Informuję, że pracownicy [Zakładów Metalowych im. Gen. „Waltera”] nie podjęli pracy i prowadzą dyskusję. Docierają do innych wydziałów i namawiają do przerwania pracy, wykrzykując różne hasła, takie jak: „My chcemy chleba”. Celem niedopuszczenia do rozszerzenia się konfliktu, wprowadzono na wydział P-6 dwóch tajnych współpracowników i trzech KO [kontakty operacyjne], którzy otrzymali zadanie ustalenia prowodyrów. Wykorzystano trzy zakryte punkty do obserwacji tłumu oraz do dokonania zdjęć osób agresywnie zachowujących się w tłumie.
Radom, 25 czerwca
Katarzyna Madoń-Mitzner, Miasto z wyrokiem, „Karta” nr 25, 1998.
Ludzie weszli na teren hal produkcyjnych [zakładów mięsnych]. „Tam są szynki, wysyłają je do ruskich. My głodujemy, a tu trzymają w piwnicach” — wzięli łom i oderwali kłódkę. Zdążyłem wypalić jednego papierosa i magazyn był pusty.
Determinacja z nich przebijała, krzyczeli „Chodźcie z nami, dość podwyżek!”. Wisiała kiełbasa zwyczajna, ale im przetłumaczyłem, ze jeszcze nie sparzona, i zostawili ją.
Radom, 25 czerwca
Dokument Archiwum Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, [cyt. za:] Katarzyna Madoń-Mitzner, Miasto z wyrokiem, „Karta” nr 25, 1998.
Przyjechała straż pożarna do gaszenia Komitetu. Tłum prosił strażaków, żeby odjechali, nie gasili tego „kościoła”, niech się cały w diabli spali, do samych fundamentów. Strażacy zaczęli rozwijać węże, ale ktoś podpalił samochód strażacki.
Wzięliśmy z Komitetu długi czerwony dywan i jeździliśmy z nim po mieście. Staliśmy na przyczepie — dziewczęta, chłopcy — krzyczeliśmy: „Dom partii płonie!”, ludzie rzucali nam kwiaty, bili brawo. Pojechaliśmy na ulicę Kielecką [szosa wylotowa na Warszawę] zostawić ten dywan. Gierek przyjedzie, to wejdzie do Radomia po dywanie.
Radom, 25 czerwca
Wypowiedź Krzysztofa Gniadka [w:] Miasto z wyrokiem, reż. Wojciech Maciejewski, 1996−97, [cyt. za:] Katarzyna Madoń-Mitzner, Miasto z wyrokiem, „Karta” nr 25, 1998.
W redakcji zjawiłem się kilka minut po ósmej. W fabryce jest tak, że robotnicy z pierwszej zmiany zaczynają pracę o 6.00, pracownicy umysłowi – o 7.00, a my w redakcji o 8.00. [...]
W pokoju redaktorów nie było nikogo, wszyscy siedzieli u szefowej. Postawiłem neseser na krześle i wszedłem do sąsiedniego pokoju.
„Słyszy pan?” — spytała szefowa i wszyscy wlepili oczy we mnie. Próbowałem coś usłyszeć, bezskutecznie. „Nie słyszy pan tej ciszy?” — zdziwiła się. „Strajk, panie Jurku, żadna maszyna nie została włączona. No, niech pan posłucha tej ciszy”.
Ursus, 25 czerwca
Czerwiec 1976 w Ursusie: dokumenty, relacje, zdjęcia, kom. red. Jerzy Domżalski, wybór materiałów i red. Nauk. Tadeusz Krawczak, Warszawa 2006.
25 czerwca 1976 miałem pierwszą zmianę. [...] Pociągi były zatrzymane. Siedzieliśmy na trawie [...] Przyleciał helikopter. […] Dołączyła do nas druga zmiana. Komuś przyszło do głowy, żeby rozkręcić szyny. Ale trudno rozkręcać szyny, kiedy się nie ma odpowiednich narzędzi.
