój głos za odezwą werbunkową i chce resumpcji odnośnej uchwały. Zwraca uwagę, że we wszystkich sprawach sami nie jesteśmy czynnikiem decydującym; są możliwe wobec tego dla Rady Stanu dwie drogi: albo przystosować się do własnego społeczeństwa, albo do okupantów, trzeba wybierać; osobiście nigdy nie obawiał się własnego społeczeństwa; wie, że jest ono słabe, daje się łamać, przystosowuje się do silniejszego, ale silny musi mieć możność oddziaływania; osobiście wybiera przystosowanie się do społeczeństwa; uważa, że społeczeństwu nie grozi zbliżenie się do Rosji, nie grozi mu także wejście na drogę rewolucyjną; wie, jak wygląda rewolucja, ale to, co się dzieje w Polsce, nie jest podobne do stanu przedrewolucyjnego; jest tylko inna kwestia, a mianowicie, że wszędzie w Europie narody dochodzą do głosu, nawet państwo austriackie zwołuje parlament, by naród mógł się wypowiedzieć. Coś podobnego dzieje się w Polsce, to upodabnia jej stan obecny do stanu rewolucyjnego. P. wicemarszałek boi się przekreślenia naszej dotychczasowej pracy i dlatego radzi przeciągnąć sprawę; ale myśmy wiele rzeczy chcieli, a nic nie mogliśmy zrobić, gdyż system pracy, jaki przyjęła Rada Stanu, nie daje się pogodzić z programem „móc”. Tymczasowa Rada Stanu tylko gadała o przygotowaniach, ale pomiędzy gadaniem a robieniem jest przepaść. Rada Stanu uroiła sobie państwowotwórcze gadanie, ale państwa przez gadanie nie tworzy się; państwo tworzy się wolą, z pewnym ryzykiem, powstaje w nieporządku i chaosie, a u nas jest za dużo porządku, ryzyka się boimy, boimy się, by nie zrobić głupstwa, ale kto się boi Maciejowic, ten nie ma Racławic. Przypomina mu się Skrzynecki, który się też ciągle wahał.
Dzisiaj na posiedzeniu postawiono szereg projektów, mówiono: 1) o regencie, 2) o złożeniu mandatów, 3) o kierunku rewolucyjnym, 4) o obstrukcji przy postawieniu szeregu żądań, 5) o reorganizacji Rady Stanu. Zdanie jego jest znane Radzie Stanu – to zrzeczenie się mandatów; nie oznacza to bynajmniej przekreślenia tego, co było dotąd zrobione. Zrzeczenie się mandatów, tzn. dać krajowi nowy program; co się tyczy przedłożonych projektów, to: regent jest tylko ślimaczeniem sprawy, zabawką dla grzecznych dzieci, to samo tyczy się delegacji do Berlina i Wiednia, to oczekiwanie na wujaszka z Ameryki, w tym nie ma nawet próby tworzenia siły własnej; co się tyczy reorganizacji, to przecież Rada Stanu jest bankrutem i kto do niej zechce przystąpić, powie: wasz wóz ugrzązł w błocie, nie chcemy go wyciągać. Co się tyczy drogi obstrukcyjnej, to jest ona bezcelowa, bo będzie złamana, więc po co? Droga rewolucyjna byłaby dobra, gdybyśmy mieli władzę, zresztą rewolucyjnego nastroju nie wyczuwa się ani w kraju, ani w Radzie Stanu; pozostaje więc jedynie złożyć mandaty z pozostawieniem po sobie programu dla innych.
Warszawa, 26 kwietnia
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Pierwszą mszę świętą odprawiłem w uroczystość świętego Józefa, na podwórzu na tle naszej celi więziennej. Był to dzień imienin naszych dowódców legionowych: Piłsudskiego i Hallera. Gdy legioniści zamknięci w żołnierskim obozie zobaczyli z daleka rozwinięty, a tak dobrze im znany sztandar ołtarza polowego, wyszli gromadnie z baraków i śpiewając pieśni słuchali z odległości [...] mszy świętej. Po nabożeństwie zaczęli krzyczeć: „Niech żyją nasze Józefy”.
Bardzo miłą niespodziankę sprawili mi koledzy z dwunastej celi, ofiarując w dzień imienin piękny karton, ozdobiony rysunkiem legionisty wiszącego na szubienicy, na tle murów więziennych, spoza których, wśród promieni wschodzącego słońca wolności, wznosił się orzeł biały.
Huszt, 19 marca
Józef Panaś, Rarańcza — Huszt — Marmaros-Sziget, Lwów 1928.
Przede wszystkim zawiadamiam Ciebie, że od tygodnia nie jestem sam.
Dano mi jako towarzysza doli Sosnkowskiego, z którym teraz skracam czas, o ile nas stać na to. Zdążyliśmy przez ten czas zagrać kilkanaście partyj szachowych. Oprócz tego dozwolono mi razem z nim wychodzić na spacer poza mury cytadeli. Przyjemniej jednak byłoby mi posiadać do tych spacerów cywilne odzienie — specjalnie kurtkę, kamizelkę i palto letnie i jesienne. Może postarasz się o to, by je wysłać.
Życie urządzamy w ten sposób, że obiady i kolacje mamy z miasta — śniadanie zaś i herbaty we własnym zarządzie. Niech to Ci będzie wskazówką dla posyłek. Przede wszystkim, jak już pisałem, nie należy dopuszczać do bankructwa pod względem cukru i herbaty. Otrzymałem również nareszcie i fotografię Wandzi. Na podstawie Twoich słów oczekiwałem większego podobieństwa; znalazłem je tylko w budowie czoła, co także nie uważam za zupełnie szczęśliwe, gdyż takie wysokie czoło nie zawsze ładne jest u dziewczynki. Ciekaw jestem niezmiernie następnej fotografii, którą mi obiecujesz wysłać. Gdy panna będzie dojrzalszą osobą prawdopodobnie i rysy będzie miała bardziej sformowane niż na tej, którą posiadam, gdzie poza czołem rzucają się w oczy wystraszone i rozwarte oczęta.
Magdeburg, 3 września
Aleksandra Piłsudska, Wspomnienia, Warszawa 1989.
O godzinie 10.30 zgromadzeni w liczbie około 2 tysięcy w Alei Jerozolimskiej oficerowie i żołnierze korpusu Dowbora-Muśnickiego przemaszerowali plutonami z orkiestrą na czele przez Nowy Świat, Krakowskie Przedmieście do Zamku Królewskiego, gdzie się zatrzymali. Starszyzna […] udała się do katedry Świętojańskiej. Tam, wobec przedstawicieli władz państwowych, miejskich i instytucji społecznych, odbywało się nabożeństwo uroczyste [...].
W południe dowborczycy z muzyką ruszyli na czele pochodu […] do Alei Trzeciego Maja, gdzie pochód się rozwiązał. Po drodze przyłączyła się do niego młodzież Uniwersytetu, Wyższych Kursów Handlowych, Politechniki, organizacje skautowskie, wreszcie publiczność. Wznoszono od czasu do czasu okrzyki na rzecz konstytuanty i na cześć Piłsudskiego lub nucono Rotę.
Warszawa, 14 października
„Przegląd Poranny” nr 252, z 15 października 1918.
Wiec, urządzony przez Stronnictwo Niezawisłości Narodowej, zgromadził w Filharmonii do 3 tysięcy osób. […] Zagaił pan Artur Śliwiński, podkreślając, iż wiec jest zapoczątkowaniem wolnych zebrań przez czas długi tłumionych. Obecnie obręcz żelazna pęka. Lud polski winien stanąć na straży swoich interesów. […]
Drugi z kolei mówca — pan Wacław Sieroszewski — mówił wyłącznie o Piłsudskim, jako o działaczu społecznym i umiłowanym przez tłumy obrońcy ojczyzny. Piłsudski — zdaniem pana Sieroszewskiego — zdolny jest skonsolidować wszelkie rozbieżności, charakteryzujące obecną chwilę przełomową narodu.
Warszawa, 14 października
„Przegląd Poranny” nr 252, z 15 października 1918.
Wracałam tramwajem, widziałam na Marszałkowskiej, koło Dworca Wiedeńskiego, wciąż ogromne tłumy oczekujące na przyjazd Piłsudskiego, a i w tramwaju o niczym innym nie mówiono. Chapeau bas przed Piłsudskim, jeśli on w istocie potrafi nad sytuacją zapanować, ale taki kult dla jednego człowieka, gdy idzie o całą Polskę, to psychoza pewnego rodzaju, a hasło: „Nie ma wojska bez Piłsudskiego” — to pusto brzmiący frazes. Od jednego śmiertelnego człowieka nie można uzależniać rzeczy tak wielkiej, jak wojsko narodowe.
Warszawa, 16 października
Maria Dąbrowska, Dzienniki, t. 1, 1914–1932, wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1998.
Rokowania o nowy gabinet rozbijają się ciągle. Dziś miał przybyć Piłsudski. Wskutek tego obserwowaliśmy z okien ministerstwa ogromną manifestację, zdaje się POW, która szła ponoć do Zamku, „zapytać Beselera”, dlaczego Piłsudski nie przyjechał. Podobno miał wyjść adiutant i powiedzieć, że przyjedzie o 3. Potem, gdy koło piątej wracałam tramwajem, widziałam na Marszałkowskiej koło Dworca Wiedeńskiego wciąż ogromne tłumy, oczekujące na przyjazd Piłsudskiego, a i w tramwaju o niczym innym nie mówiono. Chapeau bas — przed Piłsudskim, jeśli on w istocie potrafi nad sytuacją zapanować, ale taki kult dla jednego człowieka, gdy idzie o całą Polskę, to psychoza pewnego rodzaju, a hasło: „Nie ma wojska bez Piłsudskiego”, to pusto brzmiący frazes. Od jednego śmiertelnego człowieka nie można uzależniać rzeczy tak wielkiej jak wojsko narodowe.
Warszawa, 16 października
Maria Dąbrowska, Wstaje Polska, „Literatura”, 5 kwietnia 1973.
Już nie czas panom próbować klecić małą, zawisłą od obcych mocarstw Polskę, my tworzyć będziemy wielką, niepodległą, zjednoczoną Polskę Ludową!
A kiedy zamierać będą rządy cesarskie Austrii i Niemców na ziemiach naszych, ich siepacze będą się starać dokonać ostatnich szybkich kradzieży i rekwizycji, będą słodkimi słowami wyjaśniać potrzebę pozostania tutaj „dla pilnowania spokoju”. Jedynie nasza mężna postawa i energiczne zadania mogą wyrzucić tych bankrutów poza granice naszego wolnego państwa.
Rada Regencyjna, mianowana przez okupantów, próbuje dziś nas łudzić obietnicami sejmu…
Nam sumienie nie pozwala czekać miesiące na tę chwilę. Musi natychmiast odezwać się prawy głos ludu. Sejm zwołany na podstawie powszechnego, równego, tajnego, bezpośredniego i proporcjonalnego prawa wyborczego, dla mężczyzn i kobiet, musi jak najrychlej powstać. On zakreśli prawa dla naszej wielkiej republiki polskiej i powita zmartwychwstanie nowej Polski ze wszystkich zaborów.
[…]
Sejm wyłoni prawowity rząd i uchwali prawa ludowe, szerokie reformy społeczne i zaspokoi głód ziemi.
[…]
Urządzajmy zebrania gminne, narady i wiece, by nieświadomi bracia ujrzeli jutrzenkę lepszej doli.
Żądamy: Natychmiastowego zwołania sejmu ludowego, uwolnienia z więzienia Józefa Piłsudskiego i innych więźniów politycznych, wycofania się Niemców i Austriaków z całej Polski.
Niech żyje wolna, zjednoczona, niepodległa Polska Ludowa!
Lublin, 16 października
Pisma ulotne stronnictw ludowych w Polsce 1895–1939, zebrali i opracowali Stanisław Kowalczyk, Aleksander Łuczak, Kraków 1971.
Od dwóch dni gromadzą się przed dworcem kolei wiedeńskiej tłumy, oczekujące na przyjazd brygadiera Piłsudskiego. Wczoraj w południe kilka tysięcy osób, zawiedzionych w oczekiwaniach, urządziło pochód manifestacyjny przez Aleję Jerozolimską, Krakowskie Przedmieście i Nowy Świat do Zamku. Niesiono portret brygadiera. Okrzyki na cześć Piłsudskiego i inne wzmogły się przed Zamkiem. […]
Niemieckie Biuro Prasowe komunikuje: „Przed Dworcem Wiedeńskim zebrał się wczoraj w oczekiwaniu Piłsudskiego wielki tłum, który utrudniał ruch uliczny. Podobne zbiorowiska miały miejsce także w innych punktach miasta. Nie mają one najmniejszego celu, jak się bowiem dowiadujemy z miarodajnej strony, doniesienia o nastąpić mającym w najkrótszym czasie powrocie Piłsudskiego oparte są na bezpodstawnych pogłoskach”.
Warszawa, 17 października
„Przegląd Poranny” nr 254, z 17 października 1918.
W nocy z 7 na 8 listopada nadszedł do mnie pośpieszny rozkaz, by Piłsudskiego już bez pisemnej deklaracji uwolnić i jak najszybszą drogą przewieźć do Berlina. [...]
Piłsudski i jego szef sztabu Sosnkowski o niczym za swoimi kratami i drewnianymi palisadami nie wiedzieli, przechadzając się przy pięknym poranku po ogrodzie, toteż kiedy stanąłem przed nimi w swoim dziwnym przebraniu, które wcale do tej uroczystej chwili nie pasowało, mieli twarze nieco zdziwione. Wiadomość o swym uwolnieniu przyjęli jednak z grzecznością pełną godności à la polonaise. Zakomunikowałem im, że ponieważ w mieście wybuchły rozruchy, musimy się spieszyć, i że mogę im z tego powodu dać zaledwie dziesięć minut na spakowanie. Każdej chwili twierdza i jej warty mogły być zaatakowane.
Chodziłem jak na węglach po ogrodzie, podczas gdy oni na górze pakowali swoje szczoteczki do zębów, nocne pantofle i fotografie rodzinne. W końcu zjawili się, każdy z zawiniątkiem. Żołnierze, którzy spostrzegli, co się dzieje, ranni, rekonwalescenci, jeńcy forteczni gromadzili się na dziedzińcu. Z niemiłą ciekawością oglądano nas, kiedy z zaryglowanych i zamkniętych drzwi palisady wyszliśmy na wielki dziedziniec twierdzy: Piłsudski w mundurze polskiego pułkownika, Sosnkowski (w czasie mego posłowania dowodzący pierwszym korpusem w Warszawie, późniejszy minister spraw wojskowych) w cywilnym ubraniu, wreszcie ja, od góry w płaszczu myśliwskim, od dołu w wojskowych butach, wszystko to uwieńczone miękkim kapeluszem. Przeszliśmy obok zdumionej i przerażonej straży, obeszliśmy wokół twierdzę przez drugi most na Elbie (twierdza jest położona na wyspie) i napotkaliśmy stenotypistkę, która nam zameldowała o pomyślnym przybyciu samochodu na szosę. Siedliśmy doń szybko i ruszyliśmy wśród gorącego, słonecznego, pełnego błękitu dnia, gdzie rewolucja wśród lasów i łąk wydawała się prawie niemożliwa.
Magdeburg, 7-8 listopada
Uwolnienie Józefa Piłsudskiego z Magdeburga według relacji hr. Harry'ego Kesslera. Podał Wacław Lipiński. „Niepodległość" 1938, t. 18.
Piłsudski i jego szef sztabu Sosnkowski o niczym za swoimi kratami i drewnianymi palisadami nie wiedzieli, przechadzając się przy pięknym poranku po ogrodzie, toteż, kiedy stanąłem przed nimi [...], mieli twarze nieco zdziwione. Wiadomość o swym uwolnieniu przyjęli jednak z grzecznością pełną godności à la polonaise. Zakomunikowałem im, że ponieważ w mieście wybuchły rozruchy, musimy się spieszyć, i że mogę im z tego powodu dać zaledwie dziesięć minut na spakowanie. Każdej chwili twierdza i jej warty mogły być zaatakowane.
Chodziłem jak na węglach po ogrodzie [...]. W końcu zjawili się, każdy z zawiniątkiem. Żołnierze, którzy spostrzegli, co się dzieje, ranni, rekonwalescenci, jeńcy forteczni, gromadzili się na dziedzińcu. [...] Przeszliśmy obok zdumionej i przerażonej straży, obeszliśmy wokół twierdzę przez most na Łabie (twierdza jest położona na wyspie) i napotkaliśmy stenotypistkę, która nam zameldowała o pomyślnym przybyciu samochodu na szosę. Siedliśmy doń szybko i ruszyliśmy.
Magdeburg, 8 listopada
[Harry Kessler], Uwolnienie Józefa Piłsudskiego z Magdeburga według relacji hr. Harry’ego Kesslera, „Niepodległość”, t. 18, 1938.
O drugiej po południu zaprosiłem [Józefa] Piłsudskiego i jego szefa sztabu [Kazimierza] Sosnkowskiego, [rotmistrza] Gülpena i [księcia Hermana] Hatzfelda do urządzonego w stylu staroniemieckim pokoju, w głębi restauracji Hillera. We frontowych salach firanki były zapuszczone, wszystkie stoliki zajęte. W głębi hotelu żaden głos z zewnątrz nie dochodził, tylko usługujący kelner od czasu do czasu komunikował nam o wielkich i coraz większych tłumach przeciągających przez Friedrichstrasse. [...]
Nastrój w tym cichym, głęboko zasłoniętym pokoju, przy starannie oziębianych lub podgrzewanych winach, przy obiedzie „przedwojennym”, w towarzystwie takiego człowieka jak Piłsudski, kiedy na zewnątrz rozbrzmiewała rewolucja — był przedziwny. Piłsudski poważny, milczący, obawiający się ogromnego wpływu niemieckich wydarzeń na Polskę; Sosnkowski po raz pierwszy ożywiony. Piłsudski, zamknięty w sobie i zamyślony, powtarzał swoją troskę: przybywa za późno, być może za późno, aby ratować Polskę przed bolszewizmem.
Berlin, 9 listopada
[Harry Kessler], Uwolnienie Józefa Piłsudskiego z Magdeburga według relacji hr. Harry Kesslera, „Niepodległość”, t. 18, 1938.
Pewnego dnia w początkach listopada 1918 r. zjawili się dwaj oficerowie niemieccy, ubrani już po cywilnemu. Oświadczyli nam, że jesteśmy wolni i że mamy natychmiast wyjechać do Berlina, skąd o szóstej wieczorem tegoż dnia odjeżdżamy pociągiem, odchodzącym do Warszawy. Gdy, zdziwieni, oglądaliśmy cywilny ubiór oficerów, powiedzieli nam oni z zażenowaniem, że rewolucja wybuchła w Magdeburgu i że wyjedziemy autami, nie jako wojskowi, ale jako zwykli śmiertelnicy. Przepraszając, prosili nas bardzo, byśmy nie zabierali żadnych swoich rzeczy z sobą, gdyż obawiają się, że może to zwrócić uwagę manifestantów chodzących po ulicach. Nie wiem, co bym był wówczas postanowił, gdyby w tym oświadczeniu oficerów nie było obietnicy, że już o szóstej wieczorem będę siedział w pociągu wiozącym mnie do Warszawy. Pod wpływem tej nadziei, zdecydowaliśmy się z Sosnkowskim szybko. On wziął mały neseserek, ja wyszedłem z twierdzy magdeburskiej, zawinąwszy w papier najkonieczniejsze tylko przybory toaletowe. Wyznam, że wtedy nie myślałem wcale ani o rękopisie, ani o jakichkolwiek rzeczach, które pozostawiałem w „Sommeroffiziersarreststube” [dosł. letni areszt dla oficerów].
Gdyśmy po przejściu, niby spacerkiem, niedalekiego mostu na Elbie przystanęli, zajechały dwa auta, które za chwilkę w szybkim pędzie unosiły nas ze zrewoltowanego miasta.
Magdeburg, 9 listopada
Józef Piłsudski, Pisma zbiorowe, t. VIII, Warszawa 1937.
Książę Lubomirski był bardzo niespokojny i podniecony, powtórzył kilka razy: „Wreszcie przyjeżdża, ach, jak to dobrze!”. Bardzo chodziło mi o to, bym pierwszy powitał Komendanta, gdy wysiądzie z wagonu. Wkrótce nadszedł pociąg. Komendant wyszedł z niego w towarzystwie pułkownika Sosnkowskiego. Był blady i oczywiście wyczerpany niewolą, ale widać było, że siły go nie opuściły. Zbliżyłem się do niego i powitałem słowami: „Obywatelu Komendancie, imieniem Polskiej Organizacji Wojskowej witam obywatela Komendanta w stolicy”. Komendant odsalutował mi. Książę Lubomirski przeprowadził go do swego samochodu, w którym zajęli miejsce z rotmistrzem Rostworowskim, ja również wsiadłem do tego samochodu.
Warszawa, 10 listopada
Rok 1918 we wspomnieniach mężów stanu, polityków i wojskowych, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1987.
Pojechaliśmy na Frascati. Tam przedstawiłem Piłsudskiemu stan rzeczy, wyraziłem przekonanie, że powinien prędzej czy później objąć władzę w Warszawie. Piłsudski na to mi odpowiedział: „Ja muszę pojechać do Lublina”. [...] Chciał nawet tam zaraz jechać, ja mu to odradzałem […].
Na mój zarzut, iż rząd lubelski nie jest rządem ogólnonarodowym, ale partyjnym, odpowiadał: „Tak, ale jest on na wolnej ziemi”. „Panie Komendancie, mam przekonanie, że tu też lada dzień ziemia będzie wolna” — dowodziłem. „No, ja zobaczę” — mówił Komendant.
Warszawa, 10 listopada
Rok 1918 we wspomnieniach mężów stanu, polityków i wojskowych, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1987.
Była niedziela 10 listopada. Padał deszcz, było zimno i pochmurno. Siedziałam z Wandzią przy oknie pełna niepokoju, spragniona wiadomości; z niecierpliwością oczekiwałam przyjścia znajomych. W niedzielę odwiedzała mnie zwykle moja przyjaciółka Hala Sujkowska z mężem i zostawali u mnie przez cały dzień. Była dopiero godzina dziesiąta; czas wlókł się powoli.
Wtem ujrzałam na ulicy pod parasolem moją dobrą znajomą p. Janinę Prystorową, idącą do mnie. Z radością wybiegłam na jej spotkanie. Zakomunikowała mi, że mąż wrócił i prosił ją o zawiadomienie mnie, że po południu będzie u mnie. Opowiadała, że spotkał go na dworcu ks. Zdzisław Lubomirski, członek Rady Regencyjnej i Adam Koc, komendant POW. Wiadomość o jego przyjeździe rozeszła się błyskawicznie po mieście. Tłumy wyległy na ulice, aby go witać. Obydwóch panów-więźniów zabrał do siebie na śniadanie ks. Z. Lubomirski.
Byli znajomi i podkomendni zaczęli się tłoczyć w mieszkaniu na Moniuszki, które mu doraźnie znaleziono, chcąc go przywitać i oddać się do jego dyspozycji.
Nareszcie po południu udało mu się wyrwać z Warszawy i przyjechać do nas, na Pragę. Wiadomość, że przyjedzie do mnie rozeszła się lotem ptaka. Wobec tego, że była to niedziela, robotnicy wylegli z domów i pełni radości czekali na ulicach, którymi musiał przejeżdżać. Przed domem, w którym mieszkałam, zebrał się tłum. Kiedy nadjechał, entuzjazm był niesamowity. Ja na spotkanie z pokoju swego nie wyszłam, tylko czekałam w mieszkaniu. Nie lubiłam nigdy okazywać swoich uczuć wobec innych.
Warszawa, 10 listopada
Aleksandra Piłsudska, Wspomnienia, Warszawa 1989.
Cały ten dzień spędziłem na ulicy Moniuszki i starałem się choć trochę poorientować w sytuacji w Warszawie, choć trochę chwycić fakty z całej długiej przestrzeni czasu, kiedy ja byłem w Magdeburgu, najzupełniej izolowany od Polski; a czułem, że stosunki pomiędzy ludźmi, nawet mi bliskimi, zupełnie się zmieniły. Przy tym cały czas drzwi się nie zamykały; wbiegali najrozmaitsi ludzie, żeby na mnie choć popatrzeć, choć słowo do mnie przemówić. Przychodziły różne delegacje z mowami, odbywała się pod balkonem manifestacja, do której musiałem wychodzić. I to wszystko odbywało się po dzikich wrażeniach nagłego zwolnienia mnie z Magdeburga z powodu wybuchu rewolucji w tym mieście, po nagłych berlińskich wrażeniach i po wybuchu rewolucji w stolicy Niemiec i po długiej niespanej nocy, spędzonej w wagonie w extra pociągu, którym mnie z Berlina odesłano do Warszawy.
Warszawa, 10 listopada
Józef Piłsudski, Pisma zbiorowe, t. IX, Warszawa 1937.
W dniu 10 listopada około pół do ósmej rano udałem się na dworzec, aby być świadkiem tego wielkiego wydarzenia. Trzymałem się jednak na uboczu, gdyż w mym charakterze komisarza Rzeszy nie mogłem oficjalnie brać udziału w przyjęciu. Z pewnego oddalenia śledziłem rozwój tego dla Polski historycznego wydarzenia. Piłsudski i Sosnkowski ukazali się, prowadzeni przez kapitana Gilpena. Tłumnie (hmmmm..., a to ciekawe, jedni piszą, że tłumy były, a inni, że nie było tłumów, bo ludzie nie wiedzieli...) zebrana publiczność przyjęła ich okrzykami radości. Książę Lubomirski przystąpił do komendanta, który powracał, aby objąć władzę. Obydwaj mężowie dość długo z sobą rozmawiali. Po przywitaniu się z kilku stojącymi na dworcu przyjaciółmi i przyjęciu meldunku komendanta naczelnego POW, którym był kapitan Tadeusz Kasprzycki, komendant odjechał samochodem księcia do rezydencji jego na Frascati.
Warszawa, 10 listopada
Bogdan Hutten-Czapski, 60 lat życia politycznego i towarzyskiego, t. II, Warszawa 1936.
Ale wkrótce budzę się, bo wokół ogólne poruszenie. Wraca z Niemiec komendant. Lada chwila spodziewany pociąg. Wybiegam. Jeszcze ciemno. Na peronie czeka Zdzisław Lubomirski — stoi sam z adiutantem Rostworowskim, inne grupki czekających nie zbliżają się do niego. Wiem od Mury, że na mieście panuje nastrój wrogi regentom i że dziś były manifestacje żądające ich ustąpienia. Podchodzę: serdecznie jest zdziwiony moją tu obecnością i moim mundurem. Zaczynamy gawędzić, wyglądając pociągu. „Co za szczęście, że zdołaliśmy uzyskać zwolnienie Piłsudskiego!” [...]
Ale pociąg już się zbliża. Napięcie rośnie. Pierwszy wychodzi Piłsudski, w szaroniebieskim płaszczu wojskowym i takiejże maciejówce, chudy, smukły, spod sumiastego wąsa zdaje się przezierać uśmiech. Sprężystym krokiem idzie prosto do Lubomirskiego, z którym wita się bardzo serdecznie. Zdaje się żartować, ale regent nader poważnie mu coś klaruje. Po chwili wuj zabiera go do swego samochodu i wiezie do siebie na Frascati.
Warszawa, 10 listopada
Jan Gawroński, Dyplomatyczne wagary, Warszawa 1965.
O dziewiątej rano udałem się do kwatery głównej Komendanta Piłsudskiego, gdzie zastałem pułkownika Sosnkowskiego, który poinformował mnie, że Komendant jest w tej chwili w niemieckiej Radzie Żołnierskiej [...]. Przed gmachem „gubernatorskim” zastałem liczny tłum, który zachowywał się bardzo niespokojnie i czuło się, że chciałby wedrzeć się do wnętrza gmachu, aby rozbroić stacjonujących tam żołnierzy. Od kroku tego powstrzymywała go świadomość, że w gmachu przebywa Komendant Piłsudski.
Po wejściu na salę przedstawił mi się niezwykły widok. Duża sala przepełniona była żołdactwem niemieckim, niedawno tak butnym, bezwzględnym i hardym, a dziś stanowiącym bezwolną, przestraszoną gromadę, która drżała o swoją skórę, obawiając się jakiejś niezwykłej potęgi POW [Polskiej Organizacji Wojskowej], która ich zniesie, rozprawi się z nimi krwawo za doznane krzywdy. [...] Cisza panowała niezwykła, a wśród tej ciszy padały krótkie, zwięzłe, mocne, żołnierskie słowa Komendanta.
Warszawa, 11 listopada
Polska Organizacja Wojskowa. Szkice i wspomnienia, pod red. Juliana Stachiewicza i Wacława Lipińskiego, Warszawa 1930.
Żołnierze niemieccy!
Przemawia do was więzień stanu dotychczasowego waszego rządu. Rząd wasz doprowadził was nad brzeg przepaści, lecz wyście wydarli z jego rąk władzę i ustanowiliście swój własny, żołnierski rząd! Wyście zmęczeni tym pięcioletnim blisko krwawieniem się. Celem waszego nowego rządu, Rady Żołnierskiej, jest doprowadzenie szczęśliwe was do waszych chat, do waszych żon i dzieci, do waszej ojczyzny. Pamiętajcie, że stać się to tylko wtedy może, jeżeli okażecie absolutny posłuch tej waszej nowej władzy. Znajdujecie się wśród narodu, który wasz dotychczasowy rząd traktował bezwzględnie z całą brutalnością. Ja, jako przedstawiciel narodu polskiego, oświadczam wam, że naród polski za grzechy waszego rządu nad wami mścić się nie chce i nie będzie! Pamiętajcie, że dosyć krwi popłynęło, ani jednej kropli krwi więcej!
