29 listopada w domu Żeromskich obchodzono rocznicę listopadową. Żeromski prosił mnie o wygłoszenie historycznego odczytu. Pokój, przedsionek, krużganki były zapełnione chłopami. Żeromski wygłosił najpierw krótkie przemówienie, następnie odczytał z namaszczeniem manifest Towarzystwa Demokratycznego, po czym udzielił mi głosu. Na sali zapanował nastrój rewolucyjny. Wreszcie znany działacz ludowy Kazimierz Dulęba [...] zaintonował pieśń Armaty pod Stoczkiem, zmieniając ją trochę. [...] „My, chłopi, nie znamy wiedeńskich traktatów...”
Tłum włościański, złożony z paruset PPS-owców i ludowców z okolicy, podchwycił tę pieśń przy pierwszej strofie. Później odśpiewano Czerwony Sztandar.
Nałęczów, 29 listopada
Jan Krzesławski, Stefan Żeromski podczas rewolucji 1905 roku, „Kronika Ruchu Rewolucyjnego”, t. III, nr 1 (9), styczeń–luty–marzec 1937, [cyt. za:] Z rewolucyjnych dni. Wspomnienia 1904–1907, oprac. Aleksander Kozłowski, Warszawa 1963.
Święto uzyskania niepodległości. 11 listopada 1918 r. rozbrojono Niemców w Warszawie. […]
Nabożeństwo w katedrze, na którym Piłsudski nie był. Potem rewia na placu Saskim. Piłsudski pojawił się o całe pół godziny później, niż było zapowiedziane. Ciało dyplomatyczne klęło na czym świat stoi, bo mokro, zimno...
Narzekano na nieprzyzwoitość. Piłsudski obwieszony wszystkimi możliwymi orderami, siedząc niezgrabnie na kasztance „historycznej”, odbył przegląd. Uroczystość sztywna, galówka – żadnych okrzyków, żadnego zapału. Zerwał się już kontakt między Piłsudskim a ulicą; Piłsudski stał się „rządem”, przestał być bohaterem, legendą...
Wieczorem galowe przedstawienie w teatrze. Dla Piłsudskiego zaanektowano lożę na I piętrze, naprzeciw prezydenta RP, którą dotychczas oddawano na uroczystości marszałkom sejmu i senatu (lożę prezesa Rady Ministrów zajęli Bartlowie, mnie przydzielono lożę obok prezydenta RP). Piłsudski przyszedł po prezydencie, o ile pamiętam – po pierwszym akcie. Przygotowana owacja wypadła dziwnie blado i niemrawo.
Po teatrze raut na Zamku.
Warszawa, 11 listopada
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, red. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Rewia wojskowa odbyła się na Polu Mokotowskim w pięknym słońcu i chłodnym wietrze. Znowu konie i krzyczące aeroplany, i pancerne samochody. Ludzie — tajemnica w ich wielkiej, zbitej, zorganizowanej gromadzie. Krzyczą: „Niech żyje!”, gdy nadjeżdża prezydent, gdy na trybuny wchodzi [Józef] Piłsudski. Z tym samym entuzjazmem, tak samo głośno i bezosobowo mogliby krzyczeć coś zupełnie innego.
Uroczystość na placu Saskim (od paru dni placu Piłsudskiego) oraz akademię w Filharmonii opuściłam, oszczędzając swój „delikatny organizm” na raut na Zamku. W pięknych, wciąż jakoś świetniej ozdobionych jego salach parotysięczna ciżba ludzka. Z rzeczy ciekawszych zaszła dłuższa rozmowa moja z prezydentem [Ignacym] Mościckim. Zostałam mu „przedstawiona” (zresztą nie po raz pierwszy) przez pewną zaledwie znajomą damę za jej namową. Wypowiedziałam kurtuazyjne moje uznanie dla stylu jego w zeszłorocznej przemowie na obchodzie Słowackiego i w depeszy na zjazd ociemniałych inwalidów. Zdawał się być tym zdziwiony, widocznie nie sam je napisał, powiedział, że literatura jest mu jako uczonemu daleka. Ceni ją (niestety), gdy wnosi „wartości twórcze, uszlachetniające”. Ma stosunek do książki bardzo „osobisty”, albo „rzuca ją w połowie, albo czyta od razu do końca”. Przyznał zresztą [...], że się na tym nie zna.
Warszawa, 11 listopada
Zofia Nałkowska, Dzienniki 1918–1929, Warszawa 1980.
