Od rana zawiązała się walka na całym froncie. Oddziały strony przeciwnej podsunęły się pod nasz front od Wisły do ulicy Marszałkowskiej i atakowały wspierane artylerią, strzelającą poprzez Wisłę. [...]
W centrum naszego frontu używała tamta strona czołgów i aut pancernych, których zwalczanie robiło nam trudności z powodu braku dział.
Niebawem rozpoczął się silny atak tamtej strony na nasze lewe skrzydło, wzdłuż zachodniego krańca miasta. Ten atak napotkał przede wszystkim na naszą forteczkę na obwodzie miasta, u wylotu ulicy Koszykowej, mianowicie na Wyższą Szkołę Wojenną, która się uzbrojonymi ordynansami pod dowództwem kilku oficerów dzielnie broniła. Długo się naturalnie Szkoła bronić nie mogła w braku odpowiedniej załogi, ale zawsze jakiś czas tamtą stronę zatrudniła.
Od godziny mniej więcej 11.00 zaczęło się też coraz goręcej robić w okolicy lotniska mokotowskiego. Lotnisko, będące naszym lewym skrzydłem, było bezpośrednio bronione przez 1 pułk lotniczy, oficerską szkołę inżynierii i saperów oraz artylerię 1 pułku przeciwlotniczego. Niedługo [...] musiał gen. Rozwadowski dla podtrzymania sytuacji dać Szkole Podchorążych rozkaz do przesunięcia się z placu Unii przez Mokotów poza nasze lewe skrzydło dla kontrataku. Obserwowaliśmy także ruchy nieprzyjacielskiej kawalerii, okrążającej nas od południowego zachodu. Po chwili zaczęło lotnisko być terenem bezpośredniej walki. [...] Lotnicy już wzlatywać nie mogli, bo lotnisko było pod silnym ostrzałem. To było dla nas stratą nie do powetowania, bo broń lotnicza była naszym jedynym atutem.
Warszawa, 14 maja
Stanisław Haller, Wypadki warszawskie do 12 do 15 maja 1926 r., Kraków 1926, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Od rana telefony gen. Składkowskiego były coraz więcej niespokojne. Domagał się on szybkiej pomocy. Łatwo było się domyślić, w jakim położeniu załoga MSW się znajdowała. Otoczona, bez żywności, bez snu i wobec doskonałego żołnierza — podchorążych... Toteż w godzinach rannych otrzymałem rozkaz przebicia się do MSW i podania ręki jej załodze. [...] Bez oporu zaczęliśmy się posuwać naprzód. Wobec tego, że po stronie przeciwnej ukazały się samochody pancerne, kazałem [...] oddać po 1–2 strzały naprzód wzdłuż Marszałkowskiej, a następnie wzdłuż Alej Ujazdowskich. W krótkim czasie dotarliśmy Marszałkowską do gmachu MSW [...].
Zostałem serdecznie powitany przez załogę MSW, która znajdowała się na pierwszym piętrze. Parter do tego czasu zajmował „przeciwnik”. Na schodach — improwizowane barykady ze stołów, krzeseł i zwiniętych w wałki chodników. Po śladach kul na ścianach widać było, że tu nie były żarty... Gdzieniegdzie ślady krwi na podłodze. [...]
Przyprowadzono do mnie wziętego do niewoli podchorążego. Był bardzo nieszczęśliwy. Rozmawiałem z nim przez dłuższą chwilę. Między innymi zapytałem, czy wiedział, przeciwko komu walczył. Wiedział. Na zapytanie, czy wie, kim jest Marszałek Piłsudski, odpowiedział entuzjastycznie. Ten jego entuzjazm nie wypływał ze strachu, nie była to chęć ulżenia swego losu. Był to — jak się przekonałem — bardzo dzielny żołnierz. Według jego słów, walczył wbrew swemu przekonaniu, ale z obowiązku — gdyż wiązała go przysięga. Przysięga posłuszeństwa swoim przełożonym. [...]
Zadawałem mu pytania, z jakiego jest oddziału, jak silny jest jego oddział itp. [...] Na wszystkie pytania odpowiadał jednym zdaniem: tego nie mogę powiedzieć. Próbowałem go zastraszyć, wyjmując pistolet z pochwy. Był przygotowany, że po ponownej odmowie odpowiedzi zostanie zastrzelony. Mimo to ta sama odpowiedź z dodatkiem: „Proszę mnie zastrzelić, ale ja powiedzieć nie mogę”. Uściskałem chłopca i ucałowałem z radości...