Wtedy powiedziałem o moim bracie — Ireneuszu Majewskim. Cięty był na komunę [...]. Kiedy zjawiłem się u niego i powiedziałem, co się dzieje, zatarł z radości ręce. „No, wreszcie skończy się!” — powiedział. Załadowaliśmy butlę z tlenem i palnikiem acetylenowym na starego forda z lat 50. i pojechaliśmy pod fabrykę. Nawet nie musieliśmy ciąć szyn, tylu było chętnych. Tyle, że w butli było mało tlenu, ledwo nadcięli szynę. Musieliśmy jechać po nową butlę. Kiedy wróciliśmy po raz drugi, to ci na torach jakoś sobie poradzili; rozkręcili szyny, odłączyli elektrowóz od pociągu i zepchnęli z szyn.
Ursus, 25 czerwca
Czerwiec 1976 w Ursusie: dokumenty, relacje, zdjęcia, kom. red. Jerzy Domżalski, wybór materiałów i red. Nauk. Tadeusz Krawczak, Warszawa 2006.
Jechał pociąg, zatrzymał się pod sygnałem. To był pociąg na linii Żyrardów–Warszawa. Więc wszyscy zaczęli dziurą przechodzić na tory. Pyta się kolejarz, co się dzieje. „Strajk” — mówimy. „To siadajcie na torach” — no i myśmy usiedli na torach. [...]
Ludzie zaczęli zatrzymywać samochody jadące od strony Włoch. Nie dali nikomu przejechać, tylko karetki były przepuszczane. Jechał samochód z chlebem. Młodzież skoczyła na ten samochód, zaczęła rabować chleb. [...] potem jaja — drugi samochód. Trzeci samochód jechał z cukrem, 5 toreb zrzucili. Ja zaczęłam krzyczeć: „Panowie to nie jest strajk, to jest czyste złodziejstwo! Dlaczego to robicie?”. Więc wszyscy do mnie i zaczęli wyzywać. [...] „Komunistko” — tak na mnie krzyczeli. A przecież ja nigdy nie należałam do partii, nie byłam komunistką — no, ale krzyczeli. [...] Potem jechał samochód z płytami betonowymi na budowę. Zatrzymali.
Ursus, 25 czerwca
Czerwiec 1976 w Ursusie: dokumenty, relacje, zdjęcia, kom. red. Jerzy Domżalski, wybór materiałów i red. Nauk. Tadeusz Krawczak, Warszawa 2006.
Było już po zachodzie słońca, dobrze szaro, prawie ciemno, gdy przyjechało ZOMO. Wszystko rozegrało się na placu między budynkiem dyrekcyjnym a torami kolejowymi. W pewnej chwili zobaczyłem zomowców wysypujących się z bud. Byli w pełnym rynsztunku — w hełmach z przezroczystymi przyłbicami, mieli pałki i tarcze. Było jakieś wezwanie do rozejścia się. Takie ultimatum. […]
Zaczęli od gazu. Część ludzi siedziała w zatrzymanym pociągu. Pociski gazowe rozbijały szyby i wpadały do środka. Zapalił się wagon. Z naszej strony leciały kamienie z podtorza, naturalna amunicja. Były pod ręką, to się strzelało. Wreszcie milicjanci ruszyli do szturmu.
Ursus, 25 czerwca
Czerwiec 1976 w Ursusie: dokumenty, relacje, zdjęcia, kom. red. Jerzy Domżalski, wybór materiałów i red. Nauk. Tadeusz Krawczak, Warszawa 2006.
Zmiana cen detalicznych podstawowych artykułów spożywczych jest, oczywiście, sprawą bardzo trudną, dotyczy bowiem każdej rodziny, każdego obywatela. Proponując — mimo to — tę zmianę kierowaliśmy się nieodpartymi koniecznościami, a przede wszystkim niełatwą sytuacją, jaka istnieje od długiego czasu, w dziedzinie zaopatrzenia w mięso i jego przetwory. [...]
Opracowany przez rząd projekt rozwiązań przedstawiliśmy Sejmowi i całemu społeczeństwu jako propozycję, a nie ostateczną decyzję. Decyzję uzależniliśmy od przebiegu i wyników dyskusji, od stanowiska, jakie wobec tych problemów i wobec tego projektu zajmą ludzie pracy. W ciągu dnia dzisiejszego w większości zakładów pracy w całym kraju odbywały się konsultacje w tej sprawie.