Zabawna burza w szklance mętnej warszawskiej wody ucicha powoli, ale różne patrioty dziennikarskie w dalszym ciągu szczują, plują, rozdzierają szaty. Ważą się też losy moje na szalach ministerstwa sprawiedliwości: medytuje sam minister, czy mi proces wytoczyć, czy nie.
A po ulicach Warszawy chodzą dzieci z karabinami (dziś to obserwowałem w pochodach z powodu święta narodowego). Oczywiście, że tak samo łażą uzbrojone szczeniaki w Paryżu, Tokio, Moskwie, Rzymie itd. Rzecz w tym, aby nigdzie nie łaziły.
Warszawa, 11 listopada
Julian Tuwim, Listy do przyjaciół-pisarzy, oprac. Tadeusz Januszewski, Warszawa 1979.
Zbliżał się 11 listopada, pierwsze u nas polskie Święto Niepodległości. Zapowiedziano przyjazd Pana Prezydenta na Zaolzie. W programie jego pobytu była i Sucha Górna. [...] Kilka minut po godzinie 15.00 syrena szybowa daje znak, że samochód Pana Prezydenta wyjechał z lasu karwińskiego. Serca wszystkich biją szybciej. Na teren Suchej Górnej przybywa Najdostojniejszy Gość, jaki dotąd zawitał i może więcej w dziejach gminy nie zawita. Przybywa Głowa Państwa, Prezydent Rzeczpospolitej prof. Ignacy Mościcki, z całą świtą. Towarzyszy mu jego małżonka, premier generał dr Sławoj-Składkowski, kilku ministrów, generałów, wojewoda dr Michał Grażyński, starosta powiatu frysztackiego dr Leon Wolf, starosta powiatu cieszyńskiego Plackowski i wielu innych dygnitarzy. [...]
Pierwsze przemówienia wygłaszają dzieci szkolne Janina Molendzianka i Aniela Kozubkówna, którą opanowuje wzruszenie tak, że nie może dokończyć przemówienia. Prezydent rozweselony ściska im ręce i odbiera od nich bukiety kwiatów. Ja przemawiam w imieniu gminy i całego okręgu suskiego. Pan Prezydent podaje mi rękę i dziękuje za słowa powitania, dodając: „Wszystko to tak miłe, serdeczne”. Podchodzi do dzieci szkolnych i wszczyna z nimi rozmowę. Dzieci jakby zalęknione Majestatem Jego Osoby nie mogą słowa wykrztusić. [...] Z samochodu już podaje mi rękę na pożegnanie, jak również Milusi Pietraszkównej, która tuż przed ruszeniem samochodu podbiegła do niego. Przy dźwiękach hymnu państwowego i wśród entuzjastycznych okrzyków zgromadzonej ludności: „Niech żyje!” — samochód odjeżdża w kierunku Cierlicka.
Sucha Górna, 11 listopada
Alojzy Sznapka, Pamiętnik, część IV, zbiory Alojzego Sznapki.
Szykowała się wielka defilada na Placu Konstytucji 3 Maja. [...] Na trybunie honorowej zgromadzili się przedstawiciele władz miasta i powiatu oraz generalicja z gen. Mieczysławem Borutą-Spiechowiczem na czele. Stałem i ja, wciśnięty w grupę ludzi, tuż obok trybuny, trzymając biało-czerwoną chorągiewkę. [...] Z drugiej strony, naprzeciw trybuny, ustawiały się orkiestry wojskowe z orkiestrą 5 pułku strzelców podhalańskich na czele. Jak mocno wtedy wierzyliśmy w potęgę polskiej armii, patrząc na zbliżające się w rytm marsza poszczególne pułki X Korpusu.
Przemyśl, 11 listopada
Moje miasto, harcerstwo, młodość, mps., zbiory Południowo-Wschodniego Instytutu Naukowego w Przemyślu, za: praca Andrzeja Szeligi na konkurs Historii Bliskiej Ośrodka KARTA, Spory o pamięć, „Karta” nr 43.
Z moją dzielną zastępczynią otrzymałyśmy zaproszenie na Akademię Narodową. Ogromna sala zatłoczona po brzegi. W pierwszych rzędach polscy dygnitarze i rosyjscy generałowie. Oczywiście sojusznicze przemówienia, z których niewiele do nas dociera. Słabe oklaski jak na te tłumy.
Część artystyczna na wysokim poziomie. Wspaniały rosyjski, umundurowany chór. Dobra orkiestra. Tym razem ludzie nie szczędzili braw.
Oczywiście był hymn narodowy i... Rota.
