Rektor podszedł do mikrofonu. [...] Mówi: „Dziękuję wam za zaufanie. Jestem razem z wami i będę aż do końca. Wasze żądania przekazane zostaną właściwym władzom. Chcę podziękować tym członkom senatu, którzy postanowili zostać razem z nami. Odtąd będziemy się starać, jak tylko potrafimy, bronić was i wspomagać radą. Sytuacja jest bardzo ciężka. Władze wiecu, jakie sobie wybierzecie, prawdopodobnie nie zostaną przez jakikolwiek organ uznane za legalne. Jesteśmy praktycznie skazani na samotność”.
Rektor oddaje na moment mikrofon naszemu koledze, który zwraca się do sali: „W tej chwili przywożę wiadomości z miasta, wszystkie wiece na uczelniach uznane zostały za nielegalne. Nikt jednak nie opuszcza żadnej uczelni. Wszyscy strajkują dalej już bez poparcia władz uczelnianych. Jesteśmy jedyną wrocławską uczelnią, na której rektor uznał wiec za legalny. Wszystkie uczelnie biorą z nas przykład i ogłaszają u siebie 48-godzinny strajk okupacyjny”. [...]
Rektor bierze powtórnie mikrofon do rąk. Mówi: „Sami widzicie, kochani, jak wygląda sytuacja. Za godzinę gmach naszego Uniwersytetu zostanie otoczony wzmocnionym kordonem milicji. Jest więc ostatnia szansa, aby odwołać wiec”. [...] „Zostajemy, zostajemy, zostajemy!” Rektor mówi: „W takim razie ja zostaję z wami. Ogłaszam przerwanie zajęć na wszystkich wydziałach na 48 godzin. Wiec od tej chwili uważam za rozpoczęty”. Potężnie brzmi: „Jeszcze Polska nie zginęła...”.
Wrocław, 14 marca
Jerzy Eisler, Polski rok 1968, Warszawa 2006.
Dziekan Wydziału Chemii powiedział: „Dziewczyny, chodźcie mi pomóc, potrzebuję chętnych do noszenia”. Liczyliśmy się z tym, że zostanie przeprowadzony szturm. [...] Poszłyśmy zatem za panem profesorem, który wprowadził nas do ogromnej hali, w której stały różne butle, gąsiory w koszykach plecionych. I mówi nagle: „Dziewczęta, trzeba to będzie przenosić na parapety”. Złapałyśmy z koleżanką za pierwszy z brzegu koszyk, a profesor mówi: „Nie, zostawcie to. To jest za słabe, trzeba wziąć kwas siarkawy, ten naprawdę dobrze na kaski działa!”. [...] Profesor mówił, że może się nie przyda, ale trzeba przygotować się na wszelki wypadek.
Wrocław, 14 marca
Jerzy Eisler, Polski rok 1968, Warszawa 2006.
Faktem jest, że Michnikowie, Szlajferzy, Grudzińscy, Werflowie, Grossowie i im podobni — w wyniku logiki wydarzeń — znaleźli się automatycznie poza nawiasem mas studenckich. [...] Bylibyśmy jednak krótkowzroczni, gdybyśmy owe awantury przypisywali tylko grupie studenckich wichrzycieli [...]. Należałoby zadać sobie proste pytanie. Kto miał interes w tym, by odciągnąć młodzież od nauki i pchnąć ją na drogę awantur? [...] Komu zależało i zależy na tym, żeby przynajmniej osłabić tętno pracy dla Polski Ludowej, zniechęcić do realizacji czynu zjazdowego, siać w społeczeństwie niewiarę w twórcze siły naszego narodu? [...]
Owi Zambrowscy, Staszewscy, Słonimscy i spółka, ludzie w rodzaju Kisielewskiego, Jasienicy i innych, których nazwiska zna się z komunikatów prasowych, dowiedli niezbicie, że obcym służą interesom. [...] Dziady Mickiewiczowskie były dla nich tylko pretekstem do uderzenia politycznego. [...]