Wśród przeważającej części ich uczestników motywy i intencje rządowego projektu znalazły zrozumienie. Równocześnie jednak zgłoszono wiele wniosków i uwag co do proponowanej zmiany struktury cen, do zakresu zmian, jak również do zasad podziału rekompensaty.
Złożono ogromnie dużo konkretnych propozycji zasługujących na bardzo wnikliwe rozpatrzenie.
W tej sytuacji rząd uważa za niezbędne ponowne przeanalizowanie całości sprawy. Wymaga to dłuższej, co najmniej kilkumiesięcznej pracy. W związku z tym i w imieniu Rady Ministrów i po zasięgnięciu opinii Prezydium CRZZ zwróciłem się do Prezydium Sejmu o wycofanie obecnie rządowego projektu.
Równocześnie Rada Ministrów zarządziła utrzymanie dotychczasowych cen detalicznych artykułów żywnościowych. [...]
Jestem pewien, że całe społeczeństwo, a przede wszystkim klasa robotnicza przyjmie tę decyzję, jako jeszcze jedno potwierdzenie demokratycznych zasad, którymi partia i rząd kieruje się w swej polityce społecznej.
Warszawa, 25 czerwca
Trybuna Ludu, nr 151/152, 26–27 czerwca 1976
Tłum skandował: „My chcemy chleba”. Jeden z tych towarzyszy [z Komitetu] wziął chleb i rzucił w tłum. „Chcecie chleba, to macie”. I wtedy się zagotowało. „Łobuzy, skurwysyny, dranie, złodzieje, dość waszych rządów...”
Radom, 25 czerwca
Miasto z wyrokiem, reż. Wojciech Maciejewski, [cyt. za:] Miasto z wyrokiem, „Karta” nr 25, 1998.
Tłum zaczął napierać na drzwi, a z tym tłumem i ja wpadłam do Komitetu. Stało tam dużo panów elegancko ubranych. Podejrzewam, że to byli milicjanci. Nie interweniowali, patrzyli tylko. Zaczęło się demolowanie, wyrzucanie portretów, biurek, krzeseł. Okrzyki: „Precz z komuną” ― i żeby to wszystko spalić, zdemolować. Naród był rozwścieczony, że partyjniacy mają wszystko. [...] Wyleciał telewizor z pierwszego piętra, huk był niesamowity. Wyrzucali przez okno piwo, banany, wędlinę. Ludzie krzyczeli: „Patrzcie, co oni mieli, co jedzą”.
Radom, 25 czerwca
Miasto z wyrokiem, reż. Wojciech Maciejewski, 1996−97, [cyt. za:] Miasto z wyrokiem, „Karta” nr 25, 1998.
― Jest zgoda z Warszawy na użycie sił.
― Atakują Komendę Wojewódzką. [...]
― [...] Oczyszczać gmach KW, demolują absolutnie. [...]
― Ostrzec tubą. Dostaniesz dwóch ludzi i jeden pojedzie z wami na jedną stronę, drugi oczyści tu armatkami.
― Nie ma wody!
― No to używać pałek. Jechać po ludzi na rondo i po drodze zatankować wodę. Szybko proszę jechać pod Komitet partii, bo został podpalony. [...]
― Trzeba oczyścić Komitet, tylko nie używać broni. Używać gaz, wodę.
Radom, 25 czerwca
Czerwiec 1976 w materiałach archiwalnych, wybór wstęp i oprac. Jerzy Eisler, Warszawa 2001, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Około 18.00 mijał mnie oddział ZOMO. Prowadzący milicjant powiedział: „To bandyta”. Otoczyło mnie kilkunastu, któryś uderzył mnie ręką w twarz. Upadłem i zaczęto mnie kopać po całym ciele. Potem wrzucono mnie do nyski i na komendę.
Radom, 25 czerwca
Miasto z wyrokiem, „Karta” nr 25, 1998.
Ktoś krzyknął, że robią z helikoptera zdjęcia. Nie wiem kto, ale ktoś zauważył. Spuszczaliśmy wtedy głowy. Jak tylko helikopter nadlatywał, każdy patrzył w dół i nie zadzierał z ciekawości głowy do góry.