Warszawa, 11 listopada
Jadwiga Czajka, Pamiętnik mieszkanki Pragi, Warszawa 2006.
Z okazji 50. rocznicy odrodzenia Polski ciągle widujemy w telewizji naszych rządców. [...]
Punktem kulminacyjnym była akademia w Lublinie, a w niej, czytane oczywiście, przemówienie Cyrana, trwające 110 minut (obliczyliśmy z Zygmuntem [Mycielskim]). Zaczął od stwierdzenia, że Polska obecna jest suwerenna, niepodległa i co kto chce, potem zrobił wykład 50-lecia historii, pomijając oczywiście wszystko, co mu niewygodne, a więc Piłsudskiego (tylko parę kwaśnych wzmianek), Bitwę Warszawską, pakt o nieagresji Becka z Rosją, pakt Ribbentrop–Mołotow, wywózkę Polaków z Ziem Wschodnich, Katyń, Powstanie Warszawskie etc., etc., za to główne siły społeczne to oczywiście SDKPiL (paru Żydów na krzyż), KPP (dwa mandaty w pierwszym Sejmie) i PPR — żadnego AK w czasie okupacji w ogóle nie było. Olbrzymia sala z powagą wysłuchała tych bajęd, potem „Mazowsze” śpiewało pieśni rewolucyjne i ludowe. Tyle że Cyrano przyznał, iż Polska międzywojenna odegrała olbrzymią rolę, i wspomniał pozytywnie paru jej polityków (Wł[adysław] Grabski, Kwiatkowski, Poniatowski). Ale w sumie niewesołe to: „a cierpliwa publika łyka i łyka” — no, bo cóż ma robić, jak nic już nie wie i nie pamięta.
Sopot, 8 listopada
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1997.
Pół wieku mija od chwili wybłaganej u Boga w słowach hymnu-modlitwy: Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie. Po 123 latach niewoli odzyskaliśmy Ojczyznę wolną i zjednoczoną w niepodległym państwie. […]
Odzyskanie państwa zawdzięczamy temu właśnie, że naród z niewolą nie pogodził się nigdy. Najpomyślniejszy splot wydarzeń międzynarodowych nie zdałby się na nic, gdyby w momencie historycznej koniunktury zabrakło w Polsce woli czynu i woli walki o zdobycie, utrzymanie i utrwalenie niepodległości. Społeczeństwo nie czekało biernie, aż mu wolność przyniosą wypadki. Już od początku stulecia dążenia do niepodległościowe nie tylko przybierały na sile, ale przyjmowały kształt konkretnych programów i przygotowań organizacyjnych, aby w chwili wybuchu pierwszej wojny światowej zamienić się w czyn polityczny i orężny. […]
Największą zdobyczą dwudziestolecia było wychowanie w wolnej Polsce wspaniałego pokolenia, które próbę krwi i ognia przeszło w latach drugiej wojny światowej. Dziś, gdy Polską znów rządzą ludzie podporządkowani obcej woli, a szkoła i środki masowego przekazu służyć muszą doktrynie narzuconej siłą z zewnątrz – to pokolenie wychowane w Polsce niepodległej stało się z kolei prawdziwym wychowawcą i nauczycielem tych, którzy urodzili się w Polsce Ludowej. […]
Dziś kierownictwo PZPR udzielając swej sankcji rosyjskiej doktrynie interwencji zbrojnej – utożsamiając bez zastrzeżeń polską rację stanu z wielkomocarstwowym interesem Rosji, powróciło do swej antyniepodległościowej tradycji. […]
Przeżywamy dziś ciężkie chwile, ale rozpamiętywując rocznicę odzyskania niepodległości wiemy z własnej historii, że nie ma nigdy sytuacji beznadziejnych. Warunkiem odbudowy państwa polskiego pół wieku temu był nie tylko sam upadek wszystkich trzech mocarstw zaborczych. Upadek ten musiał nastąpić jednocześnie. Realistom taki zbieg wydarzeń wydawał się nieziszczalnym marzeniem.
Obecnego położenia nie można nawet porównywać z beznadziejnością sytuacji w dobie rozbiorów. Nie mamy dziś suwerenności państwowej, ale Polska zachowała odrębny organizm państwowy. Państwo nasze odzyska znowu całą swą niezawisłość, jeśli naród tak jak przed pół wiekiem liczyć będzie nie na obcych, lecz na własne siły, jeśli nie podda się zwątpieniu, apatii i bierności, jeżeli zachowując gotowość i wolę do walki, będzie chciał i umiał skorzystać z nowej historycznej koniunktury, jaką przyszłość nam przyniesie.