Warszawa, 11 listopada
Józef Piłsudski, Pisma zbiorowe, t. 5, zred., wstępem i przypisami zaopatrzył Kazimierz Świtalski, Warszawa 1937.
Wypadło mi razem z Zofią Praussową prowadzić 11 listopada grupę manifestantów z Woli. Około tysiąca robotników ze sztandarem partyjnym na przedzie ruszyło ku Śródmieściu. Na rogu Żelaznej połączyliśmy się z tak samo liczną grupą z Powązek. W pochodzie prawie sami mężczyźni. Wielu z nich z ciężkimi laskami. Na czele i po bokach milicja z opaskami. Niewykluczone było napotkanie oporu i starcie. Nastrój zdeterminowany. [...]
W czasie marszu łącznik przyniósł nam wiadomość, że Piłsudski przyjechał [...]. Zdecydowaliśmy [...] przedstawić Piłsudskiemu żądania robotników. [...]
Wystąpił Tadeusz Szturm de Sztrem i powiedział, wskazując na trzymany w ręku mały sztandar Pogotowia Bojowego: „Ten oto sztandar rozwijaliśmy w akcjach Pogotowia Bojowego PPS, kontynuującego tradycje Organizacji Bojowej. Stańcie z tym sztandarem na czele całego polskiego ludu”. Piłsudski, dotychczas towarzysko uprzejmy, swobodnie rozmawiający, teraz był wyraźnie zakłopotany. Po pewnej chwili skupienia uwagi, wśród nagle zaległej kompletnej ciszy, odpowiedział: „Nie mogę przyjąć znaku jednej partii, mam obowiązek działać w imieniu całego narodu”.
Warszawa, 11 listopada
Zygmunt Zaremba, Wspomnienia. Pokolenie przełomu, oprac. Marian Marek Drozdowski, Kraków–Wrocław 1983.
Wobec grożącego niebezpieczeństwa zewnętrznego i wewnętrznego, dla ujednolicenia wszelkich zarządzeń wojskowych i utrzymania porządku w kraju, Rada Regencyjna przekazuje władzę wojskową i naczelne dowództwo wojsk polskich, jej podległych, brygadierowi Józefowi Piłsudskiemu.
Po utworzeniu Rządu Narodowego, w którego ręce Rada Regencyjna, zgodnie ze swymi poprzednimi oświadczeniami, zwierzchnią władzę państwową złoży, brygadier Józef Piłsudski władzę wojskową, będącą częścią zwierzchniej władzy państwowej, temuż Rządowi Narodowemu zobowiązuje się złożyć, co stwierdza podpisaniem tej odezwy.
Warszawa, 11 listopada
Wybór źródeł do prawa konstytucyjnego. Druga Rzeczpospolita, oprac. Michał Domagała, Dariusz Górecki, red. Tadeusz Szymczak, Łódź 1999.
Obywatele i obywatelki! […]
Okupacja w Polsce przestaje istnieć. Żołnierze niemieccy opuszczają naszą Ojczyznę. Rozumiem w pełni rozgoryczenie, jakie we wszystkich kołach społeczeństwa obudziły rządy okupantów. Pragnę jednak, abyśmy nie dali się porwać uczuciom gniewu i zemsty. Wyjazd władz i wojsk niemieckich musi odbyć się w najzupełniejszym porządku. […] Obywatele! Wzywam was wszystkich do zachowania zimnej krwi, do równowagi i spokoju, jaki powinien panować w narodzie pewnym swej wielkiej i świetnej przyszłości.
Warszawa, 12 listopada
Józef Piłsudski, Pisma zbiorowe, t. 5, zred., wstępem i przypisami zaopatrzył Kazimierz Świtalski, Warszawa 1937.
Żołnierze!
Obejmuję nad Wami komendę w chwili, gdy serce w każdym Polaku bije silniej i żywiej, gdy dzieci naszej ziemi ujrzały słońce swobody w całym jej blasku. Z Wami razem przeżywam wzruszenie tej godziny dziejowej, z Wami razem ślubuję życie i krew swoją poświęcić na rzecz dobra Ojczyzny i szczęścia Jej obywateli.
Żołnierze! W ciągu wojny światowej w różnych miejscach i warunkach tworzyły się próby formacji wojskowych polskich. Przy kalectwie — zdawało się — nieuleczalnym naszego Narodu, próby, nawet gdy były szczytne i bohaterskie, były z konieczności karle i jednostronne. Pozostałością tych stosunków jest niejednolitość szkodliwa wojsku. Liczę na to, że każdy z Was potrafi siebie przezwyciężyć i zdobędzie się na wysiłek dla usunięcia różnic i tarć, klik i zaścianków.
Warszawa, 12 listopada
Józef Piłsudski, Pisma zbiorowe, t. 5, zred., wstępem i przypisami zaopatrzył Kazimierz Świtalski, Warszawa 1937.
Już 24 godziny po przybyciu do Warszawy Ignacego Daszyńskiego, Komendant, wracając późnym wieczorem z całodziennych konferencji, zauważył mnie w poczekalni, przywołał do siebie, odszedł ze mną na bok i przyciszonym głosem powiedział:
— Macie już skutki waszego „mądrego” pośpiechu w Lublinie. Z Ignacym do ładu dojść nie mogę. Rozmawia ze mną, jak gdyby był na wiecu w ujeżdżalni. Gniewem ludu mi grozi i barykadami. Nie rozumie i nie widzi, co stoi przed nami, że musimy myśleć o całych dzielnicach kraju, gdzie wpływ lewicy jest minimalny; że musimy zorganizować nie tylko Radę Ministrów, ale cały aparat administracyjny; że musi powstać skarb, że trzeba uruchomić fabryki; osłonić się wojskiem, które trzeba uzbroić, nakarmić, odziać. Że na to wszystko trzeba ogromnego wysiłku i trzeba zaprząc wszystkie siły, wszystkich ludzi, których lewica ma właśnie najmniej. Nie myśli o tym, że będziemy potrzebowali pomocy, pomocy z zewnątrz; że Paryż jest ważny, nie tylko Warszawa i Kraków. Świat na nas patrzy i musimy mu się zaprezentować jako naród zdolny do pełnego wysiłku, a nie gromada skłóconych gadułów, gotowych strzelać do siebie o podział strzępów władzy.
Warszawa, 12 listopada
Bogusław Miedziński, Wspomnienia, „Zeszyty Historyczne” nr 37, 1976.
Stojąc na gruncie Niepodległej i Zjednoczonej Rzeczypospolitej, uznając potrzebę natychmiastowego utworzenia rządu ludowego i zwołania Konstytuanty, chcemy, ażeby w życiu żydowskim były dokonane przeobrażenia demokratyczne, równoległe z przeobrażeniami w życiu Rzeczypospolitej. Chcemy, ażeby życie żydowskie było zbudowane na podstawie gmin ludowych, których kompetencja objąć powinna wszystkie odrębne potrzeby żydowskie i których zarządy powinny być wybrane na podstawie 5-przymiotnikowego prawa wyborczego bez różnicy płci. Lud żydowski winien dojść do głosu w swoich sprawach.
Winna być ujawniona wola narodu żydowskiego w Polsce w sprawie urządzenia życia żydowskiego w Rzeczypospolitej. W tym celu winien być zwołany Żydowski Zjazd Narodowy, którego delegaci wybrani być winni przez całą pełnoletnią ludność żydowską bez różnicy płci na zasadach 5-przymiotnikowego głosowania i który uchwalić ma projekt przyszłej konstytucji żydowskiej. Konstytucja ta przedłożona ma być Konstytuancie do zatwierdzenia.
Jeszcze przed tym Zjazdem utworzony być winien Sekretariat Stanu do żydowskich spraw narodowych, przy którym ma powstać Tymczasowa Żydowska Rada Narodowa, z politycznych partii żydowskich wyłoniona. Prezes tej rady ma być Sekretarzem Stanu do żydowskich spraw narodowych.
12 listopada
Rafał Żebrowski, Dzieje Żydów w Polsce. Wybór tekstów źródłowych 1918–1939, Warszawa 1993.
Po długotrwałych naradach rozpoczęła się w dniu 13 listopada, przy poparciu szybko zorganizowanych polskich władz kolejowych, ewakuacja niemieckiego wojska i urzędników. Zgodnie z układem zawartym między Piłsudskim a radą żołnierską broń oddawano na granicy.
Po rozwiązaniu generał-gubernatorstwa urzędowa działalność moja w Warszawie była zakończona i byłbym mógł teraz, tak jak pozostali członkowie sztabu, udać się do Niemiec dla załatwienia formalności demobilizacyjnych. Uważałem jednak za właściwe jeszcze czas jakiś pozostać w Warszawie, aby pośredniczyć między organami polskimi a szczątkowymi władzami niemieckimi i aby być pomocnym przy zwalczaniu wielkich trudności, jakie nastręczało położenie. Potrzebne ku temu pozwolenie pobytu uzyskałem przez mego długoletniego sekretarza dr. Fechnera, który w warszawskiej radzie żołnierskiej uzyskał poważane stanowisko i działał tam nader pożytecznie. Pobyt swój wyzyskałem, aby ułatwić podróż powrotną licznych oficerów i urzędników, przede wszystkim mych bliższych współpracowników, oraz ewakuację niemieckich urzędów i wojska. Odbywała się ona częściowo Wisłą, toteż pomoc austriackiego admirała Nowotnego była mile widziana. Przeważna część oficerów i urzędników generał-gubernatorstwa opuściła Warszawę w dniu 16 listopada. W trzy dni później obszar okupacyjny był w zasadzie ewakuowany. Odwrót był z pewnością połączony z wielkimi przykrościami i stratami, ale — jeśli uwzględnić antagonizmy narodowe — trzeba uznać dobrą wolę po obydwu stronach. Zarówno Piłsudski, jak i niemiecka rada żołnierska usiłowała uniknąć katastrofy.
Jeśli wziąć pod uwagę, że liczba ewakuowanych wynosiła około 80 tysięcy, z czego z samej Warszawy 12 tysięcy wojskowych i 18 tysięcy urzędników oraz służby pomocniczej i sanitarnej; że dalej — niemieckie wojsko i urzędnicy byli skutkiem rewolucji wewnętrznie zdezorganizowani, kraj zaś znajdował się w pierwszym stadium organizacji, w szczególności zaś koleje zostały nagle opuszczone przez urzędników okupacyjnych, a jeszcze nieprzejęte przez Polaków i musiały na nowo być zorganizowane; wtedy trzeba przyznać, że ten olbrzymi wysiłek dokonany został w tak krótkim czasie dzięki wytężonej, ofiarnej współpracy obu stron i trzeba podziwiać, że nieuchronne trudności i nieprzyjemności nie były większe.
Warszawa, 13–16 listopada
Bogdan Hutten-Czapski, 60 lat życia politycznego i towarzyskiego, t. II, Warszawa 1936.
Stan przejściowy podziału zwierzchniej władzy państwowej, ustanowiony odezwą z dnia 11 listopada 1918, nie może trwać bez szkody dla powstającego Państwa Polskiego. Władza ta powinna być jednolita.
Wobec tego, kierując się dobrem Ojczyzny, postanawiamy Radę Regencyjną rozwiązać, a od tej chwili obowiązki nasze i odpowiedzialność względem narodu polskiego w Twoje ręce, Panie Naczelny Dowódco, składamy do przekazania Rządowi Narodowemu.
Warszawa, 14 listopada
Wybór źródeł do prawa konstytucyjnego. Druga Rzeczpospolita, oprac. Michał Domagała, Dariusz Górecki, red. Tadeusz Szymczak, Łódź 1999.
Wyszedłszy z niemieckiej niewoli, zastałem wyzwalającą się Polskę w najbardziej chaotycznych stosunkach wewnętrznych i zewnętrznych, wobec zadań niezmiernie trudnych, w których lud polski sam musi wykazać swoją zdolność organizacyjną, bo żadna siła z zewnątrz nie może mu jej narzucić. Uważałem za swój obowiązek ułatwić ludowi pracę organizowania się i postanowiłem rozważyć rolę i znaczenie przywódców polskich stronnictw ludowych, które miały nadać charakter nowemu rządowi.
W rozmowach, prowadzonych z przedstawicielami niemal wszystkich stronnictw w Polsce, spotkałem się ku wielkiej mej radości z zasadniczym potwierdzeniem mych myśli. Przeważająca większość doradzała utworzenie rządu nie tylko na podstawach demokratycznych, ale i z wybitnym udziałem przedstawicieli ludu wiejskiego i miejskiego. Licząc się z potężnymi prądami, zwyciężającymi dzisiaj na zachodzie i wschodzie Europy, zdecydowałem się zamianować prezydentem gabinetu p. posła Ignacego Daszyńskiego, którego długoletnia praca patriotyczna i społeczna daje mi gwarancję, że zdoła w zgodnej współpracy z wszystkimi żywiołami przyczynić się do odbudowy dźwigającej się z gruzów Ojczyzny.
Warszawa, 14 listopada
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Skoncentrowanie większej siły w Przemyślu ma na celu nacisk na stan rzeczy we Lwowie i przygotowania w celu jego obsady. Wiadomości otrzymane są bardzo sprzeczne, stąd wynika obowiązek częstego informowania.
Poglądy polityczne na sprawę są również sprzeczne — stąd wynika nieokreśloność politycznej instrukcji, którą dać mogę. [...] My nie przesądzamy obecnie wcale, jak ostatecznie się ułoży rozgraniczenie pomiędzy Rusią a Polską, nie możemy jednak dopuścić, aby nas wyrzynano i rabowano. Jeśli położenie Wasze będzie dozwalało, to musicie sami zdecydować.
Warszawa, 16 listopada
Józef Piłsudski, Pisma zbiorowe, t. 5, oprac. Kazimierz Świtalski, Warszawa 1937.
Kochany Generale !
[...] Skoncentrowanie większej siły w Przemyślu ma na celu nacisk na stan rzeczy we Lwowie i przygotowania w celu jego obsady. Wiadomości otrzymane są bardzo sprzeczne, stąd wynika obowiązek częstego informowania.
Poglądy polityczne na sprawę są również sprzeczne — stąd wynika nieokreśloność politycznej instrukcji, którą dać mogę. Brzmi ona, że my nie przesądzamy obecnie wcale, jak ostatecznie się ułoży rozgraniczenie pomiędzy Rusią a Polską, nie możemy jednak dopuścić, aby nas wyrzynano i rabowano. Jeśli położenie Wasze będzie dozwalało, to musicie sami zdecydować.
Starajcie się posunąć zabezpieczenie Przemyśla możliwie daleko na wschód, tak, aby łączność ze Lwowem mogła być utrzymana.
Dalej — rozpowszechniać pogłoski, że jesteście tylko awangardą, a że za Wami idzie bardzo silny oddział dla zajęcia Lwowa. Nie znając dobrze położenia, nie mogę dać Wam ścisłych rozkazów — zadaniem zaś jest:
a) nacisk na Rusinów i stan ich ducha przez koncentrowanie wojsk w Przemyślu,
b) staranie o zabezpieczenie, a przynajmniej ułatwienie łączności ze Lwowem,
c) w razie, jeżeli to możliwe, posunięcie się na wschód pod Lwów bliżej.
16 listopada
Józef Piłsudski, Pisma zbiorowe, t. V., Warszawa 1937.
Generalissimus Foch, Marszałek Francji, główna kwatera wojsk sprzymierzonych, Francja.
Jako naczelny wódz armii polskiej, zwracam się do rządu francuskiego i Waszej Eksc. z prośbą o łaskawe zarządzenie, aby wojska polskie, będące obecnie częścią armii francuskiej, zostały możliwie prędko skierowane do Polski i włączone w skład armii, stojącej obecnie pod memi rozkazami.
Naród polski, który tak długo znosił zajęcie kraju przez obce wojska, przygotowuje się obecnie z największym zapałem do przyjęcia na swej ziemi rodzinnej synów Ojczyzny, rozproszonych po całym świecie. W przychylnej odpowiedzi rządu francuskiego naród polski widziałby nowy dowód wspaniałomyślności i cenną oznakę życzliwości Francji dla sprawy polskiej.
Warszawa, 16 listopada
Józef Piłsudski, Pisma zbiorowe, t. V., Warszawa 1937.
Do Naczelnego Wodza Wojsk Polskich,
Witając Naczelnego Wodza i twórcę Rządu Narodowego, delegacja kobiet polskich, reprezentująca organizacje i zrzeszenia kobiece, domaga się, by przy tworzeniu obecnego Rządu zadokumentowane zostało uobywatelnienie kobiety polskiej przez powołanie na stanowiska ministrów fachowych i wybitnych sił kobiecych.
Jako kandydatki stawiamy: dr fil. Z[ofię] Daszyńską-Golińską i Zofię Moraczewską.
Wierzymy, że szczerze demokratyczny Rząd Rzeczypospolitej Polskiej będzie sprawiedliwy i uwzględni żądanie połowy narodu.
Liga Kobiet Polskich Pogotowia Wojennego
Komitet Centralny Równouprawnienia Politycznego Kobiet
Klub Wyborczy Kobiet
Warszawa, 16 listopada
AAN, Kancelaria cywilna naczelnika państwa w Warszawie 1918, sygn. 144.
My, profesorowie trzech wyższych uczelni warszawskich, profesorowie uczelni lwowskich, wzywamy Cię, Komendancie, ratuj niezwłocznie zagrożoną twierdzę polskości. Prosimy — daj odsiecz braciom i synom naszym, upadającym z nadmiernych wysiłków!
Warszawa, 17 listopada
Archiwum Akt Nowych, Kancelaria Cywila Naczelnika Państwa w Warszawie 1918–1922, sygn. 198.
Wielce Szanowny Panie Pośle!
Przyjmując dymisję Pańską, pospieszam wyrazić Panu moje gorące podziękowanie za prawdziwie obywatelską pracę, której Pan w ciągu dni ostatnich dokonał, aby ułatwić mi ciężkie zadanie utworzenia pierwszego rządu w wyzwolonej od obcego najazdu Polsce.
Pragnę podkreślić i zaznaczyć, że w ciężkich z natury rzeczy układach, w kraju o nierozwiniętej jeszcze kulturze życia politycznego Wielce Szanowny Pan Poseł nie wahał się poświęcić dla dobra sprawy swojej osoby, aby tylko dojść do porozumienia się rozbieżnych dotąd czynników. Jakkolwiek układy zdołały dotąd jedynie posunąć bardzo daleko zbliżenie się i przejęcie wzajemnym zaufaniem rozdzielonych dotąd synów jednej Ojczyzny, to jednak praca Pańska pozostanie niechybnie cennym wkładem do porozumienia się ostatecznego. Gdyby ono do skutku doszło, wówczas mógłbym podjąć się roli, którą poprzednio Panu proponowałem.
Proszę przyjąć wyrazy szacunku i poważania, z jakim pozostaję.
Warszawa, 17 listopada
Józef Piłsudski, Pisma zbiorowe, t. V., Warszawa 1937.
Naczelne Dowództwo Wojsk Polskich
Do Komitetu Bezpieczeństwa i Ochrony Dobra Publicznego we Lwowie
W odpowiedzi na pismo Komitetu, doręczone mi przez dra Fr. Stefczyka w dn. 21-go b.m., stwierdzam z radością, że zarządzenia moje w celu odsieczy walecznie broniącego się Lwowa przyniosły pożądany wynik.
Proszę wyrazić ludności, która swym poświęceniem i wytrwałością umożliwiła dzielnym obrońcom Lwowa dotrwanie do chwili nadejścia pomocy — moje najgorętsze podziękowanie i uznanie.
W dalszym ciągu będę dokładał starań, aby zachować przy Republice Polskiej tę ziemię z jej bohaterską stolicą.
21-25 listopada
Józef Piłsudski, Pisma zbiorowe, t. V., Warszawa 1937.
Art. 1. Obejmuję jako Tymczasowy Naczelnik Państwa, Najwyższą Władzę Republiki Polskiej i będę ją sprawował aż do czasu zwołania Sejmu Ustawodawczego.
Art. 2. Rząd Republiki Polskiej stanowią mianowani przeze mnie i odpowiedzialni przede mną, aż do zebrania się Sejmu, Prezydent Ministrów i Ministrowie.
Art. 3. Projekty ustawodawcze, uchwalone przez Radę Ministrów, ulegają mojemu zatwierdzeniu i uzyskują moc obowiązującą, o ile nie będą przedstawione na pierwszym posiedzeniu Sejmu Ustawodawczego do jego zatwierdzenia.
Art. 4. Akty rządowe kontrasygnuje Prezydent Ministrów.
Art. 5. Sądy wydają wyroki w imieniu Republiki Ludowej.
Art. 6. Wszyscy urzędnicy Państwa Polskiego składają przysięgę na wierność Republice Polskiej według ustalić się mającej przez Radę Ministrów roty.
Art. 7. Mianowanie wyższych urzędników państwowych zastrzeżone w myśl przepisów dotychczasowych Głowie Państwa, wychodzić będzie ode mnie, na propozycję Prezydenta Ministrów i właściwego Ministra.
Art. 8. Budżet Republiki Polskiej na pierwszy okres budżetowy uchwali Rząd i przedłoży mi do zatwierdzenia.
Dan w Warszawie, 22 listopada
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
Prowadziłem Was, chłopcy, po ciężkich drogach, prowadziłem po ciężkich ścieżkach. Żołnierz lubi triumfy, żołnierz lubi wawrzyny, żołnierz lubi jasne słońca zwycięstwa. Ja zaś prowadziłem Was po ciemnicach, po turmach, które niejednemu serce i charakter łamały, bo nie bałem się prowadzić po tych drogach, nie bałem się, że Wy się załamiecie. [...] Koledzy! Zakończę okrzykiem, za który dziadowie i ojcowie umierali, zakończę okrzykiem, za który nasi serdeczni koledzy krwią serdeczną, krwią polską broczyli. Koledzy! Niech żyje Polska!
Warszawa, 29 listopada
Józef Piłsudski, Pisma zbiorowe, t. 5, oprac. Kazimierz Świtalski, Warszawa 1937.
Mąż przeprowadził się do Belwederu 29 listopada 1918 r., w rocznicę powstania listopadowego. Mieszkanie w tym smutnym pałacu wyremontował inż. Skórewicz, który był administratorem gmachu. Pałac nie był strzeżony. Mąż zawsze śmiał się z obaw o jego bezpieczeństwo. Ale kiedy doszły wiadomości, że koła prawicowe przygotowują zamach, wzmocniono ochronę i nie pozwolono wpuszczać na podwórze belwederskie większej ilości osób.
Warszawa, 29 listopada
Aleksandra Piłsudska, Wspomnienia, Warszawa 1989.
Piłsudski przysłał po mnie auto ze swym adiutantem. Rozmowa nasza trwała z górą trzy godziny. […] W możliwie oględnej formie zwróciłem mu […] uwagę, że mocarstwa sprzymierzone dotychczas nie przyjęły do wiadomości ani przekazania mu przez Radę Regencyjną najwyższej władzy w Polsce, ani utworzenia przezeń rządu Moraczewskiego, natomiast uznają bez zastrzeżeń, jako legalną reprezentację narodu polskiego, paryski Komitet Narodowy.
Nie uważamy tego jednak za korzystne dla sprawy polskiej. Pragniemy doprowadzić do uznania go przez rządy państw zwycięskiej koalicji za Naczelnika odzyskującego niepodległość państwa polskiego. Ale nastąpić to może tylko na podstawie odpowiedniego porozumienia się — i co do obecnych zadań naszej polityki narodowej, i do wzajemnego stosunku między Komitetem Narodowym, jako jedyną legalną reprezentacją Polski wobec mocarstw Ententy, a nim, jako najwyższym politycznym czynnikiem w kraju. [...]
Piłsudski zadowolił się tym moim wyjaśnieniem. […] Zgodził się on na moją propozycję: „Komitet Narodowy uzna go za Naczelnika Państwa i zwróci się o takież uznanie przez państwa sprzymierzone, natomiast on uzna Komitet Narodowy za pełnoprawną reprezentację Polski na terenie międzynarodowym”.
Warszawa, 5 grudnia
Stanisław Grabski, Pamiętniki, t. 2, do druku przygot. i wstępem opatrzył Witold Stankiewicz, Warszawa 1989.
Polski Sejm Dzielnicowy, zgromadzony w dniach 3–5 grudnia w Poznaniu, zwraca się do obecnej głowy państwa polskiego, pana Komendanta Piłsudskiego, z oświadczeniem, że Polacy zamieszkali w dotychczasowych granicach Rzeszy Niemieckiej uważają za bezwarunkowo konieczne, aby w chwili obecnej stał na czele państwa rząd silny, mający bezwzględny za sobą posłuch całego narodu. Takim rządem może być tylko rząd koalicyjny, złożony z przedstawicieli wszystkich głównych kierunków politycznych w Polsce i z wszystkich trzech dotychczasowych zaborów.
Poznań, 5 grudnia
„Kurier Poznański” nr 279, z 5 grudnia 1918.
Do komendanta Piłsudskiego
Polski Sejm Dzielnicowy, zgromadzony w dniach 3, 4 i 5 grudnia w Poznaniu, zwraca się do obecnej głowy państwa polskiego, p. Komendanta Piłsudskiego, z oświadczeniem, że Polacy, zamieszkali w dotychczasowych granicach Rzeszy Niemieckiej, uważają za bezwarunkowo konieczne, aby w chwili obecnej stał na czele państwa rząd silny, mający bezwzględny za sobą posłuch całego narodu. Takim rządem może być tylko rząd koalicyjny, złożony z przedstawicieli wszystkich głównych kierunków politycznych w Polsce i z wszystkich trzech dotychczasowych zaborów.
Poznań, 5 grudnia
„Kurier Poznański”, nr 279, z 5 grudnia 1918.
Pierwszy raz spotykamy Nowy Rok w wolnej Polsce. Od stu kilkudziesięciu lat nie mieliśmy takiego Nowego Roku. […]
Żołnierze! Polska nowa, Polska wolna zrodziła się z upadku najpotężniejszych mocarstw, z rozbicia najsilniejszych armii. Były to mocarstwa, były to armie naszych rozbiorców, naszych ciemiężycieli. Pozostał z tego upadku i rozbicia, tak wielkiego, jakiego nie zna dotąd świat, chaos, który nas otacza zewsząd, który wdziera się i do nas, i do dusz naszych. Wśród tego rozprzężenia wznosić musimy budowę siły zbrojnej Polski dla obrony jej granic, dla zabezpieczenia nieograniczonej przez nikogo obcego swobody urządzenia się we własnym już domu. Niełatwe to zadanie, niełatwa to praca! A jednak dokonać jej musimy.
Warszawa, 1 stycznia
Józef Piłsudski, Pisma zbiorowe, t. 5, zred., wstępem i przypisami zaopatrzył Kazimierz Świtalski, Warszawa 1937.
O godzinie 4 nad ranem przyjechał Marszałek w otoczeniu całej świty wyższych wojskowych, wyciągniętych w tym celu z łóżek. Zaproszeni na konferencję do oddzielnego pokoju przeszliśmy za Piłsudskim przez szpaler wyprostowanych dostojników armii, wśród których niejedna, mocno przybladła twarz wyrażała niepokój o swe losy, jeszcze przed chwilą związane sympatiami i nadziejami z przewrotem. Zamachowcy dochowali jednak tajemnicy.
[...]
Pierwsze słowa Piłsudskiego były (przy równoczesnym wyciągnięciu brauninga, którym bawił się podczas całej rozmowy z nami): „Czy, panowie, wiecie, coście zrobili. Wprowadziliście ferment do mego wojska, ja tego nie przeżyję.” [...]
Wkrótce padły znamienne słowa: „Rząd Moraczewskiego jest tylko rządem tymczasowym. Jeżeli panom tylko o to chodzi, mogę was zapewnić, że gotów jestem zmienić go na rząd Paderewskiego, ale nie od razu, gdyż to najbardziej podważyłoby autorytet władzy”.
Wreszcie nastąpiło zapewnienie, że skoro oddamy „jego” ministrów i zlikwidujemy naszą akcję, Piłsudski ze swej strony obiecuje puścić w niepamięć cały ten incydent, nie wyciągając poważniejszych konsekwencji, nawet w stosunku do wojskowych, biorących w nim udział. [...]
Marszałek serdecznie uściskał ks. Sapiehę, który zaniósł naszą odpowiedź. W dobrym humorze wsiadł Piłsudski razem z Januszajtisem do oczekującego go samochodu i udał się na wiadomy punkt zborny celem uwolnienia „swych” ministrów.
Tymczasem każdy z „niedoszłych” ministrów, ze swą teczką pod pachą, odpowiadając na oddawane honory nowo zaciągniętej warty i rozmyślając nad dziwną losów koleją, udawał się do swych domowych pieleszy.
Warszawa, 5 stycznia
Tadeusz Dymowski, Moich 10 lat w Polsce Odrodzonej, Warszawa 1928.
Muszę przyznać, że na ogół prasa warszawska w chwili obecnej, tak trudnej dla państwa, kiedy byt Polski jest zagrożony, nie stanęła na wysokości zadania. U nas ludzie nie są przyzwyczajeni do ponoszenia konsekwencji swych czynów i słów. Z tego względu prasa nie zawsze zasługiwałaby na korzystanie z wolności. Z drugiej strony ja, jako człowiek wychowany w dążeniu do wolności, jestem przeciwnikiem wszelkich ograniczeń słowa i sprzeciwiłem się np. projektowi ustawy ochraniającej moją osobę wobec napaści prasy.