Ursus, 25 czerwca
Czerwiec 1976 w Ursusie. Dokumenty, relacje, zdjęcia. June 1976 in Ursus. Documents, Reports, Photographs, Warszawa 2006, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Grupa, która zaczęła iść spod zakładów, nie była zbyt liczna. [...] Ludzie na nasz widok reagowali różnie. [...] Ponieważ byłam na czele pochodu, nie widziałam, czy ktoś niósł transparent. [...] Na moście milicyjne nyski [...] zastawiły nam drogę. [...] Przede mną nikogo nie było. Widziałam ich na wprost. Ktoś powiedział: „Dziewczyny, przejdźcie trochę do tyłu”. Zatrzymaliśmy się na chwilę, wzięliśmy za ręce. Wreszcie ktoś powiedział: „Trudno, idziemy. Będą strzelać, to będą”. Milicjanci nie wysiedli z radiowozów. Samochody wyc-fały się i odjechały.
Płock, 25 czerwca
Czerwiec 1976. Spory i refleksje po 25 latach, red. Paweł Sasanka, Robert Spałek, Warszawa 2003, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Powiedziałem, że trzeba szybko znaleźć i wystawić telewizor. Dwóch ludzi z tłumu pobiegło, aby przenieść go z sali konferencyjnej Komitetu Fabrycznego na dach stołówki. Ponieważ gdzieś nie można było otworzyć okna, wybito szybę. [...] Zaczyna się „Dziennik Telewizyjny”, a pierwsza wiadomość była poświęcona pogarszającej się jakości obuwia z fabryki w Radomiu. Stałem i dygotałem. Byłem głodny, zmęczony fizycznie i psychicznie. [...] Kilka tysięcy osób czekało na informację o odwołaniu podwyżki, a w telewizji gadali o butach. Ludzie się wściekli, zaczęli rzucać kamieniami w telewizor.
Wreszcie Jaroszewicz przemówił. Wtedy dopiero zaczęła się rozróba. Zamiast się uspokoić i rozejść, ludzie zaczęli krzyczeć; były pogróżki i epitety. Nie było żadnych okrzyków o zwycięstwie, krzyczano: „Wy skurwysyny! Wy czerwone chuje! Ruska hołota!”.
Ursus, 25 czerwca
Czerwiec 1976. Spory i refleksje po 25 latach, red. Paweł Sasanka, Robert Spałek, Warszawa 2003, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Przyjechało kilkanaście samochodów. Zomowcy wychodzili z nich już z tarczami, pałami i resztą wyposażenia. Wzywali do rozejścia się. Tłum się nie rozchodził, ale nie był agresywny. Wydawało mi się, że jeszcze chwila i ludzie rozeszliby się do domów. Ludzi było jeszcze dużo, kilkaset osób na pewno. Może były jakieś okrzyki. W pewnym momencie zomowcy ruszyli do ataku. Z tłumu poleciały w ich stronę kamienie. Milicjanci strzelali jakimiś pociskami, gazem, także pociskami świetlnymi. [...] Widziałem [...] pociski wybijające szyby w wagonach pociągu dalekobieżnego, do którego schroniła się część ludzi.
Ursus, 25 czerwca
Czerwiec 1976. Spory i refleksje po 25 latach, red. Paweł Sasanka, Robert Spałek, Warszawa 2003, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Ulicą jechała milicyjna „buda”. Minęła mnie i nagle stanęła. Wyskoczyło z niej mnóstwo milicjantów, dwudziestu, może trzydziestu. Ciągnęli mnie w kierunku samochodu. [...] Jeden z milicjantów uderzył mnie ręką w twarz. Poleciała krew. Gdy próbowali mnie podnieść, mocno objęłam ― już nie pamiętam ― albo latarnię, albo drzewo. Wtedy zaczęli bić mnie pałkami. Po nogach, rękach, palcach, nadgarstkach. Bili mnie po głowie, po szyi i rękach, żebym puściła latarnię. Zaczęli mnie kopać. Po całych plecach, kręgosłupie. Dalej już nic nie pamiętam. Straciłam przytomność.