Monachium, 10 listopada
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952–1973, Londyn 1974.
V Zjazd PZPR to nowy, kolejny krok milowy w dziejach polskiego rewolucyjnego ruchu robotniczego. PZPR wyrosła z głównego pnia tego ruchu, któremu poczynając od lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia przewodziły: „Wielki Proletariat”, Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy, Polska Partia Socjalistyczna Lewica, Komunistyczna Partia Polski i Polska Partia Robotnicza. Partia nasza, jako nowe ogniwo tego ruchu, stała się dziedzicem chlubnych, rewolucyjnych tradycji swoich poprzedniczek.
V Zjazd naszej partii zbiega się z 50. rocznicą odzyskania przez Polskę niepodległości w 1918 roku i zarazem z 50. rocznicą powstania Komunistycznej Partii Polski (w jej pierwotnej nazwie Komunistycznej Partii Robotniczej Polski).
Narodziny niepodległego państwa polskiego — mimo że władzę w tym państwie przejęła wówczas burżuazja — zaliczyć należy do najdonioślejszych pozytywnych wydarzeń w historii narodu polskiego. Tylko w warunkach niepodległości Polski i scalenia jej ziem w jeden organizm mogła być powołana do życia Komunistyczna Partia Polski, która — mimo zepchnięcia jej w podziemie — odegrała niezmiernie doniosłą rolę.
Warszawa, 11 listopada
Władysław Gomułka, Przemówienia 1968, Warszawa 1969.
Na razie w ramach akcji „Igrzyska” („Chleba czy Igrzysk”) dano ludowi obchody 60-lecia Niepodległości. O rany Julek! — jak mawiał Tuwim, czyli w narodowym jadłospisie „Dziś flagi”. Pomieszano w diabelskim kotle fakty, lata, fałszerstwa, wspomnienia i niepamięć, przybliżono do siebie daty Niepodległości i „Października” (listopada), aby nikt już niczego nie rozumiał, pominięto sto niewygodnych faktów i osób, opuszczono słonia w menażerii, skreślono lub sfałszowano Piłsudskiego, w rezultacie pozbawiono nas jeszcze jednej narodowej rocznicy. A swoją drogą dziwaczna to cena za pokój (bez kuchni), za sojusz z Wielkim Bratem i za „wschodnią rację stanu”: w nagrodę za to wszystko sfałszować mamy sobie historię — osobliwa zapłata.
Warszawa, ok. 11 listopada
Kisiel [Stefan Kisielewski], Wstrząs, gruzy, galówki, „Kultura”, nr 12/1978.
Zwracamy się do Was w 60. rocznicę odrodzenia Niepodległej Rzeczypospolitej z apelem o podjęcie obywatelskich działań — zgodnych z postanowieniami Konferencji Helsińskiej i Międzynarodowych Paktów Praw Człowieka — zmierzających do:
— poszanowania przez wszystkich Polaków nienaruszalnej zasady zwierzchnictwa narodu,
— przeprowadzenia wolnych wyborów i wyłonienia suwerennych władz polskich.
Za niezbędny krok ku Niepodległości uważamy przyjęcie demokratycznej ordynacji wyborczej, dopuszczającej wszystkie ugrupowania społeczne i polityczne do list wyborczych — z wyjątkiem tych, które by w swych programach wyżej od interesów Polski stawiały interesy państw obcych.
Zdajemy sobie sprawę, że w narodzie polskim jest dość siły, aby pokonać trudności pojawiające się w życiu wewnętrznym kraju. Pamiętajmy o tym wszyscy — decydować o swym losie może tylko NARÓD WOLNY: naród, który czuje się gospodarzem na własnej ziemi; naród, który przekazuje swej młodzieży pełnię niezafałszowanej wiedzy o dziejach ojczystych; naród, którego siły zbrojne nie pełnią funkcji najemników w służbie obcych interesów.
11 listopada
„Opinia” nr 10-11, październik–listopad 1978.
Otwierając posiedzenie Zespołu, tow. Kania zaproponował, aby omówić ocenę i wnioski z przebiegu wydarzeń związanych z 11 listopada, jak zareagować politycznie i operacyjnie. Natomiast na kolejnym spotkaniu omówić aktualne zamiary przeciwnika, co nam grozi, ocenić naszą gotowość do działań. [...]
Jeśli chodzi o 11 listopada, wszyscy dysponujemy pamięcią i informacjami wyprzedzającymi z przebiegu (to dobra, poważna informacja MSW). Była to swoista próba sił wykorzystania nacjonalistycznych antyradzieckich poglądów w powiązaniu z uroczystościami kościelnymi.
