Lwów był udekorowany w czerwone flagi, portrety Lenina, Stalina i jeszcze innych, ale ja ich nigdy wcześniej nie spotkałem w żadnym dzienniku, więc nic mi to nie mówiło. Stoję przed plakatem i płaczę, bo moja chluba — polski oficer — przedstawiony w obdartym mundurze na tle białej gęsi w polskim herbie — tego za dużo. Zdzieram i widzę obok Żyda z czerwoną gwiazdą na rękawie, który choć może już czuł się gospodarzem, jednak tylko upomniał mnie i dodał po rosyjsku: „Nie lzia” [Nie wolno].
Lwów, 23 września
Wspomnienia harcerzy — uczestników obrony Lwowa we wrześniu 1939 roku, opr. Janusz Wotycz, Kraków 2002.
Podczas marszu w lesie słyszeliśmy huk wybuchów kilka kilometrów przed nami. Gdy wyszliśmy z lasu, znaleźliśmy się na długiej grobli, która zasłana była trupami ludzi i koni, zniszczonymi wozami taborowymi i różnego rodzaju sprzętem. Grupki żołnierzy zbierały zwłoki i spychały wozy do wody, oczyszczając porytą lejami drogę na grobli, przez którą weszliśmy do wsi. Okazało się, że Sowieci zbombardowali z powietrza duży oddział taborowy, bezbronny i skazany na zagładę. Ludzie obsługujący wozy taborowe albo zginęli od bomb, albo [...] potonęli, a prowiant i sprzęt uległy zniszczeniu. Niektóre domy we wsi płonęły.
Nujno, woj. poleskie, 23 września
Mariusz Borowiak, Zapomniana flota. Mokrany, Gdańsk 2006.
Po zmierzchu wychyliłem się z okna. Jasna od ognia ulica była pusta i rozbrzmiewało w niej od czasu do czasu echo eksplozji. Z lewej strony płonęła Marszałkowska, za mną Królewska i plac Grzybowski, na wprost zaś ulica Sienna. Ciężkie krwistoczerwone kłęby dymu ciągnęły nisko nad domami. Jezdnie i chodniki zasypane były kartkami niemieckich ulotek, których nikt nie podnosił, gdyż — jak opowiadano — były zatrute. Pod jedną z latarń leżały dwa martwe ciała [...].
Żelazną od Wielkiej powoli nadjeżdżała dorożka. [...] Na skrzyżowaniu z ulicą Sosnową dorożkarz zatrzymał konia, zastanawiając się, którędy ma jechać dalej. Po krótkim namyśle wybrał drogę na wprost, cmoknął i koń ruszył stępa przed siebie. Zdołali przejechać chyba z 10 metrów, gdy rozległ się gwizd i huk. Oślepił mnie silny błysk, a gdy znów przyzwyczaiłem się do ciemności, nie było już dorożki. Roztrzaskane drewno, resztki dyszla, części tapicerki i rozszarpane ciała mężczyzny i konia leżały porozrzucane pod ścianami domów. A mógł skręcić w Sosnową...
Warszawa, 23 września
Władysław Szpilman, Pianista. Warszawskie wspomnienia 1939–1945, oprac. Andrzej Szpilman, Kraków 2002.
Chciałem, by Warszawa była wielka. Wierzyłem, że wielką będzie. Ja i moi współpracownicy kreśliliśmy plany, robiliśmy szkice wielkiej Warszawy przyszłości. I Warszawa jest wielka. Prędzej to nastąpiło, niż przypuszczaliśmy. Nie za lat pięćdziesiąt, nie za sto, lecz dziś widzę wielką Warszawę.
Gdy teraz do Was mówię, widzę ją przez okna w całej wielkości i chwale, otoczoną kłębami dymu, rozczerwienioną płomieniami ognia, wspaniałą, niezniszczalną, wielką, walczącą Warszawę. I choć tam, gdzie miały być wspaniałe sierocińce — gruzy leżą, choć tam, gdzie miały być parki — dziś są barykady gęsto trupami pokryte, choć płoną nasze biblioteki, choć palą się szpitale — nie za lat pięćdziesiąt, nie za sto, lecz dziś Warszawa broniąca honoru Polski jest u szczytu swej wielkości i chwały.