Ocknęłam się na ulicy. Nie miałam już zębów. Byłam cała umazana we krwi. Miałam rozbity nos. Nade mną stała staruszka. Patrzyła przez okno i widziała, jak mnie tłuką. Wyszła na ulicę i podała się za moją matkę. Klęknęła przed jednym z zomowców, pewnie oficerem. Błagała o ratunek. Prosiła, żeby mnie wypuścili, przebaczyli; że będzie mnie pilnować, abym już nie wyszła na ulicę. Wtedy jeden z nich powiedział: „Zabieraj tę kurwę, bo ją zabijemy”.
Radom, 25 czerwca
Czerwiec 1976. Spory i refleksje po 25 latach, red. Paweł Sasanka, Robert Spałek, Warszawa 2003, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Po pewnym czasie z budynku partyjnego wyszedł II sekretarz Adamczyk. Na krzyki tłumu nawołujące do rozmów odpowiedział on, że z motłochem rozmawiać nie będzie. [...] Wystąpił jeden z robotników od Waltera — był jak wszyscy robotnicy w zabrudzonym roboczym ubraniu — i wskazując na ubranie oświadczył, że otrzymuje je raz na rok, gdy należy się minimum cztery razy rocznie. Wskazał na ubranie Adamczyka: „A ile wasze ubranie kosztuje? Na pewno przynajmniej 6000 złotych”. Wyskoczyło z tłumu kilku młodych ludzi, którzy wymusili na Adamczyku zdjęcie całego garnituru. II sekretarz KW PZPR uciekał w bieliźnie w kierunku gmachu Komitetu. Rzucano za nim różnymi odpadkami i kamieniami.
Radom, 25 czerwca
Anonimowe relacje z Radomia, „Kultura” nr 11/1976.
W jednym wypadku oblężony i naciśnięty oddział milicji musiał utworzyć „jeża”, zastawionego tarczami i miotającego na wszystkie strony granaty z gazem łzawiącym. Wówczas to pewien młody człowiek wdarł się na dach kamienicy górującej nad „jeżem” i z góry obrzucał kamieniami wnętrze „jeża”. Kilkunastu milicjantów odskoczyło od „jeża”, chcąc uchwycić owego chłopca biegli w kierunku bramy tego domu. Spostrzegły to kobiety, mieszkanki domu — zaczęły obrzucać milicjantów doniczkami z ziemią i drobnym sprzętem domowym. Milicjanci nie sforsowali tego domu. Rakiety niekiedy podpalały mieszkania ludzi.
Radom, 25 czerwca
Anonimowe relacje z Radomia, „Kultura” nr 11/1976.
Demonstranci zaczęli demolować sklepy (np. sklep „Merino”), witryny, palili samochody, zarówno cywilne, jak i z rejestracjami partyjnymi. Wiele osób przyszło właśnie po to. Korzystali z okazji i grabili, co się dało. Każdy chwytał coś w rękę. Najczęściej artykuły ze sklepów. Po zdobyciu Domu Partii przystąpiono do jego dewastacji i plądrowania. Kobiety zabierały jedzenie, które znajdowało się w lodówkach.
Radom, 25 czerwca
Każdy z nas bał się. Pozakładali nam teczki. W naszych szeregach było dużo konfidentów. Było dużo nowych robotników. Zapanowała nieufność między ludźmi. Baliśmy się rozmawiać. Bardzo dużo było donosów na współpracowników. Za podejrzane rozmowy dostawało się wymówienie z pracy wraz z wilczym biletem. Jako wróg socjalizmu. Najczęściej z takim listem człowiek nie mógł być przyjęty do innego zakładu pracy.
Radom, 25 czerwca
Walki w godzinach wieczornych przerodziły się w morderczy pogrom ludności i młodzieży przez wzrastającą przewagę sił bezpieki i milicji. Z pewnością pojone przed akcją alkoholem, podniecone zaś walką z bezbronnym, lecz bojowo nastawionym ludem. Świadkowie zgodnie stwierdzają, że normalni ludzie nie byliby zdolni do bicia w takim zapamiętaniu, w jakimś dzikim szale, do bicia kobiet i nawet małych dzieci. Działali w jakimś szale mordu i przypuszczalnie, gdyby zamiast pałek i gazu łzawiącego dano im broń palną, użyliby jej bez wahania.