Potem powiedział z widocznym zaufaniem: „Panie pułkowniku, taka hańba, jestem jeńcem, ja chyba tego nie przeżyję”. Pocieszyłem go, jak mogłem, i kazałem mu odmaszerować do Komendy Miasta.
Warszawa, 14 maja
Ludwik Kmicic-Skrzyński, Przewrót Majowy 1926 roku, Instytut Józefa Piłsudskiego w Londynie, sygn. 24/5/2/1/A.11a, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Idziemy więc dziarsko pustawą, z rzadka ostrzeliwaną od strony placu Zbawiciela ulicą Marszałkowską. Ponieważ jezdnia jest pusta, idziemy środkiem ulicy. Okna domów są szeroko pootwierane. Dolne piętra obsadzone głowami i główkami ciekawych. Stróże i mieszkańcy górnych pięter zeszli na dół i tulą się we wnękach i bramach kamienic. Niesforne dzieciaki biegają od wrót do wrót nawoływane przez matki, gdyż kule jednak gwiżdżą lub sucho padają na bruk.
— Panowie za kim? — pyta średniego wieku w skórzanym fartuchu rzemieślnik, z grupy ludzi stojących za bezpiecznym rogiem ulicy Nowogrodzkiej.
— My, naturalnie za „Dziadkiem”! — woła jeden z oficerów. [...]
— Niech mu Pan Bóg da zdrowie, to chleb drożeć przestanie! — woła miła, tęga paniusia chowająca mokre ręce w fartuchu.
Warszawa, 14 maja
Felicjan Sławoj-Składkowski, Wspomnienia z okresu majowego, „Kultura”, nr 6/116, 7/117–8/118, Paryż 1957, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Z polecenia Marszałka Józefa Piłsudskiego w dniu dzisiejszym objąłem władzę Komisarza Rządu na m.st. Warszawę. Zadaniem moim jest utrzymanie w mieście bezpieczeństwa, ładu i spokoju.
Wzywam wszystkich mieszkańców m.st. Warszawy do bezwzględnego posłuszeństwa wszystkim zarządzeniom organów bezpieczeństwa zarówno wojskowych, jak i policji państwowej.
Zabraniam wszelkich zgromadzeń pod gołym niebem i pochodów ulicznych.
Zabraniam chodzenia grupami większymi ponad trzy osoby oraz zatrzymywania się na ulicach miasta.
Zebrania w lokalach zamkniętych winny być meldowane w Komisariacie Rządu na m.st. Warszawę na 24 godziny przed terminem.
Sklepy winny być otwarte w godzinach przepisowych. Pobieranie cen nadmiernych bezwzględnie jest zakazane.
Okna i balkony frontowe winny być zamknięte.
Restauracje i kawiarnie winny być zamykane o godzinie 21.00.
Winni przekroczenia powyższych rozporządzeń będą karani z całą surowością prawa.
Winni wszelkich wystąpień z bronią w ręku przeciwko ustanowionym władzom oraz winni dokonywania rabunków i grabieży karani będą sądami doraźnymi.
Warszawa, 14 maja
Dokumenty chwili, cz. I, 13 do 16 maja 1926 r. w Warszawie. Przebieg tragicznych wypadków na podstawie komunikatów oficjalnych, prasy i spostrzeżeń świadków, Warszawa [17 maja 1926], [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Kule armatnie zaczęły padać znowu i coraz częściej. Za małą chwilę odezwały się karabiny maszynowe z niewielkiej odległości od Belwederu. Padały na podwórze, uderzały w ściany, kilka ich wpadło do pokoju służącego nam za mieszkanie. Wyszedłem na podwórze. Robiono na nim od strony drogi bardzo słabe, niemal dziecinne zabezpieczenie z ziemi. [...]
Oddziały wojsk Piłsudskiego zbliżały się coraz liczniej do Belwederu różnymi drogami. Kule karabinowe biły w mury belwederskie coraz to gęściej, odbijały się od nich, brzęczały po szybach, wpadając do pokojów.
