Po południu wyprawa do miasta i zwiedzanie Pałacu Kultury. Piękne są place, trawniki, wyloty ulic dookoła Pałacu. Sam Pałac woła o pomstę do nieba. Trudno o większą brzydotę, nie tylko architektoniczną, ale zdobniczą. Rzeźby wulgarne, nieartystyczne, banalne. Wszystko tchnie secesją, zwłaszcza lampy, brązy, fontanny, ozdoby okien, balkoniki. Nie wpuszczano do środka, ale prof. Sylwanowicz, który odwiedził mnie wieczorem i który był wewnątrz Pałacu — mówił o przytłaczającym wrażeniu bogactwa, zupełnie bizantyjskiego, całkowicie w duchu satrapów Wschodu.
Dookoła Pałacu ruiny, małe domki, brzydkie kamienice, które patrzą na pychę tej nowej budowli. Ludzie zwiedzający go mieszkają w zatłoczonych mieszkaniach, wręcz norach, w kubaturze 5 metrów na osobę. A tu bezmiar przestrzeni, luksus nad stan i brzydota ponad wszelkie wyobrażenie. Wróciłem zgnębiony tym „cudem techniki”. Ale takie pokazy dla zaimponowania proletariatowi należą do euforycznych zasad reżimu. Była Trasa W-Z, Nowy Świat, później MDM, Stare Miasto, teraz ten Pałac. Wszystko „pour épater le prolétarien”.
Warszawa, 22 lipca
Jerzy Zawieyski, Dzienniki, Warszawa 2011.