Radom, 25 czerwca
Anonimowe relacje z Radomia, „Kultura” nr 11/1976.
W międzyczasie robotnicy zaczęli blokować ruch w kwadracie ulic otaczających gmach KW, stawiając w poprzek jezdni samochody i autobusy. Było to między godz. 14.00 i 15.00. Upłynęły dwie godziny. Krzyczano, żądano odpowiedzi. Gdy nikt nie wyszedł rozmawiać z tłumem, zaczęto systematycznie demolować gmach KW, poczynając od parteru. Najpierw poleciały szyby, potem wyrzucano biurka, dywany, telewizory. Demolowanie trwało do około godz. 17.00. Robotnicy weszli do kantyny, wynosząc olbrzymie puszki konserw, kiełbasę, schaby. Krzyczano: „Patrzcie, jak te skurwysyny żyją!”.
Radom, 25 czerwca
Anonimowe relacje z Radomia, „Kultura” nr 11/1976.
Gdy prowadzili mnie na Komendę, kopali mnie, pluli; jeden z milicjantów uderzył mnie hełmem w twarz, skrzywiając nos. Przed Komendą Wojewódzką stali inni milicjanci, którzy bili przechodzących pałkami. Wewnątrz, na korytarzach, prowadzono pojedynczo, a ustawieni milicjanci bili i kopali przechodzących. W pokoju 105 kazali mi się położyć na podłodze i zaczęli mnie strzyc scyzorykiem. Potem przewieziono nas do więzienia. Służba więzienna była pijana — wszyscy strażnicy byli uzbrojeni w pałki 75 cm i hełmy. Rozebrano nas do slipek i tak trzymano przez całą noc w celi na betonowej podłodze. Było bardzo zimno. Strażnicy chodzący pod celą kazali być cicho — jeśli usłyszeli jakieś rozmowy, wpadali do celi i wyciągali pierwszą z brzegu osobę, bili na korytarzu — słychać było krzyki — potem pobitego jak worek wrzucali do celi. Jeśli ktoś zajęczał z bólu, znowu wyciągali i bili.
Radom, 25 czerwca
Anonimowe relacje z Radomia, „Kultura” nr 11/1976.
25 czerwca przyjechałem do pracy na godzinę 7.00. Ggdy wchodzi się do dużego zakładu przemysłowego, to zawsze słychać stukot, hałas. Tym razem, gdy wszedłem do „Ursusa”, było cicho. Tylko szum, syk powietrza ze zniszczonych przewodów z instalacji pneumatycznej, którego normalnie w ogóle nie słychać. To była pierwsza rzecz, na którą zwróciłem uwagę. Coś się dzieje. Podszedłem do bramy i usłyszałem, że jest strajk.
Ursus, 25 czerwca
Paweł Sasanka, Czerwiec 1976. Geneza. Przebieg. Konsekwencje, Warszawa 2006.
Zomowcy wychodzili już z nich [z samochodów], już z tarczami, pałami i resztą wyposażenia. Wzywali do rozejścia się. Tłum się nie rozchodził, ale nie był agresywny. Wydawało mi się, że jeszcze chwila i ludzie rozeszliby się do domów. Ludzi było jeszcze dużo, kilkaset osób na pewno. Pewnie były jakieś krzyki. W pewnym momencie zomowcy ruszyli do ataku. Z tłumu poleciały w ich stronę kamienie. Milicjanci strzelali jakimiś pociskami, gazem, także pociskami świetlnymi. Nie wiem, czy strzelali celowo, czy to przez przypadek, w każdym razie pociski te spowodowały pożar w wagonie. Potem oskarżano protestujących o podpalenie wagonu. Widziałem na własne oczy pociski wybijające szyby w wagonach pociągu dalekobieżnego, do którego schroniła się część ludzi.
Ursus, 25 czerwca
Paweł Sasanka, Czerwiec 1976. Geneza. Przebieg. Konsekwencje, Warszawa 2006.
Uformował się pochód, ruszyliśmy w stronę miasta. Za nami jechały autobusy, które normalnie miały wahadłowo wozić pracowników z i do pracy. Wydawało mi się wówczas, że szło nas dużo, 100-200 osób. W tłumie nie było żadnych transparentów, bo wszystko przecież zaczęło się spontanicznie, z niezadowolenia ludzi. [...]