Warszawa, 23 września
Archiwum Prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego, red. nauk. i wstęp Marian Marek Drozdowski, Warszawa 2004.
Od dłuższego czasu brak chleba. Mięsa nie ma. Zaczęto sprzedaż koniny, zachwalając jej smak w gazetach nawet na zupę. Zostałem nominowany przez prezydenta Starzyńskiego na prezesa Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Warszawie. Historyczna rola w oblężonym mieście. Postaram się jej podołać.
Warszawa, 23 września
Adama Czerniakowa dziennik getta warszawskiego 6 IX 1939 – 23 VII 1942, oprac. Marian Fuks, Warszawa 1983.
Kolumna marszowa mego pułku przedstawiała żałosny widok. Żołnierze szli bez broni, ze zwieszonymi głowami, dwójkami, czwórkami, kupą. Wszystkie wozy były obsadzone przez maruderów, na każdym luźnym koniu siedział przypadkowy jeździec.
Wyjechaliśmy na szosę prowadzącą do Kowla. Na szosie stały sowieckie czołgi, a przy nich załogi z twarzami uśmiechniętymi i wesołymi. W powietrzu czuć było dym z machorki — dla naszych nozdrzy wyraźnie śmierdzący. Poczułem także zapach dziegciu, którym krasnoarmiejcy smarowali sobie buty. Na tej szosie czuć było zapach Rosji!
Okolice Radoszyn, woj. wołyńskie, 23 września
Karol Liszewski, Wojna polsko-bolszewicka 1939 r., Londyn 1986.
„Jest ważne, ażeby w kraju nie powstał rząd złożony z ludzi uczciwych i poważnych. Jeżeli możecie, sygnalizujcie do Sosnk[owskiego]. Kowalewski będzie musiał przyjechać do Paryża, by w komitecie, który tam powstanie, reprezentował element rządowy. Pozdrowienia — Sikorski.”
Wytyczne te pisane [były] na karcie pocztowej wysłanej ze stacji Timişoara. Generał Sikorski pojechał do Paryża uzbrojony w poparcie rządu francuskiego oraz w poparcie ambasady i ataszatu, jak również wielu znajdujących się wówczas w Rumunii uchodźców wojskowych i politycznych. Na drzwiach ataszatu wisiało zawiadomienie, że ataszat podporządkował się generałowi Sikorskiemu i wszyscy wojskowi, którzy znajdują się na terenie Rumunii, winni ten stan uznać.
Bukareszt, 23 września
Tadeusz Zakrzewski, Po klęsce, rękopis w Wojskowym Biurze Badań Historycznych, sygn. V/21/17.
Z wielu odbytych u mnie [w mieszkaniu w Alejach Ujazdowskich 34] zebrań jedno szczególnie zasługuje na wymienienie — odbyło się ono [...] w momencie niemal największego napięcia bombardowania i wtedy, gdy wszystkim już było wiadomym, jak straszna katastrofa spotkała Polskę. Zebranie liczne bardzo jak na ten moment, bo składające się z 62 osób, reprezentowało wszystkie kierunki myśli politycznej i społecznej w Polsce. Jako temat do obrad i ewentualnej decyzji postawiono na porządku dziennym sprawę niebywale trudną, bo wytknięcia linii postępowania dla społeczeństwa polskiego wobec okupanta niemieckiego przy jednoczesnym uznawaniu zobowiązań Polski wobec aliantów.
Wysłuchaliśmy przemówień wyjątkowej miary, jak te, które wygłosił [Norbert] Barlicki, [Roman] Rybarski i [Jan] Perłowski — doprowadziły one do zupełnie jednomyślnej uchwały przyjęcia wniosku mojego, by jako linię wytyczną działania na przyszłość przyjąć tezę, że „najważniejszym naszym obowiązkiem być winno bronienie substancji Narodu, Opatrzności pozostawiając opiekę nad państwem”. Wniosek ten był wynikiem rozumowania, że Narodu Polskiego w jego stanie nieszczęścia i rozbicia nie stać na to, byt prowadzić grę polityczną na dwie strony, jak ją prowadził czasu pierwszej wojny światowej, gdy społeczeństwo polskie podzieliło się na dwa obozy, aktywistów i pasywistów.
Warszawa, 23 września
Adam Ronikier, Pamiętniki 1939-1945, Kraków 2001.