Dzisiaj MO naszego województwa zatrzymała samochód, który wiózł na Śląsk grupę studentów z jednej uczelni, warszawskich studentów, którzy jechali zamącić spokojną śląską wodę. Nietrudno domyślić się, za czyje pieniądze podróżują ci młodzieżowi emisariusze. Są to ci sami zawiedzeni wrogowie Polski Ludowej, których życie nie nauczyło rozumu, którzy przy każdej okazji dają o sobie znać, różni pogrobowcy starego ustroju, rewizjoniści, syjoniści, sługusi imperializmu.
Chcę z tego miejsca stwierdzić, że śląska woda nie była i nigdy nie będzie wodą na ich młyn. I jeśli co niektórzy będą nadal próbowali zawracać nurt naszego życia z obranej przez naród drogi, to śląska woda pogruchocze im kości.
Katowice, 14 marca
Eugeniusz Zieliński, dziennik ze zbiorów Ośrodka KARTA.
W dniu 14 marca napięcie osiąga punkt szczytowy. Uniwersytet jest oblepiony ulotkami, grupki młodzieży są przed uczelnią i wypełniają korytarze gmachu głównego. Są zapowiedziane wiece na uniwersytecie i w politechnice. Rywalizujące ze sobą organizacje ZSP i ZMS trzymają się osobno. Ta ostatnia zbiera się (ok. 200 osób) na uniwersytecie w godzinach popołudniowych, próbując bezskutecznie przeforsować własną rezolucję. Brak jednomyślności, kierownictwo organizacji jest jawnie krytykowane przez członków.
[...] Na godzinę 14 zwołano wiec, na którym byłem obecny. Ogłosiłem, że wiec jest legalny. Obrady trwały ponad trzy godziny, były niezwykle burzliwe. Podziwiałem talent wielu mówców, którzy wyrastali jak spod ziemi. Młodzież trzymana na wodzy przez lata całe, zastraszona, zdezorientowana, nagle w tym wykwicie nieoczekiwanej wolności okazała swoje najpiękniejsze zalety: odwagę, umiejętność dojrzałego myślenia, umiarkowanie i dyscyplinę. Byli wśród nich demagodzy, lecz ich szybko temperowano. Byli też prowokatorzy, wtyczki tajnej policji, o czym dowiedzieliśmy się znacznie później.
Trzy człony organizacyjne, które wymieniłem wyżej, zbierały się w wyznaczonych pokojach. Ja urzędowałem w swoim gabinecie rektorskim, mając łączników z pozostałymi członkami komitetu. Miejscem wspólnych spotkań była Aula Leopoldina, gdzie zbieraliśmy się co kilka godzin. Stamtąd dochodziła wrzawa, głośne okrzyki młodzieży, zwłaszcza popularne hasło „prasa kłamie”, tam rządził „lud”, a z jego głosem liczyliśmy się. Lekcja demokracji, jakiej dawno nie widzieliśmy w tym kraju!
Dokoła zamkniętego uniwersytetu zbierały się tłumy ludzi. Z okna mojego gabinetu widziałem nadciągające wąskimi ulicami Starego Miasta strumienie ludzi wznoszących okrzyki sympatii. Pojawiła się milicja, samochody ustawiły się na placu Uniwersyteckim, a kordon milicjantów zajął miejsce tuż przed murami budynku, odgradzając od nich tłum ludzi. Budynek uniwersytetu był obwieszony transparentami, w oknach wywieszono flagi narodowe.
[...] Rozpoczęliśmy żywot oblężonego grodu. Przygotowano kuchnie, które ograniczały się właściwie do zaparzania herbaty. Dostarczano nam żywność z zewnątrz. Cech piekarzy zadbał o to, aby świeży chleb był dowożony do uniwersytetu. Podawano nam masło, wędliny, słodycze, papierosy. Ktoś podał bukiet kwiatów dla mnie, z gorącym dopiskiem życzeń i gratulacji. Miasto żyło strajkiem studenckim. W tej atmosferze powszechnie panującego zastraszenia i przemocy uświadomiono sobie, że jest możliwy protest i że wyszedł on właśnie od młodzieży, którą przez lata całe wychowywano na ludzi oddanych reżimowi.
Wrocław, 14 marca
Alfred Jahn, Z Kleparowa w świat szeroki, Warszawa-Kraków 1991.