Jeżeli chodzi o wypadek z wami, to trzeba pamiętać, że wprowadzony został stan wyjątkowy, którego istotę stanowi to, iż jest nieprzyjemny – zresztą nie tylko dla was, lecz i dla mnie.
Przykro mi, co prawda, iż jutro przy herbacie rannej nie będę miał przed sobą zajmującego „Kuriera Porannego”, do którego przywykłem. Z rozmowy jednak z prezesem ministrów wywnioskowałem, że braku tego odczuwać długo nie będę. Wielka krzywda wam się nie stanie.
Warszawa, 12 stycznia
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Motywy zmiany gabinetu były następujące:
Brak środków technicznych i brak możności wytworzenia ich w Polsce zmuszał w polityce zewnętrznej skierować wszystkie wysiłki w kierunku uzyskania od Ententy pomocy pieniężnej, aprowizacyjnej i uzyskania od niej broni.
Cel ten najłatwiej mógł być uzyskany przez ugodę z narodową demokracją.
W polityce wewnętrznej chodziło mi o to, by doprowadzić do sejmu bez zbyt ostrej formy walk wewnętrznych, które by mogły doprowadzić do krwi rozlewu.
Cel ten mógł być osiągnięty przez oparcie się na części lewicy (ludowcy – PPS), co wywołało podział całej lewicy społecznej na dwa obozy i osłabiło siłę jej uderzeń opozycyjnych.
Trudność polegała na utrzymaniu zgodności i równoległości tych dwóch linii, jednej wychylającej się z konieczności polityki zewnętrznej na prawo, drugiej wychylającej się w polityce wewnętrznej na lewo.
Trudności spiętrzyły się, gdy wbrew poprzednim przewidywaniom moim, że Niemcy dopiero w marcu poczną opuszczać swoje tereny okupacyjne Oberostu, ruch ewakuacyjny rozpoczął się o wiele wcześniej i niebezpieczeństwo wskutek tego inwazji bolszewickiej stało się jak najbardziej bliskie. Ustępujący ze Wschodu Niemcy nie są wcale rozbici i zdemoralizowani, owszem stanowią siłę, z którą trzeba się poważnie liczyć. Współdziałają oni z bolszewikami i Polskę czeka konieczność wojny z tym sojuszem niemiecko-bolszewickim, wojny, którą jedynie Polska w całej Europie musi wziąć realnie na swoje barki.
Wszystkie te fakty sprawiły, że kwestia pomocy Ententy stała się sprawą jak najbardziej palącą i stąd konieczność gabinetu Paderewskiego, przez którego, jak liczę, pomoc ta będzie mogła być uzyskana.
[...]
Katastrofalny brak amunicji, zwłaszcza niemieckiej, a przede wszystkim zupełna pustka kasy państwowej zmusiła mnie do przyśpieszenia decyzji w sprawie gabinetu fachowego. Dotychczasowy gabinet w sposób zupełnie nieopatrzny nie postarał się o możności techniczne wybijania nowych banknotów i w ostatniej chwili, gdy katastrofa finansowa już zawisła, przekonał się, że wybijanie monety może być uruchomione dopiero w połowie lutego. Poznańczycy, którzy mają w zanadrzu miliony, nie chcieli pieniędzy tych oddać do dyspozycji gabinetu Moraczewskiego.
Obecny gabinet fachowy ma przede wszystkim ułatwić uzyskanie pomocy od Ententy, która jak dotychczas obiecuje ją, ale w stopniu niedostatecznym. Po drugie, ma wybrnąć z sytuacji finansowej.
Warszawa, 17 stycznia
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Żołnierze!
Pięćdziesiąt lat temu ojcowie nasi rozpoczęli walkę o niepodległość Ojczyzny. Szli nie w lśniących mundurach, lecz w łachmanach i boso, nie w przepychu techniki, lecz z strzelbami myśliwskimi i kosami na armaty i karabiny. Prowadzili wojnę rok cały, pozostając, jako żołnierze, niedoścignionym ideałem zapału, ofiarności i trwania w nierównej walce, w warunkach fizycznych jak najcięższych.
Przegrali wojnę i po ich klęsce niewola wciskać się poczęła do dusz polskich, czyniąc z Polaków nie niewolników z musu, lecz nieledwie z własnej chęci, szukających poprawy losu przez protekcję u swych panów rozbiorców i w ogóle obcych. Jako żołnierze i obrońcy Ojczyzny zostali w Polsce usunięci przez swych współczesnych gdzieś w kąt daleki jako rzecz, o której zapomnieć należy.
Dla nas, żołnierzy wolnej Polski, powstańcy 1863 r. są i pozostaną ostatnimi żołnierzami Polski walczącej o swą swobodę, pozostaną wzorem wielu cnót żołnierskich, które naśladować będziemy.
Dla uczczenia ich i upamiętnienia 1863 r. w szeregach armii polskiej wydałem rozkaz zaliczenia do szeregów wojska wszystkich weteranów 1863 r. z prawem noszenia munduru wojsk polskich w dni uroczyste. Witam ich tym rozkazem jako naszych Ojców i Kolegów.
Warszawa, 21 stycznia
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Każde normalne państwo strzeże polityki zagranicznej i spraw armii zazdrośnie, jako monopolu państwowego. W państwach normalnych nikomu się nie śni prowadzić tych spraw poza państwem czy obok państwa. W państwach normalnych stronnictwo czy ludzie znają granicę, do której w tych dziedzinach mogą pójść, i ograniczają się do wpływania na czynniki państwowe, by poszły po ich linii, i nie ważą się poza [tę] granicę ani kroku zrobić.
Dotychczasowe stosunki natomiast w Polsce przypominają pod tym względem raczej – burdel niż szanujące się państwo. Nikt, kto posiada godność osobistą, znosić tego stanu nie może.
Aktorem tego palącego wstydem i hańbą widowiska, jakie daje światu dzisiejsza Polska, jestem albo ja, albo Komitet Paryski. Widowisko to uprawnia i daje piękną okazję wszystkim w Polsce do grania roli większych lub mniejszych pudli, służących na tylnych łapkach, gotowych zawsze lizać wszystkich i wszystko w imieniu Polski. Każda grupka, każdy Polaczek, zachęcony przykładem z góry, czuje się w obowiązku przed każdym oficerem obcym, przed każdym korespondentem zagranicznego pisemka meldować się i pokornie wyłuszczać swoje planiki w kwestiach polityki zagranicznej, jakie mu tylko do łba strzelą. [...]
Nic dziwnego, że każdy, kto się zetknie z Polską, musi odnieść wrażenie, że to jest targowisko niewolników, na którym każdego człowieka – czy to dlatego, że jest głupim, czy dlatego, że jest podłym, czy dlatego, że jest ambitnym – można kupić.
W takich warunkach wszystkie interesy Polski są tanie, bo przecież z każdym tańczącym i bijącym ogonem o ziemię pieskiem łatwo sobie dać radę.
Dotychczasowy ten system wydał też owoce odpowiednie.
Nikt się z Polską nie liczy i dlatego nad naszymi interesami, czy to w zaborze pruskim, czy na Spiszu i Orawie, czy na Śląsku, przechodzi się do porządku dziennego tak lekko i tak niefrasobliwie.
Warszawa, 22–26 stycznia
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Sąsiedzi nasi, z którymi pragnęlibyśmy żyć w pokoju i zgodzie, nie chcą zapomnieć o wielowiekowej słabości Polski, która tak długo stała otworem dla najazdów i była ofiarą narzucania jej obcej woli przemocą i siłą. Nie chcemy mieszać się do życia wewnętrznego któregokolwiek z naszych sąsiadów, lecz pozwolić nie możemy, aby pod pozorem rzekomego dobrodziejstwa naruszano nasze prawo do samodzielnego życia. Nie oddamy ani piędzi ziemi polskiej i nie pozwolimy, by uszczuplono nasze granice, do których mamy prawo. Dążności naszych sąsiadów sprawiły, że ze wszystkimi nimi znajdujemy się obecnie w otwartej wojnie lub co najmniej w stosunkach mocno naprężonych.
Warszawa, 10 lutego
Wojciech Materski, Tarcza Europy. Stosunki polsko-sowieckie 1918-1939, Warszawa 1994.
I. Sejm przyjmuje oświadczenie Józefa Piłsudskiego, że składa w ręce Sejmu urząd Naczelnika Państwa, do wiadomości i wyraża Mu podziękowanie za pełne trudów sprawowanie urzędu w służbie dla Ojczyzny.
II. Aż do ustawowego uchwalenia tej treści Konstytucji, która określi zasadniczo przepisy o organizacji naczelnych władz w Państwie Polskim, Sejm powierza dalsze sprawowanie urzędu Naczelnika Państwa Józefowi Piłsudskiemu na następujących zasadach:
1) Władzą suwerenną i ustawodawczą w Państwie Polskim jest Sejm Ustawodawczy; ustawy ogłasza Marszałek z kontrasygnacją Prezydenta Ministrów i odnośnego Ministra fachowego.
2) Naczelnik Państwa jest przedstawicielem Państwa i najwyższym wykonawcą uchwał Sejmu w sprawach cywilnych i wojskowych.
3) Naczelnik Państwa powołuje Rząd w pełnym składzie na podstawie porozumienia z Sejmem.
4) Naczelnik Państwa oraz Rząd są odpowiedzialni przed Sejmem za sprawowanie swego urzędu.
5) Każdy akt państwowy Naczelnika Państwa wymaga podpisu odnośnego Ministra.
Warszawa, 20 lutego
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
Z chwilą, gdy losy w ręce moje oddały ster odradzającego się państwa polskiego, postawiłem sobie, jako zasadniczy, podstawowy cel moich rządów, zwołanie Sejmu Ustawodawczego do Warszawy.
[...]
Zgodnie ze swym zasadniczym celem i głębokim przekonaniem, że w Polsce XX wieku źródłem praw może być jedynie Sejm, wybrany na podstawach demokratycznych – obu rządom, które do życia powołałem, stawiałem jako główny warunek, by uznawały siebie za rząd jedynie tymczasowy, a pracę swą za załatwienie tylko konieczności państwowych i nie regulowały zasadniczych spraw życia politycznego i społecznego za pomocą dekretów nie uświęconych uchwałą wybrańców narodu. Również zgodnie z tym celem całe wojsko polskie, któremu mam zaszczyt przewodzić, złożyło jednobrzmiące uroczyste ślubowanie, że się podda wszystkim prawom, wynikającym z uchwał i postanowień Sejmu, a osobiście razem z całym garnizonem warszawskim złożyłem to ślubowanie dnia 13 grudnia ubiegłego roku.
Pomimo wszystkich przeszkód udało mi się zasadniczy cel mych rządów osiągnąć i zebrać w Warszawie pierwszy Sejm Polski w warunkach spokojnych, nie przeszkadzających jego pracom.
Uważam, że po jego ukonstytuowaniu się rola moja jest skończona. Jestem szczęśliwy, że posłuszny swej żołnierskiej przysiędze i swemu przekonaniu – postawić mogę do dyspozycji Sejmowi swą władzę, którą dotąd w narodzie piastowałem.
Oświadczam niniejszym, że składam swój urząd Naczelnika Państwa w ręce Pana Marszałka Sejmu.
Warszawa, 20 lutego
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Głęboko wzruszony, dziękuję panom za ten zaszczyt i za tę uchwałę, którą panowie powierzacie mi znowu władzę, przed chwilą w ręce wasze złożoną. Uważam to sobie, panowie, za wielką nagrodę za ciężką, nieraz bardzo ciężką pracę całego mojego życia.
Nie mogę jednak ukryć, panowie, że postanowienie wasze stanęło w sprzeczności z moimi najserdeczniejszymi planami i zamiarami. Uważam, że ja z moją naturą czynną, z moim – przyznam się otwarcie do wady – uporem litewskim, z moją względnie małą ustępliwością w zawiłych, trudnych, a specjalnie drażliwych sprawach politycznych, mało się nadaję do spełnienia urzędu, który ma charakter przede wszystkim polityczny. Z chwilą więc, gdy udało mi się spełnić główne moje zadanie jako naczelnika rządu: zwołać Sejm – miałem zamiar wszystkie swoje siły i całą swoją energię poświęcić jedynie i wyłącznie sprawom tym, które uważałem dla siebie za najodpowiedniejsze – sprawom wojskowym.
Ale jako żołnierz, posłusznie staję wobec postanowienia waszego, którzy reprezentujecie tutaj całą Ojczyznę. Przyjmuję ten urząd, który wy swoim postanowieniem mnie oddajecie. Liczę, że przy tym zaufaniu ułatwicie mi ogromnie niesienie tego ciężaru, który na barki mi włożyliście.
A chcę wierzyć, moi panowie, że razem z Sejmem dokończę wykonania tego testamentu, który nam przez przodków, jęczących w niewoli, został przekazany. Stworzyliśmy Polskę wolną i niepodległą. Polska tęskni do ostatniego słowa – które w tym testamencie stoi – do Polski istotnie zjednoczonej.
Warszawa, 20 lutego
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Moim zdaniem okres zaburzeń w Rosji będzie trwał długo, bardzo długo, nawet w razie obalenia bolszewików. Nie sposób przewidzieć przyszłości. Zależnie od tego, jakie zmieniające się rządy będą stały na jej czele, Rosja będzie sprzymierzeńcem bądź Niemiec, bądź też Polski. W ten sposób będziemy w pewnych okresach przyjaciółmi, w innych — wrogami Rosji. Na razie jestem przekonany, że Sowiety rosyjskie będą usiłowały zaatakować Polskę. Bez względu na to, jaki będzie jej rząd, Rosja jest zaciekle imperialistyczna. Jest to nawet zasadniczy rys jej charakteru politycznego. Mieliśmy imperializm carski; widzimy dzisiaj imperializm czerwony — sowiecki. Polska stanowi zaporę przeciwko imperializmowi słowiańskiemu, bez względu na to, czy jest carski, czy też bolszewicki.
16 marca
„Le Petit Parisienne”, z 16 marca 1919, [cyt. za:] Wojciech Materski, Tarcza Europy. Stosunki polsko-sowieckie 1918-1939, Warszawa 1994.
19 kwietnia jestem w Lidzie: wszystko w porządku, tor naprawiony, łączniki utrzymane, robota sprawdzona. Obiaduję właśnie u suwalczan [suwalskiego pułku piechoty] świętujących swe zwycięstwa, aż wpada ostatkiem tchu oficer od Beliny: Wilno wzięte! Wilno, ukochane miasto jest moje!
Belina prosi na gwałt piechoty, wagony gotowe. Przynoszą mi depeszę z Paryża: „Czekać z Wilnem na armię Hallera...”. A ja jadę do Wilna... Wtem depesza od pułkownika Dziewulskiego, że bolszewicy idą od boku na nas przez Bastuny czy Bieniakonie. Co u licha! Naradzam się z Radziwiłłem, on sprawdza, okazuje się, że jakiś proboszcz o tym powiedział, a pułkownik Dziewulski nie miał nic pilniejszego jak alarmować, ulegając własnej trwodze.
Wyruszam do Wilna w wagonie rozbrzmiewającym radością.
Wilno, 19 kwietnia
Jarosław Wołkonowski, Święto Wielkiej Nocy, „Karta” nr 34/2002.
Przeżywam z Panami chwilę odetchnienia. Znajduję się wśród Panów, zajętych cywilną pracą, wśród ludzi, którzy nie żyją wojną. Z ulgą widzi się kraj, gdzie krówki się pasą, ludzie orzą. Kocham żołnierza i kocham wojnę ze wszystkimi jej okropnościami. Żołnierz jest potęgą, ale wszystkiego dać on nie może. Co zaczął żołnierz, tego dokończyć musi cywil. Będziecie musieli, Panowie, urządzić dożynki krwawego żniwa tak, by potomność wiedziała, że żołnierz nie chce tylko krew zbierać.
Za dożynki, za spokojne Wilno podnoszę ten toast.
Warszawa, 22 lub 23 kwietnia
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Dziękuję za powinszowanie z powodu mojej operacji wileńskiej; była ona dla mnie miłym odpoczynkiem po warszawskiej pracy i pozostawiła nadzwyczaj serdeczne i miłe wspomnienia. Tak ciepłego i tak wzruszającego przyjęcia, jakiego doznałem sam i całe wojsko, nie oczekiwałem. Przeszło to wszystko, co można było sobie wyobrazić. Podaję kilka charakterystycznych faktów, które świadczą o tym: chłopi pod Wilnem odstępowali kawalerii, idącej w awangardzie, nasienny owies. W jednej chwili po zajęciu dworca wileńskiego przez kawalerię stanęło kilkuset ochotników pod broń dla walki z bolszewikami. Gdym na drugi dzień świąt przyjechał do Wilna, przez parę dni widziałem całe miasto płaczące ustawicznie ze wzruszenia i radości. Pomimo okropnego wygłodzenia miasta, ludność wpychała żołnierzom wszystko, co miała do jedzenia. Wszystkie te fakty ku wielkiej mojej radości zawiązały pomiędzy wojskiem a ludnością serdeczny i długotrwały związek. Znacznie gorzej było z Żydami, którzy przy panowaniu bolszewickim byli warstwą rządzącą. Z wielkim trudem wstrzymałem pogrom, który wisiał po prostu w powietrzu z powodu tego, że ludność żydowska strzelała z okien i dachów i rzucała stamtąd ręczne granaty. [...]
Wobec tego, że Wilno znalazłem opuszczone zarówno przez Polaków, jak i przez Litwinów i Białorusinów, nie mogłem utworzyć czegokolwiek szerszego po zajęciu Wilna. I Polacy, i Litwini, i Białorusini przy pertraktacjach z nimi oglądali się jedni na Warszawę, drudzy na Kowno lub Mińsk, gdzie wyemigrowała większość ich przedstawicieli. Do żadnej decyzji nie mogłem ich doprowadzić. [...] Tak, jak oczekiwałem, największy opór wykazywali Litwini, którzy po pewnych wahaniach odmówili wejścia do zarządu miejskiego. Żydzi zgodzili się na wydelegowanie wybranych przeze mnie delegatów, Białorusini wysłali zgodnie z żądaniem jednego. Przez ten czas, com był w Wilnie, i do dzisiaj, sytuacja nie naprawiła się wcale.
4 maja
Józef Piłsudski, Pisma zbiorowe, t. V, Warszawa 1937.
Komisariat Naczelnej Rady Ludowej aktem z dnia 25 maja 1919 r. oddał polskie siły zbrojne Wielkopolski pod komendę Naczelnego Dowództwa Wojsk Polskich.
Zjednoczenie się całej siły zbrojnej w jedno Wojsko Polskie wzmacnia siłę naszego narodu i daje pełną nadzieję, że Ojczyzna zdoła stawić czoło wszystkim niebezpieczeństwom, które Jej zagrażają.
Dziękuję Panu Generałowi za pracę zorganizowania oddziałów siły zbrojnej w Wielkopolsce, wyrażam przekonanie, że zlanie się wszystkich formacji wojskowych w jedną organiczną i silną całość dokona się szybko i zgodnie.
Ze względów politycznych akt oddania oddziałów zbrojnych Wielkopolski pod rozkazy Naczelnego Dowództwa nie może być ogłoszony w sposób uroczysty. Dlatego nie wydaję w tej sprawie specjalnego rozkazu dziennego. Polecam natomiast Panu Generałowi treść niniejszego rozkazu podać do wiadomości wszystkich oficerów do komendantów batalionów włącznie.
Warszawa, 30 maja
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
14 Lipca w dniu narodowego święta francuskiego odbył się cały szereg uroczystości w stolicy: nabożeństwo w Katedrze, przyjęcie u posła Prallona, akademja [sic!] w ratuszu, galowe przedstawienie, w przystrojonym w chorągwie polskie i francuskie, teatrze. Podczas pierwszego antraktu p. Prallon wygłosił przemówienie na temat przyjaźni obu narodów. Dzień zakończył się balem w lokalu u hr. Zamojskiego, na który przybył i Naczelnik Państwa.
Warszawa, 14 lipca
Jan Jacyna, 1918–1923 w wolnej Polsce. Przeżycia, Warszawa 1927.
Przesyłam wam podziękowanie za to, żeście tak ciepło i serdecznie podtrzymywali w najcięższych chwilach związek polskiej siły zbrojnej, który w początkach wojny mógł być rozpoczęty jedynie pod formą Oddziałów Strzeleckich i bohaterskich Legionów.
Idei stworzenia polskiej siły zbrojnej służyliście w ten sposób, że pragnęliście usiłowania w tym kierunku na ziemi ojczystej możliwie najbardziej uniezależnić od zaborców dając środki pozwalające na prowadzenie pracy swobodnej, liczącej się tylko z potrzebami narodu, nie z kaprysami przemożnych na owe czasy opiekunów.
W uznaniu waszych zasług przyznaję Komitetowi Obrony Narodowej Krzyż I Brygady „Za Wierną Służbę”. Gdy teraz zwracacie się o radę, co wam w obecnej chwili czynić należy, uważam, że waszym obowiązkiem jest zajęcie się serdeczne losem powracającego do ojczyzny wychodźstwa, wyzyskanie wszystkich swych wpływów w celu ułatwienia Polsce zaciągnięcia pożyczki i otrzymania wszelkich tych środków materialnych, których zniszczony wojną kraj potrzebuje.
Musicie wreszcie pracować nad zanikiem podziałów w społeczeństwie polskim, powstałych na tle tzw. orientacyj, związanych ze smutną przeszłością naszej niewoli w czasach słabości Polski; orientacje te dzieliły Polskę na obozy, niepotrzebnie zwalczające się z taką namiętnością i bezwzględnością, że – niestety – zbyt często robiło to wrażenie, jak gdyby to Polacy stanęli po stronie dwóch sobie wrogich i zmagających się z sobą zaborców.
W tych czasach niewielka ilość Polaków została, która wierzyła w swoje własne siły i chciała za pomocą własnej pracy zdobywać dla Polski wolność.
Dziś obóz ten, obóz wiary we własne siły, we własną pracę, powinien się stać jedynym obozem Polski, a im prędzej pozostałości niewoli zostaną zapomniane i wyrzucone poza nawias życia politycznego Polski, tym lepiej dla niej i dla pracy odbudowy Ojczyzny.
Warszawa-Belweder, 15 grudnia
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Życzę panom, aby armia nasza w tym roku, po spełnieniu swego zadania, mogła przejść na pokojowe leże. A zadanie jej jest jeszcze olbrzymie, zadanie to jest jeszcze trudne. [...] Stoimy [...] przed ostatecznym ustaleniem zarówno naszych granic na wschodzie, jak i takiego czy innego porządku na zachodzie. Stoimy przed zakończeniem tego wszystkiego, co burza światowa, jaka zerwała się w roku 1914, zrządziła. Na armię polską spadło i spada jedno z najtrudniejszych zadań, jeden z największych trudów i prac. Chciałbym być z armii polskiej tak dumny i szczęśliwy, jak jestem dotąd.
Warszawa, 1 stycznia
Józef Piłsudski, Pisma zbiorowe, t. V, Warszawa 1937.
Jego Magnificencja dotknął tej mojej słabostki, że pewne rzeczy kocham bardziej niż inne, z czego jednakże nie należy wyciągać wniosku, abym miał waszą wszechnicę otaczać mniejszą czcią i miłością niżeli inne. Albowiem rozumiem, że jako Naczelnik Państwa nie mogę być naczelnikiem ani żadnej grupy lub stronnictwa, ani też jakiegokolwiek miasta; jestem Naczelnikiem całego narodu i wszystkich jego warstw.
W dzieciństwie moim ciągle mi szeptano w uszy tzw. mądre przysłowia: „Nie dmuchaj pod wiatr!”, „Głową muru nie przebijesz!”, „Nie porywaj się z motyką na słońce!” Doszedłem później do tego, że silna wola, energia i zapał mogą te właśnie zasady załamać. I obecnie, kiedy stoimy wobec wielkich zadań dalszej budowy państwa polskiego, właśnie potrzeba nam ludzi, którzy potrafią tej starej mądrości tych przysłów się przeciwstawić...
Lublin, 11 stycznia
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Polska chce pokoju, gdyż była zawsze usposobiona pokojowo. [...] Chciałem również, żeby Polska wszczęła rokowania pokojowe [...], grając w otwarte karty. [...] Niestety, to, co mogę dostrzec u bolszewików, nie robi na mnie wrażenia, że można by mówić o pokoju, który bolszewicy chcą wydrzeć groźbą pięści [...]. Gdy mi przykładają nóż do gardła, doznaję uczucia przykrego. Otóż nie jestem człowiekiem, z którym można rozmawiać w ten sposób. [...] Nigdy nie zawrzemy pokoju pod naciskiem pogróżek. Albo pokój istotny, przyjęty dobrowolnie, albo wojna.
[...] Jestem pewien swoich wojsk i nie obawiam się żadnej napaści.
Warszawa, 28 lutego
Józef Piłsudski, Pisma zbiorowe, t. V, Warszawa 1937.
Piszę w wagonie, jadąc już trzeci dzień na Ukrainę. Minęliśmy Sarny, Równe i wyładowywać się mamy w Zwiahlu, po czym prawdopodobnie robimy „skok” na Kijów. Imponuje mi ogrom wojskowych transportów, podążających bezustannie jedne za drugimi, ogrom zajętych terenów, masy wojska na wszystkich stacjach — przypomina mi to żywo potęgę militarną Niemców przed kilku laty. Akcję mamy podobno przeprowadzać wspólnie z petlurowcami, tymi samymi, których rok temu mieliśmy vis á vis we Włodzimierzu.
Na ogół jestem dobrze usposobiony i mam ochotę trochę powojować — tym bardziej że spodziewam się wielkich efektów. „Dziadek” [Piłsudski] osobiście ma kierować wszystkim. Sądzę, że będziemy to robić na korzyść Ukrainy — na ogół sympatyzuję z petlurowcami, a co do Petlury, to zmieniłem swe zdanie sprzed pół roku. [...]
Kijów! A przedtem Wilno, Dźwińsk. Dobre to, że trafiłem do 1 Dywizji.
Wołyń, 22 kwietnia
Władysław Broniewski, Pamiętnik 1918-1922, Warszawa 1984.
25 kwietnia dobrze przed świtem ruszyliśmy ku mostowi na Słuczy. [...] Ledwie, ledwie szarzało, kiedy podjeżdżałem do mostu, przed którym dostrzegłem niewielką grupkę ludzi. Zobaczyłem szarą maciejówkę, krzaczaste brwi, krzaczaste wąsy. Naczelny Wódz osobiście wypuszczał swoją kawalerię w zagon na Koziatyn. Wrzuciło mnie w siodło, jakby ktoś mnie popchnął, i wrzasnąłem: „Baczność, na prawo patrz!”, na co Piłsudski odsalutował i powiedział: „Jechać, chłopcy, jechać”. I już podkowy zabębniły po nawierzchni mostu, już byłem na wschodnim brzegu [...]. Zaś od tego momentu Józef Piłsudski „kupił” sobie jazłowieckich ułanów.
Wołyń, most na Słuczy, 25 kwietnia
Franciszek Skibiński, Ułańska młodość 1917-1939, Warszawa 1989.
Ludności ziem tych czynię wiadomym, że wojska polskie usuną z terenów, przez naród ukraiński zamieszkanych, obcych najeźdźców [...].
Wzywam naród ukraiński i wszystkich mieszkańców tych ziem, aby niosąc cierpliwie ciężary, jakie trudny czas wojny nakłada, dopomagali w miarę swych sił wojsku Rzeczpospolitej Polskiej w jego krwawej walce o ich własne życie i wolność.
26 kwietnia
Kazimierz Władysław Kumaniecki, Odbudowa państwowości polskiej. Najważniejsze dokumenty 1912 - styczeń 1924, Warszawa-Kraków 1924.
Operacje zaczęły się wczoraj od rana i dotąd idą w bardzo szybkim tempie i zupełnie pomyślnie. Nieprzyjaciel był, zdaje się, doskonale poinformowany o planowanym ataku na niego i tutaj na wołyńskim teatrze wojennym zaczął się usuwać jeszcze 24 bm., zostawiając przed nami bardzo słabe siły. Opór ich został w jednej chwili złamany i w szybkim pościgu wojska nasze zajęły obecnie Żytomierz, Berdyczów i prawdopodobnie Koziatyn. Dzisiaj lub najdalej jutro będę zorientowany co do tego, jakie właściwie siły bolszewickie zostały rozbite i rozproszone, a jakie zdążono wycofać poza zakreśloną wyżej linię. Odpowiednio do tego pokieruję dalszymi operacjami. W każdym razie jednak z góry uprzedzam, że już teraz dla osiągnięcia zamierzonego skutku będę musiał o jeden lub dwa dni marszu przesunąć się dalej na wschód [...].