Sądzono, że przy tej okazji dojdzie do połączenia sił i grup antysocjalistycznych i Kościoła — i zostanie podgrzana temperatura. Mobilizacja była duża. Ulotki, plakaty, wypowiedzi Kuronia, zamiary były dalsze niż te, które się stały. Wręcz były nawet sygnały pójścia pod KC czy ambasadę radziecką. Jeżeli konfrontować to, co się stało, z tym zamiarem, to nie udało się ze względu na skalę i formę. Słusznie podeszliśmy, że nie reagowaliśmy aresztami przed — postawiliśmy na kontrolowanie grupy od wewnątrz, aby gasić napięcie. Byłoby to wydarzenie bardzo poważne.
Warszawa, 17 listopada
Rozmowy na Zawracie. Taktyka walki z opozycją demokratyczną. Październik 1976 – grudzień 1979, przedm. i oprac. Andrzej Friszke; wybór Andrzej Friszke, Marcin Zaremba, Warszawa 2008, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Na 11 listopada znów masę aresztowań i manifestacje — że też ta głupia partia nie może uznać normalnej, narodowej rocznicy — sekciarze! […]
Warszawa, 26 listopada
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996.
Uczestnicy manifestacji wzięli się pod ręce celem niedopuszczenia do rozbicia szeregów przez esbeków i ich bojówki, które raz po raz próbowały rozbić i porozrywać tłum manifestantów. Wielotysięczny jak nigdy dotychczas tłum z wieńcami na czele, które ochraniano przed esbekami, kroczył powoli, zajmując całą szerokość Krakowskiego Przedmieścia. [...] Na placu Zamkowym SB zorganizowało [...] kierat z samochodów. Nadjeżdżające samochody blokowały wejście czoła manifestacji w Krakowskie Przedmieście. Samochodów były całe masy, zagradzano także drogę np. ławkami ustawianymi w poprzek. Ławki usunięto i manifestacja wlała się w Krakowskie Przedmieście.
Uważano, aby esbecy nie przecięli kabli od głośników, za pomocą których A[ndrzej] Czuma bardzo sprawnie kierował całością. Śpiewano zasadniczo dwie pieśni: Rotę, ze słowami zamiast „krzyżacka” — „sowiecka zawierucha” oraz Boże, coś Polskę, oczywiście ze słowami: „Ojczyznę, Wolność racz nam wrócić Panie!”. Pełną szerokością ulicy skręcono w stronę placu marsz[ałka] J. Piłsudskiego, wymijając barykady z autobusów i samochodów, i bez większych zaburzeń czoło manifestacji dotarło do Grobu Nieznanego Żołnierza. [...] Nastąpiło złożenie wieńców. [...] Skandowano: „Nie ma chleba bez wolności!”, „Wolność i Niepodległość!”, „Wolność – Prawda – Niepodległość!”.
Warszawa, 11 listopada
Dokumenty uczestników Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela w Polsce 1977-1981, wstęp i oprac. Grzegorz Waligóra, Kraków 2005.
Naród polski dobrze wie, co znaczą słowa Wolność i Niepodległość. Dlatego nigdy i nikomu nie uda się wypełnić ich treści fikcją i fałszem. [...] Dlatego znów idziemy w bój, jak zawsze z hasłem „Za waszą i naszą wolność”. Zgodnie z tą ideą i w imię powszechnego dobra zwracamy się do Was, Rosjanie: opuśćcie dobrowolnie naszą Ojczyznę, opuśćcie też wszystkie inne kraje, do których wpędzono was celem realizacji obłędnej ideologii komunistycznej, niosącej światu nędzę i wizję ciągle czynnego wulkanu — a Wam wzgardę, nienawiść i miano współczesnych Hunów.
Niech będą też dla Was ostrzeżeniem słowa papieża Jana Pawła II: „Nigdy jeden naród nie może się rozwijać kosztem drugiego, nie może się rozwijać za cenę drugiego, za cenę jego uzależnienia, podboju, zniewolenia, za cenę jego eksploatacji, za cenę jego śmierci...”. [...]
Musimy opanować zaszczepiony nam strach, bowiem grozi nam los totalitarnego społeczeństwa. Niebawem nawet niezależne myślenie stać się może nieosiągalnym luksusem. Wróg, któremu przez wieki nie udało się pokonać nas bagnetami — dziś nędzą i psychicznym terrorem usiłuje podważyć naszą narodową tożsamość. [...]