Warszawa, 14 maja
Wincenty Witos, Moje wspomnienia, t. III, Paryż 1965, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Od godziny 13.00 nastał okres największego napięcia nerwów w Belwederze. Losy Belwederu stały na jednej karcie. Sprawa stała tak, że o ile gen. [Michał] Żymirski z posiłkami nadejdzie, to będzie dobrze, jeżeli nie nadejdzie, to będzie źle. [...]
Walki przeniosły się w bezpośredni obręb Belwederu. Sytuacja wymagała nowej i prędkiej decyzji. Pan prezydent [...] dał rozkaz, aby oficerowie obsadzili okna pałacu. Było to dla nas znakiem, że prezydent jest zdecydowany bronić Belwederu do ostatka. [...]
Płk Anders, dowiedziawszy się o rozkazie prezydenta o pozostaniu w Belwederze, pobiegł na górę i zaczął jeszcze raz wymownie przekonywać, że się potrafimy na Wilanów przedostać. Przybyłem dopiero pod koniec tej sceny i słyszałem jeszcze, jak płk Anders mówił, że się wprawdzie nieprzyjacielowi na rozkaz poddać można, ale nigdy buntownikom i że żołnierzowi nie pozostaje w tym wypadku nic innego, jak umrzeć. Na to prezydent powrócił do pierwszej koncepcji i dał rozkaz do wycofania się na Wilanów. [...]
Teraz nastąpiła scena wysoce dramatyczna. Zeszliśmy do westybulu, ministrowie stali na schodach, a my na dole. Nastrój był bardzo podniosły. Wyniesiono Sztandar Państwa. Generał Malczewski kazał nam podnieść rękę do przysięgi i przysiąc, że o ile przyjdzie do przebijania się na Wilanów, to prędzej polegniemy, ale Sztandaru Państwa i osoby Prezydenta Rzeczpospolitej w ręce buntowników nie wydamy. Potem zaintonował Rotę Konopnickiej. Odsłoniliśmy głowy. Po odśpiewaniu Roty, gen. Suszyński rozdał nam karabiny, a gen. Malczewski dał rozkaz, by wszyscy oficerowie znajdujący się w Belwederze tworzyli bezpośrednią osłonę Sztandaru Rzeczpospolitej i pana prezydenta. Płk Anders dał hasło do zbiórki na tylnim tarasie pałacu. Pan prezydent zszedł, stanął koło sztandaru i, krocząc na czele naszej grupy oficerskiej, rozpoczął marsz na Wilanów.
Warszawa, 14 maja
Stanisław Haller, Wypadki warszawskie do 12 do 15 maja 1926 r., Kraków 1926, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Reszta niezwykłego korowodu skierowała się ku Siekierkom. Na czele szedł pułkownik Anders z małym oddziałem żołnierzy, dalej w towarzystwie kapelana prezydent Wojciechowski, jak zawsze sztywny, wyprostowany, w czarnym tużurku i meloniku, wreszcie ministrowie otoczeni zbrojną strażą generalską. Na wysokości koszar szwoleżerskich padły pierwsze strzały. Prezydent, który odmówił zajęcia miejsca w jedynym towarzyszącym nam samochodzie, szedł nadal nieporuszony. Gdy pułkownik Anders zarządził krótki postój i z jakiegoś domu wyniesiono dla prezydenta krzesełko, postawił je ostentacyjnie na środku drogi i siadł spokojnie w najdalej widocznym, najbardziej narażonym miejscu. Kul, które nad jego głową dzwoniły po okrytych pierwszymi wiosennymi pąkami gałęziach, nie raczył zauważyć.
Warszawa, 14 maja
Kajetan Morawski, Tamten brzeg. Wspomnienia i szkice, Paryż [1961], [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Organizowałem obronę [Belwederu], mając północne skrzydło oparte o ulicę Klonową, a z tyłu za sobą, na wschód, Belweder, w szczególności wartownię belwederską. [...]