Zwiahel, 26 kwietnia
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Uważałbym za konieczne, aby przed wysłaniem Rozwadowskiego [do Rumunii] wyraźnie mu oświadczyć:
a) Polityka Polski nie polega na chęci okupacji ziem przyznanych przez Polskę Ukrainie.
b) Polska chętnie na tej bazie podejmie inicjatywę wspólnej z Rumunią pracy dla poparcia Ukrainy w jej pracy organizacji własnego państwa, które by odgrodziło nas i Rumunię od Rosji państwem z natury rzeczy słabym, i przy chęci utrzymania się jako państwo niepodległe, szukającym oparcia o Polskę i Rumunię.
c) Interesy wspólne polegałyby na tym, aby zwrócić Ukrainę opartą o nasze oba państwa na wschód i w ten sposób osłonić te części składowe obu państw naszych, które posiadają w większej ilości ludność ukraińską – jako to: Besarabię i Bukowinę u nich, u nas Wschodnią Galicję i część Wołynia.
d) My dajemy na ten cel obecnie swój wysiłek militarny i pomoc w organizacji Ukrainy za pomocą Polaków pochodzących stamtąd; jeżeli Rumunia na tej bazie chce być z nami, powinna poprzeć też daniem, a raczej oddaniem tych rzeczy, które zabrała, rozbrajając części Ukraińców, którzy się wycofali kiedyś za Dniestr; rzeczy, które Ukraińcom Rumunia obiecywała oddać. Specjalnie szybko chodzi o naboje rosyjskie, których my nie mamy.
e) Rumunia powinna pójść na naszą inicjatywę i uznać wyraźnie, jak my, rząd Dyrektoriatu z Petlurą na czele i w ten sposób podtrzymać choć moralnie czynną politykę ukraińską.
Należy przy tym nadmienić, że w ten sposób uniezależniamy wspólnie naszą politykę wschodnią od kaprysów Ententy, że usuwamy wspólnie niebezpieczeństwo bolszewickie i imperialistyczne Rosji, że wreszcie wspólnie będziemy mogli przy wspólnej opiece ciągnąć korzyści specjalne z tak bogatego kraju jak Ukraina.
W tym duchu należy ułożyć instrukcje dla generała, który – chociaż bardzo nieodpowiedni kandydat – jest w tej chwili koniecznym wobec żądania króla, aby właśnie on przyjechał. Sądzę, że generał powinien tylko zagaić przyszłe pertraktacje, nie bawiąc się w szczegóły [...].
Zwiahel, 29 kwietnia
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Kochana Olu!
Piszę nie wykasowując tytułu „Karta Służbowa” nie dlatego, że piszę przez powinność, ale dla zaznaczenia pewnej zależności od Was moi mili, którzyście tak daleko ode mnie zostali, że choć jestem zajęty jak licho jakie i choć przy moim łóżku w wagonie stoi fotografia mojej ordynatki, to tęsknię ogromnie do Was.
Pierwszy krok skończony, musicie teraz być bardzo zdziwieni i trochę przerażeni tymi wielkimi sukcesami, a ja tymczasem teraz przygotowuję drugi i ustawiam do niego wojska i materiały tak, aby był równie skuteczny jak pierwszy. Dotąd rozbiłem w puch całą 12 Armię bolszewicką, ale to istotnie w puch: prawie połowę jej składu mam jako jeńców; od liczby materiału wziętego aż się w głowie kręci, reszta w wielkim stopniu jest zdemoralizowana i rozsypana, a strata moja jest niezwykle mała; na całym froncie nie naliczę 150 zabitych i 300 rannych. Wygrałem tę wielką bitwę śmiałym planem i nadzwyczajną energią w wykonaniu.
Równe, Wołyń, 1 maja
„Niepodległość”, t. 3, Londyn 1951.
Szybki, zwycięski pochód naszych wojsk zafascynował i rozentuzjazmował nawet tych, którzy byli najbardziej zagorzałymi przeciwnikami wyprawy, tworzenia Ukrainy i samego Piłsudskiego. Zapomniano o koncepcjach politycznych, o zawiściach drobnych [...]. Symptomatycznym wyrazem tego entuzjazmu, tego unisono moralnego było uroczyste przemówienie w Sejmie (4 maja) marszałka Trąmpczyńskiego, nieskłonnego zresztą do entuzjazmu i nielubiącego Piłsudskiego z całego serca; wyrazem był następujący telegram wysłany przez marszałka za jednomyślną zgodą Sejmu do Naczelnika Piłsudskiego: „Wieść o świetnym zwycięstwie, jakie odnosi żołnierz polski pod Twoim, Naczelniku, dowództwem, napawa radosną dumą cały naród polski. Za ten krwawy i bohaterski trud, który zbliża nas do upragnionego pokoju i kładzie nowe podwaliny pod potęgę państwa polskiego, Sejm w imieniu wdzięcznej Ojczyzny śle Tobie, Wodzu Naczelny, i bohaterskiej armii serdeczną podziękę”.
Warszawa, 4 maja
Maciej Rataj, Pamiętniki, do druku przyg. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Kochany Generale!
Chcę słów parę napisać przed pańską ofensywą na Dniepr. Jest ona tak pomyślana, by szła równocześnie z uderzeniem Śmigłego na Kijów. Śmigły już obecnie stoi na Zdwiżu i Fastowie, prawdopodobnie dojdzie i północną grupą do Zdwiża: ma zamiar zaczynać w nocy, tak by Irpeń łamać tuż nad ranem i zaskoczyć ich nocną jeszcze porą. Liczy na to, że w ten sposób złapie jeszcze mosty.
Parę słów o doświadczeniach dotychczasowych i obserwacjach z wojsk bolszewickich: mogą się one Panu przydać. Gruntem jest niespodzianka, której nie wytrzymują, a wobec tego, że stojąc tuż przed nimi niespodzianki w ścisłym tego słowa znaczeniu zrobić nie można, trzeba szukać tego elementu w szybkości nadzwyczajnej i obejściach. Zdaniem moim, to jest grunt i zasada, a do tego trzeba dobierać specjalne jednostki do tego zdatne. U Pana na przykład do takiej pracy uważałbym za najzdatniejszą 9 dywizję i gdybym na miejscu Pana prowadził operację, rzuciłbym ją na Rzeczycę obchodząc kolej od południa. W całej akcji Pana szło by o to, by wyglądało to jako pogrom ze stratą większej ilości jeńców i materiału, co, zdaje mi się, nie jest niemożliwe, gdy się ich odetnie od Rzeczycy i werżnie pomiędzy Berezynę a Dniepr.
Tutejsze moje doświadczenia dają obraz taki – piechota ich jest bardzo zła, zniechęcona i czuła na naszą agitację. Niebezpieczeństwem głównym są pociągi pancerne, gdzieniegdzie obsługiwane przez Niemców i Chińczyków. Lecz i te są czułe na obejścia. Gdyby u Pana zdążono przy obejściu wysadzić jakiś mostek przed Rzeczycą, obiekt nieprędki do naprawienia, straciliby z pewnością animusz do walki.
Żytomierz, 4 maja
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Istotne położenie jest takie: Te bestie zamiast bronić Kijowa, uciekają stamtąd; również uciekają i cofają się z południa. [...] Powstania przeciw nim są wszędzie, na całej Ukrainie. Zajęcie Kijowa jest to nawet nie potrzeba, ale hasło i symbol polityczny. Ale rozumiecie, iść z naszym grabiącym wojskiem przez te sympatyzujące z nami powstania jest absurdem politycznym i wojskowym, którego nie chcę się dopuścić. Zatrzymuję więc, po wzięciu Kijowa, front.
Wołyń, 6 maja
Rok 1920. Wojna polsko-radziecka we wspomnieniach i innych dokumentach, wyb. i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1990.
Lepiej by było, żebyśmy się mylili, a Piłsudski miał rację, ale przecież wnioski tylko na rzetelnych faktach budować można. A realne fakty to to, że tworzenie Ukrainy scala Rosję, że zwolennicy Ukrainy nie stworzą pomocnego nam państwa, że nie mamy sił na tak wielki front i tak wielki kraj, że nie mamy sił na taką długą wojnę. To są wszystko pewniki. Wśród okrzyku triumfu prasy belwederskiej, wśród hymnów zachwytu nawet prasy francuskiej, trudno nam spełniać dzisiaj rolę czarnowidzów i kruków.
Warszawa, 11 maja
Juliusz Zdanowski, Dziennik, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, 14023/II.
Żytomierz. Opinia Józefa Piłsudskiego na temat przygotowań do przyjęcia Naczelnego Wodza w Warszawie
Będę 18 w Warszawie, słyszałem w tej chwili od Olka Prystora, że się tam wahają czy nie zachoruję na skromność i nie zechcę usunąć się od tego. Otóż tym razem nie, przeciwnie; gdy taka jest wola i chęć Warszawy, poddam się temu nawet z pewną przyjemnością. Nie tylko dlatego, że na owacje, mówiąc sumiennie, zasłużyłem, ale i dlatego, że uważam, iż będzie to pożyteczne w tej chwili dla roboty. Pojutrze wyślę w tym celu Wieniawę do Warszawy dla pomocy w ułożeniu rozmaitych ceremoniałów tej owacji.
Żytomierz, 12 maja
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Czerwona Armia jest zupełnie źle zorganizowana. Czerwoni żołnierze biją się źle i okazują trochę odwagi tylko jeśli są w pociągu pancernym i mają nieco poczucia bezpieczeństwa. Wziąłem 30 000 jeńców, a moje straty wynoszą mniej niż stu zabitych. Jedyną rzeczywistą obroną Czerwonej Armii jest przestrzeń w tym kraju wielkich obszarów. Przekroczyliśmy Dniepr i mogę iść tak daleko, jak tylko zechcę. Ale w tej chwili nie mam zamiaru iść dalej. My po prostu zabezpieczymy sobie odpowiedni przyczółek mostowy.
Winnica, 16 maja
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Powrócił do Warszawy z Kijowa Piłsudski. Zebrał się rząd na stacji, by powitać zwycięzcę. Dziwnie mi było. Miałem w sercu żywe uczucie wdzięczności i uznania dla tego człowieka, który ożywił tradycje Kircholmu i Wiednia. Odczułem wrażenie silne, gdy wysiadał z wagonu pod dźwięki hymnu Boże, coś Polskę.
Ale oto przemówił prezes ministrów [Leopold] Skulski zdawkowo, zimno, monotonnym głosem, wiedząc, że przemówienie jego czytać będzie kraj cały, więc... nie trzeba nikogo urazić. Nawet nie zdjął na powitanie filcowego kapelusika, podczas gdy my, cały rząd w komplecie, wiceministrowie i szefowie sekcji, staliśmy z czarnymi, sztywnymi kapeluszami w ręku, podczas gdy grupa kilkunastu generałów polskich, kilkunastu posłów krajów obcych, stała z ręką przy czapkach salutując bohatera Polski, podczas gdy muzyka hymn narodowy wykonywała, a wojsko prezentowało broń.
Rozległy się okrzyki na cześć wodza naczelnego, ale dziwne, zimne, nieomal z carskich czasów — mroziły krew. Coś niedopowiedzianego zawisło w atmosferze.
Warszawa, 18 maja
Rok 1920. Wojna polsko-radziecka we wspomnieniach i innych dokumentach, wyb. i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1990, s. 167, 172, 175, 360–363.
(Naczelnik państwa ukazuje się w loży. Posłowie powstają i witają go długotrwałymi, rzęsistymi oklaskami.)
Panie naczelniku państwa!
Sejm cały przez usta moje wita cię, wodzu naczelny, wracającego ze szlaku Bolesława Chrobrego. Od czasów Kircholmu i Chocimia naród polski takich triumfów oręża swego nie przeżywał.
Ale nie triumf nad pogrążonym wrogiem, nie pycha narodowa rozpiera serca nasze. Historia nie widziała jeszcze kraju, który by w tak trudnych warunkach jak nasz tworzył swą państwowość. W takiej to chwili zwycięski twój pochód na Kijów dał narodowi poczucie własnej siły, wzmocnił wiarę we własną przyszłość, wzmógł jego dzielność duchową, a przede wszystkim stworzył podstawę do pomyślnego i stałego pokoju, którego wszyscy tak bardzo pragniemy. (brawa) [...]
W tobie, naczelny wodzu, bez względu na różnice partyjne, widzimy symbol ukochanej naszej armii, armii o takiej sile, jakiej naród nasz nawet w swych najświetniejszych czasach nie posiadał.
Zwycięstwa odniesione przez armię naszą pod twym dowództwem wpłyną na losy Polski nie tylko na naszym wschodzie. Dziś wie i widzi świat cały: Polska już nie jest bezbronna.
Naczelnemu wodzowi i armii polskiej cześć!
(Długotrwałe oklaski na wszystkich ławach i okrzyki: „Cześć!”.)
Warszawa, 18 maja
Rok 1920. Wojna polsko-radziecka we wspomnieniach i innych dokumentach, wyb. i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1990, s. 167, 172, 175, 360–363.
Powrócił wczoraj do Warszawy z Kijowa Piłsudski. Zebrał się rząd na stacji, by powitać zwycięzcę. Dziwnie mi było. Miałem w sercu żywe uczucie wdzięczności i uznania dla tego człowieka, który ożywił tradycje Kircholmu i Wiednia. Odczułem wrażenie silne, gdy wysiadał z wagonu pod dźwięki hymnu Boże, coś Polskę. Ale oto przemówił prezes ministrów Skulski zdawkowo, zimno, monotonnym głosem, wiedząc, że przemówienie jego czytać będzie kraj cały, więc... nie trzeba nikogo urazić. Nawet nie zdjął na powitanie filcowego kapelusika, podczas gdy my, cały rząd w komplecie, [...] staliśmy z czarnymi sztywnymi kapeluszami w ręku, [...] podczas gdy muzyka hymn narodowy wykonywała, a wojsko prezentowało broń. Rozległy się okrzyki na cześć wodza naczelnego, ale dziwne, zimne, nieomal z carskich czasów - mroziły krew. Coś niedopowiedzianego zawisło w atmosferze.
Warszawa, 19 maja
Rok 1920. Wojna polsko-radziecka we wspomnieniach i innych dokumentach, wyb. i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1990.
Strajk trwa, dochodzi do manifestacji ulicznych, rozpędzanych dotąd przez policję. [...] Dokoła cofania się naszych wojsk na Ukrainie szerzą się nadal komentarze, wzmaga trwoga. Dla spokojnie przyglądającego się grze państwowej człowieka jasnym się staje, że odbywa się nie tylko likwidacja zadania wojskowego, ale również likwidacja posunięć politycznych w tej dziedzinie. Zająwszy dla Ukrainy Kijów, władze polskie miały się przekonać, że na Ukrainie ludności dojrzałej do samodzielnego bytu nie ma, podobnie, jak przekonały się dawniej jeszcze, że Białorusi samodzielnej nie stworzą bohaterskie czyny oręża polskiego. Petlura zupełnie szczerze dał do zrozumienia, że bynajmniej tak bardzo nie pragnie obsadzać placówek rządu cywilnego przez działaczy miejscowych, przeciwnie — będzie bardzo wdzięczny Polakom, jeżeli jeszcze w ciągu dłuższego czasu rządy sprawować będą. A wojsko ukraińskie okazało się nie tylko quantité [ilości], ale i valeur negligeable [wartości marnej]; na wysiłek tworzenia całej budowy państwowej, Ukrainy, której własne społeczeństwo do takiego wysiłku samo nie dojrzało, Polska nie ma dostatecznej mocy — wobec więc niepowodzeń oręża nakazano odwrót do linii dawnych placówek. Tylko Korosteń będzie zachowany.
Piłsudski [...] o położeniu politycznym na wschodzie odrzekł: „Ano, cofamy się na Ukrainie. Z wojskiem naszym jest tak, że mi się zdaje, jakobym miał kołdrę zbyt krótką, chcę dobrze przykryć na Białejrusi, obnażam Ukrainę i odwrotnie”.
Warszawa, 23 czerwca
Rok 1920. Wojna polsko-radziecka we wspomnieniach i innych dokumentach, wyb. i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1990.
Józef Piłsudski:
Zaznaczam, że jest źle, sytuacja jest poważna, nie jestem pewnym, czy armia zatrzyma się na linii niemieckich okopów, i twierdzę, że to jest szok nerwowy, z którym panowie się muszą liczyć bardzo poważnie.
Na południowy front wyznaczyłem oficerów najbardziej aktywnych, jednak nie poszło. Zaczyna się znowu cofanie i twierdzę, że kawaleria może odegrać bardzo ważne znaczenie, wprowadzając sugestię porażki. I twierdzę kategorycznie – trzeba dać rezerwę, jeżeli nie materialną, to moralną, a od kogo mam jej oczekiwać, jeżeli nie od kraju. I ta rezerwa musi być dana koniecznie. I zaznaczam, że ostatnie uzupełnienia i urlopnicy przynoszą zarazę, agitację z kraju. I zaznaczam, że chory kraj daje chore wojsko. Co niesie kraj wojsku – agitację. Pan Dmowski mówił, że żołnierze z frontu pytają się, czy ich bolszewicy nie napadną z tyłu. [...] Dziś, kiedy idzie o danie żołnierzom nowych sił, słyszałem mowy tylko pokojowe. Dla mnie nie nie jest tajemnicą stan pokojowy, specjalnie rozszerzony w społeczeństwie, które nie interesowało się wojną. Że pojęcie spełniania obowiązku będzie tylko wtedy, kiedy będziemy bici. Społeczeństwo polskie traktowało wojnę jako specjalne widowisko. Naczelnik państwa mówi, że musi wyznać, iż po wysłuchaniu panów może przyjść do przekonania, iż Polska się musi wyrzec wielkich celów, gdyż nie jest w stanie wyciągnąć energii. Wobec tego pozostaje kwestia pokoju. Żołnierz wykona swój obowiązek, a wy spieszcie się. O ile wy nie umiecie uderzyć w wielki dzwon wojenny i zwycięstw, to spieszcie się z zawarciem pokoju. Kiedy o nim mówimy, to tutaj jest parę projektów. Jedno, zwrócenie się do Ententy o pomoc w zawarciu pokoju, co jest charakterystyczną cechą dla nas. To jest morfina – wstrzykujcie ją. Osobiście nie chcę się łudzić, ja jestem pesymistycznie nastawiony co do tego. [...]
2) Liga Narodów to jest tylko pozór, to jest nic, to jest tylko pewien moralny wpływ.
3) Zwrócenie się wprost do bolszewików. Ja przewiduję, że to wywrze bardzo zły wpływ na wojsku. [...]
[...] Ja żądam wtenczas wszystkiego od całego społeczeństwa. Wojsko prowadzi wojnę, a społeczeństwo się kłóci. [...]
Naczelnik Państwa proponuje o zdecydowanie, czy prowadzimy wojnę par outrance, czy myślimy o pokoju.
Warszawa, 5 lipca
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Zwracam się do panów jeszcze, żebyście weszli w położenie człowieka, który postawiony został na czele nowo powstającej Polski, w którego rękach jest urząd naczelnika państwa i naczelnego wodza. Zgodzicie się sami — co to za państwo, gdzie [...] stale i systematycznie stoję w ogniu oskarżeń. Mnie bierze obrzydzenie do państwa, które ma takiego przedstawiciela, który swoją osobą zadrażnia stosunki [...]. Musimy zdać sobie sprawę, że musi być jakaś przyczyna, że nasze wojska teraz ciągle przegrywają. [...] Przecież ci sami ludzie, którzy prowadzili do zwycięstw, dziś przegrywają. Jest jedno słowo Napoleona, które laikom wydaje się śmieszne: trzy czwarte powodzenia to jest moralność, a jedna czwarta technika. I kiedy ludzie, którzy zwyciężali, teraz się załamują, to im brak tej morali, ale ją wojsko musi wziąć z kraju. [...] Wobec braku morali, wobec zawiedzenia nadziei, że interwencja Ententy będzie prędka, zróbcie nareszcie, [by stronnictwa] powiedziały sobie — bronimy państwa, zróbcie ten rząd, porwijcie ludzi, poruszcie masy. Żeby żołnierz widział, że w tym kraju jest jakaś chęć obrony [...]. Wy wszyscy stoicie nad przepaścią, wy jutro wyrzynać się będziecie; czy wobec tego nie możecie wyrzec się pewnych rzeczy? Czy wobec tego armia może być zdrowa: kiedy przyszły chwile próby, wyście nie wytrzymali. Proszę panów, zastanówcie się, jeżeli ja mam czynić niezgodę, to usuńcie mnie, weźcie kogo innego, może się pogodzicie na chwilę, ale zbudźcie [się], [...] bo inaczej jest tylko łatanie, na które ja idę, bo to jest mój psi obowiązek.
Warszawa, Belweder, 19 lipca
Rok 1920. Wojna polsko-radziecka we wspomnieniach i innych dokumentach, wyb. i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1990.
W dzień mego przyjazdu, po złożeniu po południu wizyt miejscowym władzom, zawezwano mnie do Belwederu, gdzie odbyłem rozmowę z marszałkiem Piłsudskim, która przeciągnęła się od 22.00 do 1.15 w nocy. Przez trzy godziny marszałek mówił o sobie, o swych zwycięstwach, o trudnościach wojskowych, o pomocy, którą można by mu przynieść. Nie zrobił na mnie ani na chwilę wrażenia przywódcy, którego ojczyzna jest w niebezpieczeństwie i który zdecydowany jest rozkazywać, narzucać swą wolę, wymagać. Narzeka na sojuszników, na łączność, na tyły; uważa, że jedynie interwencja wojsk alianckich zapewnić może zbawienie. Nie dowodzi on jednak w sensie, w jakim nauczył mnie Pan nadawać znaczenie temu słowu; brak tu jest stanowczych rozkazów, kontroli, dyscypliny. [...]
Jest bardzo przywiązany do swego posłannictwa wojskowego i nigdy nie zgodzi się z misji tej zrezygnować.
Warszawa, 28 lipca
Jacques Weygand, Weygand. Mój ojciec, „Zeszyty Historyczne”, z. 19, Paryż 1971.
Twarz Piłsudskiego była strasznie wymizerowana i zmęczona, a oczy płonęły złowrogo. Widziałem przed sobą i czułem całym jestestwem tak wytężone skupienie ducha człowieka przed nieznanym jutrem, jakby to był duch Polski przed wyrocznym progiem, za którym albo zwycięstwo-życie, albo porażka-śmierć. Już nie pamiętałem, że stoję przed Naczelnikiem Państwa, Naczelnym Wodzem, Piłsudskim: widziałem przed sobą tylko człowieka w chwili zaświatowego, nietutejszego natężenia woli wielkiego ducha, który był duchem narodu. Zbliżyłem się i najbardziej, i najzwyklej po synowsku mocno uściskałem ramiona mojego wysokiego zwierzchnika, a ten mój odruch, najzupełniej wykraczający poza wszelką etykietę i do niczego przepisowego niepodobny, widocznie rozładował w nim napięcie i koncentrację złej aury. Piłsudski, odpowiadając mocnym uściskiem, ostro zapytał:
— No... i co myślicie? Zatrzymamy?
— Wierzę, jak w Boga, że tu się skończą!
[...]
Pożegnał jak syna, a na dowód, że potrafiłem go rozchmurzyć, uśmiechnął się i po swojemu zażartował:
— Nu, tak doswidańja [No, więc do widzenia].
— Doswidańja w iskonno ruskom gorodie Wilnie [Do widzenia w prawdziwie rosyjskim mieście Wilnie] — odpowiedziałem tym samym tonem.
Piłsudski mściwie się zaśmiał.
Warszawa, 11 sierpnia
Karol Wędziagolski, Pamiętniki, Londyn 1972.
12 sierpnia wieczorem wyjechałem z Warszawy. [...] Po przybyciu do Puław, jako do swojej kwatery, i rozejrzeniu się w sytuacji skonstatowałem od razu kilka rzeczy. Przede wszystkim, że stan moralny wszystkich dywizji, a było ich zebranych cztery, nie był tak zły, jak poprzednio przypuszczałem. I chociaż właśnie przed moim przyjazdem jedna z dywizji, mianowicie 21, starym, nabytym już przez miesiąc zwyczajem, ni stąd ni zowąd pod naciskiem niewielkiej grupki nieprzyjaciela ustąpiła z przedmieścia na Wieprzu — z Kocka, który nakazano jej trzymać — to nie sądziłem, by ten trudny przełom moralny, którego po długim odwrocie wymaga kontratak, był niemożliwy do wykonania. [...]
Oprócz tego zaobserwowałem niesłychane wprost braki w wyekwipowaniu i umundurowaniu żołnierzy. Takich dziadów, jak ich nazywałem, dotąd w ciągu całej wojny nie widziałem.
Puławy, 12 sierpnia
Józef Piłsudski, Rok 1920 / Michaił Tuchaczewski, Pochód za Wisłę, Łódź 1989.
Przed swym wyjazdem na front, rozważywszy wszystkie okoliczności nasze wewnętrzne i zewnętrzne, przyszedłem do przekonania, że obowiązkiem moim wobec Ojczyzny jest zostawić w ręku Pana, Panie Prezydencie, moją dymisję ze stanowiska Naczelnika Państwa i Naczelnego Wodza Wojsk Polskich.
Powody i przyczyny, które mnie do tego kroku skłoniły, są następujące:
1) [...] Sytuacja, w której Polska się znalazła, wymaga wzmocnienia poczucia odpowiedzialności, a przeciętna opinia słusznie żądać musi i coraz natarczywiej żądać będzie, aby ta odpowiedzialność nie była czczym frazesem tylko, lecz zupełnie realną rzeczą. Sądzę, że jestem odpowiedzialny zarówno za sławę i siłę Polski w dobie poprzedniej, jak i za bezsiłę oraz upokorzenie teraźniejsze. Przynajmniej do tej odpowiedzialności się poczuwam zawsze i dlatego naturalną konsekwencją dla mnie jest podanie się do dymisji. [...]
2) Byłem i jestem stronnikiem wojny „a outrance” z bolszewikami dlatego, że nie widzę najzupełniej żadnej gwarancji, aby te czy inne umowy czy traktaty były przez nich dotrzymywane. Staję więc z sobą teraz w ciągłej sprzeczności, gdy zmuszony jestem do stałych ustępstw w tej dziedzinie, prowadzących w niniejszej sytuacji, zdaniem moim, do częstych upokorzeń zarówno dla Polski, a specjalnie dla mnie osobiście.
3) Po prawdopodobnym zerwaniu rokowań pokojowych w Mińsku pozostaje nam atut w rezerwie – atut Ententy. Warunki postawione przez nią są skierowane przeciwko funkcji państwowej, którą oto prawie dwa lata wypełniam. Ja i ROP, rząd czy sejm, wszyscy mieliby do wyboru albo zostawić mnie przy jednej z funkcji, albo usunąć mnie zupełnie. Co do mnie wybieram drugą ewentualność. [...]
Wreszcie ostatnie. Rozumiem dobrze, że ta wartość, którą w Polsce reprezentuję, nie należy do mnie, lecz do Ojczyzny całej. Dotąd rozporządzałem nią, jak umiałem samodzielnie.
Z chwilą napisania tego listu uważam, że ustać to musi i rozporządzalność moją osobą przejść musi do rządu, który szczęśliwie skleciłem z reprezentantów całej Polski.
Dlatego też pozostawiam Panu, Panie Prezydencie, rozstrzygnięcie co do czasu opublikowania aktu mojej dymisji.
Warszawa, 12 sierpnia
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Z brzaskiem Józef Piłsudski, wraz z najbliższym sztabem, wśród którego znajdował się gen. Leśniewski oraz ja, jako adiutant, wyruszył na linię boju w okolicy Ryk koło Puław. Pomimo naszych próśb, by się nie narażał, Piłsudski szedł pieszo w pierwszych szeregach piechoty. Na zmianę z adiutantami niosłem małą walizeczkę z orderami, którymi po boju Piłsudski natychmiast dekorował za osiągnięcia, bohaterstwo i odwagę oficerów i szeregowych. W żołnierzy wstąpił nowy duch. Gdy po krótkim, zaskakującym boju Ryki zostały zdobyte i pierwsi jeńcy wzięci do niewoli, pierwszym udekorowanym wraz ze swymi żołnierzami został płk Gustaw Paszkiewicz, dowódca jednego z poznańskich pułków piechoty.
Ryki, 16 sierpnia
Józef Godlewski, Na przełomie epok, Londyn 1978.
Tuż przed naszym wzgórzem nagle wylądował polski samolot. Z aparatu wyskakuje dzielny lotnik, biegnie w naszym kierunku, wymachując ku nam z daleka jakąś depeszą. Była to, jak się okazało, depesza z Armii. Czytam. W pierwszej chwili nie rozumiem nic. [...] Litery i cyfry skaczą mi przed oczyma w fantastyczny sposób. Nareszcie rozumiem! [...] Stało się coś tak niezwykłego, tak radosnego! Czegoś tak przyjemnego nie słyszeliśmy od dawna. Fala szczęśliwości zalewa mi mózg i serce. Słyszę radosny głos lotnika po raz już chyba setny powtarzającego zgromadzonym wokół oficerom, że Warszawa uratowana! Bolszewicy pobici na głowę nad Wisłą! Cała ich armia ucieka w najwyższym popłochu. Tysiące jeńców, setki armat dostały się jako zdobycz w nasze ręce. Komendant przebywa przy armii i dowodzi osobiście.
Kulików pod Lwowem, 19 sierpnia
Moje walki z Budiennym. Dziennik wojenny b. d-cy 1 Dywizji Kawalerii generała dywizji Juljusza Rómmla, Lwów [b.r.].
To zwycięstwo, które jest powodem wielkiego święta w Warszawie, jest zwycięstwem polskim. Przewidujące operacje wojskowe zostały wykonane przez generałów polskich na zasadzie polskiego planu operacyjnego. Moja rola, jako też rola oficerów z misji francuskiej, ograniczyła się do wypełnienia kilku braków w szczegółach wykonania.[…] To bohaterski naród polski sam siebie uratował.