Po drodze przyłączali się do nas inni. Pamiętam szczególnie ludzi dochodzących do pochodu z działek położonych po obu stronach drogi. Prowadzili z sobą rowery, nieśli owoce, warzywa. Po drodze pod hotelem „Petropol” Japończycy bili nam brawa. Stali w hallu pod filarami i klaskali.
Płock, 25 czerwca
Władysław Siła-Nowicki, Wspomnienia i dokumenty, oprac. Maria Nowicka-Maruszczyk, t. II, Wrocław 2002.
Gdy wracałem z pracy rowerem, zatrzymałem się obok idącej grupy ludzi, która krzyczała do wszystkich naokoło: „Chodźcie wszyscy z nami!”. Zszedłem wtedy z roweru i poszedłem z nimi. Grupa ta liczyła — moim zdaniem — około pięciuset osób. Nieśli coś w rękach, machali, krzyczeli głośno. W pochodzie, który kierował się w stronę budynku Komitetu Wojewódzkiego PZPR, maszerowali nie tylko ludzie bardzo zawiedzeni, ale także zdecydowani na wszystko. Z różnych stron przyłączali się do nas inni ludzie. [...]
Początkowo nie zdawałem sobie sprawy, ile osób szło razem ze mną. Dopiero później zorientowałem się, że gdy byliśmy przed budynkiem komitetu, tłum zajmował całą ulicę, od początku do końca. Ludzie krzyczeli: „Rafineria stanie! Rafineria stanie!”. Żądali odwołania podwyżki cen żywności. Wtedy dwie, trzy osoby wyszły na balkon gmachu KW i próbowały coś mówić. Z powodu tych okrzyków w zasadzie nic nie słyszałem. To miało miejsce chyba około godziny 17.00. Widziałem, że ulicę z jednej strony, od strony placu Obrońców Warszawy, zamknął samochód milicyjny. Wyszli z niego funkcjonariusze i fotografowali tłum. Było ich chyba trzech, może czterech.
Płock, 25 czerwca
Czerwiec 1976. Spory i refleksje po 25 latach, red. Paweł Sasanka i Robert Spałek, Warszawa 2003.
Nie mieliśmy w komitecie żadnej tuby, przez którą można by przemówić. Zaproponowałem więc, żeby pędzić szybko do pobliskiego domu harcerza. To jednak była tandetna tuba. Ta krótka rozmowa trwała maksymalnie dziesięć minut. Z tłumu krzyczano: „Chcemy chleba!”, „Za dużo zarabiacie!”. Tekliński mówił przez tubę, że ceny będą odwołane. To ludzi trochę uspokoiło. W każdym razie nawet mało go wygwizdali. W czasie kiedy przemawiał, grupa protestujących była jeszcze w budynku. Wtedy, gdy wychodzili z gmachu KW, Tekliński rozmawiał również z nimi. Pierwszy sekretarz wyszedł przed budynek nieco później. W progu stał również Kazimierz Janiak. Podeszła do niego wówczas elegancka starsza pani. Powiedziała do niego: „Synku, wiesz, po co myśmy tutaj przyszli. Ty wiesz, synku, ile ja mam renty? Czterysta złotych, a ty, synku — ja wiem, masz 17 tys. złotych”. Janiak przeżył to okropnie. Nic nie powiedział. Miał łzy w oczach.
Płock, 25 czerwca
Czerwiec 1976. Spory i refleksje po 25 latach, red. Paweł Sasanka i Robert Spałek, Warszawa 2003.
Wraz z 10 funkcjonariuszami Służby Bezpieczeństwa i Wydziału Kryminalnego KW MO udałem się na ulicę Kościuszki. Przed siedzibą KW PZPR znajdował się tłum ludzi dwojga płci i w różnym wieku, w liczbie około 200-300 osób. Na ogół zbiegowisko zachowywało się spokojnie, dyskutując o podwyżce cen, utyskując na drożyznę i niskie zarobki oraz od czasu do czasu wznosząc pojedyncze nieskoordynowane okrzyki. Nie tamowano przejścia wzdłuż ulicy przypadkowym przechodniom, z których zresztą większość zatrzymywała się i dołączała do tłumu, jak również wejścia do gmachu. Wiele osób w zbiegowisku znajdowało się pod wyraźnym wpływem alkoholu. [...]