Tow. M.:
[...] Wczorajszego wiecu można było uniknąć. Jego przebieg wykazał słabość naszego aktywu uczelnianego. Aktyw partyjny potrafił jednak utrzymać ten wiec w pewnym ramach. Podjęta rezolucja nie w pełni popiera linię partii, ale jest w niej wiele elementów pozytywnych. Zgłoszone wnioski odnośnie potępienia MO, przywrócenia „Dziadów” nie zostały do rezolucji wprowadzone. Konfrontacja poglądów na tym wiecu w sposób pozytywny wpłynie na postawę studentów. Jest to o tyle korzystne, że mogli się wypowiedzieć i wyładować pewne napięcie. [...]
Na wszystkich uczelniach dziś przeprowadziliśmy spotkania z Komitetami Uczelnianymi PZPR. Zaleciliśmy dokonanie na KU oceny postawy kadry naukowej a na grupach studenckich również postawy studentów członków partii w czasie tych zajść. [...]
Towarzysze z ZMW i ZMS proponują zorganizowanie spotkania z rodzicami studentów, którzy niewłaściwie zachowywali się w czasie tych zajść. W prasie chcemy wesprzeć zarządzenie Rektora UMCS oraz krytycznie ustosunkować się do niesłusznych wniosków zawartych w rezolucji. Można by rozważyć możliwość zorganizowania w miasteczku akademickim wiecu robotniczego wspólnie z aktywem studenckim. Można by na taki wiec zaprosić kilkadziesiąt tysięcy robotników. Zastanawiam się również, czy nie warto by było spotkać się z Żydami, którzy opowiadają się za naszą polityką. [...]
Tow. D.:
[...] Ujemną stroną naszej pracy jest to, że tych, których dotychczas ukarano nie możemy uznać za głównych inspiratorów i przywódców. Przywódcy i inspiratorzy poniedziałkowych zajść pozostają nadal w ukryciu. Pewne wnioski należałoby wyciągnąć w stosunku do KUL. KUL zaprasza znanego wichrzyciela Kisielewskiego na odczyt do siebie. Dopiero po interwencji władz odwołano to zaproszenie. Aktywność KUL w szerzeniu niepokojów wśród studentów była duża. Wczorajszy wiec studencki był sondą sytuacji w środowisku studenckim. Potwierdza to, że czujność nasza nie powinna być osłabiona. Szkoły średnie dały pożywkę i wsparcie dla środowiska studenckiego. Polityka represyjna po usunięciu pewnych uchybień była prawidłowa. [...]
Tow. K.:
[...] Pewną naszą słabością jest to, że nie znamy głównego sztabu organizatorów zajść. Wyszła na jaw pewna słabość władz uczelni. Z drugiej strony uwidoczniło się duże zaangażowanie rektorów uczelni, władz oświatowych. Sojusznicy nasi, ZSL i SD, okazali się bardzo słabymi sojusznikami. W trudnych chwilach na sojuszników tych trudno liczyć. [...] Kadra naukowa również wykazała chwiejność, w tym również niektórzy członkowie partii. Poważna ilość młodzieży akademickiej okazała się nie tylko nijaka, ale niekiedy wrogo występująca przeciw partii i władzy ludowej. KUL bardzo dużo nam narozrabiał, ale oni sami narobili sobie kłopotów. Pod naciskiem opinii publicznej będziemy rozwiązywać kwestię KUL.
Lublin, 14 marca
W prasie napaść na Kisielewskiego, [Pawła] Jasienicę i [Antoniego] Słonimskiego. Mieliśmy zebranie Koła Posłów „Znak”, omawialiśmy groźną, terrorystyczną akcję władz wobec środowisk twórczych i wobec młodzieży. Dziś przez cały dzień na uczelniach dyskusje z dziekanem i profesorami. Młodzież przez ostatnie wypadki wybitnie opozycyjna, co jest dziełem fatalnej polityki władz. Stomma w imieniu „Znaku” ma napisać do generalnego prokuratora w sprawie pobicia Kisielewskiego. Nastrój podniecenia i ciszy przed nową burzą.
Warszawa, 14 marca
Jerzy Zawieyski, Dzienniki, [cyt. za:] Interpelacja, „Karta”, nr 64, 2010.