Warszawa, 20 sierpnia
Żołnierze! Dwa długie lata, pierwsze istnienia wolnej Polski, spędziliście w ciężkiej pracy i krwawym znoju. Kończycie wojnę wspaniałymi zwycięstwami. [...]
Zadanie nasze dobiega końca. Nie było ono łatwym. Polska, zniszczona przez wojnę, nie z jej woli prowadzoną, była biedna. Nieraz, żołnierze, łzy cisnęły mi się do oczu, gdym widział wśród szeregów wojsk, prowadzonych przeze mnie, wasze bose, pokaleczone stopy, które już przemierzyły niezmierne przestrzenie, gdym widział brudne łachmany, pokrywające wasze ciało, gdym musiał obrywać wasze skromne racje żołnierskie i żądać często, byście o głodzie i chłodzie szli do krwawego boju. [...] Za pracę i wytrwałość, za ofiarę i krew, za odwagę i śmiałość dziękuję wam, żołnierze, w imieniu całego narodu i Ojczyzny naszej.
[...] Żołnierze! Zrobiliście Polskę mocną, pewną siebie i swobodną. Możecie być dumni i zadowoleni ze spełnienia swego obowiązku. Kraj, co w dwa lata potrafi wytworzyć takiego żołnierza, jakim wy jesteście, może spokojnie patrzeć w przyszłość. Dziękuję wam raz jeszcze!
Rozkaz przeczytać we wszystkich kompaniach, szwadronach, bateriach i instytucjach armii polskiej.
Warszawa, 18 października
Józef Piłsudski, Pisma zbiorowe, t. V, Warszawa 1937.
Radny [Wacław] Studnicki odczytuje nagły wniosek grupy radnych [Chrześcijańsko-Narodowej] m[iasta] Wilna o następującej treści:
„Wobec zbliżającej się drugiej rocznicy wkroczenia do naszego miasta wojsk polskich, które przed dwoma laty w dniu 19 kwietnia wysiłkiem bohaterskim wypędziły wroga i przyniosły nam wyzwolenie spod obcej przemocy Rada miasta Wilna, chcąc fakt ten niezapomniany na wieczne czasy w kronikach miejskich zapisać i uczcić zasługę Żołnierza Polskiego, składając hołd Naczelnemu jego Wodzowi, nadaje godność Obywatela Honorowego m[iasta] Wilna Marszałkowi Polski Józefowi Piłsudskiemu Wodzowi Naczelnemu Wojsk Polskich, Naczelnikowi Państwa Polskiego.”
Radny Wygodzki w imieniu radnych-Żydów oświadczył, że Żydzi szanują osobę Naczelnego Wodza, lecz powyższy wniosek, podług ich zdania, ma polityczny charakter i z tego powodu oni wstrzymują się od głosowania. [...]
Rada Miejska wśród rzęsistych oklasków wniosek uchwaliła i poleciła Magistratowi wysłać depeszę do Naczelnego Wodza z prośbą o przyjęcie godności Honorowego Obywatela m[iasta] Wilna [...].
Następnie został odczytany nagły wniosek grupy radnych następującej treści:
„W chwili, gdy miasto nasze ma obchodzić po raz wtóry radosną rocznicę uwolnienia Wilna z wrażej przemocy, wstaje w myśli wszystkich dzień 9 października 1920, w którym Generał Lucjan Żeligowski przyniósł wyzwolenie Wilna w chwili zdawało się beznadziejnej, gdy wbrew zawartym bez nas o nas decyzjom, wkraczając do nas na czele bohaterskich szeregów z synów naszej ziemi złożonych i sam prawy syn tej ziemi, przyniósł z powrotem Wileńszczyźnie i nam, swoim wdzięcznym współobywatelom, wolność, prawo stanowienia o swoim losie, prawo, którego rząd litewski świadomie dążył i dąży nas pozbawić, wiedząc, żeśmy się wypowiadali i wypowiemy za Polską i krwią własną tę wolę przypieczętować gotowi. W uznaniu tych wiekopomnych zasług [Rada Miejska] nadaje Generałowi Lucjanowi Żeligowskiemu honorowe obywatelstwo m[iasta] Wilna."
Radny Wygodzki oświadcza, że chociaż Gen[erała] Żeligowskiego Żydzi szanują, jednak uważają, że wniosek ten ma charakter polityczny i z tego powodu od głosowania wstrzymują się. [...]
Wilno, 14 kwietnia
Jarosław Wołkonowski, Miasto polsko-żydowskie, „Karta” nr 34/2002.
Żołnierze!
Sto lat temu na dzikiej, samotnej wyspie, rzuconej w przestworza oceanu zmarł największy żołnierz świata, najświetniejszy wódz – Napoleon. Na widownię wojenną w młodym jeszcze wieku rzucił go geniusz Francji, który kraj ten zmusił w męce bólów i ciężkich walk rodzić nowe wzory życia ludzi na ziemi. A postawił go między wodze wojenne, gdy wszystkie inne państwa zagrażały bytowi Francji w walce z nowinkami Rewolucji. [...]
Pod tchnieniem jego świetnego geniusza wychowało się liczne grono dzielnych żołnierzy, którzy Europę ówczesną napełnili szumem bitewnym i głośnymi zwycięstwami. [...]
Czynami swymi i bojami zostawił Napoleon tak niezapomniane, tak świetne wzory dla sztuki wojowania, że póki na świecie całym zostanie choć jeden żołnierz, szukający w trudzie zagadki zwycięstwa, póki będzie człowiek, badający tajemnicę sztuki dowodzenia, póki ludzie szukać będą odpowiedzi na pytanie, jak w ręku człowieka mogą się zmieścić pioruny bitewne tak silne, że w ich ogniu spalają się i kruszą, jak nikłe słomki, długotrwałe wysiłki ludzkie – państwa i organizacje – póty nie gdzie indziej zacząć muszą swe poszukiwania, jak w dziełach, pracy i zwycięstwach wielkiego Napoleona.
[...]
Żołnierze! Pod dowództwem Napoleona niegdyś walczyli nasi dziadowie i pradziadowie, którzy ze czcią przed nim, jako najwyższym wodzem, skłaniali swe sztandary. I dziś dla uczczenia pamięci największego żołnierza i najlepszego nauczyciela żołnierzy niech wszędzie prawe serce żołnierskie silniej dla niego zabije, niech przed jego potężnym duchem skłonią się polskie sztandary, niech dla jego sławy zagrzmią pożegnalne salwy.
W dniu 5 mają rozkaz ten przeczytać przed frontem wszystkich garnizonów, odbyć paradę wyznaczonych oddziałów ze sztandarami i oddać salwę honorową, określoną co do liczby i miejsca przez naczelnych dowódców.
Warszawa, Belweder, 30 kwietnia
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Powołany przeze mnie w chwili groźnej dla Państwa Rząd, którego ster wziął Pan, Panie Prezydencie, w swoje ręce – pozwolił przezwyciężyć najniebezpieczniejszą sytuację, w jakiej Polska się znalazła. Zadania rządu tym trudniejsze są u nas do spełnienia, że warunki mające źródło w wewnętrznych stosunkach krajowych utrudniają znacznie utrzymanie powagi władzy rządowej, powagi koniecznej do właściwego wypełnienia najistotniejszych zadań państwowych. Mimo to Rząd, któremu Pan przewodniczył, nie tylko wywiązał się z powierzonych obowiązków, ale zdołał także umocnić autorytet władzy wykonawczej, za co składam Panu, Panie Prezydencie, i wszystkim Panom Ministrom moje szczere uznanie i podziękowanie.
Uważam przesilenie gabinetowe w chwili obecnej dla Państwa za niepożądane. Odwołuję się więc do obywatelskiego poczucia obowiązku Pana, Panie Prezydencie, i Pana Ministrów, aby pozostali nadal przy urzędowaniu, gdy to ze względów państwowych jest konieczne. Opierając się również na oświadczeniu Pana Marszałka Sejmu Ustawodawczego zarówno pisemnym, jak i ustnym, w którym zapewnia mnie Pan Marszałek imieniem Sejmu Ustawodawczego, że Pan, Panie Prezydencie, liczyć może na poparcie większości Sejmu, uważam dalsze pozostanie Pana u steru Rządu wraz z całym Gabinetem za możliwe. Z tego względu do zgłoszonej w dniu 27 bm. przez Pana prośby o dymisję przychylić się nie mogę.
Warszawa-Belweder, 28 maja
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
24 grudnia dla całego otoczenia Naczelnika Państwa odbyła się wigilja w Belwederze, poczem Naczelnik Państwa [Józef Piłsudski] objechał garnizony i szpitale wojskowe, dzieląc się wszędzie opłatkiem z żołnierzami: trwało to do późnego wieczora, objechaliśmy całą Warszawę od końca Pragi do Lotniska.
Marszruta była zgóry ułożona, wszędzie czekano na nas z choinkami, wygłaszano mowy, deklamowano, zasiadaliśmy chwilę do stołów – wszystko miało charakter bardzo miły.
Zdarzyło się tylko małe nieporozumienie na Lotnisku, gdzie przez pomyłkę zatrzymaliśmy się nie przed Kasynem oficerskiem, w którem czekali zebrani oficerowie, a przed koszarami jednej z kompanji; gawęda z żołnierzami, spożywającemi wigilię i nieprzygotowanemi na odwiedziny Naczelnika, zajęła tyle czasu, że nie zajechaliśmy już do kasyna oficerskiego.
Warszawa, 24 grudnia
Jan Jacyna, 1918–1923 w wolnej Polsce. Przeżycia, Warszawa 1927, [zachowana pisownia oryginału].
Naczelnik Państwa wyjechał po raz pierwszy do Poznania.
Nie bacząc na polecenie, by w drodze – w ciągu nocy – wstrzymać się od ceremonji powitalnych, na jednej ze stacji zaczęła grać wojskowa orkiestra.
Dwudniowy pobyt w Poznaniu odznaczał się niezwykłą ruchliwością.
Na stacji odbyło się uroczyste powitanie ze strony władz wojskowych i cywilnych.
Odjechaliśmy na zamek, w którym Naczelnik Państwa zamieszkał; zajmowałem pokój tuż obok jego apartamentów. Podobno w pokoju tym zwykle miała mieszkać przed wojną Cesarzowa Augusta.
[…]
Przyjechaliśmy o 9-ej. O 10-ej odbyło się w katedrze nabożeństwo, celebrowane przez prymasa kardynała Dalbora.
Po nabożeństwie Naczelnik Państwa udekorował krzyżami Virtuti Militari i Krzyżem Walecznych szereg wojskowych, tak i byłych powstańców.
Krzyżami Virtuti Militari Naczelnik Państwa dekorował osobiście, a Krzyżami Walecznych częściowo także generał Raszewski i ja.
Przez cały czas pobytu zwracała uwagę dyscyplina tłumu, wzorowy porządek i ład panujące wszędzie.
Następnie odbyła się wojskowa rewja – wypadła doskonale, był mroźny, ale ładny słoneczny dzień.
Po rewji odbyło się wojskowe śniadanie na 70 osób.
Po śniadaniu składałem oficjalne wizyty.
O 4-ej Naczelnik Państwa przybył do ratusza, wygłoszono szereg przemówień, śpiewały chóry, był tłum ludzi, ale wielkiego zapału brakowało.
Następnie byliśmy króciutko w operze, dawano „Halkę”. Naczelnik Państwa zauważył żartobliwie, że z galowych przedstawień, każdą arję „Halki” zna już na pamięć. […]
Następnie odbył się urzędowy obiad, nie powiem by był on zbyt ożywiony. To samo powiedziałbym o raucie, który się odbył po obiedzie i na który przybyły i Panie. Osób było bardzo wiele, ale czuło się, że całość „nie klei się”.
Poznań, 26 grudnia
Jan Jacyna, 1918–1923 w wolnej Polsce. Przeżycia, Warszawa 1927, [zachowana pisownia oryginału].
Przyjechałem do Was tak zmęczony, że nie miałem chęci do przemawiania, lecz zabierając głos, nie mogę Wam odpowiadać krótkim „Niech żyje 30 dywizja”, gdyż mam do Was ansę...
Być wodzem wojska, to znaczy przechodzić bez bólu nad ofiarami, które się składa. Gdyby wódz chciał boleć, to z boleściwego człowieka wodza wykroić nie można. Toteż każdy wódz mniej się zastanawia nad ofiarami niż wszyscy poeci. Wódz musi myśleć o zwycięstwie i wojsku, zwycięstwo nakazywać, przechodząc nad ofiarami do porządku dziennego.
Gdy prowadziłem wojsko do boju, nie myślałem o kosztach krwi; trudno, na to wojna i twardy obowiązek żołnierski, którego sam byłem przedstawicielem!
[...]
Pamiętam depeszę waszego dowódcy: V dywizja syberyjska żąda Pańskiego rozkazu, by stać pod bronią... Myślałem o Was wtedy jako o ludziach, nie jako o żołnierzach – o ludziach ze zwykłymi tęsknotami i pragnieniami: wiedzą, że Polska istnieje, marzą o wielkich czynach, lecz w oczach Ojczyzny czynionych. Było mi ciężko, zmagałem się ze sobą kilka dni, nim wymogłem na sobie: jedynie dla honoru, dla sztandaru żołnierza polskiego stać przy boju...
Wielką to jest ofiarą – dla wodza najcieższą. Śmierć jest użyteczną, gdy daje zwycięstwo, śmierć jest bolesna, gdy tylko dla honotu nastąpić musi. Każdy wódz raczej sam ją woli sobie zadać w tym celu, niż innych dla honoru posyłać... Za to żywię do Was ansę, którą przyszedłem Wam wypowiedzieć – lecz i ukochać Was. Dywizja syberyjska niech żyje!
Brześć, 16 lipca
Józef Piłsudski, O państwie i armii. Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Wysoki Sejmie!
Powierzając Józefowi Piłsudskiemu sprawowanie urzędu Naczelnika Państwa, wyraził Sejm Ustawodawczy w dniu 20 lutego 1919 r., we wstępie do pierwszej konstytucyjnej uchwały państwa polskiego, podziękowanie dla niego za pełne trudu sprawowanie urzędu w służbie dla Ojczyzny W ten sposób jednomyślna uchwała Sejmu Ustawodawczego była wyrazem uznania i wdzięczności dla bojownika o wolność narodową. (Na lewicy posłowie wstają. Długotrwałe oklaski i okrzyki: niech żyje Piłsudski! Precz z Korfantym!).
Od tego czasu upłynęło 3 i 1/2 roku dalszej pracy Naczelnika Państwa wśród najcięższych warunków, która doprowadziła do zakończenia wojny i unormowania stosunków na zewnątrz, jak i na wewnątrz.
Wniosek zgłoszony przez Klub Związku Ludowo-Narodowego, Chrześcijańską Demokrację i Narodowo-Chrześcijańskie Stronnictwo Ludowe jest ukoronowaniem ohydnej kampanii prowadzonej przeciwko Naczelnikowi Państwa przez pewne stronnictwa...
Marszałek (dzwoni): nie wolno wobec klubów używać takich wyrażeń. (Na lewicy wrzawa, bicie w pulpity). Pan Witos: ...które nie cofnęły się przed żadnymi oszczerstwami i obelgami, rzucanymi na głowę państwa. We wniosku tym, skierowanym przeciw pierwszemu Naczelnikowi wyzwolonej Polski widzimy wyraźnie smutny objaw dążności anarchistycznych, które mogą rozsadzić państwo. (Glos na prawicy: państwo to Anusz i Witos). Wyrazić musimy głębokie ubolewanie, że wnioskiem tym, opartym na fałszywych podstawach, obrażono samo państwo w jego przedstawicielu; przez obniżenie autorytetu Naczelnika Państwa obniżono powagę władzy w ogóle wobec własnych obywateli, państwo zaś wobec zagranicy.
Z tych względów oświadczamy się kategorycznie przeciw postawionemu wnioskowi.
(Huczne oklaski na lewicy. P. Dubanowicz: niech żyje demokracja!).
Warszawa, 26 lipca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Uroczystości wojskowe w Wilejce i w uniwersytecie Stefana Batorego, gdzie Naczelnikowi Państwa wręczono akt o mianowaniu go doktorem honorowym matematyki, odbyły się bardzo uroczyście, ale w czasie przyjęć szeregu deputacji i na raucie, na którym było może blisko 1000 osób, wyczuwało się, że towarzystwo nie było zgrane.
Najmilsze wrażenie wywarła na mnie rzewna uroczystość składania wieńców na mogiłach naszych żołnierzy na cmentarzu na Rossie.
Po solennem nabożeństwie w Katedrze procesja z licznym tłumem ruszyła na cmentarz. Brałem również udział w pochodzie jako reprezentant Naczelnika Państwa, który przyjechał później. Ksiądz biskup Bandurski wygłosił wzruszające kazanie.
Wilno, 31 października–2 listopada
Jan Jacyna, 1918–1923 w wolnej Polsce. Przeżycia, Warszawa 1927, [zachowana pisownia oryginału].
Po raz drugi mam zaszczyt otwierać Sejm Rzeczypospolitej Polskiej. Po raz drugi, jako najwyższy przedstawiciel władzy wykoawczej, staję przed tymi, którzy mają prawo o niej sądzić.
Lecz warunki, w których przemawiałem kilka lat temu, były zupełnie od obecnych odmienne.
[...]
Szczęśliwy jestem, że mogę otwierać pierwszy Sejm zwyczajny, nie nawołując do obowiązków walki, lecz do obowiązków spokojnej pracy pokojowej. Praca tym spokojniejszą być może, że granice nasze są ustalone i my sporu o nie orężną rozprawą sami wszczynać nie zamierzamy i zadraśnień z którąkolwiek stroną nie szukamy.
[...]
Panowie rozpoczynacie pracę, która na innych podstawach oparta zniewalać was będzie do innego życia niż to, które dotychczas w tej sali panowało!
Jesteście panowie pierwszym Sejmem, opartym o Konstytucję Rzeczypospolitej, i stanowicie punkt zwrotny w życiu państwa, które – wychodząc z okresu tymczasowości – wstępuje na drogę normalnego rozwoju.
Konstytucja chce, że w tej pracy, która was czeka, razem z wami pracować będą i inne jeszcze równorzędne organy państwowe.
Dotychczasowe życie polityczne Rzeczypospoliej nie wykazało wybitnych zdolności naszych do współpracy.
Sądzę przeto, że będę w tym wypadku rzecznikiem wszystkiego, co żyje i pracuje poza tą salą, gdy zwrócę się do panów z apelem, ażebyście przykładem swoim stwierdzili, że w naszej ojczyźnie istnieje możność lojalnej współpracy ludzi, stronnictw i instytucji państwowych.
[...]
Ogłaszam pierwszy Sejm zwyczajny Rzeczypospolitej za otwarty i powołuję na przewodniczącego najstarszego wiekiem posła Kazimierza Browsforda.
Warszawa, 28 listopada
Józef Piłsudski, O państwie i armii. Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
13 grudnia odbyło się pożegnanie Naczelnika Państwa [Józefa Piłsudskiego] z najbliższem otoczeniem i ministrami.
Premjer p. Nowak miał dłuższe przemówienie do Naczelnika Państwa, na które Naczelnik Państwa odpowiedział krótko, życząc powodzenia i szczęścia „młodej Polsce”, swoją mowę zakończył żartobliwie, że od jutra on będzie „wesołym”, a nie „pochmurnym Józefem”. […]
Wieczorem odbyła się w Belwederze kolacja na 40 z górą osób, bez pań, siedziałem naprzeciw Naczelnika Państwa i miałem w imieniu zebranych do niego krótkie przemówienie; żadnych innych przemówień nie było.
Nastrój był bardzo dobry, skończyło się to około 12-ej, po kolacji Naczelnik Państwa pojechał do prezydenta Narutowicza.
Warszawa, 13 grudnia
Jan Jacyna, 1918–1923 w wolnej Polsce. Przeżycia, Warszawa 1927, [zachowana pisownia oryginału].
Nazajutrz o 12 zrana odbyło się urzędowe objęcie władzy przez pierwszego Prezydenta Rzeczypospolitej w konstytucyjnem Państwie.
Muszę się przyznać, że robiło przygnębiające wrażenie, że Prezydent dla objęcia władzy jechał jakby po kryjomu, przez park, który był okrążony wojskiem, jakby to się działo w Rosji za czasów Caratu lub bolszewików.
P. Car i ja czekaliśmy na nowego Prezydenta przy wejściu – i razem z nim poszliśmy na górę, gdzie czekał Naczelnik Państwa, w otoczeniu obu marszałków – pp. [Macieja] Rataja i [Wojciecha] Trąmpczyńskiego, premjera i pp. ministrów czekających na niego.
Charakterystyczny szczegół: Naczelnik Państwa był w swoim legjonowym mundurze, bez żadnych odznak. […]
Zeszliśmy wszyscy na dół, gdzie został odczytany akt wyborczy przez Prezydenta Ministrów; w chwili kiedy Prezydent podpisywał akt, rozległa się salwa armatnia.
Nowemu Prezydentowi zostali przedstawieni oficerowie i urzędnicy, następnie wszyscy wyszliśmy na dziedziniec, gdzie złożyłem mu meldunek i Prezydent obszedł kompanję i szwadron, następnie odbyła się defilada; na mój rozkaz Oddziały Przyboczne wzniosły trzykrotny okrzyk „niech żyje”.
Potem odbyły się ostatnie dwa przemówienia – byłego Naczelnika Państwa do Prezydenta i jego odpowiedź.
Warszawa, 14 grudnia
Jan Jacyna, 1918–1923 w wolnej Polsce. Przeżycia, Warszawa 1927, [zachowana pisownia oryginału].
Warszawa. Przekazanie władzy prezydentowi Narutowiczowi przez Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego
O godzinie 12[.00] przejecie władzy.
Weszliśmy z p. [Wojciechem] Trąmpczyńskim i kilku ministrami na I piętro w Belwederze. Stojąco czekał na środku sali Piłsudski – ponury. Wchodzi Narutowicz wprowadzony przez [Wacława Jana] Przeździeckiego. Powitał go przemówieniem Piłsudski – przemówienie niesmaczne, egotyczne: „Wszedłem do Belwederu w tym oto mundurze I brygady i w tym mundurze odnosiłem zwycięstwa – w tym mundurze znosiłem bezecne napaści… w tym mundurze opuszczę Belweder… Zanim przekażę władzę, muszę się domagać sporządzenia dodatkowego protokołu… […]”.
Zdumienie u wszystkich! Co za dodatkowy protokół?
Wchodzimy do drugiego pokoju. Tam prezentuje Piłsudski majora Świtalskiego i jakiegoś dr. P.(?!) jako swoich pełnomocników. Przechodzimy do trzeciego pokoju i tam wyjaśnia się, o co chodzi.
„Otworzyć kasę! – rozkazuje Piłsudski. – Oto pieniądze, proszę policzyć i skontrolować księgi”.
Pełnomocnik komunikuje, że jest 400 kilkadziesiąt tysięcy marek.
„Proszę przeliczyć!”.
Nikt się nie rusza – zakłopotanie, niesmak.
Podchodzę do Piłsudskiego: „Panie Naczelniku, ja biorę na siebie odpowiedzialność i podpiszę bez liczenia…”
Idziemy do dalszego pokoju. Podobna scena: „Oto są insygnia ofiarowane mi przez Wilno; nie wiem, czy są moją własnością, czy nie; są moje inicjały, ale nie wiem; będę w Wilnie, to zapytam…”.
Znowu cisza, niesmak, Minister [Kazimierz Władysław] Kumaniecki wyrywa się:
„Coś napisane na szkatułce, może z tego napisu będzie można wywnioskować…”. Nikt nie ma ochoty iść po tej drodze, a Trąmpczyński jeszcze raz protestuje, iż nie jesteśmy kontrolerami. Sprawa pozostaje nierozstrzygnięta.
„Jest jeszcze – ciągnie dalej Piłsudski – sprawa auta ofiarowanego mi przez Dowbór-Muśnickiego. Uważałem je za swoje, ale od czasu, jak Dowbór-Muśnicki miał sprawę sądową o drugie takie auto zabrane Moskalom, które sobie przywłaszczył, nie chcę uważać daru za swój i chciałbym go ofiarować wojsku…”
Znowu cisza – zakłopotanie. Wreszcie ktoś wyraża zgodę:
„Dobrze!”
Przykra, niesmaczna scena skończona. Protokołu dodatkowego nie podpisałem. Czy kto inny podpisał, nie wiem. Przy całej scenie obecny był Narutowicz z miną wysoce zakłopotaną. Schodzimy na parter. Piłsudski przedstawia Narutowiczowi dom cywilny i wojskowy.
Wreszcie w pokoju żółtym następuje przejęcie władzy wedle przepisów ustawy.
Warszawa, 14 grudnia
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Dyktatorem byłem kilka miesięcy. Decyzją moją głupią czy rozumną, to jest wszystko jedno, postanowiłem zwołanie Sejmu, oddanie władzy mojej w jego ręce i stworzenie legalnej formy życia państwa polskiego. Była to moja decyzja. Decyzja ta została usłuchana. [...]
Parę tygodni potem stał się nowy fakt historyczny, nowy akt wybrania mnie jednogłośnie w Sejmie na Naczelnika Państwa Polskiego i Naczelnego Wodza wojsk znajdujących się w tym czasie w Polsce. [...] Z jednych zaszczytów szedłem do drugich. [...]
Dlaczego ten nieodłączny pracownik państwa polskiego, którego niegdyś na wysokie regiony wzniesiono, ozdobiony tak wielkim imieniem i zaszczytami, dlaczego on opuszcza swoje stanowisko — odpowiem wprost: szanuję swoją historię [...]. Szanuję ją dla przyszłych historyków, którzy by także w twarz mi napluli, gdybym razem z potwornymi karłami, którzy mnie obniżyć chcieli — pracował. [...] Nie będę przypisywał sobie większych zasług niż te, które mi świat przypisuje. Jeżeli mówią o mnie, że z narodem polskim rady sobie nie dałem — to przecież żadna krytyka, żadna śmiałość nie sięgnie po moje laury wojskowe. Okryłem chwałą oręż polski. [...]
Gdy Belweder, miejsce zaszczytu, miejsce honoru Polski, opuściłem, wszedł tam inny człowiek, wybrany legalnie aktem uroczystym, podpisanym przez marszałka Sejmu. [...] Dobrowolnym aktem włożono na niego obowiązek, że ma być naszym przedstawicielem, ma w pieczy mieć nasz honor, naszą godność. Ta szajka, ta banda, która czepiała się mego honoru, tu zechciała szukać krwi. Prezydent nasz zamordowany został po burdach ulicznych, obniżających wartość pracy reprezentacyjnej przez tych samych ludzi, którzy ongiś w stosunku do pierwszego reprezentanta, wolnym aktem wybranego, tyle brudu, tyle potwornej, niskiej wartości wykazali. Teraz spełnili zbrodnię. Mord karany przez prawo.
Moi panowie, jestem żołnierzem. Żołnierz powołany bywa do ciężkich obowiązków, nieraz sprzecznych ze swoim sumieniem, ze swoją myślą, z drogimi uczuciami. Gdym sobie pomyślał na chwilę, że ja tych panów, jako żołnierz, bronić będę — zawahałem się w swoim sumieniu. A gdym się raz zawahał, zdecydowałem, że żołnierzem być nie mogę. Podałem się do dymisji z wojska.
Warszawa, 3 lipca
Józef Piłsudski, Pisma zbiorowe, t. VI, Warszawa 1937, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
W czasie tego przemówienia [Józefa Piłsudskiego podczas bankietu po odejściu Marszałka z wojska — przyp. red.] oczy Komendanta błyszczały energią i nie było w nich śladu zmęczenia ni potrzeby odpoczynku. Gdy skończył, ktoś zaintonował Pierwszą Brygadę, a potem wybuchł krzyk gwałtowny: „Niech żyje Komendant!” i wiara rzuciła się w kierunku Marszałka. „Komendancie! Nie odchodźcie. My z Wami!” — krzyczeli najmłodsi, najbardziej zapalczywi, najmniej chcący zrozumieć decyzję Piłsudskiego.
Usiadłem na krzesełku w kącie sali, gdyż nie dwie wypite wódki, ale słowa Komendanta ogłuszyły mnie zupełnie. Jak to, więc nie zapowiedział nawet powrotu i nie wzywa nas do pomagania mu? Odchodzi jakby na zawsze.
Warszawa, 3 lipca
Felicjan Sławoj-Składkowski, Wspomnienia z okresu majowego, nr 6/116, 7/117−8/118, Paryż 1957, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Herbata urządzona przez [Jędrzeja] Moraczewskiego w mieszkaniu [Bogusława] Miedzińskiego — dla zetknięcia się z Piłsudskim i wysłuchania jego poglądu na obecny stosunek do Rosji i na sprawę organizacji najwyższych władz wojskowych, inaczej mówiąc — miał Piłsudski zakomunikować warunki, pod którymi wróciłby do wojska. [...]
Rozmowę inicjuje Artur Śliwiński: „W wojsku niedobrze, wszyscy tęsknią za Komendantem...”. Piłsudski: „Wojsko, wojsko! Panowie posłowie, gracie wojskiem w futbol, robicie gole, a za bramkę służy wam najczęściej Józef Piłsudski; a Józef Piłsudski nie kopie piłki, tylko w zęby, w zęby...!”. Konsternacja!