Wraz z przydzielonymi funkcjonariuszami utworzyłem kordon i powoli przy pomocy pracowników komitetu zaczęliśmy zgromadzonych spychać w stronę wejścia, stosując przy tym słowną perswazję. Gdy już prawie 3 zostało usuniętych z hollu, do wnętrza wtargnęła nowa, liczniejsza i bardziej agresywna grupa, w znacznej mierze znajdująca się od wpływem alkoholu. Zaczęto wykrzykiwać wulgarne epitety pod adresem Partii, Rządu, miejscowych władz oraz personalnie I sekretarza KW PZPR. Usuwanie tej grupy było trudniejsze z powodu jej liczebności, stanu w jakim się znajdowała i agresywności oraz niemożliwości użycia siły.
Płock, 25 czerwca
Jacek Pawłowicz, Paweł Sasanka, Czerwiec 1976 w Płocku i woj. płockim, Toruń 2003.
Ceny mięsa i jego przetworów proponujemy podwyższyć w sposób zróżnicowany. Najbardziej wzrosłyby ceny najszlachetniejszych asortymentów mięsa i wędlin, takich jak szynka, baleron, polędwica, kabanosy, kiełbasy suche i schab, których niedobór przy obecnym poziomie cen jest największy. [...] Średnio więc ceny mięsa i jego przetworów wzrosną o 69 proc., o 30 proc. wzrosną ceny drobiu. [...] Proponujemy zwiększyć o ponad połowę ceny masła i wyższych gatunków serów tłustych. [...] Cenę cukru proponujemy [...] podnieść do 20 zł za 1 kg. Decyzja dotycząca cukru wymaga objęcia zmianami również cen tych artykułów, do których produkcji cukier jest używany [...].
Warszawa, 24 czerwca
„Życie Warszawy”, nr 150, 25 czerwca 1976.
Obywatele, rodacy!
Wczoraj przedłożyłem Sejmowi i społeczeństwu rządowy projekt zmiany poziomu u struktury cen detalicznych niektórych artykułów rolno-spożywczych oraz zasad rekompensaty dla ludności miast i wsi. [...] W ciągu dnia dzisiejszego w większości zakładów pracy w całym kraju odbywały się konsultacje w tej sprawie. Wśród przeważającej części ich uczestników motywy i intencje rządowego projektu znalazły zrozumienie. Równocześnie jednak zgłoszono wiele wniosków i uwag do proponowanej zmiany struktury cen, do zakresu zmian, jak również do zasad podziału rekompensaty. [...] W tej sytuacji rząd uważa za niezbędne ponowne przeanalizowanie całości sprawy. [...] Rada Ministrów zarządziła utrzymanie dotychczasowych cen artykułów żywnościowych. [...] Jestem pewien, że całe społeczeństwo, a przede wszystkim klasa robotnicza przyjmie tę decyzję jako jeszcze jedno potwierdzenie demokratycznych zasad, którymi partia i rząd kierują się w swej polityce społecznej.
Warszawa, 25 czerwca
„Życie Warszawy”, nr 151, 26-27 czerwca 1976.
Dziennik telewizyjny. Z początku nic nie zapowiada dramatu. Po normalnych scenkach z życia Polaków (pracują jak mrówki, a kraj rozwija się wspaniale), spiker informuje, że premier wygłosi oświadczenie. Na ekranie ukazuje się Jaroszewicz. Bardzo zmieniony. Odczytuje oświadczenie odwołujące przedstawiony projekt [podwyżki cen]: „Okazuje się, że zgłoszono bardzo wiele poprawek”. Faktyczny powód, jak się domyślam, jest inny. Nasze władze nie tak prędko odwołują coś, co postanowiły. Jeszcze tego samego dnia dowiaduję się, że w Radomiu spalono gmach Komitetu Wojewódzkiego PZPR.
Warszawa, 25 czerwca
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1976-1978, Warszawa 2002.