Jeszcze przeciwnik nie podszedł od czoła, a już strzelano do nas zewsząd z otaczających kamienic. Podchorąży Różycki dostał postrzał gdzieś z góry i z tyłu przez łopatkę, gdy tylko zaczął kopać nowy wnęk. Upadł ranny. Zewsząd rozległy się okrzyki przeciwnika: „Niech żyje Józef Piłsudski!”. Podchorążowie skończyli okopywać się, co chwila zresztą wybuchała strzelanina, którą gasiłem okrzykiem: „Przerwij ogień”. Lada moment spodziewałem się natarcia. Wobec tego przemówiłem do podchorążych lapidarnie: „Chłopcy, będziemy się bronić tutaj do ostatniego. Za nami już tylko Belweder!”. Ledwie wypowiedziałem te słowa, kiedy przyszedł goniec od dowódcy kompanii z ustnym rozkazem, że mam się wycofać.
Warszawa, 14 maja
Henryk Piątkowski, Wspomnienia z „wypadków majowych” 1926 roku (i dyskusja na ten temat), „Bellona”, z. III, 1961, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Podróż nasza w towarzystwie wiernego wojska i urzędników, wraz z prezydentem, odbywała się pieszo. [...] Przyglądająca się nam ludność tamtejsza nie zdradzała ani radości, ani też żalu, obserwując nas jak każde inne widowisko. Dalsza droga do Wilanowa była niezwykle uciążliwa, bo albo piaszczysta, albo ogromnymi wybojami podziurawiona. Szliśmy też bardzo powoli wśród niemilknących, choć rzadkich strzałów. Prezydent Wojciechowski, mimo zmęczenia i widocznego wyczerpania, okazywał bardzo wielki spokój. [...]
Kiedy nareszcie dotarliśmy do Wilanowa, a wojsko stanęło na dużym placu przed kościołem, odezwały się działa z Saskiej Kępy, milczące dotąd. Jeden z pocisków poranił kilku żołnierzy i zabił jednego konia.
Warszawa, 14 maja
Wincenty Witos, Moje wspomnienia, t. III, Paryż 1965, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Marszałek Rataj przybył do Wilanowa już bardzo późną nocą. W rozmowie z nami oświadczył, że nie nalega na naszą decyzję, jednak widzi beznadziejność dalszej walki, która, w warunkach wytworzonych, poza rozlewem krwi nic przynieść nie może. Jeśliby prezydent i rząd zdecydowali się na ustąpienie, to on mógłby się podjąć pośrednictwa między rządem i Piłsudskim, mimo że dla niego będzie to sprawa bardzo ciężka i przykra. Po złożeniu tego oświadczenia wyszedł, zostawiając nas w pokoju samych. Po jego wyjściu rozpoczęła się bardzo ożywiona i szeroka narada. Na życzenie prezydenta Wojciechowskiego zaprosiłem do niej także płk. Andersa.
Narada obfitowała w bardzo ciężkie, a nawet tragiczne momenty. Prezydent Wojciechowski zdecydował się bez namysłu na swoje ustąpienie i doradzał rządowi, ażeby zrobił to samo. Najmocniej ze wszystkich ministrów opierał się [Jerzy] Zdziechowski, uważając ustąpienie przed buntem za niedopuszczalne i kompromitujące. Dość niezdecydowanie popierał go dr [Władysław] Kiernik. Minister spraw wojskowych Malczewski, powiedziawszy kilka zdań, padł z głośnym płaczem na podłogę. Płk Anders siedział, zdawało się, zupełnie nieruchomo z oczami utkwionymi w ziemię. Obserwowałem go długo i uważnie. Widać było u niego tłumiony gniew, gryzący żal, a niezawodnie i palący wstyd. W pewnej chwili porwał się prawie gwałtownie, protestując przeciwko kapitulacji przed buntem i zbrodnią. Wystąpienie jego wywołało wstrząsające wrażenie. Uspokoił go dopiero prezydent Wojciechowski długą przyjacielską prośbą i ojcowskimi perswazjami.
Warszawa, 14 maja
Wincenty Witos, Moje wspomnienia, t. III, Paryż 1965, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Do P. Marszałka Józefa Piłsudskiego!
Przed chwilą oddziały wojska słuchającego rozkazów Pana Marszałka weszły pod dowództwem majora do budynku sejmowego, na terytorium którego nietykalności jestem obowiązany bronić.
Nie mogąc przeciwstawić się fizycznie sile zbrojnej, muszę się ograniczyć do wyrażenia jak najostrzejszego protestu. Nie wątpię, iż Pan Marszałek wyda rozkaz respektowania gmachu sejmowego.
Warszawa, 14 maja
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.