[...] Na wyraźne i brutalne zapytanie [Stanisława] Thugutta, jakie warunki stawia, żeby objąć Naczelne Dowództwo, wręcz odmówił odpowiedzi. Natomiast zapoczątkował dyskusję na temat Sejmu [...]. Pogadanka dość wymuszona na temat parlamentaryzmu ciągnęła się do godziny 1.00 w nocy, a do tematu, dla którego zebranie było zaproszone, nie doszło. „Komendant musi się rozgadać” — mówili bliscy. Wyszedłem po godzinie 1.00, a Komendant nie mógł się rozgadać do godziny 4.00 rano [...].
Pozostało u wszystkich dużo niesmaku i przykrości. Przykro jest patrzeć z bliska na kończenie się człowieka wybitnego, na to, jak się sam obdziera z blasku, w którym winien wejść do historii.
Warszawa, 2 lutego
Maciej Rataj, Pamiętniki, Warszawa 1965, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Kochany Gustawie!
Jeszcze wczoraj widziałem twe rozdrażnione na mnie oczy i myślałem, ileż to razy mieliśmy na siebie w życiu rozdrażnione oczy. Jesteśmy jak dwa stare, niezmęczalne konie, co chodząc często jakimiś wertepami osobno, spotykają się na prostym gościńcu swego życia raz po raz, by się przywitać wesoło i stanąć razem do ciągnięcia tej samej bryki.
Ciągnęliśmy dawniej razem kałamaszki i bryczułki, ciągnęliśmy i ciężkie ładowne często błotem bryki – znane, stare, niezmęczalne konie!
Śmiszne, co?! Na gwiazdkę, mój drogi, przyjmij wraz z książką przyjaciela przyjaźń i serca całej rodziny.
Sulejówek, 24 grudnia
Józef Piłsudski, O państwie i armii. Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Złożenie zwłok nieznanego żołnierza.
[Józef] Piłsudski nie wziął udziału, uważając za profanację zwłok żołnierza to, iż uroczystość celebrował [Władysław] Sikorski. Jak mi mówił [Bogusław] Miedziński, był projekt, by na znak protestu wszyscy piłsudczycy zgłosili dymisję z wojska – on sparaliżował akcję, mimo iż Piłsudski przychylał się do niej.
Uroczystość nie zorganizowana. W ostatniej chwili kończono roboty.
Warszawa, 2 listopada
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Uważam za swój obowiązek ostrzec Pana Prezydenta przed pominięciem inetersów moralnych armii polskiej w rozważaniach przy rozwiązywaniu obecnego kryzysu. Czyniono to już dwukrotnie i ze smutkiem stwierdzić muszę, że rezultaty tego pominięcia doprowadzają do coraz silniejszego rozdrażnienia w wojsku. Niepodobna bowiem żądać, aby w państwie naszym wojsko służyło partiom politycznym i ich prywatnym do państwa interesom. Niepodobna także sądzić, iżby wojsko, przeznaczone, by być walczącą reprezentacją narodu w razie konieczności obrony zbrojnej granic państwa, mogło być posłusznym i utrzymanym w honorze służby, gdy ma pracować jako obiekt przetargów pomiędzy poszczególnymi ambicjonizującymi generałami czy posłami. Sztandary nasze, okryte chwałą zwycięstw, mogą schylać czoło jedynie przed reprezentantem państwa i przed tymi, co wojskiem dowodzą.
Rozumiem, że żołnierze nie są wyborcami, o których dba poseł. Rozumiem, że mają nieraz krytyczne w stosunku do metody poszczególnych rządów poglądy, milczeć jednak muszą, gdy obok koszar i pola ćwiczeń szumnie i hałaśliwie odbywają się sądy i samosądy polityczne. Rozumiem mus rozkazu panującego w wojsku, lecz nie rozumiem braku szacunku dla tych, co służąc w pokorze dla państwa całego, nie widzą, by ta honorowa służba była brana w rachubę przyz wyznaczaniu reprezentantów ich służby wobec sejmu.
Ostrzegam więc raz jeszcze Pana Prezydenta, nie mieszając się zresztą do kłopotów Pana obecnych. Wziąłem jednak na siebie ten obowiązek, jako poprzednik Pana w naczelnej reprezentacji Polski i jako ten, co armię formował i nią w najcięższych próbach na wojnie dowodził, wreszcie jako ten, co w wojsku najwyższą ma rangę.
Sulejówek, 13 listopada
Józef Piłsudski, O państwie i armii. Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Piłsudski przyglądał się wydarzeniom z rosnącym niepokojem. W miarę pogarszania się sytuacji zasypywany był listami i memoriałami. W jednych błagano go, by wpłynął na prezydenta Wojciechowskiego w kierunku zmiany rządów lub żeby sam wziął władzę w swoje ręce. Inne listy groziły mu, że jeżeli wejdzie do rządu, to zostanie zgładzony.
[...]
W wojsku rosło oburzenie spowodowane sytuacją w kraju i niedopuszczaniem do powrotu do wojska zwycięskiego wodza. 15 listopada oficerowie garnizonu warszawskiego, chcąc złożyć hołd swemu wodzowi w siódmą rocznicę jego powrotu z Magdeburga, przybyli masowo do Sulejówka. W demonstracji tej wzięło udział kilku generałów oraz około tysiąca oficerów. W imieniu zebranych przemówił do Marszałka gen. [Gustaw Orlicz–] Dreszer.
Sulejówek, 15 listopada
Aleksandra Piłsudska, Wspomnienia, Warszawa 1989, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
W kilka dni po Twoim [Piłsudskiego] powrocie [z niewoli w Magdeburgu w 1918 r. — przyp. red.], zwiastującym odrodzenie, wziąłeś śmiało najwyższą, chociaż niepisaną władzę dyktatorską w swoje ręce. Dałeś nam potem chwałę, tak dawno w Polsce nieznaną, okrywając nasze sztandary laurem wielkich zwycięstw. Gdy dzisiaj zwracamy się do Ciebie, mamy także bóle i trwogi, do domu wraz z nędzą zaglądające. Chcemy, byś wierzył, że gorące chęci nasze, byś nie zechciał być w tym kryzysie nieobecny, osieracając nie tylko nas, wiernych Twoich żołnierzy, lecz i Polskę, nie są tylko zwykłymi uroczystościowymi komplementami, lecz że niesiemy Ci prócz wdzięcznych serc i pewne, w zwycięstwach zaprawione szable.
Sulejówek, 15 listopada
Józef Piłsudski, Pisma zbiorowe, t. VIII, Warszawa 1937, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Komendant [Piłsudski] z ganku swego dworku powiedział nam, iż meldował się u prezydenta Rzeczpospolitej, by bronić honoru wojska i jego niezależności od fluktuacji politycznych. Po wielkiej owacji dla Komendanta wróciliśmy do Warszawy. Wkrótce w nowym koalicyjnym gabinecie [premiera Aleksandra Skrzyńskiego] ministrem spraw wojskowych został generał [Lucjan] Żeligowski i zdawało się, że powrót Komendanta do wojska jest na dobrej drodze.
15 listopada
Felicjan Sławoj-Składkowski, Wspomnienia z okresu majowego, nr 6/116, 7/117−8/118, Paryż 1957, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Wszystko, co dzieje się w Polsce w tej sprawie [ustawy o zwierzchnictwie nad wojskiem], jest rzeczą sprzeczną z każdym zdrowym rozumem. Mówię o próbie rozwiązania tej kwestii obecnymi projektami ustaw, o próbie tak nieudolnej, a tak niestety uparcie źle rozstrzyganej przez Sejm i rząd. Gdy przejrzymy tę ustawę, a przejrzałem ją z dziesięć razy, wydaje mi się, że jest ona napisana rozmyślnie na to, aby w wypadku wojny dziełu zwycięstwa przeszkodzić, aby zrobić możliwie najbardziej silne, możliwie najbardziej jaskrawe przeszkody dla tego głuptasa, który w tych warunkach naczelne dowodzenie wojny obejmie.
[...] Były Naczelny Wódz, czyli Józef Piłsudski, musiał tak dobrze zalać tym panom sadła za skórę, że wobec tego sądzą, iż jest to jedyny sposób, ażeby od Naczelnego Wodza jak najbardziej się obronić.
Ile razy zastanawiałem się nad motywami, które ludźmi mogą w tym wypadku kierować, tyle razy musiałem sobie postawić kilka hipotez. Jedną z nich jest zupełnie nieuzasadniona zazdrość dla władzy, która niechybnie u każdego Naczelnego Wodza zbiera się w jego ręku. [...] Drugim motywem, niestety, jak przypuszczam, jest geszeft, zwyczajny, pospolity geszeft, albowiem gdzie więcej geszeftów się robi, jak nie podczas wojny.
15 kwietnia
Józef Piłsudski, Pisma zbiorowe, t. VIII, Warszawa 1937, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Czy przeżywamy kryzys parlamentaryzmu?
Przeżywamy na pewno [...]. Ja osobiście przy narodzinach nowego, obecnego Sejmu przepowiadałem to [...]. Według zasady ustroju parlamentarnego — rząd rządzi, Sejm sądzi. Gdy zaś zastępuje ją praktyka, że sędzia jest oskarżony, a oskarżony także sędzią, to wówczas musi nastąpić zanik wszelkiego poczucia odpowiedzialności. [...]
Czy jednak Pan Marszałek nie podziela opinii, że silny człowiek, który by ujął władzę, łatwiej potrafiłby uporać się z trudnościami? [...]
Wpędza mnie Pan w pułapkę...
Zaczynamy dalsze pytanie: dyktatura...
Dyktatura? — przerywa Pan Marszałek. — No i cóż, ubierze Pan w nią złodziei?
Czy dyktatura nie jest wyłącznie kwestią człowieka? Wziąłby ją Pan Marszałek w swe ręce?
Stawia Pan niekonstytucyjne pytania. Powinien Pan za to w kozie siedzieć. [...] Ja nie odpowiem, bo nie chcę siedzieć w kozie. Cóż — zagadnienie dyktatury stawało przede mną tyle razy... Ja jednak twierdzę, że w ramach konstytucyjnych praca silnego rządu da się uskutecznić.
29 kwietnia
Józef Piłsudski, Pisma zbiorowe, t. VIII, Warszawa 1937, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Oczekiwano zamachu stanu bądź ze strony prawicy, bądź ze strony marszałka Józefa Piłsudskiego popartego przez lewicę. Raz po raz mieliśmy ostre pogotowia. Na święto 3 Maja władze oczekiwały zamachu marszałka Piłsudskiego.
Szkoła Podchorążych poszła na plac Saski na paradę z ostrą amunicją. Oficerska Szkoła Piechoty w ogóle nie wzięła udziału w paradzie, natomiast została skonsygnowana w podziemiach Komendy Miasta jako oddział asystencyjny, również z ostrą amunicją. Przygotowywano garnizon warszawski do obrony. [...]
Było moim przekonaniem, że skądkolwiek by wyszedł zamach, należało mu się przeciwstawić. Wymagała tego konieczność obrony ustroju państwa, które nie okrzepło jeszcze po odzyskaniu niepodległości i mogło nie przetrzymać zmian, chociażby pożądanych, ale przeprowadzonych drogą zamachu stanu.
Warszawa, 3 maja
Henryk Piątkowski, Wspomnienia z „wypadków majowych” 1926 roku (i dyskusja na ten temat), „Bellona”, z. III, 1961, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
5 maja 1926 rząd [Aleksandra] Skrzyńskiego podał się w całości do dymisji. Przez cały tydzień następny trwały chaotyczne pertraktacje o utworzenie nowego rządu. Prezydent [Stanisław] Wojciechowski proponował różnym osobistościom parlamentarnym misję utworzenia nowego gabinetu. Wszyscyśmy byli tego zdania, że lewica zaproponować ma Wojciechowskiemu jako premiera marszałka Piłsudskiego i że uprzednio z nim samym w tej mierze porozumieć się należy. Z ramienia tedy całej lewicy [8 maja przewodniczący sejmowego klubu PPS, Zygmunt] Marek udał się do Marszałka [...].
Piłsudski exposé Marka spokojnie wysłuchał, po czym odrzekł: „Moje zdrowie jest zniszczone, jestem chory, bardzo chory, nie mogę uczynić tego, czego wy ode mnie chcecie. Ja pragnę tylko spokoju, mam dość polityki”. [...]
Piłsudski miał wówczas świetną sposobność wzięcia władzy w swoje ręce bez wystrzału i bez rozlewu krwi.
8 maja
Herman Lieberman, Pamiętniki, Warszawa 1996, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Wywiad [Wincentego] Witosa w „Nowym Kurierze Polskim” z 9 maja. Sensacyjny! [...]
Witos: „Niechże wreszcie marszałek Piłsudski wyjdzie z ukrycia, niech stworzy rząd, niech weźmie do współpracy wszystkie czynniki twórcze, którym dobro państwa leży na sercu. Jeśli tego nie zrobi, będzie się miało wrażenie, że nie zależy mu naprawdę na uporządkowaniu stosunków w państwie. [...] Gdybym ja miał pewne obiektywne dane, jak on, o których w tej chwili nie chcę mówić, to stworzyłbym rząd, gdyby mi odpadła połowa nawet ministrów...”
Ustępy wywiadu skreślone w ostatniej chwili przez [dziennikarza Konrada] Wrzosa, częściowo zatuszowane („pewne obiektywne dane..., o których w tej chwili nie chcę mówić...”), mówiły bez ogródek: „Mówią, że Piłsudski ma za sobą wojsko, jeśli tak, to niech bierze władzę siłą...; ja bym nie wahał się tego zrobić”. [...]
Zrobiłem Witosowi dużą scenę za wywiad: „Zrywa pan z przeszłością i parlamentaryzmem, daje pan przykład, z którego inni skorzystają!”. [...]
Dlaczego Witos dał ten wywiad? Zapewne sam nie umiałby tego rozumnie wytłumaczyć. Lubił, jak aktor, żeby o nim pisano, mówiono; rzucał więc nieraz, a i w tym wypadku, coś niezwykłego, coś, co zwróciłoby uwagę na niego. Była też, sądzę, chęć „pokazania” Piłsudskiemu: „mocny jesteś w słowie, w gestach, ale na czyn cię nie stać...”.
Wiem, że wynurzenia Witosa pojęto w obozie Piłsudskiego jako urąganie; na lewicy zaś jako jeszcze jeden dowód, że Witos jest zdecydowanym reakcyjnym faszystą i czeka tylko na moment, by zakuć Polskę w kajdany reakcji...
Warszawa, 9 maja
Maciej Rataj, Pamiętniki, Warszawa 1965, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
W ciągu niedzieli (9 maja) odbywa się jakby wyścig w tworzeniu gabinetu: jeden w Belwederze tworzy Władysław Grabski, drugi smaży się w Sejmie. Kto prędzej dojdzie do celu? [...] Desygnowanie Władysława Grabskiego na premiera, najbardziej niespodziewane pod słońcem, wywołało zdumienie [...]. Władysław Grabski był najbardziej znienawidzonym, niepopularnym człowiekiem. Jak mógł nie zdawać sobie sprawy z tego prezydent Wojciechowski?
[...] Chciał sobie Grabski pozyskać Piłsudskiego: zaprosił go Wojciechowski do Belwederu i w obecności Grabskiego zapytał o radę w sprawie teki wojskowej. „Porozumienie z Piłsudskim” miało być bardzo potężnym atutem w rękach nowego rządu. Ale Piłsudski nie wzruszył się uprzejmością i powiedział panu Grabskiemu szereg bardzo nieprzyjemnych rzeczy na temat jego poprzednich rządów — w formie, jak mi mówiono, bardzo brutalnej.
Wrogie stanowisko opinii publicznej, odmowy kandydatów [na ministrów], a zwłaszcza stanowisko zajęte przez Piłsudskiego, przekreśliły misję Grabskiego. [...]
Rozmowa z Witosem: tłumaczę jeszcze raz i ostrzegam. Witos się chwieje, ale boi się być podejrzanym o tchórzostwo! [Poseł Alfons] Erdman go uprowadza [do restauracji] pod „Bachusa”. Przed północą targi dobite w Sejmie [...], większość jest i Witos ma być premierem. Władysław Grabski ustępuje miejsca. Belweder szuka za Witosem, znaleziono go pod „Bachusem”! Podjął się misji!
Warszawa, 9 maja
Maciej Rataj, Pamiętniki, Warszawa 1965, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Kilkakrotne próby pana Witosa nie udawały się jedynie z przyczyny nieumiejętności albo niechęci tego pana uwzględniania interesów moralnych państwa. Państwo bowiem ma dwie funkcje wyraźnie państwowe i wyraźnie z jego bytem związane: wojsko i politykę zagraniczną, to znaczy stosunki z innymi państwami. Te dwie funkcje, jak zawsze twierdziłem, nie mogą podlegać fluktuacji gry zawistnych partii, gdyż system taki prowadzi nieuchronnie państwo do zguby i demoralizuje oraz degeneruje obie te funkcje.
[...]
Pan Wincenty Witos znany jest w historii naszego państwa głównie z bezceremonialnego stosunku do wszystkich funkcji państwowych. Dobór jego kolegów w obecnym gabinecie przypomina mi rząd utworzony ongiś z wielkim hukiem i hałasem, a co do którego zdecydowałem, iż nie mogę w żaden sposób łączyć mego nazwiska z takim właśnie rządem. Wiedziałem bowiem z góry, że wraz z powstaniem takiego rządu idą przekupstwa wewnętrzne i nadużycia rządowej władzy bez ceremonii we wszystkich kierunkach dla partyjnych i prywatnych korzyści.
Na ministrów wojska od tego czasu zaczęto dobierać generałów, którzy by mieli sumienia giętkie, zdolne do uprawiania — jak ja nazywam — handlu posadami i rangami, dla wygody takiego czy innego stronnictwa, takiego czy innego potrzebnego posła, takiego czy innego wygodnego kupca, jednym słowem — takiego czy innego człowieczka. System demoralizacji wojska, które, nie mając praw wyborczych, ma jednego przedstawiciela swych interesów i potrzeb w osobie ministra, przy odpowiednim doborze tego ministra zaczął święcić swoje triumfy nie przy kim innym, jak przy panu Wincentym Witosie. [...]
Trwało to przez cały czas rządu pana Witosa i jego szlachetnych kolegów i dowodzenia wojskiem pana generała [Stanisława] Szeptyckiego. System ten w inny sposób, bardziej — że tak powiem — rozlewny, był stosowany i przy następnym ministerium pana Władysława Grabskiego wraz z Władysławem Sikorskim.
Gdy więc na szczęście dla Polski padły oba ministeria, ministeria rozwydrzenia partii, dzielących Polskę na szmatki na rzecz każdej partii i każdego stronnictwa, zostały po nich duże deficyty państwowe i ogólne, daleko idące zubożenie. Odbiło się to dotkliwie i na wojsku. Budżet wojskowy został w jednej chwili zmniejszony do połowy. Minister spraw wojskowych mieć obecnie musi do czynienia z dziesiątkami kryminalnych spraw o nadużycia pieniężne, popełniane przez protegowanych obu kiepskiej pamięci rządów: pana Wincentego Witosa i pana Władysława Grabskiego.
Warszawa, 11 maja
Józef Piłsudski, Pisma zbiorowe, t. VIII, Warszawa 1937, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Widocznie w związku z wywiadem [na polecenie premiera skonfiskowano nakład „Kuriera Porannego” z wywiadem Józefa Piłsudskiego — przyp. red.] puszczono alarmującą pogłoskę o napadzie jakiejś zagadkowej bandy na pałac Piłsudskiego w Sulejówku. Banda owa miała się tam podsunąć pod ochroną lasów i gęstym ogniem karabinowym i rewolwerowym ostrzeliwała mieszkanie. Spłoszyła ją dopiero pomoc, która przybyła z pobliskich garnizonów wojskowych. Wiadomości te przyniósł „Przegląd Wieczorny”. Mimo że inne pisma zdementowały to kłamstwo, bardzo wielu uwierzyło, że „zbrodniczy napad na Marszałka i jego rodzinę” został naprawdę urządzony. Mało tego, inspiratorzy dawali wyraźnie do zrozumienia, że był on dziełem endecji, a może nawet agentów rządu. Ohydna ta prowokacja udała się znakomicie. Szerokie, nieświadome masy uwierzyły, że zbrodniczy rząd Witosa chciał zgładzić Marszałka i skutkiem tego rozgrzeszały go od razu, kiedy rozpoczął walkę z tym rządem.
Warszawa, 11 maja
Wincenty Witos, Moje wspomnienia, t. III, Paryż 1965, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
W południe 11 maja zaszedłem do kawiarni „Europejskiej” na Krakowskim Przedmieściu. O tej porze zbierało się tam zwykle liczne grono kolegów i znajomych, wojskowych i polityków, tam napływały najświeższe wiadomości z miasta. Nastrój w kawiarni był w tym dniu wyjątkowo gorący. Dyskutowano przebieg przesilenia w rządzie, wyciągano wnioski ze składu nowego rządu, omawiano ostatnie zmiany personalne w wojsku, usiłowano odgadnąć, co zrobi Marszałek, mówiono o ulotkach, które jakoby krążą po mieście. Oczekiwano nadzwyczajnych zdarzeń.
Przy stoliku koledzy często się zmieniali. Jedni wychodzili, inni przybywali. W pewnej chwili zauważyliśmy na Krakowskim Przedmieściu przechodzącego obok kawiarni płk. [Mariana] Ocetkiewicza, zastępcę komendanta miasta. Był to oficer bardzo niepopularny i nielubiany w garnizonie, zdecydowany przeciwnik piłsudczyków.
Przed kawiarnią płk Ocetkiewicz zatrzymał się, po czym podszedł do okna i pilnie obserwował wnętrze kawiarni. Od sąsiednich stolików padły głosy: „Ocetkiewicz za czymś węszy”. Po chwili płk Ocetkiewicz odszedł w kierunku Komendy Miasta, która mieściła się w sąsiedztwie. Po upływie dziesięciu minut przed naszym stolikiem stanął na baczność porucznik kawalerii, adiutant płk. Ocetkiewicza, i zameldował: „Pułkownik Ocetkiewicz wzywa panów natychmiast do Komendy Miasta”. Był to dość niezwykły sposób wezwania (bez jasnego powodu) przypadkowo obecnych w kawiarni starszych oficerów na konferencję służbową. [...]
Upłynęło pół godziny — koledzy nie powrócili. Opuściłem więc kawiarnię i udałem się do Komendy Miasta sprawdzić, co się tam z nimi dzieje. Kiedy wchodziłem na pierwsze piętro budynku Komendy, zatrzymał mnie oficer inspekcyjny garnizonu mjr Karol Ziemski, mój podkomendny z 36 pułku piechoty i powiedział mi podnieconym głosem: „Po co tam idziesz? Wracaj, bo cię Ocetkiewicz zaaresztuje, jak to już uczynił przed chwilą z dwoma pułkownikami”. Po tym ostrzeżeniu — zawróciłem.
Warszawa, 11 maja
Kazimierz Sawicki, 36 pp (Legia Akademicka) w dniach 12−14 maja 1926 r., Instytut Józefa Piłsudskiego w Londynie, sygn. 24/5/2/3/A3a, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Rozhulała się piłsudczyzna w sposób tak hałaśliwy i wyzywający, że Warszawa literalnie od niej szumiała i kipiała. Zmobilizowani strzelcy [członkowie Związku Strzeleckiego — przyp. red.], a także część robotników, pod wpływem posła Jaworowskiego i innych piłsudczyków z PPS, uganiali się po ulicach i lokalach publicznych, wszędzie podniecając publiczność opowiadaniem o krzywdach wyrządzanych Piłsudskiemu, wznosząc na jego cześć okrzyki... Czuć było w powietrzu zbliżające się ważne wydarzenia, machina spiskowa została puszczona w ruch.
Warszawa, 11 maja
Herman Lieberman, Pamiętniki, Warszawa 1996, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
W kołach robotniczych pogłębiało się od ustąpienia ministrów socjalistycznych niezadowolenie, wzrastały nastroje strajkowe. Posłowie lewicowi w Sejmie uchwalali na wspólnym posiedzeniu klubów ostrą opozycję. Nad Warszawą zbierała się wiosenna burza. [...]
Połączyłem się z Poznaniem, gdzie okręgiem wojskowym dowodził generał Kazimierz Sosnkowski. Był on zarazem pierwszym delegatem polskim na Konferencję Rozbrojeniową. Pozorując więc moją prośbę ważnymi wiadomościami otrzymanymi z Genewy, zwróciłem się doń o niezwłoczne przybycie do Warszawy. Nazajutrz rano [12 maja] spotkaliśmy się na Wierzbowej [w Ministerstwie Spraw Zagranicznych — przyp. red.]. Przyznałem się, że nie chodzi mi o rozbrojenie Europy, ale walk wewnętrznych. Byłem przekonany, że tylko on, zadomowiony obok Komendanta [Józefa Piłsudskiego] w legendzie Szef Legionów, znany wszystkim żołnierzom długoletni minister spraw wojskowych, potrafi przeszkodzić wciągnięciu armii w rozgrywki polityczne.
Generał nie oburzył się na mój podstęp. Ruszył na miasto, obiecał wrócić po południu. Zamiast tego zatelefonował do mnie wieczorem: „Niestety, już za późno. Nie mogę odwrócić biegu wydarzeń. Wracam do Poznania”. Z głosu wyczułem jego osobistą i czekającą całą Polskę tragedię.
Warszawa, 11–12 maja
Kajetan Morawski, Tamten brzeg. Wspomnienia i szkice, Paryż [1961], [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Tegoż dnia po południu otrzymałem od gen. [Gustawa] Orlicza-Dreszera przez telefon informację, iż został on wezwany pilnie do Sulejówka. Zaraz tam wyjeżdża, nie zna powodu wezwania, ale skoro tylko będzie miał jakieś wiadomości, da mi znać. [...]
Wieczorem przybyłem do koszar. Zastałem tam już paru oficerów, wezwanych przeze mnie wcześniej. Przeprowadziłem nocną inspekcję w pułku, poinformowałem wezwanych oficerów o napiętej sytuacji politycznej, po czym udaliśmy się na spoczynek. W kancelariach pułku rozstawiono dla nas łóżka polowe.
Około godziny 2.00–3.00 w nocy obudził mnie oficer służbowy [...]. Płk [Adam] Koc zakomunikował mi, iż Marszałek [Józef Piłsudski] postanowił uporządkować bałagan w państwie. W tym celu w godzinach rannych 12 maja Marszałek wkroczy przez most Poniatowskiego do Warszawy, na czele 7 pułku ułanów i baonu rembertowskiego.
Ja, jako dowódca 36 pułku piechoty, mam postawić pułk w stan pogotowia.
Warszawa, 11–12 maja
Kazimierz Sawicki, 36 pp (Legia Akademicka) w dniach 12−14 maja 1926 r., Instytut Józefa Piłsudskiego w Londynie, sygn. 24/5/2/3/A3a, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
W bardzo krótkiej przemowie do pułku oświadczyłem, że z rozkazu dowódcy dywizji i Marszałka [Józefa Piłsudskiego] objąłem dowództwo pułku i że pułk został powołany przez Marszałka do Warszawy. Ktoś wzniósł okrzyk: „Marszałek niech żyje!”. [...]
Bez żadnego zatrzymania się pułk maszerował bądź kłusem, bądź pieszo prowadząc konie. Jedynie gdy spotykaliśmy jakiś strumyk, szwadrony rozwinięte wchodziły do wody i poiły konie, i znów w drogę...
Dzień był gorący, wprost upalny nawet już w rannych godzinach. Nic więc dziwnego, że paru żołnierzy zemdlało w drodze, ale to nie powstrzymało tempa marszu.
[...] Pułk wyprzedzał na taksówce rotmistrz [Józef] Trepto, który wciąż był w ruchu między pułkiem a Warszawą. Parokrotnie meldował on Marszałkowi na Pradze o miejscu znajdowania się pułku. Jak mi potem powiedział Trepto, Marszałek był zadowolony z tempa marszu pułku i po jakimś z kolei meldunku miał powiedzieć: „Widzę, że Kmicic boi się, by bez niego się nie obyło”.
12 maja
Ludwik Kmicic-Skrzyński, Przewrót Majowy 1926 roku, Instytut Józefa Piłsudskiego w Londynie, 24/5/2/1/A.11a, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Gdy przyszedłem na wiadukt prowadzący do mostu, [...] zameldowałem się u Prezydenta [Stanisława Wojciechowskiego] jako dowódca szpicy. Prezydent wydał mi osobiście rozkaz: „Ma pan porucznik zamknąć most i nikogo do miasta nie wpuścić”. Odpowiedziałem: „Rozkaz, Panie Prezydencie” i ustawiłem dwa lkm-y na miejscu, rozsypując część podchorążych w tyralierę, częścią zaś usunąłem tłum, który zebrał się na wiadukcie koło Prezydenta.
[...] W pewnej chwili zobaczyłem, jak od strony Pragi zbliżył się samochód [...] Wysiadł [z niego] marszałek Piłsudski w swym błękitnym, marszałkowskim mundurze. [...] Podszedłszy do Prezydenta, zasalutował i zaczął do niego mówić. Pierwszych zdań nikt zdaje się nie słyszał. [...]
Kiedy podeszliśmy bliżej, widziałem i słyszałem następującą scenę. Marszałek, trzymając lewą rękę w kieszeni spodni, prawą rękę położył na klapie narzutki Prezydenta i głębokim głosem z akcentem prośby mówił: „Panie Prezydencie, niech mnie Pan przepuści”. Na to Prezydent odpowiedział: „Nie mogę, Panie Marszałku, tu chodzi o Polskę”. Na to Marszałek: „Ależ, Panie Prezydencie, właśnie dlatego, że chodzi tu o Polskę, ja tam muszę iść — niech mnie Pan przepuści! Zaręczam Panu, że ani Panu nic się nie stanie, ani tym żołnierzom (tu wskazał na nas) nic się nie stanie, niech mnie Pan przepuści”. Prezydent Wojciechowski stuknąwszy laską o bruk powiedział dobitnie: „Nie, nie mogę, Panie Marszałku!”.