Niech się święci 11 listopada!
Niech w mądrość, siłę i odwagę rośnie Wolny Naród Polski!
Niech żyje prawdziwie niepodległa Polska!
[...] nie może być wolności i bezpieczeństwa w Europie bez niepodległości dla wszystkich narodów tego kontynentu. Niech żyje niepodległość wszystkich narodów!
Gdańsk, 11 listopada
„Bratniak” nr 20, z listopada-grudnia 1979.
Polacy mają prawo do odbywania swych uroczystości religijnych i narodowych w spokoju, bez zakłóceń i złośliwych prowokacji. Nikt ze strony Społeczeństwa Polskiego nie przeszkadza przecież członkom PZPR w obchodzeniu ich świąt np. Rocznicy Rewolucji Październikowej [...] Lenina. Nikt też nie ma prawa przeszkadzać Polakom w obchodzeniu ich uroczystości patriotycznych. [...]
Smutne zajścia, które miały miejsce przed lubelską świątynią, przypominają czasy rozbiorów, okupacji hitlerowskiej i terroru stalinowskiego, kiedy to władze okupacyjne siłą przeciwstawiały się wszelkim próbom obchodów polskich świąt narodowych i patriotycznych. Czyż obecne władze PRL nie są świadome tego, że przez złośliwe akty gwałtu, wymierzone przeciwko spokojnym uczestnikom polskich uroczystości religijno-patriotycznych, stają się niechlubnymi spadkobiercami carów i okupantów, którzy usiłowali wydrzeć z polskich serc szacunek dla ojczystych dziejów, ojczystej kultury i tradycji? [...]
Władza, która godzi w polską tradycję narodową, która zabrania obchodzenia polskich świąt patriotycznych, która usiłuje zamilczeć i przekreślić prawdziwą historię Polski, nie ma prawa zwać się władzą polską.
Lublin, 11 listopada
Dokumenty uczestników Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela w Polsce 1977-1981, wstęp i oprac. Grzegorz Waligóra, Kraków 2005.
11 listopada, w kolejną rocznicę odzyskania niepodległości, opozycja zorganizowała manifestację przed Grobem Nieznanego Żołnierza. Dwa dni wcześniej dokonano rutynowych już aresztowań wśród opozycjonistów. Zatrzymano ponad 20 osób. […]
Mimo aresztowań demonstracja odbyła się. Po mszy w katedrze zebrani ruszyli w kierunku placu Zwycięstwa. Wykrzykiwano różne hasła, m.in.: „Chcemy chleba, wolności i mieszkań”. Z tym chlebem to przesada. Oblicza się, że w manifestacji uczestniczyło około 4 tysięcy osób. Więcej niż w roku ubiegłym. [...] Z obawy przed rozruchami władza zachowuje się dość powściągliwie. Gdyby sytuacja gospodarcza nie była taka trudna, to na pewno tak by się z opozycją nie cackano.
Warszawa, 13 listopada
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1979-1981, Warszawa 2004.
Już oficjalnie czci się ten Wielki Dzień Odzyskania Niepodległości, dawniej przez komunistów zabroniony. Przed Grobem Nieznanego Żołnierza wieńce i warty, w Krakowie na Wawelu w krypcie Marszałka Piłsudskiego, w Warszawie przed pomnikiem Paderewskiego. Może doczekam jeszcze wzniesienia pomnika największego męża stanu Polski w XX wieku Józefa Piłsudskiego, którego kochałam sercem uczennicy, dla którego pisałam pierwsze wiersze, wzruszona Jego śmiercią.
Warszawa, 11 listopada
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2.
Z okazji święta 11 listopada mamy zawiesić transparent: Jeszcze Polska nie zginęła... Od «Solidarności» do Niepodległości — Grupy Oporu „Solidarni”, o powierzchni blisko 25 metrów kwadratowych. [...] zapada decyzja przeprowadzenia akcji na rogu ulic Marszałkowskiej i Wilczej.
9 listopada około 14.00 trzy osoby uczestniczące w akcji wchodzą z całym majdanem na dach. Po krótkich przygotowaniach przerzucają zwinięty transparent za balustradę i gzyms [...] Teraz następuje „minowanie” włazu. Zawieszamy puszkę z napisem: „Dotknięcie grozi wybuchem”. W puszce, oprócz różnych śmieci, zostawiamy liścik: „Tym razem was oszczędziliśmy”. Właz zostaje zamknięty na naszą kłódkę. [...]
Transparent rozwinął się o 14.35, „wypluwając” tysiące ulotek na zaludnioną ulicę. Po pewnym czasie lecą ulotki z przewieszek. [...]
