Po pewnym czasie ludzie znowu się zgromadzili z chęcią wyjścia na miasto, ale było to niemożliwe, gdyż bramy były zablokowane przez wojsko. […] Trzeba było wstrzymać ludzi, gdyż nie wiadomo co się stanie, jeśli wyjdą, może dojść do potyczek. […]
[…] ludzie już szturmowali na bramę, żeby wyjść na miasto. […] Dwie panie i pan czytali […] petycje do żołnierzy, aby nie strzelali do swych ojców, braci, swoich starszych kolegów, gdyż jak zakończą służbę wojskową, wrócą do zakładów pracy, do stoczni, będą tak samo zdani na poniewierkę, jaka nas czeka. Przy utrzymaniu się obecnych cen, pracując od rana do wieczora, będą jedli marmoladę i chleb. Nawoływali po prostu, aby nie wykonywali rozkazów strzelania do robotników, żeby rzucili broń i szli razem z nami. W tym momencie właśnie dochodziłem do bramy.
[…] czołówka, centymetr po centymetrze zbliżała się bliżej do kordonu wojskowego, który zajął całą ulicę. W tym momencie padła komenda dowódcy. […] żądał, żeby lud się cofnął, bo będzie użyta broń. Ludzie się nie cofnęli, dalej była czytana petycja. Po skończeniu czytania były dalej nawoływania, żeby żołnierze nie strzelali, żeby dołączyli do robotników, do ogólnego protestu. W takiej sile możemy zmusić władze do zmiany cen. […]
Wojsko dzieliło od ludzi 10–15 metrów. Ludzie stali gdzieś 5–6 metrów za bramą. Pierwszy rząd wojska, jeśli się nie mylę, klęknął. Drugi był przygotowany do strzału. W tym momencie, gdy były oddawane strzały, już nie pamiętam czy był dawany jakiś rozkaz. Ludzie cofnęli się w popłochu. W pierwszej chwili wydawało się […], że były dziesiątki, setki zabitych, bo bardzo dużo ludzi leżało nieruchomo. Wynikło to z tego, że wielu zostało stratowanych.
Gdańsk, 16 grudnia
Grudzień 1970, Edit. Spotkania, Piotr Jegliński, Paryż 1986.
W środę cała stocznia obstawiona została czołgami. Wchodzimy jednak jak zwykle, nie zaczepiani przez nikogo. Atmosfera jednak po wydarzeniach z dnia poprzedniego staje się coraz to bardziej napięta: była przecież walka, były strzały, są ranni, podobno i zabici.
Wszyscy […] gromadzimy się przed dyrekcją, znowu dochodzi do tego, że ruszamy w kierunku miasta. Gdy czołówka dochodzi do bramy, padają strzały, to oficerowie wojska strzelają do robotników. Są zabici stoczniowcy. Nie wychodzimy na miasto, lecz wracamy pod dyrekcję. Sytuacja jest bardzo poważna. Ogłoszony zostaje strajk okupacyjny stoczni. Wybrany zostaje komitet strajkowy. Wracamy na swoje wydziały. Zostają wyznaczone dyżury dla zabezpieczenia całego zakładu. […] przerwano nam łączność telefoniczną z miastem. […]
Dowiadujemy się wieczorem, że przed kamerami telewizji wystąpił były I sekretarz KW PZPR w Gdańsku, a obecny wicepremier Stanisław Kociołek. Nazwał nas „warchołami” „wichrzycielami” itp. Nawoływał również do podjęcia pracy następnego dnia.
Gdańsk, 16 grudnia
Wiesława Kwaśniewska, Grudzień ’70 w Gdyni, archiwum Solidarności, Warszawa 1986.
Głęboka sytuacja kryzysowa, a nagła reforma cen robi wrażenie aktu histerycznego, który wywołać może nieobliczalne konsekwencje.
Co zresztą już się stało. Okazuje się, że wiadomości o rozruchach są prawdziwe: rzecz działa się w Gdańsku, był strajk, podobno podpalono KW, są zabici i ranni. Połączenia z Gdańskiem przerwane, słychać, że obowiązuje tam godzina policyjna. Nic pewnego dowiedzieć się nie można, bo nasza prasa i telewizja oczywiście milczą na ten temat (ich bezczelność nie ma granic), a „Wolną Europę” jakoś trudno złapać. W każdym razie coś się dzieje — doigrali się, bo tym razem, jak się zdaje, rzecz nie ma nic wspólnego z grupami inteligencji jak w roku 1968, lecz ma charakter czysto robotniczy. […]
To, co mamy, to rezultat 25-letniego pomieszania pojęć na górze i biernej bezwzględności na dole. A imię jego: komunizm.
Warszawa, 16 grudnia
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996.