Wówczas Marszałek włożył prawą rękę do kieszeni, a lewą wyjąwszy uchwycił Prezydenta za klapę narzutki i, jakby odsuwając go na bok, ruszył ku wojsku. Minął szpicę i podszedł do mjr. [Mariana] Porwita i kpt. Rzepeckiego i rozmawiał chwilę z nimi. Nie uzyskawszy ich zgody na wpuszczenie do stolicy, zbliżył się do małej kolumny podchorążych starszego rocznika, stanowiących obsługę lkm-ów. [...]
Kiedy to spostrzegłem, skoczyłem między Marszałka a tych podchorążych starszego rocznika i krzyknąłem: „Kordon w poprzek mostu, nie przepuścić Pana Marszałka!”. Zaś kpt. Franciszek Pająk zakomenderował: „Ładuj broń!”. Chociaż podchorążowie mieli już broń naładowaną, trzasnęli zamkami karabinów. Wówczas Marszałek uchwycił mnie za przegub prawej ręki i rzekł: „Cóż to, dziecko, do mnie będziesz strzelał?”. Patrząc Marszałkowi w oczy odpowiedziałem: „Tak jest, Panie Marszałku! Mam rozkaz Pana Prezydenta i jeszcze jeden krok, a każę strzelać!”. Widziałem twarz Marszałka tuż przy swojej. Był blady. Oczy miał obwiedzione czerwonymi obwódkami i duże zmęczenie przebijało z jego twarzy. Ale jeszcze nie rezygnował. Zwrócił się bezpośrednio do podchorążych z zapytaniem: „Dzieci, nie przepuścicie mnie?”. Kilka głosów podchorążych odezwało się: „Nie, Panie Marszałku, mamy taki rozkaz Pana Prezydenta”.
[...] Potem Prezydent w towarzystwie adiutantów odjechał samochodem.
Marszałek odszedł od nas, cofając się parę kroków w tył do północnej balustrady wiaduktu. Oparł się o nią plecami i chwilę trwał w bezruchu zupełnie zgnębiony i blady. Po pewnym czasie jednak ocknął się i rzekł: „Zostawiam wam tu [Bolesława] Wieniawę[–Długoszowskiego]. Nie postrzelajcie się. Ja tu jeszcze do was wrócę”. Potem oddalił się, wsiadł do samochodu i odjechał ku Pradze.
Warszawa, 12 maja
Henryk Piątkowski, Wspomnienia z „wypadków majowych” 1926 roku (i dyskusja na ten temat), „Bellona”, z. III, 1961, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Byliśmy [wojska wierne Piłsudskiemu] w okresie wyczekiwania i bezczynności... Czekaliśmy... Przeciwległy [zachodni] brzeg Wisły był obsadzony przez piechotę.
Po pewnym czasie ruszył do natarcia przez most jakiś oddział piechoty [wierny Piłsudskiemu]. Rozległy się pierwsze strzały... a następnie przemówiła artyleria [wierna rządowi z tamtej strony mostu. Strzelała z placu Zamkowego wprost na most. Jedno lub dwa działa. Na moście — paru rannych. Pierwsi zaczęli strzelać z tamtej strony. Przynajmniej tak było koło mostu Kierbedzia, a zdaje się jeszcze nigdzie nie było działań...
Powtórzony atak [wojsk Piłsudskiego] doprowadził do zajęcia placu Zamkowego, Zamku samego i bezpośredniej okolicy. Na ulicach tłumy rozentuzjazmowanych ludzi. Gdzieniegdzie odzywają się okrzyki: „Niech żyje Piłsudski”.
Ulica Krakowskie Przedmieście, w rejonie gmachu Rady Ministrów, zamknięta podwójnymi szpalerami podchorążaków [wiernych rządowi]. Z obu stron, tj. w kierunku Zamku, jak i Nowego Światu. Podchorążowie stali ramię przy ramieniu z karabinami z nałożonymi bagnetami. Jeden szereg, a za nim w odległości kilku kroków następny.
Ponoć obradowała Rada Ministrów.
Warszawa, 12 maja
Ludwik Kmicic-Skrzyński, Przewrót Majowy 1926 roku, Instytut Józefa Piłsudskiego w Londynie, sygn. 24/5/2/1/A.11a, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Po przybyciu wieczorem do Komendy Miasta zaprosiłem do siebie pana marszałka [Macieja] Rataja i stwierdziłem od razu, że mam już przewagę sił, które wzrastać będą niemal z każdą godziną, lecz że i teraz uniknąć chcę większych wstrząśnień, na co jest jeszcze czas — i dlatego proponuję mu, że jeśli uważa to za potrzebne, by rozpoczął mediacje między mną a Belwederem. Dodałem, iż spieszyć z tym trzeba, gdyż z natury rzeczy już dnia następnego, jeśli mediacje nie będą zakończone w przeciągu nocy, będę musiał iść dalej siłą ze wszystkimi jej konsekwencjami. Pan marszałek Rataj zgodził się ze mną i podjął tę próbę.
Warszawa, 12 maja
Józef Piłsudski, Pisma wybrane, Warszawa 1934, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Nie mogę długo mówić, jestem bardzo zmęczony zarówno fizycznie, jak moralnie, gdyż będąc przeciwnikiem gwałtu, czego dowiodłem podczas sprawowania urzędu Naczelnika Państwa, zdobyłem się po ciężkiej walce z samym sobą na próbę sił z wszystkimi konsekwencjami.
Całe życie walczyłem o znaczenie tego, co zowię imponderabilia: jak honor, cnota, męstwo i w ogóle siły wewnętrzne człowieka, a nie dla starania o korzyści własne czy swego najbliższego otoczenia.
Nie może być w państwie za wiele niesprawiedliwości względem tych, co pracę swą dla innych dają, nie może być w państwie — gdy nie chce ono iść ku zgubie — za dużo nieprawości.
Warszawa, 12 maja
Józef Piłsudski, Pisma wybrane, Warszawa 1934, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
W klubie poselskim PPS w Sejmie zjawili się oficerowie, wysłannicy sztabu Piłsudskiego, żądając od nas proklamowania strajku powszechnego i przedstawiając sytuację jako dość poważną dla Piłsudskiego. Wskutek tego żądania odbyła się narada Centralnego Komitetu Wykonawczego [PPS] w lokalu „Robotnika”. Na tym posiedzeniu, gdy przeróżni mówcy z zapałem mówili o powstaniu Piłsudskiego i przyklasnęli myśli ogłoszenia strajku, zabrałem głos i zauważyłem skromnie, że jednak, gdy mamy dać całą pomoc klasy robotniczej powstaniu wojskowemu, godzi się zapytać Piłsudskiego, dokąd on zdąża i co za cele polityczne osiągnąć pragnie przez zwycięskie zakończenie swojej akcji powstańczej. Żądałem tedy powstrzymania się od proklamacji strajku aż do chwili, w której nastąpi porozumienie z Piłsudskim co do celów buntu wojskowego.
Wtedy to podczas posiedzenia poseł socjalistyczny Warszawy, [Rajmund] Jaworowski, członek CKW, odwołał mnie na bok i oświadczył mi, że gram niebezpieczną grę, że jeśli tak dalej będę przemawiał i bronił mojego stanowiska, to muszę być przygotowany na to, że gdy wyjdę na ulicę, robotnicy warszawscy mnie „powieszą na latarni, bo — zakończył — robotnicy warszawscy są za Piłsudskim i po jego stronie walczą i będą walczyć”.
Warszawa, 13 maja
Herman Lieberman, Pamiętniki, Warszawa 1996, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Rząd Witosa, rząd skąpany we krwi żołnierzy polskich musi upaść. Wojska prowadzone przez Józefa Piłsudskiego, wierne Demokracji i Republice Polskiej muszą zwyciężyć! Lud polski winien poprzeć zbiorowym wysiłkiem walkę swych braci żołnierzy. Wobec tego Warszawski Okręgowy Komitet Robotniczy PPS wzywa Was, Towarzysze, do strajku powszechnego od dnia 14 bm. aż do odwołania. Niech strajk ten będzie potężną, imponującą manifestacją Warszawy robotniczej! Niech będzie protestem przeciwko Wojciechowskiemu, który zdradził demokrację polską, stanął po stronie reakcji i zagrzewa do walki z wojskami Józefa Piłsudskiego.
Niech strajk ten będzie grobem, w który zawali się rząd Witosa — rząd prowokatorski, rząd, który na nędzy inwalidów, wdów, sierot i bezrobotnych chce „sanować” Polskę.
Niech żyje strajk powszechny!
Warszawa, 13 maja
Dokumenty chwili, cz. I, 13 do 16 maja 1926 r. w Warszawie. Przebieg tragicznych wypadków na podstawie komunikatów oficjalnych, prasy i spostrzeżeń świadków, Warszawa [17 maja 1926], [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Do P. Marszałka Józefa Piłsudskiego!
Przed chwilą oddziały wojska słuchającego rozkazów Pana Marszałka weszły pod dowództwem majora do budynku sejmowego, na terytorium którego nietykalności jestem obowiązany bronić.
Nie mogąc przeciwstawić się fizycznie sile zbrojnej, muszę się ograniczyć do wyrażenia jak najostrzejszego protestu. Nie wątpię, iż Pan Marszałek wyda rozkaz respektowania gmachu sejmowego.
Warszawa, 14 maja
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Stała się w Warszawie rzecz przeraźliwa i wspaniała zarazem, jakby rozdział z historii greckiej. Rewolucja wojskowa o ideał moralny. Dokonał jej Piłsudski, za którym stanęło całe wojsko, cała ulica, cały dół społeczeństwa. Przez trzy dni Warszawa była widownią tragicznej walki nielicznych wojsk rządowych z wojskami Piłsudskiego, walki, odbywającej się przy „asyście” nieustraszonej naprawdę publiczności warszawskiej. Zdobywano lotnisko, ulicę za ulicą. Ministerstwo Wojskowe, wreszcie Belweder. Wojciechowski i rząd Witosa zostały zmiecione. Na razie został postawiony postulat czysto moralny: nie wolno igrać z honorem żołnierza, rozkradać mienia narodu ani żyć pozorami na pokaz. Starły się w Polsce dwa narody moralne. Jeden naród twórczości i doskonalenia się, docierający do istoty zagadnień i drugi naród – naród kłamstwa i konwenansu. [...] Zostały stworzone warunki dla nowego życia. Ale co my, społeczeństwo, z nim zrobimy. Piłsudski nie może za nas zrobić wszystkiego.
Warszawa, 17 maja
Maria Dąbrowska, Dzienniki 1914-1965, t. 2: 1926-1934, red. Wanda Starska-Żakowska, Warszawa 2009.
Żołnierze!
Nie po raz pierwszy słyszycie mój głos. Ongiś na polach bitew, gdy młode państwo jeszcze ząbkowało, jak chorowite dziecko prowadziłem Was w boje, które w zwycięstwach, pod moim dowództwem wywalczonych, na długie wieki okryły sławą i blaskiem bohaterskie Wasze sztandary.
Po innych bojach przemawiam do Was dzisiaj. [...] W jedną ziemię wsiąkła krew nasza, ziemię jednym i drugim jednakowo drogą, przez obie strony jednakowo umiłowaną. [...]
Żołnierze! Stanąłem znowu na Waszym czele, jako Wasz Wódz. Znacie mnie. Bezwzględny dla siebie, stałem zawsze pośród Was — w najcięższych Waszych bólach i trudach, w mękach i niepokojach. Znacie mnie i jeśli nie wszyscy kochać mnie potraficie, wszyscy musicie mnie szanować, jako tego, który Was do wielkich zwycięstw prowadzić potrafił, a przy ogólnym zepsuciu i demoralizacji nie chciał i nie umiał korzyści własnej pilnować lub dochodzić.
Niech Bóg, nad grzechami litościwy, nam odpuści i rękę karzącą odwróci, a my stańmy do naszej pracy, która ziemię naszą wzmacnia i odradza.
22 maja
Józef Piłsudski, Pisma wybrane, Warszawa 1934, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Stały się straszne, straszne rzeczy, tak niespodziewane a tak złe! W Polsce naszej nieszczęśliwej, której po niedawnym wskrzeszeniu, Zmartwychwstaniu z wiekowej niewoli tak potrzeba spokoju i ładu, wytrwałej, zgodnej pracy obywatelskiej, w Polsce rokosz i wojna bratobójcza, to jest okropne, że serce pęka. I kto ją wzniecił? Piłsudski. Ten, który przez długie lata tak dla Ojczyzny tylko żył, walczył, cierpiał, ten któregośmy tak wielbili. Niestety, już od dłuższego czasu tak dziwnie postępował, tak dziwnie przemawiał, że nie wiedzieć co było o tym myśleć – partie przeciwne potępiały go, zwolennicy wszystko na dobre tłumaczyli. Ja długo, długo chciałam wierzyć i przy każdej sposobności broniłam, ale teraz, po tym szalonym, ach! niegodziwym czynie, już nie mogę – mam ciężki żal do niego, wizerunek jego zerwałam ze ściany (nie na poniewierkę – włożyłam go między ilustracje i albumy, na pamiątkę, jak przeszłość, ale patrzeć na niego teraz nie mogę – a na tym miejscu powiesiłam obraz święty, Kościuszkę pod Racławicami.
Bunt w wojsku, rozłam w nim, przelew krwi bratniej, około 300 ofiar, prócz rannych, zdeptanie prawowitej władzy, wszystko to takie okropne… Dzięki Bogu, że przynajmniej nie trwało długo – rozstrzygnęło się w niespełna 4 dniach.
Lwów, woj. lwowskie, 22 maja
Zofia Romanowiczówna, Dziennik lwowski 1842–1930, t. 2, 1888–1930, Warszawa 2005.
Dałem gwarancję swobodnego obioru prezydenta i słowa dotrzymam, ale ostrzegam, nie zawierajcie z kandydatem na prezydenta układów partyjnych. Kandydat na prezydenta musi stać ponad stronnictwami, winien umieć reprezentować cały naród. Wiedzcie, że w przeciwnym razie nie będę bronił Sejmu i Senatu, gdy dojdzie do władzy ulica. Nie może w Polsce rządzić człowiek pod terrorem szuj i temu się przeciwstawiam.
Wydałem wojnę szujom, łajdakom, mordercom i złodziejom i w walce tej nie ulegnę. Sejm i Senat mają nadmiar przywilejów i należałoby, aby ci, którzy powołani są do rządów, mieli więcej praw. Parlament winien odpocząć. Dajcie możność rządzącym odpowiadać za to, czego dokonują. Niech prezydent tworzy rząd, ale bez nacisku partii. To jest jego prawo.
Z kandydaturą moją róbcie, co się wam podoba. Nie wstydzę się niczego, skoro się nie wstydzę przed własnym sumieniem. Jest mi obojętne – wiele głosów otrzymam. Dwa, sto, czy dwieście. Nie robię jednak żadnego nacisku, co do wybrania mojej osoby. Wybierajcie tego, kogo będziecie chcieli, szukajcie jednak kandydatów apartyjnych i godnych wysokiego stanowiska. Gdybyście tak nie postąpili – widzę wszystko w czarnych dla was kolorach, a dla siebie w barwach przykrych, bo nie chciałbym rządzić batem. Rządzenie batem obrzydziłem sobie w państwach zaborczych.
Warszawa, 29 maja
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
Panie Marszałku!
Dziękuję Zgromadzeniu Narodowemu za wybór. Po raz drugi w mym życiu mam w ten sposób zalegalizowanie moich czynności i prac historycznych, które, niestety dla mnie, spotykały się przedtem z oporem i niechęcią dosyć szeroką. Tym razem dziękuję wszystkim panom, że wybór mój nie był jednomyślny, tak jak to było w lutym 1919 r. Mniej może w Polsce będzie zdrad i fałszu.
Niestety, przyjąć wyboru nie jestem w stanie. Nie mogłem wywalczyć w sobie zapomnienia, nie mogłem wydobyć z siebie aktu zaufania i do siebie w tej pracy, którą już raz czyniłem, ani też do tych, co mnie na ten urząd powołują.
Zbyt silnie w pamięci stoi mi tragiczna postać zamordowanego Prezydenta Narutowicza, którego nie zdołałem od okrutnego losu ochronić, zbyt silnie działa na mnie brutalna napaść na moje dzieci.
Nie mogę też nie stwierdzić raz jeszcze, że nie potrafię żyć bez pracy bezpośredniej, gdy istniejąca Konstytucja od Prezydenta taką właśnie pracę odsuwa i oddala.
Musiałbym zanadto się męczyć i łamać. Inny charakter do tego jest potrzebny.
Przepraszam za zawód, który czynię nie tylko tym, co za mną głosowali, lecz i tym, co poza salą Zgromadzenia żądają tego ode mnie.
[...]
Dziękuję raz jeszcze za wybór i proszę o natychmiastowy – daj Boże – szczęśliwy wybór Prezydenta Rzeczypospolitej.
Warszawa, 31 maja
Józef Piłsudski, O państwie i armii. Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Istnieje pogląd, że ruch, na którego czele stoi Piłsudski, jest ruchem rewolucyjnym. Powiadają, że Piłsudski broni sprawy rewolucji w Polsce, sprawy chłopów przeciwko obszarnikom, sprawy robotników przeciwko kapitalistom, sprawy wolności dla uciskanych w Polsce narodowości, przeciwko polskiemu szowinizmowi i faszyzmowi. Powiadają, że wobec tego Piłsudski zasługuje na to, by komuniści go poparli.
Jest to całkowicie niesłuszne, towarzysze!
W rzeczywistości w Polsce toczy się obecnie walka pomiędzy dwoma odłamami burżuazji: odłamem wielkoburżuazyjnym z Poznaniakami na czele i odłamem drobnomieszczańskim z Piłsudskim na czele. Celem walki jest wzmocnienie, stabilizacja państwa burżuazyjnego, a nie obrona interesów robotników i chłopów oraz interesów uciskanych narodowości. Walka toczy się o metody wzmocnienia państwa burżuazyjnego. Idzie o to, że państwo polskie wkroczyło w fazę zupełnego rozkładu. Finanse lecą na łeb, na szyję. Złoty spada, przemysł jest sparaliżowany.
Narodowości niepolskie są uciskane. A na górze, w kołach zbliżonych do warstw rządzących, panuje orgia nadużyć, jak o tym zresztą mówią bez żenady przestawiciele wszystkich bez wyjątku frakcji sejmowych. [...] Polska w chwili obecnej stanowi splot szeregu zasadniczych sprzeczności, które w dalszym swym rozwoju w sposób nieunikniony doprowadzić muszą w Polsce do bezpośrednio rewolucyjnej sytuacji.
8 czerwca
Józef Stalin, Dzieła, t. 8, Warszawa 1950.
„Monitor” z 2 października przyniósł listę gabinetu, która wywołała prawdziwą sensację. Premierem i ministrem spraw wojskowych został zamianowany marszałek Piłsudski […].
W obozie majowym, w kołach piłsudczykowskich gabinet wywołał zrozumiałą konsternację, zawstydzenie i cichą nieraz rozpacz, zwątpienie. Pomyśleć bowiem: nie upłynęło jeszcze pół roku od krwawych walk toczonych pod hasłem „precz z reakcją polityczną i społeczną” i oto ten, który walki te rozpętał, ten, który przez długie lata był symbolem „lewicowości” wszelakiej, doszedłszy do władzy bierze sobie bez nacisku parlamentu czy stronnictw z własnej i nieprzymuszonej woli za współpracownika przedstawiciela „najczarniejszej reakcji” politycznej i społecznej, prononsowanego monarchistę – p. [Aleksandra] Meysztowicza i mniej wprawdzie prononsowanego, ale prawicowego obszarnika p. [Karola] Niezabitowskiego.
Lata całe „niepodległościowy” obóz Piłsudskiego i sam Piłsudski odmawiali wszystkim innym prawa do Polski, twierdząc, że ci „inni”o Polskę nie walczyli, Polski nie chcieli - „nie chciał jej Dmowski, nie chciał Paderewski, nie chciał Witos i Grabski...”. A oto teraz ten, który był przywódcą i sztandarem obozu niepodległościowego, powołuje do współpracy i współrządów najtypowszego przedstawiciela ugody wobec caratu, „kataryniarza” Meysztowicza, który nawet w oczach ugodowców – przeholował w uległości.
[…]
A „Komendant” wiedział, co robi, i to, co robił, było bardzo głęboko pomyślane. Obecność w ganinecie skrajnych konserwatystów i socjalistów mówiła na zewnątrz, na zagranicę, iż Piłsudski jest tym człowiekiem, który utrzymuje równowagę społeczną w Polsce […].
Warszawa, 2 października
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, red. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Stare to zamczysko mówi nam, jak śmierć i życie splatały się ze sobą w pracy nad tymi murami. Miałem adiutanta, który z tego pochodził gniazda, i niewątpliwie duch Stanisława Radziwiłła jest z nami, gdy tu bawi jego Wódz Naczelny. Ani mnie to przeraża, ani dziwi. Dziś chcę jego wspomnieć nie jako umarłego, lecz, jako żywego. Rycerska prawda tego domu uosobiła się w nim. Duma wielkiego domu, który tak dawno przeszłości naszej służył, zlały się w nim z wierną i twardą służbą żołnierza. Dom Radziwiłłów dał nam w przeszłości szereg ludzi, co w służbie państwa zasłynęli czy na polach bitew, czy w radiach senatorów.
Piję dziś nie za pamięć o poległym, gdyż wierzę, że pamięć o nim żywa będzie wśród panów, lecz dziekując, wzruszony przemówieniami poprzedników, toast ten wznoszę za ród Radziwiłłów, goszczący mnie dziś, by pozostał równie wieczny jak te stare mury Nieświeża...
Nieśwież, 25 października
Józef Piłsudski, O państwie i armii. Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Święto uzyskania niepodległości. 11 listopada 1918 r. rozbrojono Niemców w Warszawie. […]
Nabożeństwo w katedrze, na którym Piłsudski nie był. Potem rewia na placu Saskim. Piłsudski pojawił się o całe pół godziny później, niż było zapowiedziane. Ciało dyplomatyczne klęło na czym świat stoi, bo mokro, zimno...
Narzekano na nieprzyzwoitość. Piłsudski obwieszony wszystkimi możliwymi orderami, siedząc niezgrabnie na kasztance „historycznej”, odbył przegląd. Uroczystość sztywna, galówka – żadnych okrzyków, żadnego zapału. Zerwał się już kontakt między Piłsudskim a ulicą; Piłsudski stał się „rządem”, przestał być bohaterem, legendą...
Wieczorem galowe przedstawienie w teatrze. Dla Piłsudskiego zaanektowano lożę na I piętrze, naprzeciw prezydenta RP, którą dotychczas oddawano na uroczystości marszałkom sejmu i senatu (lożę prezesa Rady Ministrów zajęli Bartlowie, mnie przydzielono lożę obok prezydenta RP). Piłsudski przyszedł po prezydencie, o ile pamiętam – po pierwszym akcie. Przygotowana owacja wypadła dziwnie blado i niemrawo.
Po teatrze raut na Zamku.
Warszawa, 11 listopada
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, red. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Prawdziwa sensacja! Że Piłsudski poszedł na wskrzeszenie Ministerstwa Poczt to zrozumiałe. Narzekał zawsze z punktu widzenia wojskowego na brak dostatecznie rozgałęzionej komunikacji telegraficznej i telefonicznej na kresach wschodnich. Ale że na czele postawił [Bogusława] Miedzińskiego, idealnego laika w tych rzeczach, to było sensacją. Tłumaczono, iż Miedziński, sprytny i ruchliwy, prowadził w Związku Legionistów i w obozie piłsudczykowskim swoją politykę (przy pomocy „Głosu Prawdy”) i mógł się stać uciążliwy; […] Wolał więc Piłsudski ulokować go w gabinecie, dać mu zajęcie i mieć na oku. Zapewne chodziło też o to, by ktoś zręczny wziął na smycz rządową ogromną rzeszę pocztowców, którzy przy każdym strajku, przy każdym żądaniu podwyżki szli w awangardzie.
Warszawa, 20 stycznia
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, red. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Uroczyste wręczenie biretu kardynalskiego przez prezydenta Mościckiego monsignore [Lorenzo] Lauriemu, nuncjuszowi apostolskiemu. Bardzo skomplikowany i drobiazgowo opracowany ceremoniał, którego kulminacyjnym punktem było nałożenie biretu przez p. Mościckiego monsignore Lauriemu – równocześnie szef protokołu dyplomatycznego narzucił płaszcz purpurowy na ramiona kardynała. Biret i purpura przywiezione z Rzymu przez specjalnego „ablegata”, który wystąpił w paradnym mundurze oficera gwardii papieskiej.
Panie obecne na uroczystości w specjalnych, etykietą przepisanych toaletach. Fotel Piłsudskiego obok fotela prezydenta, na podwyższeniu.
Lauri odnosił się z wielką niechęcią do Piłsudskiego i całego reżimu pomajowego i w tym też duchu posyłał raporty do Watykanu. Mówiono, że został odwołany na skutek zabiegów Piłsudskiego i dzięki stosunkom, jakie miał z papieżem z lat dawnych. Dla upozorowania odwołania nadano monsignore Lauriemu purpurę kardynalską. Kardynał Lauri czuł się w Polsce źle – zimno mu było!
Warszawa, 25 stycznia
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, red. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Piłsudski w Nieświeżu. Podróż ta była niespodzianką dla najbliższego nawet jego otoczenia, choć widocznie od dłuższego czasu była przygotowywana, sądząc po tym, że ściągnięto do Nieświeża z różnych stron Polski przedstawicieli arystokracji spokrewnionych z Radziwiłłami. Pretekst – dekoracja grobu rtm. Radziwiłła, adiutanta Piłsudskiego z 1919 r., który poległ w 1920 r. w czasie ofensywy na Kijów. Przyjęcie na zamku nieświeskim z honorami monarszymi. Na bankiecie toast Janusza Radziwiłła, pełen oddania, z wzmianką o córkach Piłsudskiego i odpowiedź Piłsudskiego sławiąca stary i zasłużony ród Radziwiłłów, pełna pochlebstw mowa Eustachego Sapiehy!
Zawrzało od komentarzy najdziwaczniejszych! Dekorowanie grobu adiutanta nie tłumaczyło dostatecznie wizyty, zwłaszcza iż Piłsudski nie zwykł się kierować sentymentami. Opowiadano sobie jako rzecz prawie że pewną, że jest to wstęp do monarchii, że Piłsudski, mając zamiar wziąć koronę, szuka oparcia wśród monarchistycznej arystokracji; niektórzy szli dalej jeszcze i domyślali się, że Piłsudski szuka wśród Radziwiłłów męża dla swej córki i następcy tronu.
Nieśwież, woj. nowogródzkie, 25 października
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, red. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Poszczególne elementy władzy w państwie muszą odzyskać swe prawa i atrybuty. Najpierw należy rozszerzyć władzę Prezydenta. Jego rola obecnie jest zbyt nikła. Nie może nic zrobić bez kontrasygnaty. Do czego jest na każdym akcie potrzebna kontrasygnata? Rząd powinien mieć możność rządzenia krajem, to jest jego zadanie. Sejm, jako całość, jako instytucja, gra rolę w państwie, ale w żadnym razie nie poszczególny poseł. Jeżeli prezydent nie jest na wewnątrz państwa przedstawicielem narodu, to jakim sposobem sobie poseł ma prawo ten przywilej brać?
Wskutek niechlujnego opracowania Konstytucja stała się podobna do rękawiczki. Metoda pracy kompromituje instytucję Sejmu. 5 do 10 posłów może przeszkodzić i zahamować pracę. […] Wskutek niemożliwego regulaminu metodyka pracy stała się gorsza od Konstytucji. Musicie pójść na rewizję Konstytucji, ale to praca bardzo długa, gdyż tam jest tyle zagadnień i spraw, że szybko ich wyczerpać niepodobna. Natomiast na razie najważniejszym jest regulamin i ten musicie przepracować. Jedną z ważniejszych rzeczy jest ta, by porządek dzienny Sejmu był razem z rządem układany. Tymczasem Sejm, jako instytucja, się zatraca. Sejm nie jest od tego, by zamęczać rząd. Zresztą, o ile Sejm nie będzie chciał z rządem współpracować, to będzie rozpędzony. […] Ja nie idę na skasowanie Sejmu, chcę uszanować obecne formy państwa, ale również chcę ochronić Prezydenta od wstydu prezydentowania, toteż jeszcze raz idę na próbę współpracy z Sejmem. Trzeba na tyle przepracować regulamin i ustalić metodę pracy, by uniknąć szukania okazji do zbierania się, a pracować w Sejmie tylko wtedy, gdy jest nad czym.
Warszawa, 13 marca
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
Kochani Koledzy i Towarzysze broni!
W tym roku, niestety, przybyć na doroczne święto legionowe nie mogłem. Muszę wyzyskać sierpień na mój urlop zdrowotny i muszę zatem wyrzeć się przyjemności pobytu między wami, co stało się zwyczajem moim, jak i waszym.