Po blisko 40 minutach obserwujemy ze zdumieniem, jak pod budynek zajeżdża na sygnale potężny strażacki magirus. Przez długi czas manewruje, nie mogąc znaleźć właściwego miejsca do wysunięcia drabiny. Przeszkadzają mu przewody tramwajowe. Zastanawiamy się, co spowodowało, że milicja dała się po raz kolejny nabrać na naszą atrapę bomby. Kolega przypomina sobie, że do puszki wrzucił magnes. Milicjanci, nie mogąc się dostać na dach, usiłowali zerwać transparent z okien. Po kilku nieudanych próbach wezwali na pomoc strażaków. Wreszcie w kierunku transparentu wysuwa się automatyczna drabina, po której bardzo powoli i dostojnie zaczyna się wspinać strażak. Dochodzi do transparentu, patrzy, patrzy, patrzy i bardzo powoli i dostojnie zaczyna schodzić w dół. Na dole wszystko podziwia spory tłum. Dwóch ubeków, najwyraźniej zbulwersowanych postawą strażaka, bierze toporki i wspina się w górę. Tam odrąbują na oczach rozbawionej publiczności transparent, który spada — po 85 minutach siania niepokoju.
Przez dwa dni zachodnie rozgłośnie trąbiły o naszej akcji, podając coraz to nowe szczegóły. „Tygodnik Mazowsze” skomentował cały nasz wysiłek jednym, krótkim zdaniem. Jak zwykle zresztą.
9 listopada
Krzysztof Frydrych, Grupy Oporu, „Karta” nr 37, 2003.
Zapewne dla przypodobania się narodowi władze święcą dość uroczyście Rocznicę Niepodległości (z nieuchronną tendencją zafałszowania: zawdzięczanie jej „Wielkiej Rewolucji Październikowej”, składanie wieńców przed Bramą Straceń i pomnikiem krwawego kata Dzierżyńskiego). [...]
W całej Polsce odbyły się dziś manifestacje, żądające „Polski katolickiej, a nie komunistycznej”, rozpędzone przez milicję. W katedrze warszawskiej uroczyste nabożeństwo. Kilkutysięczny tłum po wyjściu chciał udać się do Grobu Nieznanego Żołnierza, lecz ZOMO udaremniło pochód. Są aresztowani. Oto kłamliwe deklaracje reżymu o „wolności”...
Warszawa, 11 listopada
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2.
11 listopada nastąpiła erupcja społecznej energii. Na niezależnych obchodach w Warszawie pojawili się umundurowani harcerze, KPN z licznymi insygniami, sztandary „S” i nawet sztandar z Wołomina, zaś NZS paradował z pochodniami. Uderzył mnie radykalizm młodzieży; żadnych nabożnych pieśni, chociaż pochód ruszył spod katedry. Tłum jednym głosem ryczał: „Precz z komuną!”, aż Zamek Królewski dostał dreszczy. Pochód (co najmniej 20 tysięcy) szedł Krakowskim Przedmieściem, które nie zamykało okiennic, jak przed ponad wiekiem. Nastrój zrobił się szybko plebejsko-ludyczny — krzyczano: „Znajdzie się pała na dupę generała” oraz „Młodzież z partią, młodzież z partią, młodzież z partią... się rozliczy”.
Władza wykazała się — typowym ostatnio — brakiem konsekwencji, co zdaje się stawać metodą. Bito w Gdańsku, prawie nie w Warszawie, zupełnie nie w Krakowie, bardzo w Katowicach.
Warszawa, 11 listopada
[Tomasz Jastrun] Witold Charłamp, Dziennik zewnętrzny, „Kultura” Paryż, nr 1-2, 3, 5, 6, 10/1989.
Rocznica wielka i święta. Piękny dzień w historii Polski. [...]
Już afisze zarówno na placu Zwycięstwa, jak na domu Partii: „1918-1988 — zawsze Polska”, wydały mi się częścią jakiegoś podstępu i zakłamania, lecz rzecz się wyjaśniła w pełni podczas akademii w Teatrze Wielkim; otóż widowisko stamtąd transmitowane, złożone z fragmentów poezji narodowej (Wyspiański, Mickiewicz) i legionowej (Edward Słoński, Jerzy Żuławski), a także z dzienników żołnierskich z I wojny, przeplatane piosenkami z tamtych czasów, a nawet mowami Piłsudskiego, Paderewskiego i Witosa, zaczęło zgoła zmierzać w zdumiewającym kierunku: lata Niepodległości skwitował jakiś wiersz o jakimś Stasiu z sutereny, widzącym całe państwo z perspektywy rynsztoka, podczas gdy panowie bawią się na Zamku (tu w tle film z ostatniego przyjęcia noworocznego u prezydenta Mościckiego), na który wkrótce zaczęły lecieć bomby, a potem wszystko potoczyło się utartym szlakiem: Lenino, „Koa”, „Z poza gór i rzek”, „Berlin, I korpus”, „Będzie wielka rzecz, pospolita rzecz” itd., itp.