Tak się już przyzwyczaiłem, że rok po roku staram się obudzić w sobie, jak i w was, wspomnienia naszej wspólnej pracy, naszych wspólnych bólów, bojów i trudów, tak jak gdybym, jak ongiś, przy ognisku wieczorem siedział i mógł tak gwarzyć i myśleć, jak się gwarzyło, myślało i marzyło kiedyś. Dawałem w ten sposób roku każdego cegiełkę pod budowę historii dla nas, historii nie tej kłamanej i fałszowanej, a tej, co prawdę głosi i o sprawiedliwość woła. Gdy zaś nie jestem w stanie przemawiać, zdecydowałem chociażby napisać, by zwyczajowi zadość się stało.
Wstydów, nam zadawanych, przeżyliśmy niemało, wstyd zaś najcięższy, wstyd palący nosiliśmy nie od kogo innego, jak od Polaków. Ileż to razy w przeciągu naszego istnienia, jako legionistów, ze złością mówiłem i powtarzałem silny wiersz wielkiego poety: „Niewolnicy, gorzej – słudzy niewolników!”.
Przeciw nam, przeciwko naszym dążeniom wyrzucano zawsze płatnych, najętych Polaków, których zawsze posiadano dostateczną ilość, tak aby ci – nie sami zaborcy – handlowali dla swojej korzyści czy kariery naszą krwią na łuty i funty. A ile razy ja, jako wasz wódz i przedstawiciel, szukałem jakiejkolwiek siły, chociażby nikłej i słabej, lecz polskiej, dlatego aby jak najsilniej podkreślić, że służymy tylko Polsce, a nie zaborcom, tyle razy byłem sprzedany także na łuty i funty dla uzyskania protekcji u tych, co byli płatnymi i najemnymi Polakami. [...] W większości naszego narodu, gdyśmy w szlachetniejszy metal dzwonili, gdyśmy kusili pięknem i bohaterstwem, mieliśmy co najwyżej westchnienie, niekiedy głupie łezki. Większość zaś odwracała się od nas ku tym, co sprzedajnym łajnem byli, co rozłajdaczone pyski hardo nosili – jako ku autorytetom być może brzydkim, lecz rozumnym i praktycznym. Poparcie znaleźli oni – potworki ludzkie – nie my.
Przyjmijcie, kochani Koledzy, ten list, jako przyczynek do naszej historii.
Druskieniki, 6 sierpnia
Józef Piłsudski, O państwie i armii. Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Polska ma dlatego dziś uznanie za granicą, że system pracy rządowej został nadzwyczajnie wysoko wykwalifikowany, że to, co kosztowało dawniej 10 godzin, dziś robi się w ciągu 10 minut, że jeżeli przy nowym kursie panowie posłowie znowu zaczną mieszać się do rządzenia, to będziemy ich mieli wszędzie w biurach i robota na tym tylko ucierpi, zdezorganizuje się.
Ja na to nie pójdę, ja widzę, że oni chcą zgody, bo są zapędzeni w ślepy zaułek. Pan chce ich stamtąd wyciągnąć, ja zaś chcę mieć gwarancje, że dzieło, z takim wysiłkiem tworzone, nie zostanie zniszczone. Dlatego też stawiam ze swojej strony punkty, od których nie odstąpię.
Jeżeli chcą rzeczywiście współpracy, to muszą się zgodzić na rzeczy następujące:
1) posłowie i partie nie wtrącają się do spraw związanych z rządzeniem i personaliami rządu;
2) posłowie i partie nie wtrącają się do spraw związanych z uchwalonym już budżetem;
3) przy uchwalaniu budżetu zostaje wycofany punkt 6 ustawy skarbowej;
4) sejm w ciągu co najmniej pół roku nie będzie zwołany.
Warszawa, 25 marca
Józef Piłsudski, O państwie i armii. Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Sejm został zamknięty; zanim zbierze się znowu – musi zabrać głos opinia publiczna, musi zabrać głos również otwarcie i również wyraźnie. Czas niedomówień minął. Milczenie i bierność stają się tchórzostwem.
Żądanie nasze jest jedno: usunięcie dyktatury i przywrócenie panowania prawa, w przeciwnym razie nie nastąpi żadne „uspokojenie”. Będą się zaostrzały dalej walki polityczne. Będzie rosła nienawiść. Będą się piętrzyły trudności gospodarcze. Będą leżały odłogiem zagadnienia olbrzymie, społeczne, gospodarcze, ustrojowe, od których rozwiązania zależy jutro Rzeczypospolitej, jej postawa w świecie, utrzymanie jej niepodległości. System dyktatury prowadzi kraj do katastrofy. Czas to skończyć! Odwołujemy się do opinii publicznej. Jeżeli zaś p. prezydent Rzeczypospolitej nie chce powziąć decyzji w myśl woli przedstawicielstwa narodu – niech w takim razie rozwiąże Sejm, niech w takim razie ten spór zasadniczy pomiędzy Sejmem a Marsz. Piłsudskim rozstrzygnie w sposób ostateczny sam kraj w drodze nowych wyborów, ale wyborów uczciwych. Próby sfałszowania decyzji kraju wywołać musiałyby zdecydowany opór i samoobronę narodu.
Warszawa, 5 kwietnia
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
Zasłanianie się przez rząd frazesem o niemożności współpracy z Sejmem, nie zwalnia rządu od wyłącznej odpowiedzialności za stan przesilenia państwowego oraz za katastrofę, jaką przeżywają masy pracujące na wsi i w mieście. Sejm był i jest gotów zawsze współpracować z rządem, który stać będzie na gruncie prawa i Konstytucji. Rząd, który na tym gruncie stać nie chce czy nie może, winien ustąpić. […]
Życie gospodarcze wymaga panowania prawa, pokoju i ładu, istotę zaś rządów pomajowych stanowi bezprawie, niepokój i chaos.
Stan faktycznej dyktatury Józefa Piłsudskiego przy utrzymywaniu pozorów parlamentu, stan sprzeczny sam w sobie, bez katastrofy dla państwa utrzymać się dłużej nie da. […]
Znane już oświadczenie Józefa Piłsudskiego, że „nie dawał pracować wszystkim trzem Sejmom w Polsce”, napełnić muszą uczuciem przerażenia i troski o los państwa każdego obywatela, bez względu na jego przekonania i ocenę roli parlamentaryzmu polskiego w państwie polskim. Z żalem stwierdzamy, że do akcji udaremniania za wszelką cenę prac Sejmu i Senatu przyłączyła się głowa państwa.
Wobec powyższego żądamy:
1. Ustąpienia rządów dyktatury Józefa Piłsudskiego.
2. Utworzenia konstytucyjnego rządu, opartego o zaufanie społeczeństwa, rządu, który by wraz z parlamentem podjął walkę z klęską gospodarczą i nędzą ludności pracującej wsi i miast.
Warszawa, 20 czerwca
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
Polska znajduje się od czterech przeszło lat pod władzą dyktatury faktycznej Józefa Piłsudskiego; wolę dyktatora wykonują zmieniające się rządy; woli dyktatora podlega również prezydent Rzeczypospolitej; podważone zostało u podstaw zaufanie społeczeństwa do prawa we własnym państwie; życie publiczne kraju karmione jest wciąż pogłoskami i zapowiedziami nowych zamachów stanu; odsunięto lud od jakiegokolwiek bądź wpływu na politykę wewnętrzną i zagraniczną Rzeczypospolitej.
Skoro teraz – na skutek zarządzenia prezydenta Rzeczypospolitej – zamilknął konstytucyjny głos Sejmu, skoro prezydent zaniechał swego obowiązku – ani żądań przedstawicielstwa narodowego nie wykonał, ani nie odwołał się do decyzji kraju w drodze nowych uczciwych wyborów – zabierając głos, my, zebrani w Krakowie przedstawiciele demokracji polskiej, stwierdzamy: 1. Walka o prawo i wolność ludu jest walką nie tylko Sejmu, Senatu, ale walką społeczeństwa; 2. bez usunięcia dyktatury nie sposób opanować kryzysu gospodarczego ani rozwiązać wielkich zagadnień życia wewnętrznego kraju, które Polska w imię swej przyszłości rozwiązać musi; 3. usunięcie dyktatury jest koniecznym warunkiem utrwalenia niepodległości i zapewnienia całości granic Rzeczypospolitej; demokracja – to pokój.
Oświadczamy: 1. że walkę o usunięcie dyktatury Józefa Piłsudskiego podjęliśmy wszyscy razem i razem ją prowadzimy dalej aż do zwycięstwa.
Kraków, 29 czerwca
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
Obywatele!
Sześć politycznych stronnictw lewicy i środka postanowiło wezwać was wszystkich do poparcia ich w walce z dyktaturą Piłsudskiego, w walce o prawo i wolność ludu.
PSL Wyzwolenie bierze czynny udział w tej walce i razem z pozostałymi stronnictwami na za zwołanych na dzień 14 września zgromadzeniach ludowych domagać się będzie:
natychmiastowego zwołania sejmu
usunięcia dyktatury
walki z kryzysem gospodarczym
i protestu przeciwko zakusom na całość granic Rzeczypospolitej Polskiej.
Przede wszystkim jednak cały lud wiejski domagać się musi zwołania sejmu, gdyż jedynie w sejmie i przez sejm mogą być skutecznie bronione prawa i interesy ludności wiejskiej, gnębionej i poniewieranej przez jedynkę. Jedynie sejm ulżyć może strasznym ciężarom podatkowym gnębiącym rolnictwo, jedynie sejm obniżyć może i powinien wydatki rządu na rzeczy niepotrzebne, a często szkodliwe dla ludu.
Jedynie głos sejmu jako przedstawicielstwa całego narodu przyczynić się może do poskromienia tych, którzy dybią na całość granic Rzeczypospolitej.
Wybrany przez nas sejm musi być przez całe społeczeństwo poparty w walce z dyktaturą Piłsudskiego, w walce o poszanowanie konstytucji i prawa, o kontrolę nad wydatkowaniem grosza publicznego, o sprawiedliwość, o spokój i ład wewnętrzny w państwie.
Warszawa, ok. 14 września
Pisma ulotne stronnictw ludowych w Polsce 1895–1939, zebrali i opracowali Stanisław Kowalczyk, Aleksander Łuczak, Kraków 1971.
Dzień Imienin Wodza Narodu Marszałka Józefa Piłsudskiego będzie uroczyście obchodzony w całym państwie. W związku ze zbliżającym się dniem Imienin Marszałka na całym terenie Rzeczypospolitej potworzyły się miejscowe Komitety obchodu, w skład których weszli przedstawiciele wszystkich organizacji społecznych oraz najszerszych sfer obywatelskich, celem jak najuroczystszego obchodu dnia Imienin Dostojnego Solenizanta i ukochanego Wodza Narodu. W tym dniu cała Polska godnie uczci Wskrzesiciela niepodległej Ojczyzny, a dzień 19 marca będzie nie tylko dniem oddania hołdu Wielkiemu Obywatelowi, lecz zarazem dniem pogody i radości.
4 marca
„Gazeta Polska”, 4 marca 1931, cyt. za: Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Nikt nie chce, by kierownictwa poszczególnych szkół wbrew swemu przekonaniu zajmowały się jakąś „agitacją” wśród młodzieży. Wyraz hołdu dla Twórcy Polski współczesnej powinien być potrzebą serca, a nie nakazem z góry. […] Święcenie dnia imienin Twórcy Polski jest to obowiązek każdego pedagoga, rozumiejącego, że zadaniem dzisiejszego wychowawcy przyszłych pokoleń powinno być krzewienie wśród młodzieży kultu dla bohaterstwa, dla geniusza narodowego.
Warszawa, ok. 10 marca
„Gazeta Polska”, 10 marca 1931, cyt. za: Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Bolesna wieść o zgonie Józefa Piłsudskiego wywołała głęboką, szczerą żałobę w sercach wszystkich narodów Rzeczypospolitej Polskiej. Naród Polski stracił największego swego Syna, który w ciągu pokoleń nie miał sobie równego; Państwo Polskie osierocone zostało przez swego Twórcę i Budowniczego, który całą swą młodość strawił w nadludzkich wysiłkach i ofiarach dla jego odrodzenia i wyzwolenia, i do ostatniego tchnienia, jak wierny ojciec, czuwał nad jego dobrem. Mniejszości narodowe, a wśród nich i my, Żydzi, straciły przez zgon Piłsudskiego człowieka, w którym widziały wyobrażenie i ucieleśnienie najpiękniejszych polskich tradycji dziejowych tolerancji i walki o wolność Ludów. Ale i daleko poza granicami Państwa Polskiego zgon Oswobodziciela Polski obudzi serdeczne współczucie wśród tych, którzy mieli sposobność zapoznać się ze wspaniałym dziełem życiowym tego Człowieka, na miarę mitologicznych centaurów, który na barkach swych dźwigał cierpienia i troski milionów.
Warszawa, 13 maja
Rafał Żebrowski, Dzieje Żydów w Polsce. Wybór tekstów źródłowych 1918–1939, Warszawa 1993.
Zapowiedź założenia alei imienia Marszałka Piłsudskiego została urzeczywistniona 15 kwietnia 1935. W dniu tym dzieci tutejszej szkoły wraz ze starymi obywatelami zasadziły na łączce gminnej nad szosą dwa rzędy lip, które nadleśnictwo bezpłatnie ofiarowało tutejszemu kołu BBWR [Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem]. Aleję lip chroni od strony południowej i częściowo od szosy prymitywny tymczasowy płot, który zbudował p. Okupski, drzewo ociosał p. Gillmeister Marcin, a przywiózł p. Hinz Franciszek. Na zakup trzebionki potrzebnej do płotu urządzono składkę, która dała w sumie 14 zł. Największą kwotę złożyli obywatele narodowości niemieckiej. Niektórzy Polacy, jak p. Grychła Maksymilian, nie złożyli żadnej ofiary.
Wrogowie Marszałka Piłsudskiego postanowili piękny czyn dzieci i starszych zburzyć. Miejscowa Rada Gminna [...] wraz z sołtysem Blockiem Józefem, uchwałą zakazała sadzić drzewka w stronę szkoły i nakazała pod groźbą skargi sądowej usunąć okopane drzewka. Jednocześnie wnieśli niektórzy źli ludzie doniesienie do drogomistrza Grothy w Zamku Kiszewskim, iż aleja i płot jest na terenie powiatowym. Na skutek doniesienia drogomistrz nakazał usunięcie lip i płotu. Założyciele alei, tutejsze Koło BBWR oraz miejscowy nauczyciel Józef Dambek, nie pozwolili zniszczyć alei i będzie ona rosła, świadcząc o czci dla Marszałka Piłsudskiego.
Kobyle, 15 kwietnia
Kronika szkoły w Kobylu udostępniona przez Alojzego Dambka, [cyt. za:] Katarzyna Madoń-Mitzner, Zbigniew Gluza, Wokół Wilczych Błot, „Karta” nr 36, 2002.
Ludzie, którzy chcieli zobaczyć po raz ostatni Marszałka Piłsudskiego, stali przed katedrą podobno od jedenastu godzin. […] Olbrzymia rzeka ludzka […] przechodziła przez kilka ulic i spływała bulwarami nad Wisłą, dochodząc do trzeciego mostu. Wczoraj kondukt spotkali chyba wszyscy, co do jednego, mieszkańcy Warszawy. To miasto, od chwili tej strasznej śmierci, żyje w stałej egzaltacji i rozpaczy. […] Liczebność ogromnych tłumów, zgromadzonych wzdłuż ulic, którymi przechodził kondukt, była wprost imponująca. Najbardziej rozdzierające serca sceny miały miejsce na lotnisku. Są to błonia ogromne, równe, jak okiem sięgnąć. Trumnę znów okrytą białymi i czerwonymi atłasami i sztandarem z Orłem Białym, postawiono na miejscu, gdzie Marszałek zazwyczaj przyjmował defiladę. Wszyscy mieli jedną i tę samą myśl: co będzie, jeśli nagle podniesie się wieko, opadną atłasy i wstanie On z trumny pożegnać się z armią, ludem stolicy i Narodem. Ale trumna była nieruchoma…
Za trumną skupiły się chmury. Było coś symbolicznego i przejmującego w tym, że na lewo od trumny niebo było jasne, a nad trumną i na prawo od niej, aż do linii horyzontu, chmury były skupione w jedną sinoczarną kopułę, chmury wielkiej burzy. Od czasu do czasu przelatywały małe błyskawice. I oto przed tą trumną, a w kierunku tych czarnych chmur i błyskawic maszerowało wojsko: poczty sztandarowe wszystkich pułków armii, której On dał życie, którą stworzył.
[…] Naród, który Go odpychał tak długo, teraz korzył się przed Nim i zawodził z żalu.
Rzeczpospolita Polska została bez Ojca.
Warszawa, 18 maja
Stanisław Cat-Mackiewicz, Teksty, Warszawa 1990
Wysoka Izbo! Wstrząs, który przeżyliśmy po śmierci wskrzesiciela Państwa Polskiego, jest rzeczą naturalną. Historia podaje wiele przykładów, gdy naród, pozbawiony wodza duchowego, szuka w męce wyjścia z położenia, w które go losy dziejów wtrąciły. Dwie są po temu możliwości: znaleźć przewodnika nowego lub iść o własnych siłach wysiłkiem zbiorowym. […]
Stało się prawdą powszechną, że takich postaci, jak Józef Piłsudski, naród wydaje jedną na tysiąc lat. Niemożliwością tedy, byśmy byli narodem, aż tak wybranym, by z ręki Opatrzności otrzymywać raz po raz mężów opatrznościowych.
Pozostaje nam tedy droga druga, normalna, aczkolwiek ciężka droga wysiłku zbiorowego. […]
Silą się udowodnić koniunkturzyści, specjaliści od dekompozycji, że się Polska rozkłada. Polska nie rozkłada się. Polska tężeje: staje się coraz bardziej zwartą. Zjazdy PPS, zjazdy inteligencji pracującej, zjazdy Stronnictwa Ludowego stawiają na pierwsze miejsce wzmocnienie obronności Państwa; pragną potęgi Rzeczypospolitej. Ale potęga Rzeczypospolitej to nie potęga grupy elitarnej, którą jeden z mówców sejmowych odważył się nazwać gettem wybrańców. Potęga Rzeczypospolitej – to zasada sprawiedliwości społecznej, to pierwszy artykuł Konstytucji kwietniowej, że „Państwo Polskie jest wspólnym dobrem wszystkich obywateli”. Nie można jedną ręką dawać Konstytucji, a drugą taką ordynację wyborczą, która przekreśla w życiu codziennym pierwszy artykuł tejże Konstytucji.
Warszawa, 7 marca
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
Kraków przemienił się w jeden wielki obóz legionowy. Jeszcze nie ma dużego zjazdu, a już hasła, pod którymi został zwołany, górują nad całym miastem. [...] Legioniści stali się panami miasta. Siwe czapki legionowe, które przywdziali wszyscy uprawnieni, witane są wszędzie entuzjastycznie. Pieśń legionowa brzmi ze wszystkich kwater. Brać upaja się szałem powitania i serdeczności koleżeńskiej, przenosi się na ulice, aż huczą stare mury dostojnego miasta.
Kraków tej nocy nie śpi. Któż mógłby spać, gdy czasu nie starczy na to, aby się ze wszystkimi najserdeczniejszymi zobaczyć i nacieszyć nimi. To nie tylko Legiony szalały z radości z okazji swego jubileuszu. Mury miasta trzęsą się od radosnych okrzyków, a mieszkańcy jego przeżywają najmilsze swoje wspomnienia z czasów niezapomnianych Oleandrów [miejsce, z którego wyruszyła Pierwsza Kompania]. [...]
Generał Łuczyński po oddaniu hołdu Wielkiemu Marszałkowi i po 5-minutowym milczeniu zaczął czytać słowa Komendanta: „Musimy czuwać i być gotowi do odparcia każdego zamachu na naszą Ojczyznę...”. Jakby zza grobu Wielki Marszałek rzucił wezwanie do narodu.
Kraków, 5 sierpnia
„Kurier Poranny” nr 215, z 6 sierpnia 1939.
Wkrótce zaczęła się defilada, trwająca ponad dwie godziny. [...] Lunął deszcz. Gdy mijaliśmy Kraków, w drodze jeszcze na Wawel do przedefilowania przed kryptą Wielkiego Marszałka, entuzjazm tłumów na ulicach sięgnął zenitu. Starsze panie i dziewczęta, starcy i młodzi chłopcy, bez względu na ulewę, stali nieosłonięci na ulicach, i to godzinami, i pełni radości, entuzjazmu, choć zmoczeni i na pewno głodni, wiwatowali bez przerwy na cześć przechodzących. [...] Naprawdę nie jestem wrażliwy, ale parę razy łzy zakręciły mi się w oczach i byłyby poleciały, żeby nie siła woli.
Kraków, 6 sierpnia
Stefan Rowecki, Wspomnienia i notatki autobiograficzne 1906–1939, Warszawa 1988.
Późnym wieczorem z daleka ze wschodu słychać było wystrzały armatnie. A tu panowała cisza. Przybył goniec na rowerze. Rozprowadzający wartę sierżant Harciarek pomaszerował ze mną i Jasiem Turkiem na kolejną zmianę. Niedługo trwaliśmy na tej ostatniej warcie honorowej przy sercu Komendanta. Kapitan Bohatyrewicz stanął przed płytą wraz z całą wyprężoną na baczność drużyną i zakomenderował: „Ostatnia warta honorowa przy grobie serca marszałka Piłsudskiego i jego matki, do szeregu wstąp!”.
Wybijając takt, zajęliśmy miejsce w dwuszeregu. [...]
Z megafonów ulicznych dochodziły dźwięki marsza legionowego. Słychać było słowa prezydenta miasta, zawiadamiającego, iż Wilno bronione nie będzie. Wojsko wycofuje się na Litwę.
Wilno, 18 września
Czesław Grzelak, Wilno–Grodno–Kodziowce 1939, Warszawa 2002.
Oto informacje, jakie posiada wydział dyplomacji o osobie generała Wieniawy. Był on dawniej oficerem marszałka Piłsudskiego, którego zabawiał dowcipami i różnymi facecjami. Zachował [...] pewną fantazję w obejściu, która pod pozorem wielostronnej kultury zdradza rozwiązłość tak duchową, jak i obyczajową. Ten beztroski kawalerzysta jest w Polsce bardzo popularny, słynie z niepowściągliwych obyczajów i niewybrednego słownictwa. Pięć dni temu, wsiadając w Mediolanie do Sud-Express, by udać się do Paryża, był kompletnie pijany. Przychylności pana Becka, z którym jest w zażyłych stosunkach, zawdzięcza, że osiemnaście miesięcy temu otrzymał ku ogólnemu zdumieniu nominację na ambasadora w Rzymie. Kredytu zaufania u swoich rodaków nominacją tą nie zwiększył.
Mimo okazywanej serdeczności, która mogła zwieść niektórych Francuzów, generał Wieniawa był nam zawsze wrogi. Jego nastawienie w stosunku do nas objawiło się w czasie wojny 1920 roku. [...] Należy on do owego klanu piłsudczyków, na który stale musimy narzekać. Ponadto osobistości polskie znajdujące się we Francji, pan Zaleski i generał Sikorski w pierwszym rzędzie, podkreślili w sposób bardzo kategoryczny, że nie mogliby z nim współpracować.
Paryż, 26 września
Tadeusz Wittlin, Szabla i koń, Londyn 1996.
[...] wybrałem się do Warszawy. [...] Całe miasto skąpane było w purpurze pęków swastyk, bo jutro w związku z wcieleniem Generalnego Gubernatorstwa do Wielkiej Rzeszy ma się odbyć uroczystość przemianowania placu Józefa Piłsudskiego na Adolf Hitlers Platz. Został on udekorowany specjalnie obficie. Pomnik Poniatowskiego zasłonięty był deskami. Ale grobowiec nieznanego żołnierza ze zgaszonym zniczem tonął w biało-czerwonych kwiatach. Stale otaczała go gromada przechodniów. Ludzie zdejmowali przed nim kapelusze. Przechodzący policjant zasalutował.
Warszawa, 31 sierpnia
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
W poniedziałek byłam na mszy w 40. rocznicę śmierci marsz. Piłsudskiego, w katedrze o 19.00. Ludzi tyle, że uklęknąć na Podniesienie nie było można. [...] Na katedrze były klepsydry — ręcznie wykonane, otoczone „generalskim” czy „marszałkowskim” wężykiem. Ksiądz powiedział, że „J[ózef] P[iłsudski] na swój sposób bardzo kochał Polskę”.
Warszawa, 14 maja
Wanda Gadzinowa, Dzienniki w zbiorach Biblioteki Narodowej, RPS BN 10233.
Wczoraj byłyśmy z Halszką i Manią na uroczystym nabożeństwie w kościele św. Marcina na Piwnej. [...]
Kościół był pełen ludzi. Bardzo starzy, z krzyżami Virtuti, ostatni pewnie Legioniści, ich synowie, wnuki i prawnuki. Dużo staruszek. Może z POW? Wzruszenie ogromne. Śpiewano żarliwie „Pod Twoją obronę”, „Ojcze z Niebios” [...] i „Boże, coś Polskę”, z refrenem „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie...”. Tak, jak śpiewaliśmy na Emigracji...
Ksiądz wygłosił odważne kazanie, choć z konieczności zawierające wiele niedomówień. Przed ołtarzem leżał biało-czerwony wieniec, na nim szara maciejówka... Dużo wiązanek i kwiatów z szarfami biało-czerwonymi. Na stopniach szarfa z napisem: „Czas mija, by Mu chwały przysparzać”. Staruszkowie–legioniści przynieśli stare albumy o Marszałku...
Wydało mi się, że uczestniczę w Wielkiej Manifestacji Narodowej, podobnej tym z okresu zaborów, gdy tylko nabożeństwami można było wyrazić swą niezłomność, swą wiarę w wolność...
Warszawa, 6 sierpnia
Józefa Radzymińska, Dzienniki z lat 1945–1991 w zbiorach Biblioteki Narodowej, akc. 13710/2.
Otrzymałem właśnie broszurę pod tytułem Polska sprawa jest naszą sprawą autorstwa Stena Johanssona i Marii Borowskiej. Wydaje się, że jej celem jest przekonanie kierownictwa związków zawodowych (LO) o potrzebie poparcia sił kontrrewolucyjnych w Polsce. Język jest pompatyczny, chwilami schlebiający. Mówi się o „walce narodu polskiego o wolność i demokrację”, ale nie mówi się nic o faszystowskich tendencjach w „Solidarności”. [...]
Jest rzeczą oczywistą, że faszystowskie siły są obecne w „Solidarności”. Jeden z klubów związkowych w Stoczni im. Lenina został nazwany klubem im. Józefa Piłsudskiego. Nazwę tę zaproponował Andrzej Gwiazda, jeden z najbardziej reakcyjnych przywódców „Solidarności”. Któż to był Józef Piłsudski? Otóż był szlachcicem, który uczestniczył w wojnie interwencyjnej przeciwko Związkowi Radzieckiemu. W 1926 roku, po krwawym zamachu stanu, obwołał się marszałkiem i kierował Polską według faszystowskich wzorów.
Szwecja, 11 grudnia
„Norrskensflamman”, 11 grudnia 1981, tłum. Maria Borowska.
Uważam, że rocznice należy obchodzić w określonych miejscach. Osiemdziesiąt lat po powrocie Józefa Piłsudskiego z Magdeburga, w dniu, w którym przejął on władzę od Rady Regencyjnej i od którego powinna się liczyć niepodległość Polski, moje miejsce jest przy Jego trumnie, w wawelskiej Krypcie Srebrnych Dzwonów. Chcę porozmyślać o tym, że Marszałek miał rację uważając, że po odzyskaniu niepodległości, w okresie przejściowym najlepszym jest system prezydencki. Ja też tak uważam. Józef Piłsudski uważał, że Rzeczypospolitej zagraża „sejmokracja”, że tylko silna władza wykonawcza może nas uratować przed korupcją, partyjniactwem i małością ludzką. Swoje racje wyrażał często grubym głosem mówiąc o sejmie jak o prostytutce, o związku zawodowym ludzi chorych czy o zafajdanych posłach. To właśnie przed osiemdziesięciu laty zrecenzował klasę polityczną mówiąc: „Wam kury szczać prowadzać, a nie politykę robić”. Ale mówił też o imponderabiliach, ale nie tracił z pola widzenia wartości. Ja szanuję Parlament, ale dzisiaj pragnę być sam na sam z pamięcią o Marszałku.
12 listopada
„Gazeta Wyborcza” Trójmiasto (Gdańsk) nr 265, wydanie z dnia 12 listopada 1998.
Rada Miasta Poznania, podejmując wniosek Społecznego Komitetu Organizacyjnego Budowy Pomnika Marszałka Józefa Piłsudskiego, wyraziła zgodę na wzniesienie w przestrzeni publicznej miasta Poznania pomnika [...], uznając potrzebę znaczącego upamiętnienia twórcy niepodległego Państwa Polskiego, wielkiego Polaka i patrioty, który dzięki swej odwadze, bezkompromisowości w niezmiernym umiłowaniu ojczyzny, dzięki talentom politycznym i wojskowym, wydźwignął Polskę z mroków niewoli i przywrócił jej należne miejsce wśród narodów świata.
W przeświadczeniu Rady Miasta pomnik taki, usytuowany w ważnym i godnym miejscu przestrzeni publicznej miasta, utrwali w świadomości mieszkańców i gości pamięć o wielkim człowieku, któremu ojczyzna nasza tak wiele zawdzięcza.
Poznań, 29 sierpnia
Praca Jerzego i Piotra Halkiewiczów na konkurs Historii Bliskiej Ośrodka KARTA, Spory o pamięć, „Karta” nr 43.