Prosty wniosek: reżym gwałtownie chce przypisać PRL do Polski Niepodległej, tworzyć z nią ciągłość, przechodząc perfidnie nad wszystkimi zbrodniami, jakie popełniał na narodzie przez ponad 40 lat! To stąd ta tolerancja, te modły, ta gloryfikacja Komendanta, ta rozbrzmiewająca zewsząd „Brygada”! Cóż za szatańskie podstępy! Lecz dobrze, że się zdradzili! Nigdy, nigdy wierzyć im nie będzie można!
Warszawa, 11 listopada
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2.
Czyż nie jest zbezszczeszczeniem pamięci [...] łaskawe w ostatniej chwili mianowanie ulic Józefa Piłsudskiego na skrajach wiosek, kolegia za kwietne krzyże, cedzenie półprawdy z komentarzami Urbana i wreszcie organizacja naszego Święta Niepodległości przez komunistów obcych ideowo Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. [...] Jeśli wymawiam „Solidarność” to myślę, czuję, pragnę Niepodległości, która jest prawem; prawem, za które ginęli od ‘39 do ‘86 roku Polacy. [...] Zadaniem Związku „Solidarność” jest walczyć z reżimem stalinowskim, z nomenklaturą, z militaryzacją, z propagandą. Ten program jest jedyną pełną reformą i, realizowany, szybciej przyniesie Niepodległość. Jeśli wcześniej Porozumienie, to takie, które zagwarantuje, że Polacy już nie będą się niczego wyrzekać, tylko władze. Polacy nie będą spłacać długów wojennych, tylko towarzysze z PZPR, ze swoich przywilejów i majątków. To nie Stocznia jest nierentowna, tylko system, i to musimy pamiętać, i to musimy zmienić, jeśli chcemy być wolni. Nie po to budował Kwiatkowski, by rujnował Rakowski.
11 listopada
„Zomorządność” nr 164, z 18 listopada 1988.
Jadąc wczoraj [...] przez Suwałki, widziałem prawie wszędzie flagi biało-czerwone. Kiedy stałem w długiej kolejce po chleb (którego zresztą dla mnie zabrakło), przyszedł człowiek w średnim wieku i powiedział do sprzedającej: „proszę wywiesić flagę”, a kolejka zaczęła mówić, że to wielkie, prawdziwe święto, oczekiwane przez 50 lat,
że to wielka radość...
Maćkowa Ruda, Podlasie, 11 listopada
Andrzej Strumiłło, Factum est. Dzienniki 1978–2006, Łomża 2008.
Uważam, że rocznice należy obchodzić w określonych miejscach. Osiemdziesiąt lat po powrocie Józefa Piłsudskiego z Magdeburga, w dniu, w którym przejął on władzę od Rady Regencyjnej i od którego powinna się liczyć niepodległość Polski, moje miejsce jest przy Jego trumnie, w wawelskiej Krypcie Srebrnych Dzwonów. Chcę porozmyślać o tym, że Marszałek miał rację uważając, że po odzyskaniu niepodległości, w okresie przejściowym najlepszym jest system prezydencki. Ja też tak uważam. Józef Piłsudski uważał, że Rzeczypospolitej zagraża „sejmokracja”, że tylko silna władza wykonawcza może nas uratować przed korupcją, partyjniactwem i małością ludzką. Swoje racje wyrażał często grubym głosem mówiąc o sejmie jak o prostytutce, o związku zawodowym ludzi chorych czy o zafajdanych posłach. To właśnie przed osiemdziesięciu laty zrecenzował klasę polityczną mówiąc: „Wam kury szczać prowadzać, a nie politykę robić”. Ale mówił też o imponderabiliach, ale nie tracił z pola widzenia wartości. Ja szanuję Parlament, ale dzisiaj pragnę być sam na sam z pamięcią o Marszałku.
12 listopada
„Gazeta Wyborcza” Trójmiasto (Gdańsk) nr 265, wydanie z dnia 12 listopada 1998.